Dzieciom łatwo można podciąć skrzydła

W szkole zawsze były oceny, błędy były podkreślane na czerwono. Wszyscy to przeżyliśmy i wyrośliśmy na porządnych ludzi. Skąd pomysł, że takie postępowanie może być szkodliwe? To kolejne wymysły fantastów propagujących bezstresowe wychowanie. Ale chyba każdy normalny człowiek wie, że życie nie jest sielanką, a dzieci trzeba przygotować do tego, że kiedyś będą w życiu oceniane przez szefów. Nie można wciąż trzymać ich pod kloszem, bo potem nie dadzą sobie w życiu rady. Dlatego już w szkole muszą nauczyć się życia. Im więcej dyscypliny, tym lepiej.
Z podobnymi opiniami można się spotkać bardzo często; wiele osób tak myśli. Wydaje im się, że stres i problemy dzieci są czymś naturalnym. Od wielu lat próbuję tłumaczyć, że szkoła powinna być miejscem, do którego idzie się z przyjemnością, bo rozwój daje radość, a stres zniechęca do nauki. Aby odnieść w życiu sukces, dzieci muszą wierzyć w siebie, a w pierwszych latach życia tak łatwo można im podciąć skrzydła. Być może historia Hani pozwoli zwolennikom tradycyjnej szkoły (opartej na pruskiej tradycji) i kultury błędu zrozumieć, dlaczego dziś powinniśmy szukać nowych, lepszych rozwiązań, a dzieci powinny być chronione przed negatywnymi skutkami ciągłego sprawdzania i porównywania. Żeby odnieść w życiu sukces, muszą w siebie uwierzyć. Ale czy można uwierzyć w siebie, gdy dostaje się tylko informacje o popełnionych błędach?
Oto historia ośmioletniej dziewczynki, którą na potrzeby tego tekstu nazwijmy Hanią. Hania jest uczennicą drugiej klasy jednej ze szkół podstawowych w Bydgoszczy (Fordon).
Hania to spokojne i raczej ciche dziecko. W szkole bardzo się stara i mocno przeżywa wszystkie niepowodzenia. Chce możliwie najlepiej wykonać zadania, ale często coś jej się nie udaje. Jej pismo nie zawsze jest ładne, często ma problemy z utrzymaniem się w liniaturze, bywa, że zapomina o pozostawieniu wolnej linijki. Jej nauczycielka bardzo skrupulatnie sprawdza zeszyty i podkreśla wszystkie błędy, pisze komentarze, w których drobiazgowo wylicza błędy, a do tego wystawia dzieciom za ich prace oceny, chociaż w klasach 1-3 nie musi tego robić. Zapewne wielu rodziców jest z jej metod zadowolonych. W szkole, do której sami chodzili i do której chodzili ich rodzice, dziadkowie i pradziadkowie też tak przecież było. Wszyscy wychowaliśmy się w kulturze błędu! Nauczyciele zwracali uwagę na to, co robiliśmy źle i właśnie to było podkreślane na czerwono. Im więcej błędów, tym gorzej. Wszyscy znamy taką szkołę. Ale świat wokół nas się zmienił, czy zatem i szkoły nie powinny funkcjonować inaczej niż w minionych stuleciach? Czy dziś możliwe jest odejście od kultury błędu? Czy powinniśmy zrezygnować, choćby w pierwszych latach nauki, z oceniania?

Hania bez podpisu

Ostatnio Hania dostała trójkę. Gdy ktoś ogląda jej zeszyt, dziewczynka szybko próbuje przewrócić kartkę na inną stronę. Nie chce, by ktokolwiek zobaczył ocenę dostateczną i widniejący pod nią komentarz nauczycielki. W oczach dziewczynki pojawiają się wtedy łzy. Dla Hani ta trójka i to, co nauczycielka pod nią napisała to wielki wstyd.
Z Ustawy o systemie oświaty, jak również z rozporządzenia w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów wynika, że ocena ma pełnić rolę motywującą. Dzięki niej uczeń powinien wiedzieć, co już potrafi, czego jeszcze nie umie i w jaki sposób może się poprawić. Dla wielu nauczycieli są to niestety martwe zapisy. I nie chodzi o to, że są to osoby, które mają złe intencje. Wprost przeciwnie. Nie znam nauczycielki Hani, ale jestem przekonana, iż jej zdaniem konsekwentne sprawdzanie zeszytów, podkreślanie błędów i pisanie komentarzy typu – „Mam nadzieję, że gdy się postarasz potrafisz pisać lepiej.” (pisownia oryginalna, mż) – mogą dziecku pomóc w nauce. Jednak nawet wtedy, gdy za wpisywanymi do zeszytu ocenami i komentarzami nie kryją się złe intencje, sytuacja Hani wcale nie staje się lepsza, a skutki nie są mniej bolesne. Bo jak czuje się dziecko, które się stara i pisze najładniej jak potrafi, czytając przytoczony komentarz nauczycielki? Jak może na takie słowa reagować dziecko, które tym momencie nie potrafi pisać ładniej? Co jeśli potrzebuje więcej czasu, prawdziwego wsparcia i wiary w to, że z czasem nauczy się pisać staranniej?
Hania jest przecież dopiero w drugiej klasie, ale potrafi już udzielić odpowiedzi na zadane pytanie i bez żadnego błędu ortograficznego wypisać produkty spożywcze. Dlaczego nauczycielka nie odniosła się w swoim komentarzu do tego, co w pracy dziecka jest dobre? Dlaczego nie dostrzegła wykonanej pracy? Dlaczego za jedyne kryterium oceny pracy uznała estetykę pisma? Są przecież dzieci (i dorośli), którzy nie potrafią ładnie pisać i nigdy się tego nie nauczą. Czy wszystkie ich prace powinny być oceniane przez pryzmat tego deficytu? Czy ktoś, kto pisze brzydko, może mimo to pisać dobrze? Poczucie własnej wartości ma ogromny wpływ na to, czy odniesiemy w życiu sukces. Jak zatem wyglądają szanse dziecka, które ma problemy z ładnym pisaniem, ale pisze mądrze i poprawnie. Co będzie o sobie myślało, czytając komentarze dotyczące jednego tylko kryterium? Czy będzie umiało uwierzyć w siebie? Czy będzie miało szansę na sukces?

Spójrzmy na zadanie od strony metodycznej. Zadanie uczniów polegało na wypisaniu produktów spożywczych. Hania wymieniła główne grupy. Nie popełniła przy tym żadnego błędu ortograficznego, choć użyła takich wyrazów jak: orzechy, tłuszcze, zbożowe. Tak więc odpowiedź dziewczynki jest prawidłowa i w jej pracy nie ma błędów ortograficznych. Mimo to nauczycielka nie dostrzegła żadnych pozytywów, a skupiła się jedynie na błędach. Rzeczywiście Hania nie zostawiła odstępu, a litery mogłyby być kształtniejsze. Ale to nie oznacza, że Hania się nie starała. Prost przeciwnie. Każdy, kto zna Hanię wie, że dziewczynka włożyła w pisanie dużo pracy. Ważne, by nadal chciała się starać, by nie straciła motywacji, a efekty zapewne przyjdą z czasem. Jak zatem wpływają na Hanię oceny i komentarze, które dostaje? Czy motywują ją do pracy?

Na czerwono czy na zielono

Zamiana czerwonego długopisu, którym podkreśla się błędy na zielony zakreślacz, którym zaznacza się to, co dziecku udało się zrobić najlepiej, jest symbolicznym przejściem od kultury błędu do kultury doceniania i rozwijanie potencjału.

Nauczycielka zauważyła, że Hania zostawia puste strony i napisała pod zadaniem, żeby tego nie robiła. Szkoda, że nie zapytała dziewczynki, jaki jest powód takiego postępowania. W domu, gdy padło to pytanie, dziewczynka powiedziała: Bo się wstydzę i nie chcę, żeby ktoś to widział. I ja też nie chcę na to patrzeć. Gdy to mówiła, w jej oczach pojawiły się łzy.
Jako dorośli mamy skłonność do niedostrzegania lub ignorowania emocji dzieci. Gdy coś przeżywają, często mówimy, żeby się nie przyjmowały lub żeby nie przesadzały. Choć nie zdajemy sobie z tego sprawy, jest w takim podejściu duża doza okrucieństwa. Wyobraźmy sobie, że sami opowiadamy komuś bliskiemu o dyrektorze, który nie docenia tego, co robimy i wciąż nas krytykuje, a w odpowiedzi słyszymy: „Nie przejmuj się tym. Przesadzasz!” Zwierzamy się komuś z ogromnego problemu i dostajemy w odpowiedzi nie wsparcie, a lekceważenie. Trudno zrozumieć, dlaczego tak często zostawiamy dzieci same z problemami, których nie potrafią rozwiązać i przez które cierpią.
Dla wielu dzieci szkoła jest bardzo trudnym doświadczeniem, dla wielu jest miejscem, w którym zbierają porażkę za porażką. Czy zastanawiamy się, jak się z tym czują, czy zdajemy sobie pytanie, jak to wpłynie na ich wiarę w siebie i ich dalsze życie? Nauczyciele oceniają prace uczniów, nawet wtedy, gdy nie muszą tego robić, bo w szkole tak zawsze było, albo dlatego, że oczekują tego rodzice, którzy z dzieciństwa zrobili dzieciom wyścigi. A co z dobrem dzieci? Czy bierzemy je pod uwagę? Do czego potrzebna nam informacja, że ośmioletnia Amelka jest lepsza od Jasia i Hani? Dlaczego nie dajemy dzieciom czasu na nadrobienie deficytów i od początku porównujemy je z sobą? Dlaczego przyjmujemy, że wszystkie mogą rozwijać się w tym samym tempie? Czy sami chcielibyśmy, by nasi przełożeni tak nas traktowali? Czy chcielibyśmy, by pomijali wszystko to, co robimy dobrze i koncentrowali się tylko na błędach? Czy chcielibyśmy, by pod wykonaną przez nas pracą pisali: Dobrze! lub „Dostatecznie!” „Nie ma dzieci, są ludzie”, pisał Korczak, ale my wciąż jeszcze w to nie wierzymy i traktujemy dzieci w sposób, w jaki nigdy nie potraktowalibyśmy dorosłych i w jaki sami nie chcielibyśmy być traktowani.
Tradycyjny system szkolny i uczniom i nauczycielom wyznacza określone role. Największą cenę za pracę w szkole płacą osoby, które do swojego zawodu podchodzą w sposób formalny i biurokratyczny, czyli nauczyciele, którzy z uczniami nie potrafią zbudować dobrych relacji. Łatwo ich krytykować, ale wiele z tych osób nie potrafi pracować inaczej. Z swoich metodycznych seminariów wynieśli umiejętność pisania rozkładów materiałów, planowania lekcji, przygotowywania sprawdzianów i kontrolowania efektów pracy uczniów, ale nie wiedzą, że fundamentem efektywnej nauki są dobre międzyludzkie relacje i nie potrafią ich nawiązywać. A dobrych relacji nie można stworzyć bez empatii, prawdziwych rozmów i wysyłania dziecku informacji, że jest dla nas ważne, że dostrzegamy i doceniamy jego starania. Nauczyciel, który potrafi wspierać uczniów i podtrzymywać w nich motywację do pracy, nie koncentruje się jedynie na błędach. Gdy ma do czynienia z dzieckiem, które ma z jakąś kompetencją duże problemy, nie poprawia wszystkich niedociągnięć, bo wie, że to niszczy motywację, ale zapisuje sobie, jakie zadania przygotować na kolejną lekcję, by uczeń mógł jeszcze nad wybranym zagadnieniem popracować. Tradycyjna metodyka każe nauczycielom podkreślać na czerwona każdy błąd, nowa, oparta na najnowszej psychologii i badaniach mózgu wyznacza nauczycielom nowe zadania. Najważniejszym z nich jest utrzymanie u uczniów chęci do pracy. Nie ma drogi na skróty. Aby się czegoś nauczyć, trzeba wykonać odpowiednią pracę. Dlatego nauczyciel zawsze musi zastanowić się, jak informacje, które kieruje do dziecka, wpłyną na jego motywację do dalszej pracy. Informacje, które wzmacniają motywację do pracy są dla ucznia dobre, te które ją niszczą, są złe. Gdy nauczyciel potrafi nawiązać relacje ze swoimi podopiecznymi, gdy z nimi rozmawia, gdy zadaje pytania i słucha, co dzieci mówią, może się dowiedzieć, jakie skutki wywołują jego komentarze. Gdyby nauczycielka rozmawiała z Hanią, gdyby zapytała, dlaczego dziewczynka zostawia wolne strony i pisze na kolejnej kartce, miałaby szansę dowiedzieć się, że dziecko bardzo przeżywa sugerowanie mu, że się nie stara. Mogłaby usłyszeć, że Hania się tych ocen i komentarzy wstydzi że są dla niej ogromnym problemem, który doprowadza ją do łez. Jeśli nie jest osobą ignorującą emocje i dobro dziecka, mogłaby się wtedy zastanowić, jak zmienić postępowanie, by nie zawstydzać dziecka i co zrobić, by widzieć więcej niż tylko błędy. Fakt, iż część dzieci w klasie umie już ładnie pisać, nie oznacza, że wszyscy mogą opanować tę sprawność w takim samym czasie.
Żeby pomóc nauczycielce zrozumieć, jak czuje się Hania, można by pod jej komentarzem napisać: Proszę poćwiczyć interpunkcję! Mam nadzieję, że jak się Pani postara, nie będzie Pani robiła błędów w zeszytach uczniów!
Prawda, że boli! A przecież błąd może przytrafić się każdemu, również nauczycielowi. Wiele osób ma problemy z poprawną pisownią. Ale dzieci mają prawo robić błędy! Dlatego chodzą do szkoły. Aby w pełni rozwinąć swój potencjał, nie potrzebują dorosłych, którzy będą im skrupulatnie wytykać wszystkie niedociągnięcia i tym samym podcinać im skrzydła, ale dorosłych, którzy będą je wspierać i budować w nich motywację do dalszej pracy. Taki nauczyciel mówi: Trochę ci to jeszcze nie wychodzi, ale to nic. Mamy czas i musimy nad tym popracować.
W maju przyjeżdża do Polski prof. Joachim Bauer, który poprowadzi dla nauczycieli warsztaty, dotyczące budowania w szkolnej klasie relacji, umożliwiających efektywną naukę. Nauczyciele, którzy nie potrafią nawiązywać z uczniami dobrych relacji, którzy traktują pracę w szkole w sposób zbyt formalny i biurokratyczny, płacą za to zdrowiem.
Informacje o warsztatach można znaleźć na stronie: www.budzacasieszkola.pl

P.S.
Zazwyczaj, gdy opisuję takie historie, odzywają się osoby, które bronią nauczycieli. Chciałabym podkreślić, że moim celem nie jest krytykowanie konkretnych osób, ale pokazywanie ogromnego i trudnego problemu. Dzieci zbyt wiele tracą i dlatego robię wszystko, co w mojej mocy, by szkoły się zmieniły. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że ofiarami obecnego systemu edukacji są i dzieci i nauczyciele. Problem w tym, że tego nie dostrzegamy, bo jak mówi Karl Ove Knausgard: „Tego, co widzi się zawsze, nie widzi się nigdy.”

Comments ( 149 )
  1. Artur

    Droga Pani Marzenko,

    Pani artykuł ukazuje bolesną prawdę nie tylko o samej Hani. Problem odbija się również na rodzicach, którzy nie czują się dobrze, gdy ich dziecko z takiego powodu traci wiarę w siebie. Zapewne poprawa Hani nie nastąpi z dnia na dzień, lecz wymaga czasu. Wydaje się, że nauczyciele powinni to rozumieć. Jak wspomniała Pani w artykule o Hani, każdy z nas popełnia błędy, a do szkoły chodzi się, aby się uczyć i aby rozwijać swój potencjał. Jeśli Hania wszystko by już umiała, to po co jej szkoła? Pani artykuł jest nie tylko pouczający, ale też odkrywający oczywistą prawdę, o której często się zapomina i nie porusza w rozmowach rodziców z nauczycielami. Rodzice nierzadko boją się, że taka rozmowa może ostatecznie negatywnie odbić się na dziecku, gdyż nauczyciel może to odebrać jako atak. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ciekawy artykuł.

  2. Ania Kwiecinska

    Dziekuje za ten artykul. Niestety, nie posiadam polskiej klawiatury, wiec prosze mi wybaczyc. Ja bylam takim dzieckiem – ciagle ocenianym i krytykowanym. Latami potem musialam uczyc sie doceniac wlasna wartosc. Moja corka uczy sie w angielskiej szkole i jest szczesliwa. Szkoda, ze polskie dzieci nie maja takiej mozliwosci, by szkola dawala im szczescie i radosc poza wiedza. Ania

    • Estera

      Miałam dokładnie to samo w szkole. Poniewaz zawsze pisałam jak kura pazurem (a do tego te błedy ortograficzne), jako ostatnia w klasie dostałam „pozwolenie” na pisanie piorem (na poczatku wszyscy pisali olowkiem). Moj syn rowniez chodzi do angielskiej szkoły. Jest w tutejszej zerowce, uczy sie pisac i czytac. Nauczyciel zawsze napisze co jest pozytywne. Zdarza sie mu zaznaczyc rowniez bład (np „zwroc wieksza uwage na odstepy miedzy wyrazami”) ale jest to czasami i zawsze jest poprzedzone informacja, co zostało zrobione dobrze (np „twoje literki wygladaja co raz lepiej”). No i oczekiwania dostosowane sa do indywidualnego poziomu dziecka (moj syn jest jednym z najmłodszych w klasie, nie ma szans, zeby pisał tak samo dobrze, jak dziecko prawie rok od niego starsze) a nauczyciele wymyslaja cwiczenia i zadania dla dzieci bazujac na ich dotychczasowych osiagnieciach i tak, zeby pocwiczyły to, co im wychodzi gorzej.

  3. Hanka

    Mnie przyszedł jeszcze jeden komentarz do głowy w trakcie czytania tego świetnego i jakże prawdziwego artykułu, mianowicie, że w wielu nauczycielach system i to, czego się od nich wymaga, „zabija” umiejętności tego, czego im brakuje. Nie bronię nauczycieli, bo tu rzeczywiście nie o to chodzi.
    Dyrektorzy rozliczają tylko i wyłącznie z osiągnięć na papierze oraz z wyników na egzaminach. Ja sama widzę że nie uczę tylko przygotowuję do egzaminów… 🙁

  4. Joanna

    Mam taką Hanię w domu. Nazywa się Antek. Kiedyś lubił przyrodę… Nic dodać, nic ująć. Smutne.

  5. Basia

    I tu potrzeba mądrych szkoleń i trenerów. Jestem nauczycielką, zmieniłam sprawdzanie prac na właśnie zakreślanie poprawnych wypowiedzi pisemnych – na zielono. Zakreślacze kończą się szybko 😉 ale uczeń wie, ile ma dobrych zdań a co musi poprawić. Z reguły ma tylko poszczególne wyrazy nie zaznaczone, większość est na zielono. Nie poznałam jednak tej prostej techniki na studiach tylko na szkoleniu z mądrym człowiekiem, który również miał te same odczucia jako rodzic. I jestem wdzięczna, że znam ten myk. Moim zdaniem uczniowie czują się poprzez takie ocenianie bardziej docenieni.
    I jeszcze jedno – konkretne wymagania na konkretną ocenę, np. napisz 5 zdań na piątkę, jeśli napiszesz więcej i będą poprawne – będzie szóstka. Konkret, do którego się odnoszę, nie do charakteru pisma 😉

    • Michał

      Bardzo fajne podejście. Nad tym charakterem pisma sam się często zastanawiam. Mój syn (10lat) ma całkiem (z mojego punktu widzenia) całkiem nieźle się rozwija. Tym lepiej im więcej czasu mu poświęcam. Niestety tego czasu brakuje i odruchowo zaczynam tylko wymagać. Wtedy zapał mu opada. Jednak jestem dla niego kimś kogo on chce naśladować. Jak mnie brakuje, to nie ma tego wzorca i staje się leniwy. Wtedy tez widzę, że pisze bardzo niestarannie. Nie dlatego, że nie potrafi, tylko dlatego że nie chce, tak jakby nie widział żadnego sensu w tym wysiłku. Tumaczę mu, że to ważne, że to rodzaj treningu manualnego i opowiadam (czasami nad wyrost) jakie to daje korzyści, żeby go mobilizować do tego starannego pisma, ale jak nie czuje jakiejs presji to szybko odpuszcza. Nie robię tego „dla pani” tylko szczerze wierzę w to, że taka dbałość o estetyke tego co tworzy na papierze zaprocentuje. Sam jestem grafikiem, więc może to zboczenie zawodowe. W każdym razie tak się zastanawiam, czy wymagać od tego mojego szkraba ładnego pisma czy dać mu wolną rękę ?

      • Marzena Żylińska Post author

        @ Michał
        Oczywiście, że zachęcać do tego, żeby pracował tak dobrze, jak tylko może, by wykorzystywał w pełni swój potencjał! Dzieciom trzeba dawać ambitne zadania i motywować je do rozwoju. Ale nie można wszystkim wyznaczać takich samych celów i oczekiwać, że osiągną je w tym samym czasie. I nie wolno wmawiać tym wolniejszym lub nieco słabszym, że „Gdybyś się postarała, to byś to na pewno dobrze zrobiła.” Bo to jest po prostu nieuczciwe.

  6. Zosia

    Ja mam takiego Jaśka z podciętymi skrzydłami. Na szczęście od kiedy przenieśliśmy go do fajnej, prywatnej szkoły, widzę zalążki nowych skrzydełek 😀

  7. Mm

    Tak, żyjemy w kulturze błędu. Jeśli lekarz źle zoperuje, to pacjenta nie obchodzi, że tysiąc razy zoperował dobrze. Gdy kogoś potrącisz, to nie liczy się, że przez 10 lat nie potrąciłeś. Dasz plamę na wizji – internet ci tego nie zapomni i przejdziesz do historii jako ten, który dał plamę. Niestety, takie są realia i szkoła musi do nich młodzież przygotować. Nie popieram tego, co opisane w artykule. Dzieci mają prawo być traktowane inaczej – nauczyciel powinien docenić staranie i to co jest dobre w pracy. Ale nie możemy zapominać, że szkoła nie jest i nie powinna być bańką mydlaną szczęścia oderwaną od tego, co czeka te dzieci w przyszłości. A czeka je również rozliczanie z popełnionych błędów.

    • OZ

      Bardzo trafnie ujęte. Tam, gdzie ktoś płaci za nasze kompetencje – tam wymaga się wprawy, precyzji, doskonałości i bezbłędności. Szkoła to miejsce, w którym się ćwiczy, nabywa umiejętności, wyrabia dobre postawy, w tym wrażliwość i empatię. Szkoła to miejsce na robienie błędów i na koślawe pismo. Dziecko to też człowiek, widzi, że Zosia czy Janek piszą kształtniejsze litery albo szybciej czytają. Nie potrzebuje przy tym, aby ktoś mu to wytykał i odbierał pewność siebie. Widzę to tak, że wtedy potrzebuje usłyszeć, że idzie mu świetnie i będzie tylko lepiej. Wtedy chce usłyszeć konstruktywną krytykę i wiedzieć, że nie jest gorsze. Wszyscy uczymy się w innym tempie, i to jest ok. Nie każdy dorosły ma piękne pismo, nie każdy umie liczyć w pamięci, pisać bez błędów ortograficznych i nie każdy pamięta wszystkie dorzecza Wisły. Szkoła ma rozwijać myślenie, ma dostarczać bodźców, które motywują do poznawania świata i wyrabiać w dzieciach poczucie, że charakter pisma nie decyduje o tym, jakim są człowiekiem. Szczególnie w klasach 1-3 kiedy dzieci są bardzo wrażliwe i powinno stosować się oceny opisowe spełniające rolę motywującą. Krytykować potrafi każdy, motywować już nie. Mnie w pracy nikt nie porównuje do koleżanek czy kolegów, ocenia się mnie na podstawie mojego własnego postępu i wyników, czasy wyścigu szczurów mijają bezpowrotnie, na szczęście 😉

      • JakaJa

        Amen! Dokładnie to samo myślę.
        Dodam, że jeśli właśnie będziemy podtrzymywać ten oceniający sposób bycia i pielęgnować w naszych dzieciach, tym trudniej będzie go wyplenić. A wcale nie jest prawdą, że wszystkich się ocenia tylko źle. Przykład z chirurgiem jest nietrafiony – bo chirurgowi powierza się swoje życie. Jeśli chirurg się będzie mylił to ktoś straci je. Dlatego chirurgiem zostaje osoba, która musi być bardzo zdyscyplinowana, uważna, mająca pewność ruchów i działań. A z tego co wiem z pierwszej ręki-chirurdzy są zestresowani, piją alkohol i pod wpływem alkoholu później wykonują operacje. Profesorowie uznani popełniają książkowe błędy, których stanowisko profesorskie nie powinno już dotyczyć. Wynika to z utraty motywacji, rutyny i pychy i tegk, że często profesor nie słucha, bo uważa się za najmędrszego. To też jest wynik stylu nauczania – gdzie w szkole mamy ten sam model – jeśli jesteś nauczycielem to jesteś automatycznie autorytetem. A autorytet się nie myli..

        Co do mediów – kolejny nie prosty temat. Media krytykują, bo tego oczekują.. ludzie. To jest znów konsekwencja stylu ciągłego wytykania błędów. Poza tym wytykanie błędów rodzi emocje. Negatywne. A to też jest w jakiś sposób uzależniające. Stąd całe hejterstwo się bierze. Czym skorupka za młodu nasiąknie… itd.

        W pracy – pracuję w branży, w której mam możliwość obserwować przekrój różnych styli leadowania/zarządzania. Sama też pracowałam z różnymi kierownikami i team leadami oraz project managerami. I najlepiej mi się pracowało z osobami, które dostrzegały we mnie to co dobre. Które rozumiały, że nikt nie jest idealny i potrafiły wykorzystać moje mocne strony, ale jednocześnie pozwalając popełniać błędy by pracować nad słabymi elementami. To dzięki nim się rozwinęłam. A nie dzięki tym co ciągle krytykowali i wypominali mi błędy, nie widząc tego w czym jestem naprawdę dobra i przez to nie wykorzystując mojego potencjału. Kiedy miałam wrażenie że nie mogę popełnjć błędu-paradoksalnie popełniałam ich więcej, nie byłam zmotywowana do pracy i czułam się wypalona zawodowo. Co warte zauważenia – projekty, którymi zarządzały te osoby.. nigdy nie kończyły się sukcesem. Wręcz przeciwnie.. to o czymś świadczy.

    • elo

      spokojnie, za niedlugo ludzi zastapią roboty
      ktore tak samo bedą myslec o ludziach
      mylący się, nieprzydatni
      być może wszsycy pojdziemy do utylizacji a sztuczne inteligencje stwierdzą tylko: cóz, świat to nie bańka mydlana

      może wtedy będziecie zadowoleni kiedy to na was przyjdzie czas rozliczeń

  8. Dorota z Wielkopolskiego

    A w ogóle to ja myślę, że ta nauczycielka nie lubi dzieci. Natomiast lubi oceniać i karać. W błędzie są ci, którym się wydaje, że sympatia w stosunku do dzieci to oczywista cecha nauczycieli.

  9. Qwerty

    Myślę, że jedynym rozwiązaniem jest: w szkole nie oceniać w ogóle, każdemu osiemnastolatkowi dać maturę, a potem każdemu dwudziestokilkulatkowi dyplom ukończenia studiów.

    Każdy się stara, prawda? No i nikt nie lubi porażki, prawda?

    Więc każdy zasługuje na dyplom magistra, prawda? Bo inaczej nie dostanie pracy, a to dopiero zburzy jego poczucie własnej wartości, prawda?

    Cieszę się, że żyłem w starych, pruskich czasach. Bo rodzice nigdy na mnie nie krzyczeli, kiedy przyniosłem taki zeszyt do domu. Mówili tylko – Pani napisała Ci, co robisz źle, zwróć na to uwagę i rób lepiej. I normalna, szczera rozmowa z rodzicami nauczyła mnie tego, że człowiek niestety w życiu zawsze będzie oceniany i porównywany. I zawsze będą lepsi i gorsi. I ocenianie to nie tragedia, tylko normalna właściwość społeczeństwa, w którym żyjemy.

    Dzisiaj rodzice nie rozmawiają z dziećmi. Chcieliby trzymać je pod kloszem swej nadopiekuńczości zakładając, że po osiągnięciu wieku 18 lat w jednej chwili dziecko stanie się dorosłym, umiejącym sobie radzić z wszelkimi problemami, człowiekiem.

    FIga z makiem. Jeśli nie nauczymy dziecko radzić sobie z konfrontacją siebie ze światem i z innymi, to wyrośnie na … dorosłe dziecko.

    Może o to komuś chodzi?

    • Marzena Żylińska Post author

      @ Qwerty

      Ach ten sarkazm i ironia! I …. jakież to typowe, oczywiście anonimowo i z fejkowego konta. Nie mogę już spokojnie czytać takich komentarzy, nie mogę znieść tego braku szacunku dla dzieci. Bo wszyscy wiemy, że nie ma takich firm, w których człowiek jest wciąż oceniany i wciąż porównywany z innymi. Nie ma takich firm, gdzie przełożony dostrzega tylko błędy i pomija wszystkie osiągnięcia. W taki sposób podchodzi się tylko do dzieci. I takie osoby jak Qwerty uzasadniają to tym, że trzeba dzieci przygotować do życia. Tylko, że to jest jedno wielkie kłamstwo. W normalnych firmach i w korporacjach (sama pracowałam w dużej korporacji) żaden szanujący się szef nie pozwoliłby sobie na takie traktowanie pracownika, bo zostałby oskarżony o brak profesjonalizmu i o mobbing.

      Qwerty na pewno też wie, że są kraje, gdzie dzieci przez kilka pierwszych lat szkolnej edukacji w ogóle się nie ocenia. I ludzie tam wcale nie są głupsi od nas. W każdym razie żyje im się dużo lepiej.

      • Anna

        „Bo wszyscy wiemy, że nie ma takich firm, w których człowiek jest wciąż oceniany i wciąż porównywany z innymi. Nie ma takich firm, gdzie przełożony dostrzega tylko błędy i pomija wszystkie osiągnięcia”

        Pisze Pani, kolokwialnie mówiąc, bzdury. Włos mi się jeży na głowie, jeśli takie rzeczy opowiada Pani dzieciom. Takie przypinanie protez dorosłości zamiast mówienia jaki naprawdę jest świat i co czeka dziecko po szkole, jeśli się w niej nie przyłoży, jest jedną z najbardziej szkodliwych rzeczy i nie przystoi nauczycielowi. To jest prymitywny kołczing.

        • Marzena Żylińska Post author

          @ Anna

          Bardzo nie podoba mi się styl Pani wypowiedzi. Chciałabym, żebyśmy umieli dyskutować z większym szacunkiem. Nie dziwię się, że pojawiają się tu takie wypowiedzi, wszak wszyscy zostaliśmy wychowani w pruskim systemie edukacji, w którym uczono nas szanowania siły, a nie drugiego człowieka. Ja promują inny model wychowania, oparty na odpowiedzialności i szacunku dla drugiego człowieka, a nie na posłuszeństwie i uległości. Szacunku, którego w Pani wypowiedzi tak bardzo mi brakuje.

          Żeby pomóc Pani zrozumieć, o co chodziło w moim tekście, wklejam komentarz jednej z mam, który można znaleźć na fb na mojej osi.

          „Mnie, jako matce trzech synów, udało się trafić na nauczycielkę z dobrym podejściem dopiero, kiedy do szkoły poszedl najmlodszy (mówię o nauczaniu wczesnoszkolnym). Nie ukrywam, przejmowałam się jego szkolnym debiutem, bo zaczął pierwszą klasę jako szesciolatek, a do tego zapowiadał się na dyslektyka, jak jego starsi bracia, którzy na tym etapie edukacyjnym przechodzili prawdziwą gehennę, zwlaszcza średni. Ale to materiał na inną opowieść. Tymczasem Antek potrafi pod tekstem napisanym jak kura pazurem, z błędami typu odwrócone lustrzanie litery, przynieść notatkę treści: „Antoni, jestem w szoku, jak się postarales! Pisanie długopisem wychodzi Ci znacznie lepiej niż olowkiem. Bardzo ciekawe opowiadanie! Widać, ile pracy w nie włożyłeś, jestem z Ciebie dumna!” Nie muszę chyba dodawać, że to jedyne moje dziecko, które lubi chodzić do szkoły? I które nie ma podcietych skrzydeł tylko z tego powodu, że brzydko pisze?”

          A jeśli zna Pani firmę, w której pracowników wciąż się kontroluje ocenia i porównuje z sobą, to poproszę o nazwę. Ja nie znam.

          Dodam jeszcze, że w odejście od kultury błędu i przejście do kultury rozwijania potencjału pozwala uczniom robić naprawdę ogromne postępy. Zapraszam do naszych szkół! Gdy nauczyciele nie skupiają się na ciągłym ocenianiu, ale na stawianiu przed dziećmi wyzwań, te mogą skupić się na nauce. Obserwujemy to we wszystkich naszych szkołach. Byłoby rzeczą zupełne nierozsądną promować metody, które hamują rozwój dzieci.

          • Anna

            Ile razy jeszcze wklei Pani tę historyjkę?
            Brak szacunku to dla Pani zauważanie prostego faktu, że to co robicie, czyni z dzieci bezmózgie i nadwrażliwe galarety? Nigdy w życiu nie oddałabym dziecka do waszej szkoły, bo życie dorosłego bywa brutalne i twarde a Pani opowiada czarowne bajeczki nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.

          • Marzena Żylińska Post author

            Pani Anno,

            podejście które promuję ma bardzo dużo wspólnego z rzeczywistością, bo jest stosowane w wielu szkołach. Jeśli chciałaby Pani wiedzieć, jakie wyniki osiągają dzieci, które nie muszą się w szkole bać, ani z sobą rywalizować, które nie są oceniane, ani z sobą porównywane, to muszę Panią rozczarować. Wyniki są rewelacyjne! (SP Cogito w Płocku, wyniki testu po 3 klasie – 86% – bez testów, ocen, zeszytów ćwiczeń, w Zalesiu Górnym – 96% – tam nawet zrezygnowali z podręczników). Poziom dzieci kończących 3 klasy w SP nr 81 w Łodzi budzi respekt. Ale nie to jest dla mnie najważniejsze i nie to najbardziej drażni zwolenników pruskiego modelu edukacji. Najważniejsze jest to, że ci uczniowie lubią szkołę, są samodzielni i wierzą w siebie. I do tego jeszcze dochodzą relacje i wzajemny szacunek.
            Ja wiem, że taki model szkoły nie wszystkim odpowiada, jesteśmy różni. Wiem, że są rodzice, którzy chcą więcej ocen, sprawdzianów i zadań domowych. Uważają, że szkoła musi boleć, bo sami tylko taką szkołę znają. Ale my pokazujemy, że można inaczej. Zapraszam na któreś ze spotkań klubów BSS. Będzie Pani mogła się przekonać, że dzieci wychowywane bez strachu, to nie „jak Pani obraźliwie pisze „nadwrażliwe galarety”, wręcz przeciwnie.

            P.S.
            Ja o tekst, który Pani określa jako „historyjkę”, opublikowałam raz. Teraz żyje już swoim własnym życiem. Ale proszę zwrócić uwagę, że nazwisko nauczycielki zasłoniłam. Być może jest wrażliwym człowiekiem i nie lubi, by wytykać jej błędy (również językowe, które popełniła), a co Pani zapewne określiłaby jako „nadwrażliwą galaretowatość”. Być może Pani chciałaby być wciąż oceniana i porównywana z innymi. To możliwe. Ale Pani komentarz pokazuje, że woli Pani pozostać anonimowa i pisze Pani w fejkowego konta. I to jest norma. Wszystkie agresywne komentarze, które promują tzw. „twarde wychowanie” dzieci pisane są anonimowo i wysyłane z fejkowych kont.

    • Sayah

      Myślę, że brak oczekiwanego postępu ciężko uznać za porażkę. Poddać się i nie chcieć się starać – to dopiero porażka. A dzieci idą do szkoły z ogromną motywacją, są ciekawe wszystkiego wkoło i właściwie to nie trzeba ich specjalnie nawet zachęcać do zaangażowania jeśli lekcje są ciekawe. To, co Pan/Pani opisuje jest zgoła odmienne od tego co proponuje Pani Marzena w swoim artykule. Nie chodzi o to, żeby głaskać po głowie kiedy coś nie wychodzi i przymykać na to oko, ale żeby umieć podpowiedzieć jak zrobić to lepiej i nie umniejszyć poczucia wartości takiego młodego człowieka. Szkoła wypuszczając ze swoich murów pewną siebie Hanię, która wie, że potrafi, że staranie się przynosi efekty, że każdy ma inne mocne strony, i że błędów nie robią tylko Ci, którzy nie próbują – świetnie przygotuje ją do dorosłego życia. Szkoła nie ma za zadanie pokazać dzieciom jaki okrutny i niesprawiedliwy jest świat. Ma za zadanie pokazać wartość jaką niesie ze sobą własna praca, zaangażowanie i współpraca. To miejsce na wyrobienie właściwych postaw, a nie obóz treningowy. Każde dziecko ma jakiś talent, nie każdy musi być dobry w tych samych obszarach, najważniejsze są te uniwersalne umiejętności miękkie, których nie wyrabiamy u dzieci stosując tak bezpośrednie i krytyczne oceny/uwagi.

      • LL

        Oczywiście nie każdy musi być dobry ze wszystkiego, dlatego „Hania” ma 3 z pisania, a może ma 5 z rysowania. Czy jeżeli ktoś jest z czegoś słabszy to musi mieć 5? Czy gdyby pani nie wstawiła oceny, tylko opis, ktoś by zwrócił na to uwagę? Czy rodzice dalej by myśleli, że w sumie to jest dobrze napisane? Opisy w stylu zawsze ładnie pisze, przeważnie ładnie pisze, zwykle ładnie pisze, czasami ładnie pisze … czy to ma sens, połowa rodziców nie wie o co w tym wszystkim chodzi. A może nauczycielka, już wielokrotnie zwracała uwagę Hani na poprawność pisania i nie przyniosło to skutku – stąd ta ocena. Łatwo napisać artykuł tak obszerny o tym jak nauczyciele krzywdzą dzieci, może lepiej pochylić się nad tym, że dziecko w drugiej klasie powinno pamiętać w których linijkach się pisze, to nie jest takie trudne, nauczycielka nie napisała nic o błędach ortograficznych – nawet ich nie poprawiła na czerwono, zwraca uwagę na systematyczną pracę, więc nie chodzi tylko o tekst napisany na tej lekcji. Widzę, że nawet autorka artykułu nie zrozumiała opisowej oceny. Nie ma czego gratulować.

        • Marzena Żylińska Post author

          „Trawa nie rośnie szybciej, gdy się za nią ciągnie”, mówi niemiecki profesor neurobiologii Gerald Hüther. Dzieci też nie! Rozwijają się w swoim tempie. Trzeba je wspierać i dać im czas. I nie wymagać więcej, niż od siebie.

        • Maria

          LL ale gdzie ta dziewczynka zrobiła błąd ortograficzny? Napisała zamiast zboże- żboże, ale nie o to tu chodzi. Dziecko napisało poprawnie pracę domową, na zadany temat , dostało 3 i jeszcze na koniec ta uśmiechnięta buźka nie pasująca do wypowiedzi nauczycielki. A gdzie choćby wzmianka o tym co dziewczynka zrobiła dobrze? Sama krytyka. Jeśli tak ma wyglądać opisowa ocena to chyba jakieś nieporozumienie.

    • Artur

      Kiedy chodziłem do III klasy moja wychowawczyni Pani Zabłońska biła nas gumowym mieczem po rękach i po tyłku za to, że podczas przerwy przeszliśmy przez dziurę w płocie po piłkę i kolega wyszedł na ulicę. Mało tego, za złe przygotowanie lub nieuwagę na lekcji drewnianą linijką lała nas po rękach. W swoich metodach oprócz tego obracała pierścionek z kamieniem i waliła po głowie. Na bank uważała, że w ten sposób motywuje nas do pracy! Więc Panie Qwerty, to dopiero były pruskie metody. W dorosłym życiu przekonałem się, że na mieście można „po ryju” dostać, więc idąc tokiem rozumowania Qwerty to ja powinienem być wdzięczny mojej wychowawczyni, że mnie do życia przygotowała. Przemoc fizyczna jak i psychiczna potrafi być traumą na całe życie.

    • dominik

      Ale bredzisz chłopie niemiłosiernie. Stosując przemoc psychiczną (tym właśnie jest takie „tresowanie”dzieci), sami edukujecie ludzi, że taka forma załatwiania spraw jest dopuszczalna. W szkołach powinno się uczyć inteligencji emocjonalnej, samoświadomości, samoregulacji wyczulenia na potrzeby innych. Przemoc rodzi przemoc. Szok, że ktoś taki wyedukwany o tym nie wie.

    • Andżelika

      Niestety się nie zgodzę. To, że dziecko od samego początku będzie krytykowane i tylko będą mu wytykane błędy wcale nie pomoże mu w przyszłości. Faktem jest, że życie to nie sielanka i nie raz człowiek po tyłku dostanie. Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że każde dziecko jest inne . Sama mam dwie córki jedna kompletnie się nie przejmuje jak coś nie tak zrobi,czy źle poprawi i idzie dalej druga znów dogłębnie analizuje, aż w przesadną stronę. Mimo, że w domu nie mamy parcia na oceny nie dostaje z tego tytułu żadnych kar. Nie stosujemy wokoło obu jakiegoś muru ochronnego. Jednak sama wiem jak szkoła w przypadku mojego brata zniszczyła jego pasję. Bez przerwy powtarzali mu, że z rysyowania nie da się przeżyć, że malowanie to głupota itd. Niestety wtedy mama nie broniła brata jakoś ludzie wierzy wtedy bardziej nauczycielom niż własnym dzieciom. Dziś jak jest już babcią sama mi powtarza, żebym nie popełniła jej błędów.
      Na zakończenie chciałabym dodać, że mąż w pracy został przez kierownika przy wszystkich doceniony i dostał awans. W szkole nikt nigdy mu nic pozytywnego nie powiedział. O swojej szkole nie będę pisała bo do dziś mam koszmary z jedną babką w tle

  10. Marek

    Krytyka konstruktywna zawsze w cenie. Jeżeli ktoś postanawia zostać nauczycielem z powodu wygody, przywilejów, braku innych perspektyw, to na pierwszym roku powinien być „odsiany”. Nie chodzi przecież o niego, a o tych którym ma potem służyć, czyli dzieci. Nauczyciele z najwyższym autorytetem to nie ci którzy są kumplami dzieci, nie ci którzy są terrorystami, ale ci którzy potrafią słuchać, poświęcić czas, zaangażować.
    Nie litowałby się nad nimi. Ośmieszanie się przez ZNP, który raz jest za by po kilkunastu latach być przeciw, a ostatecznie nie wspomnieć ani słowa o uczniach a jedynie o własnych lękach, sami obniżają swój autorytet i prestiż. Nauczyciele myślący o uczniach sami się obronią.
    Dziękuje za tekst i oby więcej takich osób.

  11. Beata

    Ja też miałam zawsze komentarze: „Pisz staranniej!” „Pismo!” nawet gdy raz postarałam się najbardziej jak mogłam – to wtedy całkiem już odechciało mi się starać . Do dziś pamietam, a było to 46 lat temu 🙁

    • OM

      To bardzo przykre… bo właśnie takie uwagi sprawiają, że człowiek będąc dorosłym może być mniej pewny siebie, mieć kompleksy i mieć mniej odwagi do podejmowania wyzwań. Mało tego… te uwagi w żaden sposób nie sprawią, że dziecko w magiczny sposób ot tak zacznie pisać innym charakterem 🙁 Czy dzisiejsi dorośli są mniej wartościowymi ludźmi przez to że pisali mniej kształtne litery w podstawówce? Nie! Więc po co gnębić tymi uwagami, które nie wnoszą nic oprócz demotywacji i złego samopoczucia… absurd.

    • Marzena

      Ja jeszcze w szkole sredniej musialam przepisywac zeszyty, bo brzydkie pismo mialam. Mam brzydkie do dzis co nie przeszkadza mi pracy i zyciu. Czytajac te komentarze mysle, ze powinnam kazdego dnia dziekowac, ze moje dzieci chodza do szkoly w UK 🙂

      • Marek

        @Marzena – masz brzydkie pismo? Tyyy, a nie widać! Oto właśnie sens walenia dziecku do głowy pierdół, gdy za 20 lat nie będzie języka pisanego ręcznie. Wiadomo jakie jest zdanie większości nauczycielek: „mój przedmiot jest najważniejszy!”.

  12. Barbara

    Smutne , ale prawdziwe w naszej szkole. Pokazywanie błędów, a nie postępów. Zrozumie to chyba tylko osoba która tego doświadczyła lub rodzic dziecka z deficytami czy refleksyjny nauczyciel dbający o emocjonalny rozwój uczniów. Taka Hanię mam w domu i im dalej w edukacji, tym trudniej przekonać nauczycieli o zmianie podejścia do dziecka, by nagradzali, a nie karali za deficyty. Rodzic staje na uszach, by zachęcić do nauki, pokazać, że świat i zjawiska są pasjonujące . To rodzic otrzymuje bezpośredni cios od dziecka z powodu jego niepowodzeń. A u dziecka pojawia się uczucie beznadziejności, bezsilności, brak poczucia własnej wartości, niechęć do nauki, bo to nie ma sensu, lęk, fobia przed szkołą, myśli samobójcze… Tak wiele od nas dorosłych zależy a tak mało dajemy od siebie…

  13. Mariola

    A może by tak znieść religię i multum godzin wf – u i nauczyć dzieci pisać i liczyć w tym czasie. Obetnijcie jeszcze parę godzin normalnych przedmiotów, nie pracujcie z dziećmi w domu – samo przyjdzie wszystko. Ładne pisanie wymaga strasznie wielu ćwiczeń.
    Ja nie podcinam dzieciom skrzydeł – staram się je motywować ale dzieci nie chcą a rodzice mają tylko pretensje.

    • urka

      Mariola, wf to są zajęcia NIEZBĘDNE!
      I jeśli nie rozumie tego nauczycielka to w zasadzie brak słów…
      Co do ładnego pisania, nie przesadzajmy z tym, jego rola jest mocno przeceniona, na Twoim miejscu skupiłabym się na innych rzeczach.

    • Marek

      @Mariola – ładne pisanie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie! W dzisiejszych czasach każdy może pisać ładnie tą samą czcionką. Za kilka lat już niczego nie będzie się pisać ręcznie. Na tak mało perspektywiczne aktywności NIE POWINNO się przeznaczać cennego czasu dzieci. Obecnie pisanie ręczne jest potrzebne głównie w szkole. Kompletnie nie opłaca się w nie inwestować.

  14. Jolanta

    Haniu:ortografia:super!!!!

  15. Monika

    Moje dziecko z zaburzeniami SI, w tym problemy z motoryką. Pani doskonale wie o tym, ma opinię z poradni psychologiczno-pedagogicznej. Notorycznie Go krytykuje. Kiedyś bardzo się starał żeby napisać ładnie, wiem że to był max Jego możliwości, siedzę z Nim przy każdym zadaniu. Pani dała Mu 4, zasmucił się mówiąc ” a ja się tak starałem ” na to wychowawczyni- ” wcale się nie starales! ” …. Wiele sytuacji się wydarzyło, które podcięły Mu skrzydła, czuje się niedowartościowany.Emocje z ktorymi sobie nie radzi, Pani spotęgowała jeszcze bardziej. I moja praca wspierania idzie na marne, bo w ciagu 5 godzin w klasie dziecko czuję się jak ” głupek „( to Jego słowa).

  16. no name

    Bardzo dziękuję za ten artykuł… Ja też mam takiego „Jaśka” w domu… Tylko że problem mamy ze szkoła muzyczną czyli dodatkowymi zajęciami… Mój strach jest nie do opisania… Strach o to że dziecko nabawi się fobii szkolnej bo niestety ale takie zachowanie nauczycieli może do b tego doprowadzić…. Dziękuję też za ten artykuł bo utwierdziłam się w tym że dobrze postępuje broniąc syna… I że jednak jestem zakochana w behawioryzmie… Szkoda, że tak mało nauczycieli jest tymi prawdziwymi z powołania….

  17. Eviva

    Gdy byłam w szkole, ten system spowodował u mnie załamanie wiary w siebie i w końcu zaniechanie nauki w ogóle. Bo po co się starać, gdy wynik wciąż ten sam? Gdy moje dawne nauczycielki dowiadują się dziś, Że piszę i wydaję, mówią „Niemożliwe!” Nic dziwnego, skoro kiedyś przy całej klasie nazywało się przyszłą pisarkę niedorozwinietą debilką i proponował się przeniesienie jej do szkoły specjalnej

    • Marzena Żylińska Post author

      Tomasz Mann też słyszał od swojego nauczyciela języka niemieckiego, że „Twoja matka nigdy nie będzie mogła być z ciebie dumna.” O tym nauczycielu pisze się do dziś tylko dlatego, że nie dostrzegł w swoim uczniu żadnego potencjału. Sam siebie uważał za ponadprzeciętnie inteligentnego człowieka, a Tomasza uważał za przygłupa. Ale Mann w opinie swojego nauczyciela nie uwierzył. Tak jak Pani. Ale nie wiemy, ile dzieci wierzy w to, co o sobie słyszy.

    • Marek

      Ja i moja żona mamy z czasów szkolnych uraz nie do przeskoczenia. Nauczyciele kompletnie nie obchodzili się tym, że reszta klasy nas gnębiła. Tak, wiem, dobraliśmy się znakomicie 😉 Byliśmy bardzo ambitnymi dziećmi, ale mieszkając w dzielnicach klasy robotniczej naturalnym było, że byliśmy przez to tępieni przez kolegów i koleżanki. Nauczyciele kompletnie nie rozumieli problemu i nawet nie chcieli go zrozumieć. Dzięki nauczycielom jesteśmy teraz parą dorosłych osób, które mają masę blokad na poziomie podświadomości. Takie rzeczy odkręca się latami. Proszę więc, jeśli czytasz ten tekst i jesteś nauczycielem/nauczycielką, zwróć na to uwagę 🙁

      • Marek

        „Nauczyciele kompletnie nie obchodzili się tym” – czytam i nie wierzę, że stworzyłem taką konstrukcję językową 😉

        • Marzena Żylińska Post author

          @ Marek
          Mylić się jest rzeczą ludzką. Wszyscy robimy błędy 😉
          Tylko niektórzy oczekują od dzieci, że te ich robić nie będą.

  18. Zofia Wrześniewska

    Nie rozumiem, skąd w niektórych komentarzach założenie, że brak ocen doprowadzi do tego, że mała Hania nie nauczy się starannie pisać. Nikt nie wzywa, by zaniechać nauki pisania w szkołach. Chodzi o to, by nauczycielka napisałam pod taka pracą: „Super wyszła Ci cyferka „10”, ładnie napisałaś pierwszą linijkę tekstu. Spróbujesz tak samo napisać drugą?” Chodzi tylko (i aż!) o to. Ja wiem, że to bardziej zmotywuje małą Hanię niż komunikat: „postaraj się”, szczególnie, że w na pierwszy rzut oka widać, że starań i wysiłku było tam mnóstwo. Szkoda, że nie wszyscy są w stanie to zrozumieć. Szkoda też, że niektóre komentarze są anonimowe – to może właśnie strach przed negatywną oceną? Jednak może „pruska szkoła” odcisnęła w nas piętno, mimo że nie zdajemy sobie z tego sprawy? Może tylko wydaje nam się, że wyrośliśmy w takim systemie na dorosłych a tak naprawdę brakuje nam wiary we własne możliwości, skoro wolimy być anonimowi w obawie przed konfrontacją. I właśnie teraz chodzi o to, by tej wiary nie zabijać w uczniach, by w dzieciach budować pozytywny obraz samych siebie. To jest rola szkoły, nauczycieli, rodziców!

    • Katarzyna Woźniak

      Podpisuję się pod tym co Pani napisała, bardzo trafnie ujęte. Brak ocen nie spowoduje braku nauki, wręcz odwrotnie… pozwoli skupić się na nauce zamiast dekoncentrować dzieci ciągłym sprawdzaniem.

      • Marzena Żylińska Post author

        @ Katarzyna
        Właśnie! Od samego mierzenia jeszcze nikt nie urósł, ale … wielu straciło motywację.
        Często zastanawiam się, skąd bierze się przekonanie, że dzieci uczą się tylko wtedy, gdy są oceniane. W Budzących Się Szkołach najlepsze efekty w klasach 1-3 osiągają uczniowie nauczycielek, które zrezygnowały z tradycyjnego oceniania. Serce rośnie, gdy człowiek widzi, jak mogą rozwijać się dzieci, gdy stawia się im wymagające zadania i gdy przy tym czują się bezpieczne!!!

  19. Nini

    Muszę zaprotestować w kwestii przygotowywania metodycznego nauczycieli. Nie wiem jak wyglądało to wcześniej, ale z własnego doświadczenia wiem, że obecnie na specjalizacjach nauczycielskich bardzo dużą wagą przykłada się do nauczenia przyszłych nauczycieli podstaw psychologii i pedagogiki oraz indywidualnego podejścia do uczniów. Owszem, w szkołach jest jeszcze sporo nauczycieli kształconych w dawnym systemie, ale wydaję mi się, że zmiany w podejściu do uczniów będą w polskich szkołach widoczne dużo szybciej, niż sugeruje tekst.

    • urka

      Chwila, chwila, zaprotestuję. Klasę mojej dziewięcioletniej córki prowadzi młoda pani po studiach, która każdy problem w klasie, omawiany potem na wywiadówce, kwituje: ” Ale na psychologii to ja się nie znam, proszę zapisać dziecko do poradni, jeśli jest nadwrażliwe”. Albo: „Ja, proszę państwa, jestem tu od realizowania programu, ja się nie muszę bardziej starać.” Albo: ” Ja nie mam czasu, żeby każdemu to tłumaczyć z osobna, dzieci muszą ćwiczyć w domu, bez pracy nie ma kołaczy, a to państwu jako rodzicom powinno zależeć na pogłębianiu wiedzy swoich dzieci!”.
      najwyraźniej nie na wszystkich uczelniach przywiązuje się wagę do odpowiedniego nastawienia i edukowania przyszłych nauczycieli 😉

  20. Paweł

    Haniu, jestem nauczycielem w szkole podstawowej w Szkocji i uważam, że nie masz się czego wstydzić! Od razu widać, że jesteś bardzo pracowitą dziewczynką. Twoja Pani na pewno chce, żebyś pisała jeszcze ładniej i to dobrze, że tak dobrze Ci życzy. Ona też bardzo ciężko pracuje. Haniu nie zniechęcaj się! Ja uczę muzyki i wiem, że był taki sławny kompozytor Ludwig van Beethoven i Jego nutki pisane z wielkim sercem i wysiłkiem były bardzo podobne do Twoich literek!

  21. Anna Matysek

    Genialne- dzięki! Mam masę przykładów na poparcie Pani stanowiska. Jestem nauczycielką, która kocha młodzież i swoją pracę!

    • Marzena Żylińska Post author

      Pani Anno,

      to poproszę o kilka przykładów. Bardzo ich potrzebuję! Wykorzystuję je na warsztatach z nauczycielami i zbieram do nowej książki.

  22. Wojtek

    Ocenianie jest trudne. W nauczaniu początkowym nie powinno być ocen. Sami nauczyciele źle znoszą ocenianie a powinni być poddawani zewnętrznej ocenie.
    Z drugiej strony dziecko kończąc edukację ma być gotowe na stresy, oceny, niesprawiedliwość. Tyle, że z czasem powinny się zmieniać obciążenia. Szkoła bez stresu nie jest możliwa, szkoła bez represji, dająca maksimum bezpieczeństwa tak.
    Uczelnie nie uczą jak dobrze uczyć, starsi koledzy w pokoju nauczycielskim także.

    • Ola

      Aby szkoła przygotowała dojrzałego, stabilnego emocjonalnie, pewnego siebie i odważnego młodego dorosłego musi pobudzać w nim mechanizmy, które zbudują jego wiarę we własne możliwości. Stres wyniszcza i poddawanie dzieci stresowi w żaden sposób nie przygotuje ich na radzenie sobie z problemami w przyszłości, wręcz odwrotnie. Dzieci, które czuły się w szkole bezpiecznie i nie były krytykowane za swoje błędy lepiej radzą sobie z niepowodzeniami i szybciej myślą o nowym rozwiązaniu w dorosłym życiu (bo przecież nie chodzi o ocenianie tylko o to, żeby zrobić dobrze). Dzieci, które czują , że każdy ich krok może spotkać się z oceną są bardziej nieśmiałe, boją się wyzwań i szukają aprobaty dorosłych zanim się na coś zdecydują. To też przenosi się na ich dorosłe życie. Nawet u mnie w pracy są tacy, którzy za nowe projekty daliby się pokroić i tacy, którzy twierdzą, że pewnie by sobie nie poradzili. Myślę, że to właśnie kwestia ich pewności siebie lub jej braku. A tą wyrabiają u dzieci dorośli.

      • Wojtek

        Cóż. Nauczyciel zadaje pytanie – ile jest trzy razy siedem? Dziecko staje przed stresem. Czy mogę ten stres usunąć? W jaki sposób? Mogę wesprzeć to dziecko w przypadku porażki.
        Jednym z ważnych dla mnie doświadczeń było uczenie dzieci w wieku 3 – 7 lat matematyki, fizyki i chemii. Najważniejszym dla mnie osiągnięciem było znacznie lepsze radzenie sobie ze stresem, porażkami.
        Abstrahuję tu od faktu, że uczniowie to czasem ludzie prawie dorośli i nie można wszystkich traktować tak samo.
        Streszczę – bez sensu jest dodawanie uczniom stresu bez sensu, ale proces nauczania bez stresu jest awykonalny. i szkodliwy. Radzenia sobie ze stresem trzeba się nauczyć a bez praktykowania nie da się tego zrobić.

        • Ola

          Wojtku, zgadza się. Każdy musi nauczyć się radzić sobie z problemami, wyzwaniami, błędami i stresem. Rzecz w tym, aby źródłem tego były te wyzwania same w sobie, a nie krytyka ze strony nauczyciela. Jeśli dla dziecka stresem jest dodawanie lub mnożenie to niech na tym zakres stresu się kończy. Niech nauczyciel będzie tym, który pokazuje, że z tym stresem da się uporać i jest rozwiązanie tego „problemu”. Kiedy mi w pracy projekt przysparza trudności to chcę móc zwrócić się do mojego Managera po wsparcie i wiedzieć, że wspólnie wypracujemy jakieś ciekawe i efektywne rozwiązanie. Jeśli miałabym iść do niego tylko po to, żeby powiedział mi, że jestem przeciętna i powinnam sobie z tym po prostu poradzić bo Marek czy Kasia sobie radzą to ja podziękuję za takie wsparcie. Bez wsparcia nie ma rozwoju. I ja liczę się z tym, że prosząc Managera o wsparcie nadal się uczę, a moja ocena roczna może być niższa niż kolegów czy koleżanek, ale nadal oczekuję, że będę rozliczana ze swoich postępów i swoich wyników i z tego jak mi to ostatecznie wyszło. Pozdrawiam 🙂

  23. mirka

    zadane zadanie ( wypisanie produktów spożywczych ) wykonane bardzo dobrze…..nie ma błedów ortograficznych, zeszyt zadbany ,pismo czytelne …jak dla mnie ocena maksymalna . „Na uszko” przy oddawaniu pracy mozna było powiedziec ,zeby w przyszłosci pamietała o odstępach ,bo wtedy ten piekny zeszt wygladałby jeszcze piekniej 🙂 …kształt liter? hmmm ….wielu bardzo madrych ludzi ma kulfoniaste pismo i nie sa w stanie tego przeskoczyć…..nie mozna „karać” za rzeczy od człowieka niezalezne……nie masz słuchu muzycznego= fałszujesz to masz otrzymac negatywna ocenę? NIEEEEEEEEEEEE jeśli sie starasz to powinienes dostać DUŻO wyższą od kogoś ze świetnym głosem i słuchem, który totalnie sie nie stara……

  24. Ania

    Pierwsza myśl, która nasunęła mi się po przeczytaniu artykułu to fakt, że bycie nauczycielem to przede wszystkim ogromna odpowiedzialność, dlatego osoby decydujące się uprawiać ten zawód powinny być tego w pełni świadome. Mówienie o tzw. powołaniu nie jest pustym frazesem, a wyróżnikiem, który definiuje charakter przyszłej pracy. Podobnie jak Pani nie chcę krytykować nauczycieli, bo mimo wszystko wierzę, że tak jak wśród każdej innej grupy zawodowej odnajdziemy różne podejścia, motywy – jedne bardziej godne naśladowania, inne mniej. Jednakże nikt z nas w życiu zawodowym nie jest zwolniony z obowiązku doskonalenia się, rozwoju, czy chęci rozwiązywania problemów, zwłaszcza jeśli nasza praca kształtuje przyszłe pokolenia. Zawsze byłam zwolenniczką konstruktywnej, mądrej krytyki. Nie chodzi o to, żeby przestać wskazywać błędy, ale moim zdaniem o zachowanie odpowiedniej proporcji pomiędzy krytyką, a pochwałą. Zasada nie dotyczy tylko grona nauczycieli, ale na pewno w tej grupie najczęściej dochodzi do obowiązku oceny, wydania opinii. Dlatego zanim „wydamy werdykt” zastanówmy się w pierwszej kolejności co zostało wykonane poprawnie, a nawet powyżej przeciętnej i to wyartykułujmy, dopiero później przejdźmy do tych elementów, które można poprawić. Pamiętajmy też o priorytetach, niech wartość merytoryczną pracy nie zostanie przysłoniona błędnym formatem papieru czy krzywym szlaczkiem. Bardzo ciekawy artykuł, który na pewno nie powinien być dedykowany wyłącznie nauczycielom, a wszystkim nam, którzy chcemy bądź będziemy poproszeni o wydanie opinii. Pozdrawiam serdecznie

  25. Anna

    A w jaki sposób należałoby poruszyć temat ocen, zadań domowych czy stresu w szkole, w konkretnej szkole? Czy mogłaby Pani coś podpowiedzieć na podstawie doświadczeń? Mój syn chodzi obecnie do zerówki szkolnej. W pierwszej klasie będzie miał nowego wychowawcę, jeszcze nie wiadomo kogo. Czy czekać aż niepokojące sytuacje wystąpią, czy można coś zrobić wcześniej? Nie wiem jak podejść do tematu żeby go nie spalić. Mój syn jest bardzo bystry i ciekawy świata, jest bardzo ambitny, źle znosi porażki/stres, jest bardzo wrażliwym dzieckiem. Zdecydowanie niechętnie zabiera się (często nie zabiera się wcale) za zadania domowe w formie szlaczków, które są już teraz zadawane. Na razie są nieobowiązkowe. Zdecydowanie go nudzą. Za to wykonanie pojazdu kosmicznego z kartonu jest fascynujące. Rozmawiam z rodzicami, robię rozeznanie jak sytuacja wygląda w starszych klasach i zdecydowanie przeważają rodzice nie oceniający negatywnie zjawisk, o których piszecie Państwo w otwartej szkole. Rodzice nie są świadomi, że można inaczej, przeważnie nie są też zainteresowani zmianami. Jeżeli mogłaby Pani coś podpowiedzieć byłabym wdzięczna. Barierą do zmian są moim zdaniem często rodzice, nauczyciele są różni. W zerówce mamy zdecydowanie szczęście, ale nie wiem jak długo będzie nam ono jeszcze towarzyszyć 😉

  26. Rybka

    niestety…..tak to jest w Polskim szkolnictwie. Wszyscy jakby za karę. Czasem się zastanawiam czy jest jakiś przymus pracy w szkole, bo po niektórych nauczycielach patrząc to chyba tak jest, są za karę. W elitarnym liceum w Wejherowie uczniowie usłyszeli od wychowawczyni „co wy sobie gówniarze wyobrażacie”….. podobno „nie mają szacunku”…..

  27. Asce

    Mam trójkę dzieci w szkole i każde miało takie epizody:

    Najstarszy syn w zadaniu w 1 kl : „Napisz wszystkie cyfry jakie znasz” napisał wszystkie z wyjątkiem cyfry 5, bo takie znał. Pani skreśliła na czerwono i napisała, że miało być 1,2,1,2, bo takie cyfry dzieci dotąd poznały…

    Drugi syn na klasówce z matematyki w 2 klasie zaminił 4+4+4 na 3×4
    pani dała połowę punktu. Bo miało być 4×3! Bo ona uczyła, że najpierw ma być „co” a potem „ile razy”…

    Córce w kl 1 już nie chce sie starać, bo nawet jak sie starała i napisała naprawdę ładnie to dostawała max 4 :/
    Zawsze przychodziła potem ze słowami – „ja nigdy nie dostałam 5 z pisania, a tak sie starałam”
    Więc jak trzeba coś napisać to pisze jaknajszybciej, żeby już mieć z głowy – bo po co tracić czas i się wysilać skoro pani i tak tego nie doceni?

    Takich przykładów z własnych doświadczeń mam na pęczki 🙁

    • Pj

      Też tak miałem, jak Twój najstarszy syn! Nie pamiętam dokładnie o co chodziło, ale skutecznie zmotywowało mnie do nie uczenia się ponad średnią 😉

  28. malina

    Jestem nauczycielką, pracuje za granicą ponad 10 lat, uczyłam w Azji gdzie jest tzw. „stara” szkoła i podobne do polski metody opisane w artykule, teraz mieszkam i pracuje w Australii i tu faktycznie zachodni model chwalenia, podnoszenia na duchu, motywowania. Nie chodzi o to żeby błędy wytykać ale żeby dziecko sie rozwijało, i tak w przykladzie Hani, faktycznie mozna było skupic się na pozytywach ale np. w matematyce czy nauce języka błędy też powinno się wyszczególnic bo przecież uczymy sie na błędach, bez poprawy błędu nie bedzie progresu ale można to zrobić na tzw. metodę burgera. opis/opinię zaczynamy od pozytywów, potem w czym możemy polepszyć się i podumowanie znów o czymś dobrym. jest to konstuktywne, nie boli, pokazuje obszar nad którym musimy popracowac i jednocześnie zachęca do pracy.

  29. Monika

    Pochodzę z rodziny nauczycielskiej. U mnie w domu nauczyciele zawsze mieli rację, prawda i słuszność zawsze stały po ich stronie. To ja zawsze byłam ta winna i niestarająca się. Ten artykuł natchnął mnie do małej introspekcji.
    Ze smutkiem stwierdzam, patrząc z perspektywy swoich 4-dych i własnego warsztatu wykładowcy, że miałam tylko 3 Nauczycielki, które potrafiły nawiązywać relacje z uczniami. Pomijam klasy nauczycieli homogenicznie byle jakich – takich była większość – lekcje biurokratycznie nudne, 0 pasji w przekazywaniu wiedzy z danego zagadnienia i brak jakichkolwiek relacji, czy pozytywnych emocji do uczniów.
    Za to, co mnie smuci najbardziej, to to, że znacznie więcej niż nauczycieli z pasją było – psychopatów – tak nie waham się użyć tego właśnie słowa. Ludzi, którzy z premedytacją stają na rzęsach, żeby udowodnić uczniowi, że jest nikim, używając najróżniejszych form przemocy psychicznej, a czasem również fizycznej. Nie mam pojęcia na czym polega ta zależność, ale im wyższa szkoła/uczelnia, tym tych psychopatów było więcej (tak, to o tobie mowa „pani profesor” od chirurgii szczękowej).
    Uważam, że już samo oczyszczenie szkoły z takich psychopatycznych jednostek, znacznie poprawiłoby jakość życia dzieciaków

  30. Mentor

    Nie ma łatwego sposobu, żeby powiedzieć komuś, że jest przeciętny lub mierny. Powyższy tekst promuje niskie standardy, a także nie dotyka sedna problemu, czyli systemu oświaty.

    Kiedyś dzieci nie traktowano jak ludzi upośledzonych, tylko jak młodych dorosłych. Młody wiedział, że aby być samodzielnym człowiekiem (dorosłym), to musi nabyć potrzebną wiedzę i umiejętności. I wiedział, że nie ma na to wiele czasu. Dziś 30 letni ludzie żyją na czyimś utrzymaniu bez perspektyw i ambicji.

    Problemu by nie było, gdyby każdy mógł rozwijać się w swojej dziedzinie i ze świadomością, że aby osiągnąć sukces trzeba współpracować z ludźmi dobrymi w innych dziedzinach. Nie da się tego osiągnąć bez rodziców, którzy spędzają cały tydzień w pracy. Nie da się tego osiągnąć bez nauczycieli, którzy są lepiej opłacani, niż inzynierowie w fabrykach. Nie da się tego osiągnąć piorąc taśmowo mózgi od najmłodszych lat życia.

    Na zakończenie dodam, że Hania wstydzi się być przeciętna bo to wstydliwe. Wstydzi się tak, bo ma psychicznych rodziców, którzy nie akceptują tego kim jest Hania i jakie ma możliwości. Szkoda Hani.

    • Marzena Żylińska Post author

      Najchętniej zaprosiłabym Pana do jednej z Budzących Się Szkół, np. do SP nr 81 na Bałutach w Łodzi na lekcję np. Anki Bańkowskiej (uczy w 1-3). W tej szkole w nauczaniu początkowym nie ma ocen. Nauczycielka daje swoim uczniom bardzo trudne i wymagające zadania, ale daje im też ogromne wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Musiałby Pan zobaczyć, co te dzieci umieją, jakie one piszą teksty, jakie tworzą zadania z matematyki, jak się rozwijają! I co być może najważniejsze, z jakim szacunkiem odchodzą do nauczycielki i do siebie nawzajem.
      Myślę teraz, że lekcje nauczycielek ze SP nr 81 w łodzi muszę nagrać i pokazywać ludziom, którzy nie wiem dlaczego, ale uważają, że ludzie uczą się dlatego, że ktoś ich ocenia.

      • Mentor

        To bardzo dobrze, że takie szkoły istnieją. Sam jestem zdania, że ocen i egzaminów końcowych być nie powinno, natomiast powinny istnieć egzaminy wstępne.

        Życie polega na nieustannym ocenianiu. Począwszy od doboru przyjaciół, szkoły, dziedziny rozwoju osobistego, samochodu, restauracji, a kończąc na banalnych rzeczach jak zawartość garderoby.

        Dzieje się tak, że żyjemy w świecie dóbr rzadkich i niewłaściwe ulokowanie jedynego zasobu jaki posiadamy (czas) skutkuje biedą. Umiejętność oceniania i przyjmowania oceny, a także wyciągania odpowiednich wniosków jest kluczowa dla człowieka. Natury nie oszukasz.

        • urka

          A ja Panu współczuję tego życia pod presją ciągłych ocen, w przeświadczeniu, że wszyscy wokół są przeciętni i że żeby nie podzielać ich przeciętności to trzeba się lokować od najmłodszych lat na pólkach dóbr luksusowych. Życie jest zbyt kruche i krótkie, żeby żyć w Pana świecie 😉

    • Ola

      Przyznam szczerze, że ciężko mi uwierzyć, że ten komentarz jest na serio, ale jako taki go potraktuję. To, że ktoś ma brzydkie pismo lub ma dysortografię nie świadczy o tym, że jest mierny czy przeciętny. Edison był najgorszym uczniem w klasie, Picasso nie potrafił zapamiętać kolejności liter w alfabecie, Johna Lennona wyrzucono z przedszkola, a Woody Allen miał problemy w szkole, bo zajmowało go wszystko, tylko nie to, co mówili nauczyciele. Takich przykładów jest całe mnóstwo! Przeciętni są Ci, którzy nie mają pasji, nie rozwijają swoich talentów, a zamiast tego wtapiają się w ten nasz przeciętny szary nijaki system edukacji i wkuwają do sprawdzianów, z których nie wynoszą żadnej wiedzy. Aby być samodzielnym człowiekiem trzeba wierzyć w siebie, mieć poczucie własnej wartości, umieć podejmować wyzwania i mierzyć się z trudnościami. Te umiejętności wyrabia się otrzymując wsparcie i cierpliwość. Trening czyni mistrza, nie uwagi w zeszycie. Tak jak napisała Pani Marzena – od mierzenia jeszcze nikt nie urósł. Najefektywniejszy system edukacji to ten promowany w Skandynawii, tam pierwsze lata szkoły podstawowej dzieci spędzają głównie na zabawie, bo to rozwija kompetencje miękkie i buduje motywację (nauka poprzez zabawę), tam dzieci się nie ocenia a uczy. Taką postawę promuje też ten artykuł co Pan określa jako „promowanie niskich standardów”. Wspieranie młodych ludzi w ich rozwoju nie jest traktowaniem ich jak upośledzonych, natomiast nasz system edukacji faktycznie tak nas traktuje. Dzieci są uważane za zbyt głupie, żeby samemu decydować które przedmioty je interesują, są uważane za zbyt niesamodzielne żeby samemu wybierać lektury i wszystko się im narzuca odgórnie. Inicjatywa i kreatywność są zabijane już na wejściu, wszystko ma być tak jak jest w kluczu, w szablonie, w podręczniku, regułki mają być na pamięć (a nie własnymi słowami), interpretacja wiersza ma być tak jak Pani powiedziała, niezależnie od tego jak kto wiersz zrozumiał. To jest dopiero tworzenie upośledzonych dorosłych, fabryka marionetek! Jestem pewna, że rodzice Hani nie mają problemów psychicznych i bardziej niż akceptują swoją idealną córkę. To na jakim etapie jest jej umiejętność pisania nie ma nic do jej potencjału. Natomiast duże znaczenie ma to, czy nauczyciel będzie potrafił wykorzystać potencjał swoich uczniów. Hania nie wstydzi się tego, że jest przeciętna, bo przeciętna nie jest, dziwi fakt, że nie rozumie Pan/Pani dlaczego dziecko może czuć się niekomfortowo kiedy jest porównywane do swoich rówieśników i oceniane na tej podstawie. Ludzie inteligentni porównują siebie z dziś do siebie z wczoraj i na tej podstawie określają swój progres, bo na świecie zawsze będą ludzie mądrzejsi, sprytniejsi, szybsi czy wyższi. To nie znaczy, że trzeba patrzeć na siebie jak na osobę przeciętną. „Bądź sobą, a nigdy nie będziesz mieć konkurencji” – tego powinniśmy uczyć dzieci, że są wyjątkowe będąc takimi jakimi są. I nie zabierajmy im motywacji do nauki i ciekawości do świata.

    • Ola

      I bardzo się cieszę, że Ci geniusze, których wcześniej wymieniłam nie uwierzyli swoim nauczycielom w to, że są przeciętni i mierni, bo nasz świat wiele by na tym stracił. Strach pomyśleć w ilu młodych geniuszach dziś zabija się potencjał w szkole wmawiając im, że koślawe pismo i ocena w zeszycie świadczą o ich potencjale… 🙁

    • Marcin

      do Mentora:

      Artykuł jest o Hani, która jest dzieckiem starającym się jak może aby spełnić oczekiwania nauczycielki. Bardzo naturalna postawa, którą widzę w wielu dzieciach. Moje też chodzą do szkoły, też się starają, a zdanei autorytetów (tu: nauczycielki) traktują jako ważne w swojej codziennej pracy, bo pomaga im się rozwijać i daje (lub powinno dawać) poczucie bezpieczeństwa.
      Artykuł jest o systemie motywacji – demotywacji i jakie są skutki gdy się przesadza z tym drugim.

      Szanowny czytelnik robi jednak pseudo-analizę że dziecko wstydzi się być przeciętne i ma psychicznych rodziców, a na dodatek generalizuje próbując nas wszystkich moralizować. Ale ja tu widzę wyłącznie śmieszność starszego pana

      ps. Brawo Haniu, żadnego błędu (!) i bardzo ładnie napisane.

  31. Spark

    Ja mam w domu młodzieńca, który nauczył się czytać gdy miał pięć lat, kocha przyrodę i chętnie szukał nowych wiadomości i ciekawostek. Eksperymentował i ładnie pisał i startował w kangurku…
    Szkoła skutecznie odzwyczaiła go od czytania, nie chce mu się ładnie pisać, mówi o sobie,że jest głupkiem. Boimy się o maturę – nie tylko z matematyki.
    Nauczyciele mogą być dumni….
    Sama szukam wciąż nowych dróg i sposobów poznawania świata.

  32. Aramis

    Po pismie Hani widac, ze o ile nie jest chora jest zaniedbana przez rodzicow – nie poswiecili jej uwagi i czasu zeby pocwiczyc z nia pisanie.
    To dziecko jest w drugiej klasie a pisze jak za moich czasow (1974) pisalo dziecko po dwoch miesiacach uczeszczania do szkoly.
    Wstyd, wstyd dla rodzicow i przykro ze przez samolubne, roszczeniowe lenie musi dzicko cierpiec.
    Co do demotywowania ocenami – jesli jest jedna Hania w klasie i 24 Kasie, Zosie i Krzycie ktore pisza starannie co ich bedzie motywowalo do dzialania jesli zobacza ze sa tak samo oceniani i glaskani po glowie jak Hania ?
    Gratuluje idei wpajania od dziecka filozofii „czy sie stoi czy sie lezy …”.
    Na olimpiadach tez nie powinno byc klasyfikacji, miejsc, medali tylko gozdzik dla kazdego. Tak w imie krzewienia rywalizacji sportowej.
    Zamiast walic taka sciane placzu i uzalac sie nad zaniedbanym dzieckiem lepiej wysilic sie i zrozumiec o co chodzi nauczycielowi i po co to robi.
    Zaczac jednak trzeba od zrozumienia slowa „nauczyciel”.

    • Marzena Żylińska Post author

      @ Aramis

      Popełnił Pan w swoim komentarzu bardzo wiele błędów! Nie wiem, czy się Pan nie starał w szkole, czy to może wina Pana nazbyt liberalnych rodziców, którzy Pana rozpieszczali i chwalili, ale efektem jest żenująco niski poziom.

      Wymienię kilka błędów, bo mam mało czasu.

      W słowie „widać” jest literówka. To samo dotyczy słowa „że” i „poświęcili”. Przed spójnikiem „żeby”, a nie jak napisał Aramis „zeby”, stawia się przecinek. To samo dotyczy drugiego zdania. Tu brak przecinka przed „a”. Również w trzecim zdaniu jest błąd interpunkcyjny. Nie pisze się „dzicko”, ale „dziecko”, kolejny błąd jest w słowie „cierpieć”.

      Dalej nie czytam i do treści się nie odnoszę, bo w Pana wypowiedzi jest błąd na błędzie. Czy naprawdę nie jest Panu wstyd? Wierzę, że gdyby się Pan w szkole bardziej starał, to umiałby Pan pisać krytyczne komentarze dotyczące błędów bez błędów.

      Od ośmioletniej Hani wymaga Pan więcej niż od siebie. Dziwne, prawda?

    • Ola

      A mnie dziwi, że usprawiedliwia Pan/Pani zaniedbania ze strony nauczyciela, zaniedbaniami ze strony rodziców. Rodziców, których Hania może nie mieć, którzy mogą być nieobecni w jej życiu (niekoniecznie z wyboru). Niezależnie od tego jaką sytuację rodzinną ma Hania, rolą nauczyciela niezmiennie pozostaje pobudzanie rozwoju uczniów. Mówi Pan/Pani o tym, że lepiej wysilić się i zrozumieć o co chodzi nauczycielowi zamiast użalać się nad dzieckiem. A ja głupia myślałam, że szkoła jest dla dzieci i to dziecko powinno być w centrum uwagi.

      • Aramis

        Zgodze sie, ze pominalem zaniedbania nauczyciela, w zasadzie jedno ogromne – nie powinien wystawiac tak malemu dziecku ocen, w koncu oceny takiego malucha sa ocenami pracy rodzicow. Moja zona jest nauczycielka i czesto zdarza mi sie obserwowac szarze rodzicow oburzonych „zla praca nauczyciela ktory osmielil sie krytykowac idealna latorosl”. Niestety, najczesciej problemy dziecka sa efektem braku uwagi i czasu rodzicow. A to pan dyrektor banku pracujacy od 6ej do 24tej. Zadowolony, ze ciezko zapracowuje pieniadze na przyszlosc dziecka. A dziecko nie ich potrzebuje lecz polowy czasu ktory spedza w pracy. I takich mozna mnozyc.
        Nie ma informacji czy nauczycielka rozmawia z rodzicami i radzi im co maja zrobic.
        Widze pewne zagrozenie tego dziecka, moze byc tak, ze pierwszy raz w zyciu spotyka sie z krytyka, ocenianiem i wymaganiami. I nie potrafi sobie z tym nowym doznaniem poradzic, z emocjami, z logika postepowania …
        To bardzo wartosciowe przezycie dla dziecka, uczy sie ono jak z tym radzic. W przyszlosci, jesli Hania bedzie pracowac w biurze korporacji bedzie przygotowana na to co ja spotka w brutalnym swiecie. Poradzi sobie. Tylko teraz nalezy ja madrze wesprzec.
        Szkola nie jest dla dzieci, dla dzieci sa rodzice. Szkola jest dla rodzicow, zastepuje ich w roli nauczycieli, ale nie w 100 procentach.

        • Marzena Żylińska Post author

          Aramis,

          pracowałam i jako nauczycielka i w korporacji. Proszę mi wierzyć, w żadnej nie jest tak, jak w szkole! W żadnej korporacji pracownicy nie są wciąż oceniani i porównywani ze sobą. Szef, który wprowadziłby takie metody zostałby oskarżony o brak profesjonalizmu, albo o mobbing. Takie podejście do człowieka możliwe jest tylko w szkole. Ale proszę mi wierzyć, w wielu szkołach (np. należących do Budzącej Się Szkoły) podejście do uczniów jest zupełnie inne (rezygnacja ze stopni, albo w wyższych klasach z 1 i zastąpienie ich oceną „jeszcze nie”. I wszędzie tam efektywność nauczania rośnie, a uczniowie lubią chodzić do szkoły.

          A że rodzice potrafią być trudni, też wiemy. Niestety dotyczy to wszystkich frakcji, i rodziców i nauczycieli. ważne, byśmy do siebie nawzajem, i do dzieci, podchodzili jak człowiek do człowieka.

          • Mentor

            Tak jest w korpo ale z innych powodów.

            W korporacji nie ma „niewłaściwych ludzi na niewłaściwych stanowiskach” mimo, że są. Nie ma ich dlatego, że trzeba by się było przyznać, że ktoś podjął błędną decyzję, której nie potrafi naprawić. Do tego umowa o pracę jest dobrowolna, a szkoła obowiązkowa.

            Z drugiej strony w korporacji ocenia się ludzi pracą, którą dostają. Najciekawsze projekty dostaną ludzie, którzy potrafią coś więcej i są lubiani, a reszta dostanie to co zostało.

            Oceny to młyn na wodę dla ambitnych lub niespełnionych rodziców, a utrapienie dzieci z niskim poczuciem własnej wartości. Te trzy pierwsze lata to dobry czas, aby ją wypracować, bo dystans do siebie buduje się latami.

    • urka

      Aramis, przyznaj się, Jesteś zwykłym trollem, bo nie ma innego usprawiedliwienia dla bzdur, które wypisujesz.

    • Marcin

      do Aramisa:

      Artykuł jest o małej Hani, która ciężko pracuje i dobrze sobie radzi, a mimo to nauczyciel skupił się na jej słabych stronach.

      Szanowny Pan jednak jest ekspertem od czytania między wierszami, generalizowania i pouczania innych jak to źle Hanię wychowali i wie wszystko najlepiej. Taki teoretyk-moralizator co pozjadał wszystkie rozumy. Brawo pane troll

    • Maria

      Mój syn wcale nie jest zaniedbany, ma 12 lat,a pisze cztery razy gorzej od Hani. Mówię tu o charakterze pisma. Pisze krzywo, wychodzi poza linie, a jak się nie stara, to przeczytać nie można, ale w klasie 4 dostał stypendium za wyniki w nauce, to chyba nie jest tak źle….

  33. Marzena Żylińska Post author

    Pod tekstem na osi Budzącej Się Szkoły ukazał się taki komentarz:

    „Dziękuję za tego posta i osobie, która odniosła się do komentarza. Jak wsiadałam do tramwaju ,byłam inną osobą, innym nauczycielem niż jak z niego wysiadałam (posta przeczytałam w trakcie jazdy). Dziękuję!”

    A po chwili pani Magda dodała:
    „Magdalena Sierocka Zawsze czułam, że , ogólnie mówiąc, krytykowanie ucznia jest słabe. Intuicyjnie tego unikałam, ale dopiero ten wpis mi uswiadomił dlaczego. Myślę, że trzeba go jakoś upowszechnić, niech więcej osób skorzysta. Bo to jest jak olśnienie i jestem pewna,że dotknie wielu!”

    Więc było warto!

    Jestem z te słowa ogromne wdzięczna, bo wiem, że wszyscy wychowaliśmy się w tradycji pruskiej szkoły. Większość nauczycieli została też wykształcona w tej tradycji. I dlatego trudno nam dostrzec, jakie to jest toksyczne i jak bardzo zabiera motywację do nauki. Dlatego uważam, że trzeba o tym pisać i trzeba by zorganizować dużą kampanię społeczną, żeby uwrażliwiać ludzi, na zło, jakie dziś – w imię ich dobra – wyrządzamy dzieciom. Wielu nauczycieli ma najlepsze intencje, a mimo to, pewnych rzeczy nie dostrzegają. Ale jeśli mają otwarte serca, to potrafią odchodzić od tego, co „było zawsze”.

  34. name

    Bardzo dużo trafnych spostrzeżeń, ale… Niestety rzeczywistość jest jaka jest, świat się zmienia, a rodzice pozostają rodzicami. Oceniamy uczniów ponieważ tego oczekują rodzice, pierwsze pytanie jakie zadają dziecku po powrocie do domu: Jakie dostałeś/aś oceny?

    • Marzena Żylińska Post author

      @ Name
      Wielu rodziców pyta dzieci po powrocie ze szkoły: Co dostałaś dziś z matematyki?”

      Warto zadać sobie pytanie, czy w taki sposób traktowalibyśmy swojego męża / żonę? Jak byśmy się czuli, gdyby mąż po powrocie do domu pytał nas: Dostałaś dziś nagrodę? Czy twój dyrektor cię pochwalił? Co powiedział o twoim projekcie?
      Nikt chyba nie chce być traktowany w tak przedmiotowy sposób. Ale dzieci tak traktujemy.
      A jak mówił Korczak: „Nie ma dzieci, są ludzie.” Ale my wciąż jeszcze dzieci jak ludzi nie traktujemy.

  35. agata

    A gdyby tak Pani nauczycielka TYLKO oprócz wskazania niedociągnięć w piśmie dodałaby dwa zdania o prawidłowym wymienieniu produktów oraz braku błędów ortograficznych – czy znalazłby się temat do dyskusji? Nie sądzę….
    Uczniom należy wskazywać materiał nad ,którym musza jeszcze popracować ale jednocześnie chwalić i podkreślać mocne strony….
    Wszystko powinno być w umiarze…
    Niestety ja jestem osoba,która wiecznie była chwalona za bardzo dobre wyniki w nauce,za potencjał, za olimpiady….nic to nie ma się do rzeczywistości….myślałam ze w życiu zawodowym tez tak będzie a teraz niejednokrotnie wsadzając wysiłek w prace, realizując postawione cele ciągle słyszę – stać cie na więcej, masz potencjał, jest bardzo dobrze ale może byc zawsze lepiej ( z uśmiechem na twarzy szefa)….. Niestety życie w dorosłym świecie, różne sytuacje uczą pokory i w szkole również czasami trzeba zauważyć swoje niezaciągnięcia w danym zakresie….

  36. Szymon

    Taaak traktujmy nasze dzieci jak jajka na miękko, bo się przypadkiem popłaczą tylko dlatego, że ktoś im prawdę prosto w oczy powiedział. Jak dziecko robi coś na od*** to się mu mówi, że zrobiło na od***, a jak zrobi coś idealnie to mówi mu mu się, że zrobiło to perfekcyjnie, ale mówienie mu za każdym razem, że zrobiło coś dobrze jest poronionym pomysłem. O kochanie moje jak ty ślicznie zawiązałeś dzisiaj buciki, to cudowne, że w wieku 8 lat to potrafisz. O fiołku mój cudowny jak pięknie, że posprzątałaś swój pokój zamiast zmieść śmieci pod dywan.

    Jeśli dziecko ma normalny dom i kochającą rodzinę bez problemy przyjmie na klatę to, że ktoś mu coś takiego napisze, bo nie jest przewrażliwione na swoim punkcie. Mój syn ostatnio w konkursie ortograficznym uczestniczył, bo generalnie radzi sobie naprawdę dobrze, ale tym razem coś mu nie poszło. W stopniach dostał tróję z minusem, czyli jak na jego możliwości źle, ale wiecie dlaczego się tym szczególnie nie przejął i powiedział, że następnym razem będzie lepiej? Nie dlatego, że mu to nauczycielka napisała, czy powiedziała, ale dlatego że wracając do domu doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ma w nas oparcie i że ludzie, którzy są dla niego najważniejsi nie będą mieć do niego pretensji. Szkoła to dla niego to, czym dla nas jest praca. Należy to wykonać najlepiej jak się zrobi a jak nie wyjdzie to trudno, trzeba się poprawić. Traktowanie szkoły w ogóle jak jakiegoś guru od wychowywania dzieciaków i przelewanie monstrualnej odpowiedzialności za psychikę naszych dzieci na nauczyciela to jest jakiś w ogóle symbol naszych czasów. Z całym szacunkiem do wszystkich rodziców, ale jeśli wasze dzieci nie potrafią sobie poradzić z PRAWDĄ napisaną prosto w oczy to coś jest nie tak z waszym wychowaniem. TO RODZIC ma budować poczucie własnej wartości w dziecku, a nie nauczyciel. TO RODZIC ma wychowywać, a nie nauczyciel. I wreszcie zadaniem RODZICA jest takie budowanie stosunku dziecka do świata, by dziecko potrafiło przyjąć na siebie krytykę tak jak to się powinno wydarzać, czyli krytka = wskazówka, co należy zmienić. Tym bardziej że nauczyciel nie pisze: ty niedorozwinięty durniu jak mogłeś tak to napisać. Nie. Nauczyciel pisze to co powinien napisać: zrobiłeś to na odwał, nie skupiasz się na tym co robisz. Zadaniem dziecka jest wyciągnięcie wniosków. Jeśli tego zrobić nie potrafi: to jest to katastrofa wychowawcza po stronie rodzica.

    • Szymon

      Dodam jeszcze, że ja po powrocie syna ze szkoły nie pytam, co dostał w szkole tylko jak było dzisiaj w szkole, co robili, a on sam mówi o swoich ocenach. Czasem jest to 3 czasem 5 innym razem 6+. Paradoks polega na tym, że ja mam totalnie w nosie jego oceny. Dlaczego? Ponieważ sam nie świeciłem przykładem. W liceum z matmy miałem raptem 3+, a dziś jestem docenianym programistą kontrolującym programy składające się z setek tysięcy linii kodu.

      Jeszcze raz bardzo silnie powtórzę: choćby nie wiem jakim skur*** był nauczyciel to NA RODZICU tkwi odpowiedzialność za poczucie własnej wartości u dziecka. Właściwe podejście gwarantuje silną osobowość, a tej nie zniszczy żaden komentarz w zeszycie.

    • Marzena Żylińska Post author

      Wydaje się Panu, że wszystkie dzieci są takie same. To błąd!
      Ja mam kontakt z wieloma szkołami i wieloma nauczycielami i widzę, jak uczą i jak zachowują się dzieci w szkołach, w których nauczyciele nie robią im z dzieciństwa wyścigów i w których je wspierają. Budzących Się Szkół jest coraz więcej i coraz więcej nauczycieli rozumie, że pruski system nie jest dobrym rozwiązaniem, bo hamuje rozwój i niszczy u wielu dzieci wiarę w siebie. W Pana tekście też są błędy (już mi się nie chce ich wypisywać) i na tej podstawie też mogłabym napisać o Panu coś negatywnego. Ale już to w stosunku do kilku osób zrobiłam. I co? Nic nie odpowiedzieli. Z jakiegoś powodu wobec siebie są bardziej pobłażliwi niż wobec ośmioletniego dziecka.
      Jestem metodykiem, więc powtórzę, że poprawianie u uczniów wszystkich błędów jest poważnym błędem metodycznym, bo niszczy motywację i powoduje, że uczą się kultury błędu. A potem, gdy dorosną zachowują się wobec innych jak teściowe z brzydkich dowcipów 🙂 Nauczyciel nie musi, a nawet nie powinien poprawiać wszystkich błędów, bo to niszczy motywację. A jak Pan zapewne wie, brak motywacji jest największym problemem w naszych szkołach. Nauczyciel musi za to umieć zaplanować aktywności lub zadania, które pomogą uczniom rozwinąć swoje kompetencje i pracować nad deficytami. Trzeba dziś zrobić wszystko, by zastąpić kulturę błędu kulturą rozwijania potencjału. I nie ma to nic wspólnego z chwaleniem. Polecam książkę Alfi Kohna „Wychowane bez nagród i kar” i profesora neurobiologii Geralda Hüthera „Kim jesteśmy – a kim moglibyśmy być?”

      • Szymon

        Dzieci zachowują się względem innych jak teściowe z brzydkich dowcipów, ponieważ to wynoszą z domu, a nie ze szkoły. Zbyt duża odpowiedzialność zrzuca się na nauczyciela, a zbyt mało uwagi poświęca się rodzicom.

        Będąc jeszcze w szkole udzielałem korepetycji z matematyki. Praktycznie każdy jeden uczeń, który do mnie przychodził był uznawany za nieuka. Dostawali same jedynki i dwóje. Po kilku, czasem kilkunastu lekcjach ze mną podnosili swoje umiejętności, czasem nawet do poziomu 4. Ani razu nie zdarzyło się, by po lekcjach ze mną uczeń ponownie dostawał kiepską ocenę.

        I to co się działo nie wynikało z tego, że postępowałem lepiej od nauczycieli. Przychodzili do mnie i wychodzili z kartkami zapisanymi na czerwono oraz serią dodatkowych zadań w ramach ćwiczeń. Zbawieniem dla nich nie była zmiana systemu, ale wspólna praca, poświęcany im czas. Problemem nie jest kwestia tego, że nauczyciel coś napisał na kartce na czerwono, ale to, że wszyscy uczniowie mają tyle samo czasu na zrozumienie materiału. Ci którzy przychodzili do mnie musieli poświęcić na dane zagadnienie 4 krotnie więcej czasu niż inni. I to tu tkwił klucz do wyciągnięcia na powierzchnię ich realnego potencjału. A kto niby ma za to płacić nauczycielom?

        Poza tym umiejętność pisania i liczenia to umiejętność, którą MUSI posiadać każdy. O potencjale można mówić wtedy, kiedy nauczyciel ignoruje ewidentny talent muzyczny ucznia, ale nie wtedy kiedy uczniowi się pisze, że nabazgrał coś na szybko (bo chciał iść do komputera grać).

        Zdarzało mi się udzielać korepetycji z fizyki, czy nawet języka polskiego i historia się powtarzała. Nie o system chodzi, ale o to, że ten system to tylko maleńka część tego, co powinno być przedłużane w domu.

        Mój syn nie jest szczególnie wyjątkowy pod tym kątem. On po prostu od samego początku był bombardowany właściwymi bodźcami. Od samego początku był uświadamiany, że oceny nie są celem samym w sobie, a jedynie wskazówką.

        Nie można uzależniać wychowania od nauki.

  37. Aniela

    Kiedyś mój syn dostał uwagę „Pomimo, że syn przebył badania psychologiczne, na lekcji matematyki nadal patrzy się w okno.” i jedynka za brak uwagi na lekcji. Odpisałam nauczycielce, że widocznie to, co on widzi za oknem jest bardziej interesujące niż to, co dzieje się na lekcji. Tacy są nauczyciele…

    • Marzena Żylińska Post author

      Niektórzy! Ja znam wielu wspaniałych nauczycieli, dzięki którym dzieci wspinają się na szczyty swoich możliwości. I dlatego tak protestuje przeciwko metodom, które dzieciom podcinają skrzydła.

  38. Zofia Wrześniewska

    Na początek szacunek dla Aaramisa za to, że po dwóch miesiącach umiał już tak pisać. Ja po dwóch miesiącach nauki w podstawówce nie znałam jeszcze wszystkich literek. Mało tego, jestem leworęczna i w latach 80-tych (kiedy byłam w klasach 1-3), nikt nie umiał mnie nauczyć pisania a we wszystkich ćwiczeniach były strzałki do literek dla praworęcznych. Nie przeszkodziło mi to jednak całkiem nieźle radzić sobie w szkole, skończyć podstawówkę, liceum, studia, podyplomówkę i jeszcze parę kursów po drodze. Argument o potrzebie ćwiczenia pisania do bólu jest dla mnie bezzasadny. Myślę, że Hania pisze całkiem normalnie, jak na dziecko w jej wieku. Poza tym nieważne, czy Hania będzie lekarzem, prawnikiem, czy trafi do korporacji – teraz ma być szczęśliwym dzieckiem i z chęcią chodzić do szkoły. Czy przez taki komentarz jest to możliwe? Myślę, że szanse na radość z nauki pisania spadają. I tu jest sedno sprawy! Na tym etapie mamy dzieci zachęcać, sprawiać, by uczyły się z przyjemnością. Dlaczego wychodzimy z założenia, że muszą nauczyć się przyjmować krytykę? Dlaczego nie mają uczyć się przyjmowania komplementów? (to też cenna umiejętność). Pisząc o pracodawcach, korporacjach, wymaganiach dorosłych, patrzymy przez pryzmat ludzi wychowanych w „pruskiej szkole”. Może szefowie, którzy skończą BsS wcale nie będą krytykować pracowników, nie będą ich oceniać, wytykać błędów. Wiemy, że są już takie organizacje na świecie. Warto poczytać o warunkach, jakie mają pracownicy google’a. Tam nie ma kar, ocen, są za to leżaki, hamaki, piłkarzyki, darmowe restauracje i siłownia. I co? Programiści z googla są rozpaskudzonymi niedojrzałymi nierobami? Nie, są jednymi z najbardziej kreatywnych informatyków na świecie. Może tak spójrzmy na uczniów – stwórzmy im jak najlepsze warunki, jak najmniej stresujące, by czuli się komfortowo a będą najbardziej na świecie lubić szkołę!

  39. Marzena Żylińska Post author

    Polscy uczniowie nie lubią szkoły! Tak wynika z opublikowanego niedawno raportu Fundacji Evidence Institute, przygotowanego we współpracy z ZNP w oparciu o wyniki badań międzynarodowych PISA 2015 i TIMSS 2015,
    Nasi uczniowie są w tej kategorii na ostatnim miejscu. Czy będziemy chcieli zastanowić się nad tą informacją? Czy ma to dla nas dorosłych jakiekolwiek znaczenie? Czy interesuje nas poczucie szczęścia i bezpieczeństwa naszych dzieci, czy jesteśmy zainteresowani jedynie ich ocenami i wynikami?
    Zastanówmy się nad tym, zanim po powrocie do domu zapytamy nasze dziecko: Oddała pani klasówki z matematyki? I co dostałeś? A Maciej? Co dostał?
    Czy traktujemy nasze dzieci podmiotowo, czy przedmiotowo? Bo jeśli są jedynie narzędziem do osiągania wyznaczonych przez nas celów, jeśli nie liczy się dla nas, czy są szczęśliwe i jak się czują, to …. kiedyś, gdy będziemy już starzy i słabi mogą potraktować nas w taki sam sposób.

    • Dżej Dżej

      „Nasi uczniowie są w tej kategorii na ostatnim miejscu. Czy będziemy chcieli zastanowić się nad tą informacją? Czy ma to dla nas dorosłych jakiekolwiek znaczenie? Czy interesuje nas poczucie szczęścia i bezpieczeństwa naszych dzieci, czy jesteśmy zainteresowani jedynie ich ocenami i wynikami?”

      Jeśli pluje się na nauczycieli od lat, prestiż zawodowy jest na poziomie sprzątaczki, to kto zdolny i ogarnięty zostanie nauczycielem? A jeśli zostają sami idioci, to czego się spodziewacie. Tym artykułem pokazała pani że ma pani nauczycieli za idiotów i terrorystów, więc proszę się spodziewać takich nauczycieli.

      • Marzena Żylińska Post author

        Nauczycieli jest w Polsce ponad 600 tysięcy. W tej grupie są bardzo różne osoby. Znam wielu świetnych, oddanych dzieciom nauczycieli i wiem, jak mogą rozwijać się dzieci pod ich skrzydłami. Dlatego staram się zrobić wszystko, by z polskich szkół wyeliminować praktyki, które hamują rozwój dzieci i zniechęcają je do nauki.

        A żeby przekonać Pana, że mój tekst można odebrać inaczej, wklejam tu komentarz z osi Budzącej Się Szkoły, napisany przez panią Magdę.
        „Dziękuję za tego posta i osobie, która odniosła się do komentarza. Jak wsiadałam do tramwaju ,byłam inną osobą, innym nauczycielem niż jak z niego wysiadałam (posta przeczytałam w trakcie jazdy). Dziękuję!”

        W kolejnym komentarzu Pani Magda napisała: ” Zawsze czułam, że , ogólnie mówiąc, krytykowanie ucznia jest słabe. Intuicyjnie tego unikałam, ale dopiero ten wpis mi uświadomił dlaczego. Myślę, że trzeba go jakoś upowszechnić, niech więcej osób skorzysta. Bo to jest jak olśnienie i jestem pewna,że dotknie wielu!”

        Więc to raczej nie kwestia mojego tekstu, ale Pańskiego odbioru. Tak mi się marzy, żebyśmy więcej myśleli, a mniej oceniali. I tego też powinniśmy nauczyć się w szkole. Dziś raczej dzieci uczą się, że wszystko jest na ocenę. Tak wychowuje się ludzi zewnątrzsterownych.

  40. Dżej Dżej

    Brawo
    Dzieci należy traktować jak idiotów, i zrównywać wymagania do poziomu najgłupszych, żeby nawet rodzice debili mogli wmawiać sobie że ich pociechy będą kimś więcej w życiu, niż robolami w korpo. A potem gdy przychodzi dorosłość wielki płacz i żale jaki to świat niesprawiedliwy, „przecież mam studia i dwa języki, co z tego że europeistyka na dyplomie, a języki to podstawy łaciny i francuskiego, przecież jestem inteligencją”.

    Dzieci trzeba zachęcać do pracy, ale i cisnąć, inaczej nie będą widziały różnicy między ciężką pracą, a olewaniem i pracą na odpie… Tacy ludzie jak autorka tekstu chce żeby zdolne dzieci od małego były uczone że nie ma co się starać, i nie ma co próbować, skoro ocena i efekty i tak będą takie same. To przez rodziców debili, którym nauczycielka nie może wystawić pały, mądre dzieci tracą. Przykro mi droga pani, ale jeśli pani dziecko jest po prostu głupie, to nie jest to ani wina szkoły, ani nauczycieli, i jeśli chce pani żeby dziecko miało dobre oceny, proponuje z nim posiedzieć, popilnować, albo wykupić korepetycje.

    Podała pani przykład z odstępami w zeszycie, uważam że córka otrzymała i tak za dobrą ocenę, jeśli dziecko w wieku szkolnym nie potrafi zachowywać odstępów, czy napisać poprawnie literki, znaczy że powinno powtarzać rok, bo jest opóźnione.

    • Marzena Żylińska Post author

      @ Dżej Dżej

      Powinnam zatrzymać Pana wpis, bo jest poniżej poziomu. Mam wrażenie, że z tego, co napisałam ie zrozumiał Pan absolutnie nic. za czytanie ze zrozumieniem musiałabym dać Panu 1, za kulturę wypowiedzi też.

      Spróbuję wyjaśnić to Panu najprościej jak się da. Sadzi Pan w 6 doniczkach 6 nasion. Stoją w takim miejscu, że mają tyle samo słońca, podlewa je Pan taką samą ilością wody, tak samo zasila. Czy wykiełkują w tym samym czasie? Czy roślinka, która wykiełkuje najpóźniej musi być gorsza od tych, które rozwinęły się szybciej? Być może ta, która wykiełkowała ostatnia rozwinie najpiękniejsze kwiaty.
      Rozumie Pan? Co wyrośnie z Hani nie wiadomo, być może osiągnie w życiu dużo większy sukces niż jej nauczycielka, która mimo wykształcenia w zeszytach dzieci robi błędy. Ile znanych ludzi słyszało od swoich nauczycieli, że nic z ich nie będzie. Edisona jego zarozumiały nauczyciel wyrzucił ze szkoły, bo uważał, że szkoda jego cenne czasu na takiego głąba. I tylko dlatego o tym nauczycielu pamiętamy 🙂

      Ale wkleję Panu jeszcze komentarz jednej z mam z mojej osi. Nie tracę nadziei, że może jednak zrozumie Pan, o co chodzi.

      „Mnie, jako matce trzech synów, udało się trafić na nauczycielkę z dobrym podejściem dopiero, kiedy do szkoły poszedl najmlodszy (mówię o nauczaniu wczesnoszkolnym). Nie ukrywam, przejmowałam się jego szkolnym debiutem, bo zaczął pierwszą klasę jako szesciolatek, a do tego zapowiadał się na dyslektyka, jak jego starsi bracia, którzy na tym etapie edukacyjnym przechodzili prawdziwą gehennę, zwlaszcza średni. Ale to materiał na inną opowieść. Tymczasem Antek potrafi pod tekstem napisanym jak kura pazurem, z błędami typu odwrócone lustrzanie litery, przynieść notatkę treści: „Antoni, jestem w szoku, jak się postarales! Pisanie długopisem wychodzi Ci znacznie lepiej niż olowkiem. Bardzo ciekawe opowiadanie! Widać, ile pracy w nie włożyłeś, jestem z Ciebie dumna!” Nie muszę chyba dodawać, że to jedyne moje dziecko, które lubi chodzić do szkoły? I które nie ma podcietych skrzydeł tylko z tego powodu, że brzydko pisze?”

      I proszę mi wierzyć, wielu genialnych ludzi pisze brzydko. jeśli Hania nie poprawi pisma najwyżej pójdzie na medycynę 🙂

      • Dzej Dżej

        „za czytanie ze zrozumieniem musiałabym dać Panu 1, za kulturę wypowiedzi też. ”

        Brak ci argumentów? Co tam, od czego jest argument ad personam, czyli atak na rozmówce wyzywając go od najgorszych.

        „Rozumie Pan? Co wyrośnie z Hani nie wiadomo, być może osiągnie w życiu dużo większy sukces niż jej nauczycielka, która mimo wykształcenia w zeszytach dzieci robi błędy.”

        Proponuje lepszą analogię. Sadzimy 10 różnych roślin w 10 takich samych doniczkach, wszystkie nawozimy i podlewamy ile tylko się da. Ile z nich w ogóle wyrośnie, a ile zgnije? Nie każde dziecko jest takie samo, różne bodźcie rozwijają różne dzieci.

        ” Ile znanych ludzi słyszało od swoich nauczycieli, że nic z ich nie będzie. ”

        Dlatego może coś z nich wyrosło, bo nauczyciele zamiast ich olewać i dawać super oceny „bo każdego trzeba klepać po pleckach i mówić że jest super” woleli ich dociskać.

        Chciałem odnieść się jeszcze do jakichś argumentów, może wdać w dyskusje, no ale niestety w twojej odpowiedzi kompletnie nic nie ma. Przykro mi, że takie osoby uważają się za „autorytety” w dziedzinie nauczania.

        W skrócie wizja jaką pani przedstawia:
        „wszystkie dzieci są cudowne, trzeba dawać im 5, nie ważne czy się starały czy nie, żeby głupsze dzieci nie czuły się głupsze, po co komu ciężka praca, i starania, przecież pochwała nauczycieli to wystarczający bodziec motywujący, w sumie to po co komu oceny, wstawiajmy sobie słoneczka przez cały okres edukacji”. Szkoda tylko że w dorosłym życiu nie mogę iść do szefa i powiedzieć „szefie bo się starałem, chce 10k na rękę”

        Powiem szczerze, czuje się rozczarowany.

        • Marzena Żylińska Post author

          @ Dzej Dżej

          Pan pisze o tym, że niektóre nasionka wyrosną, a inne zgniją i to jest analogia do dzieci w szkole. Ja zaś uważam, że szkoła nie może być miejscem, które kogokolwiek przekreśla. Każde dziecko ma jakiś talent i każde zasługuje na szacunek i wsparcie.

          Nie wiem, czy przeczytał Pan mój tekst. Myślę, że nie, bo wciąż przypisuje mi Pan intencje, których nie mam. Ja nie chcę, by uczniom, którzy mają z czymś trudności stawiać „super oceny”. Ja postuluję odejście od ocen w kasach 1-3. Mnie nie chodzi o to, by dzieci chwalić. Najlepsze jest moim zdaniem wychowanie bez nagród i kar. Dzieci, żeby się rozwijać nie potrzebują ich.
          I widać to we wszystkich szkołach, które wprowadzają kulturę uczenia się.

          Nie przechodziliśmy na „ty”, więc proszę trzymajmy się ogólne przyjętych zasad.
          Możemy mieć różne zdania na temat systemu edukacji, ale ważne jest, byśmy dyskutując, trzymali się faktów. Polemizuje Pan z sensem stawiania „super ocen”. Ale ja o takich ocenach nie pisałam i też jestem im przeciwna. Uważam, że dzieci potrzebują wyzwań i trudnych zadań i oczywiście dorosłych, którzy będą je wspierać, a nie ocen. To ważne, byśmy jako dorośli nie niszczyli dziecięcej motywacji do naukiTo moje poglądy. „Super oceny, to Pana” wyobrażenia. A trudno mi polemizować z czyimiś wyobrażeniami. I Pruski model szkoły ma wielu zwolenników i długa droga przed nami. Ja jednak uważam, że dzieci trzeba wychowywać po ludzku. Pozdrawiam ciepło

        • Maria

          Szanowny panie, pan w ogóle nie rozumie o co tu chodzi. Nauczycielka nie zadała Hani pracy domowej pt. Napisz pięknie literki, ale wypisz produkty żywnościowe i Hania to zrobiła. Proszę pomyśleć w inny sposób np. lekcja matematyki -oblicz, ile jest 2×2, dziecko odpowiada – 4, nauczyciel – trója, bo wynik jest krzywo napisany. Jeszcze jedno, mój syn ma bardzo brzydki charakter pisma i pisze krzywo, a uczy się na 5,6 to pana zdaniem jest opóźniony?

          • Marzena Żylińska Post author

            Pani Mario,

            dziękuję za te argumenty, są bardzo trafne i jestem ciekawa, czy przekonają tych, którzy uważają, że brzydkie lub jeszcze niewyrobione pismo jest wystarczającym powodem, by każdą prace dziecka negatywnie komentować. Ciekawa też jestem, co zwolennicy „twardego kursu” wobec dzieci powiedzieliby na propozycję oceny pracy lekarza na podstawie jego pisma. Rozumiem, że brzydkie i mało czytelne pismo, w oczach takich osób powinno dyskwalifikować lekarza.

  41. Cyr4x

    „Hania wymieniła główne grupy. Nie popełniła przy tym żadnego błędu ortograficznego, choć użyła takich wyrazów jak: orzechy, tłuszcze, zbożowe.”

    Czy tylko ja w tym zeszycie widzę „żbożowe”?

  42. sosos

    Nie zgadzam się z tym. Dziecko trzeba przyzwyczajać do wymagań i porażek. Jak będzie całe życie poklepywane po plecach „na zachętę i żeby zmotywować”. Jak się potem zorientuje jak prawdziwe życie wygląda to się zaczną problemy. Dostateczny to żaden wstyd.

    • Ola

      Myślę, że jeśli szkoła wypracuje w dzieciach proaktywność, kreatywność, pewność siebie i empatię to kiedy „zorientują się jak wygląda prawdziwe życie” to nie zrobi ono na nich większego wrażenia 😉 Stawią życiu czoło i dadzą radę, bo będą nauczone szukania rozwiązań i nie będą się bać krytyki. I ma Pan/Pani rację, trzeba dziecko przyzwyczajać do wymagań i niepowodzeń – o tym właśnie jest ten tekst, o tym, aby wymagać, pobudzać do rozwoju, dawać trudne zadania i wspierać po drodze. Na perspektywę każdego z nas składa się bardzo wiele czynników, dla Pana/Pani dostateczny to żaden wstyd, dla Hani może to wyglądać zupełnie inaczej. Dla niektórych ludzi rozwód to wstyd, ofiary przemocy domowej wstydzą się iść na policję, jeszcze innym wstyd zaprosić znajomych jak mają nieposprzątane mieszkanie. Wystarczy wziąć pod uwagę, że wszyscy jesteśmy różni i uznać, że mamy prawo do własnych (innych) odczuć. Hania ma prawo się wstydzić, ma prawo czuć się źle. Ale może można sprawić, aby się tak nie czuła?

  43. GajuszAnonymous

    Nie bardzo rozumiem co to jest „kultura błędu” ale chyba to nie jest problemem. Nie znam nawet takiego pojęcia. Jest nauka na błędach… może o to Pani chodziło? Nauka na błędach do jeden z podstawowych i niezbędnych, zdrowych mechanizmów rozwoju człowieka.

    Problemem jest raczej tzw. koedukacja. Uczą się razem dzieci o różnych umiejętnościach, rozwiniętych w różnym stopniu. Koedukacja marnuje potencjał dzieci zdolnych a dzieciom mniej zdolnym dokręca śrubę ponad ich granice i w efekcie osiąga skutek odwrotny jak w przypadku małej Hani.

    Nie było by problemu w przypadku prywatnej edukacji, gdzie istniały by szkoły o różnym programie nauczania dla różnych dzieci gdzie rodzice mogli by decydować w której szkole ich pociecha będzie się najlepiej rozwijać. W przypadku edukacji realizowanej przez państwo nie dość że jest ona znacznie droższa niż prywatna to na dodatek o tym co jest najlepsze dla naszego dziecka ustala jakiś minister który naszej pociechy nigdy na oczy nie widział.

    A wracając z polityki do procesu rozwoju małego człowieka.
    Pisze Pani jakby z pozycji osoby poszkodowanej troszkę przez życie. Tak jakby Pani sama przeżyła w dzieciństwie surowe traktowanie. Zgadzam się jak najbardziej że jest cienka linia pomiędzy zdrowym szlifowaniem charakteru i umiejętności młodego człowieka a znęcaniem się nad nim ale nie wolno nawet sugerować że rywalizacja jest szkodliwa! Zdrowa rywalizacja to niezbędny mechanizm rozwoju – musi być tylko dostosowana do jednostki a nie do kolektywu jak w demokratycznej publicznej edukacji – jak coś jest dla wszystkich to jest dla nikogo!. Więc znowu wracamy do polityki gdyż źródło problemu jest właśnie tam.

  44. Jasio

    Zwracam uwagę, że „Żbożowe” – to jest z błędem. Powinno być „zbożowe”

  45. Politolog_zawodowy_ekonomista_programista

    No tak, biedna Hania. Oj oj oj. Szkoła jest napisana w systemie przystosowanym pod zachowania dziewczęce, ale wymaga atutów chłopięcych w kwestiach nauki. Bez bójek, szarpanin, sportów kontaktowych, chwali się ciszę i spokój, ale wymaga się rozwiązywania problemów i podejmowania wyzwań. Mała Hania radzi sobie gorzej od statystycznego chłopca. Czemu? Bo Hania jest dziewczynką w 100%, potrzebuje innego systemu, systemu chwalącego kobiecość w nauce, kobiety nie są zdolne do rywalizacji w domyślnych ustawieniach, a w dzisiejszej szkole wpaja im się męskie atuty, dziewczynka zamiast rywalizować z koleżanką pomoże jej, a chłopiec poprzez rywalizacje będzie motywował się do działania. W zespołowych zadaniach natomiast chłopcy naturalnie posłuchają lidera, a dziewczynki będą od razu współpracować na średnim poziomie. To co proponuje autor artykułu jest jeszcze gorsze. Stres powoduje rozwój, sorry Hania nie radzisz sobie to nie masz szans w dorosłym życiu. Najlepszą recepturą aby obie płcie się nie ograniczały są osobne klasy i programy nauczania ze względu na płeć. Ale w tej samej szkole, aby rówieśnicy obu płci mieli ze sobą kontakt. Hania jest przykładem nieprzystosowanej ofiary losu.

    • Marzena Żylińska Post author

      Drogi politologu zawodowy 😉

      Widzę to inaczej. To wszystko jest dużo prostsze. Chodzi o to, by dzieci traktować po ludzku, albo inaczej mówiąc tak, jak sam chcielibyśmy, żeby nas traktowano. Z jakiegoś powodu dzieci traktujemy dużo surowiej, a szkoła jako instytucja wymagająca perfekcjonizmu staje się instytucją toksyczną.
      Żeby zobrazować, o co chodzi, wklejam komentarz jednej z mam z mojej osi na fb.
      „Mnie, jako matce trzech synów, udało się trafić na nauczycielkę z dobrym podejściem dopiero, kiedy do szkoły poszedl najmlodszy (mówię o nauczaniu wczesnoszkolnym). Nie ukrywam, przejmowałam się jego szkolnym debiutem, bo zaczął pierwszą klasę jako szesciolatek, a do tego zapowiadał się na dyslektyka, jak jego starsi bracia, którzy na tym etapie edukacyjnym przechodzili prawdziwą gehennę, zwlaszcza średni. Ale to materiał na inną opowieść. Tymczasem Antek potrafi pod tekstem napisanym jak kura pazurem, z błędami typu odwrócone lustrzanie litery, przynieść notatkę treści: „Antoni, jestem w szoku, jak się postarales! Pisanie długopisem wychodzi Ci znacznie lepiej niż olowkiem. Bardzo ciekawe opowiadanie! Widać, ile pracy w nie włożyłeś, jestem z Ciebie dumna!” Nie muszę chyba dodawać, że to jedyne moje dziecko, które lubi chodzić do szkoły? I które nie ma podcietych skrzydeł tylko z tego powodu, że brzydko pisze?”

      • Anna

        „Chodzi o to, by dzieci traktować po ludzku, albo inaczej mówiąc tak, jak sam chcielibyśmy, żeby nas traktowano. ”

        A czy traktowanie dziecka komplementami na wyrost, pomijanie jego błędów i wpajanie mu że „wystarczy chcieć” bez wysiłku z jego strony, to jest uczciwe a tym samym „ludzkie”? Jestem bardzo ciekawa, jak Pani by się podpisała pod pracą Hani, mając na względzie nie tylko jej samopoczucie ale również efekt edukacyjny.

      • Politolog_zawodowy_ekonomista_programista

        problemy dzieci trzeba przekładać na problemy dorosłych. Jak Hania dorośnie, zostanie np. lekarzem. Jak przetnie podczas operacji wyrostka tętnicę brzuszną i zabije pacjenta, nikt jej nie pochwali za piękne szwy na trupie. Stres mięśnia, powoduje jego wzrost, stres układu pokarmowego powoduje jego uodparnianie na szkodliwe substancje, stres dla mózgu powoduje wzrost jego potencjałów, wzrost siły reakcji obronnych. Dzieci muszą być wystawianie na negatywne bodźce w kontrolowanym środowisku jakim jest szkoła. Przykład użycia „zielonego długopisu” powoduje u dziecka zbyt duża pewność siebie, powoduje tworzenie płatków śniegu, które myślą, że są wyjątkowe. Tak nie jest, w szkole działa selekcja naturalna, słabsze dzieci pozostaną słabsze, więc niech o tym wiedzą. 1 Uczeń na 100 dzisiaj z pokolenia milenijnego (92-02) zarabia więcej jak 10 000 zł, z pokolenia wyżu (62-72) 1 na 60, gdzie szkolnictwo i tak zostało złagodzone. To nie sprzyja rozwojowi, to nie sprzyja kreatywności. Ja rozumiem podejście humanitarne, stricte kobiece, troskliwe, ale nie na tym polega rozwój dziecka jako GATUNKU, matka natura zamiast nagradzania zwycięzców po prostu ich nie zabija, a przegrani kończą zjedzeni przez lwa. Trzeba uczyć dzieci przegrywać, znosić porażki bo inaczej nic z nich nie wyrośnie. Przypomina im się też obrazek : http://img2.dmty.pl//uploads/201312/1388163696_khq1yh_600.jpg

        • Marzena Żylińska Post author

          Mnie nie chodzi o to, by od dzieci wymagać mniej, ale żeby wymagać więcej, by mogły pokazać, na co je stać. A to, czy dziecko uchodzi w szkole za dobrego czy słabego ucznia, w dużej mierze zależy od nauczyciela i wsparcia, jakie od niego dostaje.
          Proszę obejrzeć ten film. Trwa 71 sekund.

          https://www.youtube.com/watch?v=LN9k5BSu82M&t=4s

          W naszych szkołach widać, jak ogromne postępy robią dzieci, gdy w klasie panują dobre relacje. Poziom wzrasta wtedy bardzo szybko.
          Jednak porównując wymagania stawiane ośmiolatkom na wejściu z wymaganiami stawianymi lekarzom, popełnia Pan błąd. System musi być demokratyczny na wejściu (wszystkim dajemy wsparcie), a selekcja może nastąpić dopiero na wyjściu. Ludzie mają różne talenty i różne predyspozycje, chodzi o to, by każde dziecko mogło rozwinąć w szkole swój potencjał, a nie, żeby każde dziecko zostało lekarzem, czy poszło na studia.

          Mnie się wydaje, że Pan nie rozumie moich intencji. Chodzi o to, że Hania została krytyką nauczycielki „rozjechana”, bo nauczycielka – sama pisząc z błędami – wytyka jest, że brzydko pisze. To jest właśnie kultura błędu, w której wyrastamy. Koncentrowanie się na błędach i deficytach, a na deficytach nie można zbudować niczego pozytywnego.
          W wielu szkołach odchodzi się dziś od kultury błędu i zyski są ewidentne. Dlaczego mielibyśmy tkwić w pruskim modelu, skoro i psychologia i doświadczenie mówią, że jest wiele lepszych dróg? Nauczyciele narzekają na brak motywacji uczniów do nauki. A przecież wszystkie dzieci przychodzą do szkoły zmotywowane i pełne chęci do nauki. Trzeba szczerze zadać sobie pytanie, co robimy w szkołach nie tak, że ta motywacja tak szybko ucieka. Gdy nie widzi się problemu, nie można go rozwiązać. I nie chodzi o to, by atakować nauczycieli, bo oni, na równi z dziećmi też są ofiarą pruskiego systemu edukacji. Ale system niszczy motywację dzieci rękami nauczycieli i rodziców, którzy z dzieciństwa robią wyścigi. I to trzeba wszystkim uświadamiać.

    • Ola

      Polecam obejrzeć ten krótki filmik, nieprzystosowane ofiary losu tworzą dorośli.

      https://www.youtube.com/watch?v=0Gj9SC75edk

  46. Anna

    Hania bazgrze jak każde dziecko, które dopiero w szkole uczy się precyzyjnie posługiwać ręką. Nie widzę powodu, by ten fakt (nieudolne pisanie wynikające z niewystarczającej ilości ćwiczeń) zatajać i zaprzestać presji do dalszych wysiłków, okłamując dziecko, że jego starania są wystarczające. Kiedy mamy uczyć nasze dziecko, że krytyka towarzyszy każdym naszym działaniom podlegającym czyjejś arbitralnej ocenie? Kiedy mamy uczyć dzieci rozróżniania krytykanctwa od konstruktywnych uwag? W takich sytuacjach właśnie: słuchaj Haniu, starałaś się wszystko dobrze zrobić, ale jako dziecko nie jesteś w stanie sama ocenić swojej pracy. Pani ma rację, napisała co jej zdaniem jest do poprawy, spróbuj napisać to na 5, skoro już wiesz, jak wygląda pismo ocenione na 3. Na pewno od razu się nie uda, ale nauczyciel da ci kolejne wskazówki i osiągniesz cel.
    Bo to co napisała pani, choć było niegramatyczne, to były wskazówki i dobre rady. Może warto z nich skorzystać, chcąc pisać na ocenę 5 i 6?
    Dzieci w tym wieku należy oceniać za formę, metodę i wykonanie.

    • Marzena Żylińska Post author

      Pani Anno,

      nie widzi Pani powodu, by Hani wytykać tylko brzydkie pismo i jednocześnie pomijać wszystko to, co robi dobrze? To przekopiuję Pani komentarz jeden z mam z mojej fejsbukowej osi.

      „Mnie, jako matce trzech synów, udało się trafić na nauczycielkę z dobrym podejściem dopiero, kiedy do szkoły poszedl najmlodszy (mówię o nauczaniu wczesnoszkolnym). Nie ukrywam, przejmowałam się jego szkolnym debiutem, bo zaczął pierwszą klasę jako szesciolatek, a do tego zapowiadał się na dyslektyka, jak jego starsi bracia, którzy na tym etapie edukacyjnym przechodzili prawdziwą gehennę, zwlaszcza średni. Ale to materiał na inną opowieść. Tymczasem Antek potrafi pod tekstem napisanym jak kura pazurem, z błędami typu odwrócone lustrzanie litery, przynieść notatkę treści: „Antoni, jestem w szoku, jak się postarales! Pisanie długopisem wychodzi Ci znacznie lepiej niż olowkiem. Bardzo ciekawe opowiadanie! Widać, ile pracy w nie włożyłeś, jestem z Ciebie dumna!” Nie muszę chyba dodawać, że to jedyne moje dziecko, które lubi chodzić do szkoły? I które nie ma podcietych skrzydeł tylko z tego powodu, że brzydko pisze?”

      Jak się Pani wydaje, czy efekt, w postaci pozytywnego nastawienia do szkoły i do nauki mógłby być powodem, by uczyć po ludzku?
      I zapytam Panią jeszcze, czy chciałaby Pani mieć szefa, który pomijałby wszystko, co robi Pani dobrze, a koncentrowałby się jedynie na Pani błędach? W pracy to byłby mobbing, w szkole zdaniem wielu osób takie zachowanie jest normalne. Z jakiegoś powodu uznajemy, że dzieciom wolno to robić, o swoje prawa umiemy zadbać.

      • Anna

        Żebym mogła być merytoryczna w ocenianiu zalet wykonanego zadania Hani, musiałabym wiedzieć, na czym on polegało. Jeśli zadaniem było wyłączne przepisanie tekstu, czyli ocena zdolności manualnych, to jedyną zaletą, jest jego względna czytelność i oczywiście poprawność ortograficzna. Naprawdę trudno doszukiwać się szczególnych zalet w wyliczeniu kilku produktów. To nie opowiadanie jak u fejsbukowego Antka, gdzie można ocenić wyobraźnię czy konsekwencję formalną w konstrukcji fabuły.
        Moja córka musiałaby to napisać jeszcze raz, głównie z szacunku do osoby, która to będzie sprawdzać. Nietrudno jest pomylić niechlujność z dysleksją i dzieci bardzo często to wykorzystują. Znam ośmioletnie dzieci, które obrażają się, gdy entuzjazm nie jest bezkrytyczny lub niezbyt hucznie wyrażany; takie rzeczy głupio stosowane, psują charakter. Uczmy nasze dzieci, by radziły sobie z takimi szefami, o jakich pani wspomina, bo zapewne na takich ludzi w życiu również trafią; ważne jest, by ludzie z przyjemnością deprymujący innych, nie byli w stanie złamać poczucia wartości. A nie ma nic gorszego niż poczucie wartości oparte o bezkrytczny stosunek do siebie. Myślę, że w życiu ważny jest balans, dlatego patrząc na pracę Hani oraz przymiotnik „pruski” mam wrażenie, że tutaj go nie ma.

  47. javwka

    Heh, jak chcecie ich wychowywać na rozpieczone gówniaki to ok. Ja byłem opieprzany za błędy, chwalony za dobre rzeczy. Nie było to wyśmiewanie, tutaj nie widzę wyśmiewania, jest to dyskretnie w zeszycie, to co komu szkodzi? Co mi to dało? No po 20 latach jestem programistą, zarabiam 12.000PLN brutto w Polsce! Może dużo, może nie, ale wystarcza mi aż nad to na moje 26 lat. Uważam, że gdybym był rozpieszczany to bym jak wiele osób miał dużo mniej. Mam potrzebę doskonalenia się non stop, perspektywy na podwyższenie tego do 15 tysięcy w ciągu maksymalnie 2 lat, bo nie spocznę na edukacji, jak 90% społeczeństwa naszego, które poprostu uważa że wszystko się im należy bo chcą, a nie bo robią i robią i robią..

    • Marzena Żylińska Post author

      @ javwka

      Myślę, że to nie przypadek, że pisząc o swoim życiu podaje Pan wysokość swoich zarobków. Taki jest właśnie efekt wychowywania ludzi przez kary i nagrody. W szkole robił Pan wszystko, żeby zdobyć piątki, teraz zbiera pan tysiące, jedno i drugie jest narzędziem manipulacji. Oceny przyzwyczajają ludzi, by się podporządkowywali tym, którzy mają marchewki i kijek. Tak wychowani ludzie stają się zewnątrzsterowni i robią to, co im przyniesie kolejne marchewki. Chodzi właśnie o to, by wychowywać inaczej. Kultura błędu stosowana w szkołach skutkuje tym, że mamy społeczeństwo przemocowe, egoistyczne, sfrustrowane i agresywne. Trzeba widzieć związki przyczynowo-skutkowe. Mnie jest bardzo przykro, gdy ktoś mówiąc o tym, że ma dobre życie, potrafi jedynie podać wysokość pensji, smutne to. Moim zdaniem trzeba zrobić wszystko, by ludzie mieli inną hierarchię wartości.

      A żeby pomóc Panu zrozumieć, o co chodziło w moim tekście, wklejam komentarz jednej z mam z mojej osi czasu.
      „Mnie, jako matce trzech synów, udało się trafić na nauczycielkę z dobrym podejściem dopiero, kiedy do szkoły poszedl najmlodszy (mówię o nauczaniu wczesnoszkolnym). Nie ukrywam, przejmowałam się jego szkolnym debiutem, bo zaczął pierwszą klasę jako szesciolatek, a do tego zapowiadał się na dyslektyka, jak jego starsi bracia, którzy na tym etapie edukacyjnym przechodzili prawdziwą gehennę, zwlaszcza średni. Ale to materiał na inną opowieść. Tymczasem Antek potrafi pod tekstem napisanym jak kura pazurem, z błędami typu odwrócone lustrzanie litery, przynieść notatkę treści: „Antoni, jestem w szoku, jak się postarales! Pisanie długopisem wychodzi Ci znacznie lepiej niż olowkiem. Bardzo ciekawe opowiadanie! Widać, ile pracy w nie włożyłeś, jestem z Ciebie dumna!” Nie muszę chyba dodawać, że to jedyne moje dziecko, które lubi chodzić do szkoły? I które nie ma podcietych skrzydeł tylko z tego powodu, że brzydko pisze?”

      Rozumie Pan, chodzi o to, by stworzyć w szkole takie warunki, by dzieci mogły rozwinąć swój potencjał.

    • Marcin

      do javwka

      „Ja byłem opieprzany za błędy, chwalony za dobre rzeczy.”

      Fajnie że dzielisz się z nami historią swojego życia, która niewiadomo trochę jak się ma do tego artykułu. W nim bowiem pokazany jest przykład Hani, która wypełniając starannie polecenie została rozjechana krytyką i nie dostała słowa pochwały za DOBRZE wykonane zadanie.

      Jak ktoś się chwali zarobkami to zastanawiam się czy osiągnie kiedyś taki punkt żeby być zadowolonym, czy zawsze będzie pod kreską, bo chce jeszcze więcej. No ale to się robi off topic

    • Ola

      javwka, pomijasz sens tego artykułu mówiąc, że „chcecie ich wychowywać na rozpieczone gówniaki”. Ty byłeś opieprzany za błędy – my również, Ty byłeś chwalony za postępy – my również. Nikt nie twierdzi, że Hanię ktoś wyśmiewa. Każdy z nas ma inną wrażliwość emocjonalną i inaczej odbiera świat, i mamy do tego prawo. Fakt, że Tobie (jak twierdzisz) ten rodzaj wychowania w szkole wyszedł na dobre, nie znaczy wcale, że dla każdego będzie miał tak samo pozytywne skutki. Sama chodziłam do szkoły w latach 90-tych i nie mam żadnej traumy, ale wcale szkoły dobrze nie wspominam. Dziś mam dobrą pracę (tak jak Ty), żyję na poziomie o jakim zawsze marzyłam, jestem szczęśliwa. Ale to nie zasługa wkuwania mapy czarnoziemów, dyktand, durnych lektur (których nienawidziłam) czy wychowawczyni od biologii, która tyrała nas sprawdzianami i opieprzała za każde niedociągnięcie. Mam bojowy charakter i z tym wszystkim sobie poradziłam, nikt nie miał szans wmówić mi, że jestem gorsza lub przeciętna (nawet kiedy mi nie szło). Mam to szczęście, że zawsze miałam estetyczne pismo i dużo zapamiętywałam na lekcjach. Moją pewność siebie i poczucie własnej wartości budowali przede wszystkim rodzice. Ale dzieci z delikatniejszym charakterem mogą sobie z takim naciskiem nie poradzić. Nikt nie twierdzi, że dzieci w szkole powinny być rozpieszczane a ich niedociągnięcia ignorowane. Postęp wymaga refleksji, to oczywiste. Postulatem tego artykułu jest to, aby odpuścić w klasach 1-3 ocenianie i zastąpić je opisowymi ocenami motywującymi. Dzieci nie są głupie, jeśli przeczytają o tym, co zrobiły dobrze, to zrozumieją, że pozostała część wymaga poprawy. Jeśli inne dzieci piszą i czytają ładniej to też będą chciały pisać i czytać lepiej. Czemu im w tym nie pomóc? Ocena to zbędny produkt na tym etapie. Dajmy im się rozwijać a oczekujmy efektów na dalszych etapach. Hania za parę miesięcy (a może za rok) wyrobi sobie pismo, ale to, jak uwagi sprawiły, że się poczuła zostanie z nią na zawsze.

      https://www.youtube.com/watch?v=0Gj9SC75edk

  48. Kaziu

    Mam nadzieję, że dziecko nie pójdzie w ślady swojego nauczyciela.
    Zdanie „Mam nadzieję, że gdy się postarasz, potrafisz pisać lepiej”
    kłuje w oczy, że aż szczypie. Nie można tworzyć czasu przyszłego złożonego od czasowników dokonanych, a czasownik potrafić jest czasownikiem dokonanym. Należy użyć czasownika niedokonanego np. „móc”. Ale co ja tam inżynier mogę wiedzieć.

    • Marzena Żylińska Post author

      Ma Pan rację, to zdanie jest w najlepszym razie nieporadne językowo. No i Pan, inżynier, postawił po „postarasz” przecinek, nauczycielka tego nie zrobiła. Wytykając dziecku błędy, sama nie powinna ich robić.

  49. Marzena Żylińska Post author

    Obejrzyjcie ten film, trwa 1 minutę 11 sekund.
    Ten chłopiec to taka druga Hania. Czy nazwie się go mądrym czy głupim, zależy od tego, na jakiego nauczyciela trafi.

    Dopuszczający

    https://www.youtube.com/watch?v=LN9k5BSu82M

  50. Adrian

    Ale czy przypadkiem nie wynika to z tego, że my wszyscy (zwłaszcza rodzice i dzieci) źle interpretują sens ocen? Moim zdaniem nie jest problemem to, że dziecko otrzymało 3. Z jednych przedmiotów/umiejętności ma 3, z innych 5 i nic w tym złego nie ma. Problemem jest reakcja dziecka. Jak otrzymujesz ocenę, która Cię nie zadowala, to powinien być to najlepszy z możliwych bodźców do poprawy swoich umiejętności. Tymczasem historia którą Pani opisuje pokazuje, że jest zupełnie odwrotnie i że ocena zdemotywowała dziecko. To nie zachowanie nauczyciela jest złe, tylko odbiór (być może kierowany presją rodziców) jest fatalny.

    Problem ten ma jeszcze inne źródło – w klasach 1-3 nauczyciele zbyt często nagradzają przesadnymi ocenami, przyzwyczajając je do samych piątek i szóstek (czyli generalnie robią to, do czego trochę Pani nawołuje). I potem kiedy dziecko dostaje słabszą ocenę wypada poza strefę swojego komfortu. Po to jest skala ocen 1-6 by korzystać w niej z całej okazałości. Nie możemy więc mówić, że dziecko ciągle trzeba nagradzać i nadmiernie chwalić, bo potem właśnie mamy sytuacje takie jak ta z Hanią. Niech Hania ma te 3 za tę pracę na lekcji, ale niech nie będzie to żadna ujma i plama na honorze, tylko informacja o stanie wiedzy/umiejętności. Podkreśla Pani, że nauczyciel nie nagrodził dziecka za inne czynności wykonane prawidłowo. Otóż nagrodził, bo dostała 3, czyli ocenę „środkową”.

    • Marzena Żylińska Post author

      Panie Adrianie,

      chodzi o to, że dziecku najpierw trzeba dać czas, by mogło się czegoś nauczyć. Szkoła zakłada, że wszyscy mogą nauczyć się tego samego w tym samym tempie. A to jest niemożliwe. Prawdę mówiąc, to jest oszustwo.
      Wiele dzieci przez to traci. Poza tym, ciągłe kontrolowanie efektów i sprawdzanie jest przerwą w procesie uczenia się i odwraca uwagę od samych aktywności. Po co marnować tyle czasu, żeby się przekonać, że Jaś w drugiej klasie jest lepszy od Henia? Być może Henio potrzebuje więcej czasu. Domagamy się ocen, bo tak zawsze było, bo do takich szkół chodzili nasi pradziadkowie, dziadkowie, rodzice i my. To model szkoły, który powstał na potrzeby świata, którego już nie ma.
      W Budzących Się Szkołach oceniania jest bardzo mało. W 1-3 nie ma wcale stopni i serce rośnie, jak człowiek widzi, jak te dzieci się rozwijają, gdy nie hamuje ich strach przed porażką.
      W wielu szkołach zamiast 1 wprowadza się ocenę „jeszcze nie”. To też bardzo motywuje do nauki. Im mniej wagi przywiązujemy do oceniania, tym bardziej można się skupić na tym, żeby lekcje były ciekawe i żeby zadania były prawdziwym wyzwaniem.

      • Adrian

        Mówi Pani, że trzeba dać dziecku czas. No ale czy ktoś nie daje tego czasu Hani? Przecież Hania cały czas może teraz ćwiczyć umiejętność pisania, zwłaszcza jeśli uznaje że 3 to nie jest zadowalająca ocena.

        Ja ogólnie zgadzam się z tym, że w szkole potrzeba więcej indywidualnego podejścia do ucznia. Ale bardzo niebezpieczne jest wywieranie presji na nauczycielach by nie stawiali innych ocen niż 5 lub 6. I mówię tu nie tylko o klasach 1-3, ale ogólnie o całej SP. Zacznijmy traktować oceny nie jako wyrocznię i przypisanie do jakiejś kategorii, tylko jak informację o stanie wiedzy. Po prostu.

        • Marzena Żylińska Post author

          Panie Adrianie,

          a czy zadał sobie Pan kiedyś pytanie, dlaczego w klasach 1-3 nie trzeba stawiać dzieciom stopni? Dlaczego ustawa dała nauczycielom taką możliwość? Czy wie Pan, jak oceny wpływają na efektywność uczenia się i na motywację do nauki? Po co Pana zdaniem są stopnie?

          I jeszcze raz wkleję tu komentarz jednej mamy z mojej osi na fb.
          „Mnie, jako matce trzech synów, udało się trafić na nauczycielkę z dobrym podejściem dopiero, kiedy do szkoły poszedl najmlodszy (mówię o nauczaniu wczesnoszkolnym). Nie ukrywam, przejmowałam się jego szkolnym debiutem, bo zaczął pierwszą klasę jako szesciolatek, a do tego zapowiadał się na dyslektyka, jak jego starsi bracia, którzy na tym etapie edukacyjnym przechodzili prawdziwą gehennę, zwlaszcza średni. Ale to materiał na inną opowieść. Tymczasem Antek potrafi pod tekstem napisanym jak kura pazurem, z błędami typu odwrócone lustrzanie litery, przynieść notatkę treści: „Antoni, jestem w szoku, jak się postarales! Pisanie długopisem wychodzi Ci znacznie lepiej niż olowkiem. Bardzo ciekawe opowiadanie! Widać, ile pracy w nie włożyłeś, jestem z Ciebie dumna!” Nie muszę chyba dodawać, że to jedyne moje dziecko, które lubi chodzić do szkoły? I które nie ma podcietych skrzydeł tylko z tego powodu, że brzydko pisze?”

  51. Luiza

    Ludzie UCZEŃ TEŻ CZŁOWIEK, NIE MUSI BYĆ DOBRY WE WSZYSTKIM!
    Oceny, które obowiązują w szkołach dziś są tresurą, szantażem, poniżeniem, ale na pewno żadną informacją zwrotną, ani motywacją. To co daje ustawa o systemie oświaty oraz wszelkie rozporządzenia są niezłą podstawą, która jest ponaciągana przez nauczycieli tak, by było im łatwiej, bo przecież nadal w wielu szkołach istnieje przekonanie, że szkoła jest po to by nauczyciel miał gdzie pracować, a nie by uczeń mógł się rozwijać. Mam dosyć poglądów typu „szkoła to przygotowanie do życia, muszą oberwać żeby w dorosłym życiu sobie poradzić”. Nie ma większej krzywdy jaką rodzic może wyrządzić swojemu dziecku, niż to by zgadzać się na to co dzieje się w polskich szkołach tradycyjnych i przekonywać swoje dziecko, że to nauczyciele mają rację. Mój 12 letni syn zadał mi wczoraj pytanie: dlaczego jak mi się nie chce uczyć to i tak muszę, a jak nauczycielom się nie chce to oni nie muszą? Tak, uczniowie to widzą i dlatego nie lubią szkoły. Dla mojego syna ocena nie ma żadnej wartości jest dla niego przepustką do gry na komputerze. Jest zniechęcony i totalnie rozczarowany systemem szkoły. Jest mądry i myśli samodzielnie, więc nie ma przestrzeni dla niego w szkole. Moja córka chodzi do szkoły budzącej się, gdzie nie ma ocen i lubi się uczyć. System punktowy pozwala jej na samodzielne projektowanie swojej oceny końcowej ,a informacja zwrotna daje realną wiedzę, co robi dobrze i nad czym należy popracować.
    Szkoła tradycyjna i ocenianie oparte na kulturze błędu, kształci ludzi dorosłych, którzy skupiają swoją uwagę przy ocenianiu czegokolwiek przede wszystkim na negatywach, czy dotyczy ona własnych dzieci, projektu w pracy itp. Ludzi, którzy w życiu dorosłym muszą wydać dużo pieniędzy i zainwestować dużo czasu, by na szkoleniach, terapiach pracować nad takimi umiejętnościami jak: optymizm, nie poddawanie się mimo porażek, poczucie wartości, dążenie do celu, docenianie itp.
    Uczniowie z budzących się szkół na pewno nie będą musieli tego robić.

  52. Marzena Żylińska Post author

    To od nas, rodziców i nauczycieli zależy, czy wychowamy orły czy nieloty. Wszystko zależy od tego, kogo dzieci spotkają na swojej drodze życia.

    https://www.youtube.com/watch?v=0Gj9SC75edk

  53. Luiza

    Filmik jest mistrzowskim komentarzem do wszystkich powyżej:)
    Dziękuję 🙂

  54. Rafał

    Ostatnio po raz pierwszy odczułem wdzięczność szkole, że pobrałem w niej naukę o życiu pantofelka.
    Zrozumiałem z niej, że każdy organizm nawet najbardziej prymitywny podąża do pozytywnych doznań – pokarmu. Tak samo jest z edukacją, ma tylko sens gdy jest pozytywnym doznaniem, pokarmem. Nie będzie takim doznaniem gdy będzie miało smak surowych i gorzkich w smaku ocen.
    Natura wyposażyła nas w umiejętność zapominania i wypierania błędów a zapamiętywania sukcesów. Więc z natury nie uczymy się na błędach tylko na sukcesach. To sukcesy albo ich pragnienie dają nam siłę do wstawania po porażkach i podejmowanie kolejnych prób. Oczywistością więc jest wzmacnianie u ucznia rzeczy, które wykonał dobrze a nie podkreślanie błędów.
    Mam też przekonanie, że XIX wieczny system edukacji pruskiej, który jest niczym innym jak przeniesieniem kolonializmu na grunt europejski, świadomie postawił nacisk na piętnowanie błędu. Musiało chodzić o „nie psucie” materiału-surowca przez robotnika, o to żeby miał się za „0”, którego w życiu nic lepszego nie może spotkać niż stanie przy taśmie i wykonywanie nudnych powtarzalnych czynności i poleceń. Kreatywność, poczucie własnej wartości, wiara w siebie czy wolna wola objawiająca się świadomością własnych potrzeb i emocji były elementami które należało wydestylować (w procesie edukacji) z człowieka.
    Mamy XXI w: automatyzację fabryk, drukarki 3d, błyskawiczny dostęp do nieograniczonej bazy informacji a szkoła jak mityczny Prokrustes, przycina uczniom nogi lub naciąga kręgosłupy pod wzorzec XIX wiecznej sztancy. Wysyła w świat ludzi bez oczekiwanych kompetencji i zbędnych dla rynku pracy.
    Pani Marzeno, serdecznie dziękuję za artykuł.

  55. Arbuziczek

    Najlepsza zawsze w sp była plastyka. Przedmiot niby mało ważny bo to nie główny ale…Zawsze miałam 3.Nie umiałam malować bo niby skąd miałam to umieć???Czy pani P mnie tego nauczyla- nie !! Tylko mówiła że brzydko i że źle nie potrafiła mi powiedzieć nawet co jest nie tak… Wstyd był przed całą klasą zapamiętany do dziś Obecnie bardzo lubię robić coś plastycznego i planować prace które nie wymagają Talentu…Żeby dzieci nie ocenić tylko docenić chęci i pracę w to włożoną.. I jeszcze matematyka . w 7 kl były potęgi ich dodawanie czy mnożenie… Była zadana praca domowa na całe dwie strony więc bardzo dużo chciałam odrobić nie szło mi więc na pomoc przybiegł tato- ekspert od matmy w domu…Pomógł wytłumaczył zrobiłam. Następnego dnia w szkole pierwsza się wyrywam do odpowiedzi bo przecież mam zrobione cały wieczór siedziałam aż zakumalam i zrobiłam i co??? 1!!!!!!!! Dostałam pałkę bo wszystko było źle….I co z tego że pracowałam cały wieczór ? do tej pory chyba mój tato o tym nie wie…Ale w matme nie zwatpilam…

  56. Arbuziczek

    Wczoraj moja córka w drugiej klasie, zrobiła dodatkowe zadanie z matematyki. Po lekcjach mówi,że nie dostała”kamyczki”taki system motywujacy- pytam czemu? Przecież rozwiazalas zadanie Ona mówi że nie napisała odpowiedzi- ręce opadły mi bo nie było w poleceniu by napisać odpowiedz Dostała kolejne zadanie dodatkowe i mówi że nie zamierza robić bo po co skoro i tak nic z tego nie wyniknie-kamyczek- I weź zmotywuj dziecko
    Poleglam
    Nie ma odwagi „iść do Pani”

    • Marzena Żylińska Post author

      Tak właśnie działają oceny, kwiatki, słoneczka, kamyczki! Dziecko zrobiło dobrze zadanie i miało z tego satysfakcję i ochotę na rozwiązanie kolejnego zadania, ale nie dostało 5 i satysfakcji już nie ma, chęci do dalszej pracy też nie. Ten przykład doskonale pokazuje, jak oceny uzależniają chęć dzieci do pracy od zewnętrznej nagrody / oceny. Bez ocen mogłyby się cieszyć dobrze rozwiązanym zadaniem i czuć satysfakcję z tego, że sobie z czymś poradziły, że coś umieją. Rozwiązywane zadań matematycznych mogłoby być dla dziecka atrakcyjnym zajęciem i źródłem satysfakcji. Oceny / zewnętrzne nagrody i kary wszystko zmieniają, bo uzależniają satysfakcję dziecka od ocen innych osób. To uzależnienie od cudzych ocen niesiemy potem przez całe życie i przestajemy słyszeć własne odczucia i emocje. Czy nie na tym polega wychowanie ludzi zależnych od cudzych opinii i od autorytetów?

      Bardzo dziękuję za ten przykład.

  57. Joa

    Jestem przerażona niektórymi komentarzami!! wmawiając i wypominając błędy dziecku od najmłodszych lat, wypuścimy w życie przyszłych frustratów i ludzi niezdolnych do jakiejkolwiek empatii. Przestańcie porównywać swoje dzieci do siebie! każdy jest innym człowiekiem, o innej wrażliwości. W ciągu 12 lat nauki jest inny etap rozwoju człowieka, który powinien być nierozerwalnie połączony. Jedni będą szybciej osiągać sukcesy, inni będą odkrywać swoje pasje a jeszcze inni będą całkowicie podporządkowani rygorowi szkoła/dom. Każdy z nas ma całe życie, żeby dokształcać sie i poznawać nowe rzeczy. Dlaczego nikt nie mówi o depresji (spowodowanej nadmiarem obowiązków) uczniów już w podstawówkach! I co z tego, że jeden zostanie prezesem firmy a inny pracownikiem MPO?każdy zawód ma swój sens. Wychowujmy ludzi wolnych i samodzielnie myślących, którzy znają swoją wartość, nikt ich wtedy nie skrzywdzi w życiu dorosłym a oni sami będą umieli się przeciwstawić złemu traktowaniu.
    Ja doceniam, że Hania postawiła kropkę na końcu zdania, mój syn długo nie zauważał takiej potrzeby:) a wyrósł na fajnego faceta.

    • Marzena Żylińska Post author

      O problemie depresji i wypalenia u dzieci niedługo napiszę, bo Dobra Literatura przygotowuje książkę na temat. Autorem jest niemiecki psychiatra prof. Michael Schulte-Markwort, który obserwuje w swojej klinice, ze coraz więcej dzieci dotkniętych jest tym problemem. Jesteśmy społeczeństwem, które nie chroni dzieci i robimy im z dzieciństwa wyścigi. Tej presji wiele dzieci nie wytrzymuje.

  58. Budząca Szkołę Uczennica

    Gdy nie mam presji i nie boję się dostać złej oceny uczę się lepiej, więcej, efektywniej. Jeszcze lepiej uczę się i rozwijam w domu, robię wtedy rzeczywiście to na co mam ochotę i zapewniam, że daje mi to o wiele większą satysfakcję niż gdybym miała dostać za to stopień. Co mi po stopniu, jeśli nie wiem nawet, czy zakutą (niestety) wiedzę zdołam zapamiętać. Młodym ludziom trzeba dawać wiarę, zaufać im. Proszę zobaczyć film : „Stowarzyszenie umarłych poetów” albo przeczytać wiersz „Do młodych” Adama Asnyka. Te utwory motywują. Uczniowie wracając do domu naprawdę robią co chcą. Gdy mniej się ich temperuje, a stara się rzeczywiście zrozumieć co oni czują, zaufać im to oni sami chcą być odpowiedzialnymi ludźmi. Szkoła zamyka nas w ramach, a my chcemy poza nie wyjść. Każdy z nas jest człowiekiem, a nie trybikiem. Zadam proste pytanie : Czy Państwa dziecko jest w szkole szczęśliwe? A może : Czy próbują Państwo poznać swoich uczniów, czy też jest dzwonek, kolejna lekcja i znów nowa klasa? W szkole powinna być współpraca, a nie przymus. To może inaczej: Czy widzą Państwo jak nawet zwykła szkolna nuda jest odczuwana przez nas jako ból fizyczny?
    Miałam okazję spotkać Panią Marzenę i jest to człowiek z pasją, który nie pisałby złych i niemądrych rzeczy, a zwłaszcza tu. Proszę wszystkich dorosłych, którzy tu trafią i wszystkich młodych ludzi miejcie na uwadze, że słowa Pani Żylińskiej są prawdą, tyle że nie godzą się czasem z mentalnością osób jakie czytają te wpisy.
    Dziękuję.

  59. Luiza

    Budząca Szkołę Uczennico BRAWO!!! Pięknie powiedziane i jakże prawdziwie.
    Dorośli – bierzcie przykład!

  60. marek

    Jeśli tak ma wyglądac motywacja dzieci do nauki przez tą nauczycielke,propomuje zmiane zawodu,bo takie dowartościowanie sie dorosłej osoby swiadczy ze nie dorosła do roli podmiotu

  61. Wszystko też zależy od charakteru dziecka…

  62. Joanna

    ja jestem ta Hanią…szkoła zniszczyła moje marzenia..miałam ładnie pisać..rozumieć ortografie i właściwie interpretować wiersze… nie ważne ze kochałam historie… ze kochałam szyć miałam głowę pełna pomysłów….i dlatego mój syn będzie uczony w domu w systemie ED.. CHCE ABY MIAŁ CZAS NA SWOJE MARZENIA I HOBBY… dodatkowo ucząc się z pasja…. dopiero teraz jak ja sama przygotowuje się do nauki mojego syna odkrywam ze części zdania, ułamki i części ciała nie są tak nudne i straszne… tu nikt nie ocenia mojego pisma…ba nawet sama chce się zapisać na kurs kaligrafii….jeśli mój syn będzie brzydko pisał czy nie odpowiednich liniach to nie jest ważne…. ważne jest dla mnie jego chęć do nauki i wiedza która będzie mógł później wykorzystać w dorosłym życiu….

  63. katarzyna

    Dziękuję za ten wpis. Moje dziecko uwielbia zadania matematyczne…robione ze mną, dla rozrywki i odprężenia przed zasnięciem. W szkole matematyki nie cierpi, nudzi się na niej. Boję się, że niedługo przez szkołę przestanie bawić się matematyką również w domu. Podobnie jest z innymi przedmiotami:( Duże problemy w szkołach mają nie tylko dzieci, które pracują wolniej. Często męczą się również te, ktore uczą się trochę szybciej niż inne…chyba, ze mają wyjątkowe szczęście i trafią na mądrego nauczyciela.

  64. Jeszcze 15min temu myślałem „lekceważąco”, od teraz spróbuję wprowadzić to również w swoje życie.
    Dziękuję za świetny tekst, mam nadzieję, że pozwolił on nie tylko mi ale i innym otworzyć oczy na pewne niby błahe problemy…

  65. Tereska

    Kochani moi,

    jestem nauczycielką, od kilku lat również mamą.
    Od lat pracowałam z dziećmi właśnie takimi sposobami (kiedyś nie nosiły fachowych nazw), nawet kiedy podobne podejścia nie miały takiego poparcia, jak te teraz. OK jest mi bliskie, zawsze było. Nawet kiedy go jeszcze nie było… 🙂
    Z dziećmi w klasie od początku buduję najpierw pozytywne procesy grupowe. Nic nie jest dla mnie takie ważne w klasie 1-3 jak właśnie to. Wszystkie pozostałe rzeczy mają swoje miejsce, ale dopiero potem. Uważam, że dziecko musi czuć się bezpiecznie ze swoją panią i ze swoimi kolegami. Reszta pięknie się do tego dopasuje, ułoży, wyrówna i da plony.
    Zawsze pracowałam tak, że pokazywałam, zaznaczała, opisywałam uczniom w ich pracach najpierw strony mocne i to, z czego „raduje się moje serce” (tak, jestem emocjonalna). A rzeczy do poprawy zaznaczałam ołówkiem, kropeczką, pokazywałam tylko palcem. Tak, żeby po tym został mały lub żaden ślad.
    I wiecie jaki był mój problem?
    Rodzice.
    Uważali, że zeszyty nie są doskonałe, zadania domowe zdarzają się z wyjątkową rzadkością, ćwiczenia nie są wypełnione od deski do deski, brak kart pracy, itd… Nie byli w stanie uwierzyć, że można się nauczyć całego materiału bez ciągłego pisania testów, można rozwinąć myślenie na wysokim poziomie bez posiadania zeszytu dokładnie takiego, jak zeszyty wszystkich dzieci w klasie. Można się uczyć bawiąc siebie i innych. A co najgorsze: można sprawdzić wiedzę dziecka BEZ ROBIENIA SPRAWDZIANU!
    Dacie wiarę?
    Tylko efekty takiego nauczania wychodzą dopiero później, wiara w siebie moich dzieci jest wielka, ich podejście do siebie, ludzi, świata jest klarowniejsze i uczciwe. Ale na efekty trzeba poczekać…
    To inwestycja długoterminowa.

  66. daniel

    Przede wszystkim te sposoby edukacji nijak nie przystają do rzeczywistości rynku pracy. Przecież nie uczymy ludzi po to, by dostali segregator dyplomów, a potem rozwieszali je po ścianach. Najważniejsze jest to, by taki człowiek odnajdywał swoje miejsce w grupie, rodzinie, społeczeństwie, miejscu pracy. Jeśli rzeczywistość daleko dziś już odstaje od tego, co było lat naście i dziesiąt temu, a dziesiejsi kilkulatkowie i niemowlęta prognozuje się, że będą pracować w zawodach, które jeszcze nie istnieją, to metody nauczania muszą przede wszystkim zmienić swoją formę. Bo treść, choćby nie wiem, znajomość historii własnego narodu na poziomie elementarnym jest ok, ale metody są przeżytkiem.

Reply to Marzena Żylińska CANCEL?

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.