Etyka, moralność i neurony

W pociągu SKM z Sulejówka do Warszawy, którym ostatnio jechałam, nie działał żaden z dwóch biletomatów. Konduktor, u którego kiedyś można było kupić bilety, informował kolejne podchodzące do popsutych maszyn osoby, że w razie kontroli awaria nie jest żadnym usprawiedliwienem i trzeba będzie zapłacić karę. Nawet dla osób wsiadających tam, gdzie nie ma żadnej możliwości kupienia biletu, niesprawne biletomaty nie mogą być argumentem zwalniającym z zapłacenia kary. W obliczu wspólnego problemu, pasażerowie zaczęli z sobą rozmawiać. Konduktor, miły człowiek, przytaczając różne historie, próbował nam wyjaśnić logikę obowiązującą w pociągach SKM. W ten sposób dowiedziałam się, że równie kłopotliwa jest sytuacja pasażera który kierując się czasami przejazdu podanymi w rozkładzie jazdy SKM, kupił bilet dwudziesto- lub czterdziestominutowy, a w pociągu z powodu opóźnienia musi spędzić więcej czasu. W ten oto sposób przewoźnik niewywiązujący się z umowy (przewiezienie klientów w podanym w rozkładzie jazdy czasie), każe sobie za spóźnienie dodatkowo płacić. Pasażer powinien zawsze mieć przy sobie kilka zapasowych biletów, bo trudno przewidzieć, jak długie może być opóźnienie. Jeśli ich nie ma, to w razie kontroli musi liczyć się z koniecznością zapłacenia kary. Jeśli jest z innej miejscowości, to te dodatkowe bilety będzie mógł później wyrzucić.

Tu pojawia się pytanie, jak to możliwe, że w państwie  prawa przewoźnik nie musi się z niczego wywiązywać? Dlaczego wolno mu nawet domagać się dodatkowych opłat za opóźnienia? Czy osoby, które ustaliły takie przepisy, chciałyby je przenieść na inne sfery życia i uczynić z nich ogólną zasadę? Czy byłyby zadowolone, gdyby zasady obowiązujące w pociągach SKM stosowane były również przez sprzedawców samochodów?  Czy gotowi byliby dopłacić, jeśli samochód nie spełniałby norm podanych przez producenta?

Innym przykładem braku etyki w życiu publicznym może być sposób, w jaki budowane są w Polsce autostrady. Inwestorzy zlecają prace dużym, znanyn firmom, które z kolei oddają je nieco mniejszym, a te jeszcze mniejszym. Te najmniejsze nie tylko budują, ale również kredytują całe przedsięwzięcie, bo na zapłatę i zwrot pieniędzy wydanych na materiały czekać muszą niekiedy bardzo długo. Nawet jeśli inwestorzy terminowo płacą rachunki za wykonane prace, to pieniądze potrzebują długich miesięcy, by z kont tych, których cała praca polegała na znalezieniu podwykonawcy, dotrzeć na konta firm, które prace rzeczywiście wykonały. Po drodze każdy pośrednik potrąca sobie niemały procent. W ten sposób wyzyskuje się najmniejsze firmy, które zmuszone są przyjmować narzucone im warunki i generuje koszty. Znając ten mechanizm trudno się dziwić, że koszt wybudowania jednego kilometra jest tak horendalnie wysoki. Jednak brak etyki można zarzucić nie tylko właścicielom pasożytniczych firm biorących udział w przetargach tylko po to, by zaraz zlecić wykonanie prac komuś innemu. Niemoralnie postąpił też ustawodawca tworzący przepis stanowiący, iż konieczność zapłaty podatku powstaje w momencie wystawienia rachunku, niezależnie od tego, czy firma dostała zapłatę za wykonaną pracę czy też nie. W ten sposób właściciele najmniejszych firm, gdy zostaną oszukani i za swoją pracę nie dostaną pieniędzy, muszą jeszcze od tej straty zapłacić podatek. Państwo nie dba o to, by oszukane firmy szybko mogły dochodzić sprawiedliwości w sądach. Jak pracują te instytucje, nie trzeba wyjaśniać.

Jaki związek mają wystawione niesprawiedliwie mandaty i wyzyskiwanie małych firm budowlanych z problematyką uczenia się? Bardzo dużo! Badacze mózgu często podkreślają, że problemy dzisiejszej edukacji biorą się z niezrozumienia, czym w istocie jest proces  uczenia się. Ludzki mózg uczy się cały czas, nie tylko w szkole, ale również poza nią. To oznacza, że wszystko, czego doświadczamy ma wpływ na stukturę sieci neuronalnej. W dzieciństwie poznajemy różne wzorce zachowań, to wtedy wyrabiają się nawyki i normy, które stosujemy w dorosłym życiu. Z jednej strony dzieci uczą się w szkole na pamięć dziesięciorga przykazań i słyszą, że nie wolno krzywdzić innych ludzi, a z drugiej strony patrzą, jak funkcjonuje świat wokół nich. Po jednej stronie są słowa, po drugiej czyny. Czy etyczne jest uchwalanie ustaw, które każą płacić podatek nawet wtedy, gdy za wykonaną pracę nie dostało się zapłaty? Czy etyczne jest tolerowanie sytuacji, gdy pieniądze dostają firmy, którzy nic nie zrobily, a ci którzy wykonali pracę muszą na nie czekać miesiącami, a czasami nie dostają ich wcale? Czy moralne jest żądanie od pasażera dodatkowej zapłaty za opóźnienie pociągu? Mózgi dzieci w tych sytuacjach uczą się, że choć to z gruntu niesprawiedliwe, to jednak wolno tak postępować!

Czy obywatel może domagać się od swojego rządu, by ten tworzył etyczny porządek? Czy zasad etyki uczniowie nie powinni wynosić ze szkoły? Czy nie powinni doświadczać w szkolnej rzeczywistości, że mały, słaby czy gorzej uczący się powinien mieć takie samo prawo do szacunku, jak duży, silny czy mądry? Czy brak poszanowania zasad etyki w naszym życiu publicznym ma związek ze sposobem, w jaki społeczeństwo traktuje dzieci, jak szkoły traktują słabszych uczniów? Nasze mózgi nie zostały przystosowane do reprodukowania podanych informacji, zostały stworzone do przetwarzania informacji i wyciągania reguł z otaczającego nas świata. W tym są bardzo dobre i to robią cały czas. Obserwują i słuchają, jak traktuje się dzieci, kobiety, przedstawicieli mniejszości, ludzi gorzej wykształconych, chorych, starych czy słabszych. Mówiąc o wzorcach postępowania nie można zapomnieć o  telewizji. „Amerykańskie towarzystwo medyczne (American Medical Association) oszacowało, że dziecko po ukończeniu szkoły podstawowej widziało już w telewizji ponad 8000 morderstw i ponad 100 000 czynów gwałtownych”, podaje Manfred Spitzer (Jak uczy się mózg, PWN 2007). W większości przypadków sprawców nie udaje się złapać. Na podstawie wszystkich tych obserwacji neurony tworzą możliwe programy działań, które wykorzystają w przyszłości.

Od nas, dorosłych, dzieci uczą się, czy w życiu warto kierować się zasadami etyki. I nie chodzi o dyklaracje, które słyszą, ale o to, co wokół siebie widzą. Ich mózgi cały czas – w szkole i poza szkołą – uczą się, jak można postępować. Uczą się, gdy jadą pociągiem, słuchają wiadomości, kłócących się polityków, czy przyglądają się temu, jak silniejsi traktują słabszych. Co można zrobić, by nauczyły się, że warto postępować etycznie? Co zrobić, by imperatyw moralny Kanta stał się podstawą funkcjonowania całego społeczeństwa?

Pod koniec XX wieku neurobiolodzy zaczęli zajmować się takimi zagadnieniami jak moralność, zdolność odróżniania dobra od zła, świadomość czy wiara. Jerzy Vetulani w książce „Mózg: fascynacje, problemy, tajemnice” pisze tak: „Skąd wiemy, w którym miejscu nakreślić granicę między tym, co dopuszczalne? Dlaczego unikamy osobowego pogwałcenia  norm moralnych? Sądzimy, że zasad moralnych naucza nas religia, szkoła, dom. Ale fakt, że niezależnie od wiary, poziomu cywilizacyjnego czy systemów politycznych, większość ludzi analogicznie rozwiązuje dylematy moralne, wskazuje, że człowiek został wyposażony przez ewolucję we wrodzony zmysł moralny.” Natura dała nam wewnętrzny kompas, który nawet dzieciom pozwala odróżniać dobro od zła. Doświadczenie pokazuje, że środowisko i obserwowane wzorce też odgrywają niebagatelną rolę. Natura szczodrze nas obdarowuje. Wszystkie dzieci dostają to, co potrzebne do rozwoju. Jednak w procesie socjalizacji dary te zostają często utracone. Dotyczy to nie tylko ciekawości poznawczej i różnych talentów, ale również kompetencji moralnych. Dzieci wiedzą jeszcze, co jest etyczne, a dorośli? Wystraczy wsiąść do pociągu SKM albo popatrzeć, jakie prawo ustanawiają posłowie. Wokół nas jest coraz więcej pazerności. Dzieci patrzą i uczą się, że tak wolno.

Podsumowanie:

Chodzi o podstawową i naturalną kompetencję, którą mają wszystkie dzieci i która czyni nas ludźmi; o umiejętność odróżniania dobra od zła. W procesie socjalizacji tę umiejętność często tracimy. Jednak nie chodzi o wybrane jednostki, które w imię egoistycznych interesów postępują nieetycznie, ale o przejawy coraz częstszych nieetycznych zachowań w życiu publicznym. Dziś nie trzeba już ukrywać, że mimo deklarowanej misji  czy głoszonych wartości, celem jest jedynie niczym nieograniczone bogacenie się. Warto zadać sobie pytanie, jak to wpłynie na młode pokolenia. Tego, co zapisane zostanie w postaci programów możliwych działań w ich sieci neuronalnej, nie da się już usunąć. A potem znów będziemy mogli narzekać na młodych!

 

Informacja dla osób zainteresowanych moją książką „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi”

Ponieważ na rynku jest jeszcze inne wydanie „Neurodydaktyki” informuję, że prawa do mojej książki ma jedynie Wydawnictwo Naukowe UMK i tylko pod zawartymi w tej książce tezami mogę się podpisać. Za błędy zawarte w innym wydaniu, nie ponoszę odpowiedzialności. Swoim nazwiskiem firmuję jedynie „Neurodydaktykę” z pokazaną tu okładką. Jeśli ktoś chce przeczytać MOJĄ książkę, to proszę korzystać z wydania z  granatowym profilem twarzy.  Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych stanowi, iż to autor odpowiada za treść i formę swojego dzieła. Ja miałam wpływ jedynie na formę i treść książki wydanej przez Wydawnictwo Naukowe UMK.

Neurodydaktyka

Kiążkę można kupić przez internet np. tu:

http://www.kopernikanska.pl/prod_193628_Neurodydaktyka_Nauczanie_i_uczenie_sie_przyjazne_mozgowi.html

 

Comments ( 0 )
  1. 1. SKM. Sądzę, że wystarczyłoby odmówić zapłacenia takiej kary. To SKM musiałoby Cię pozwać i wygrać proces z Tobą. Nie słyszałem, żeby taka sprawa się odbyła i sąd uznał roszczenie kolei.

    2. Konduktor. Opowieść tym smaczniejsza po przypomnieniu sobie etymologii tego słowa. A jeszcze smaczniejsza, gdy ma się obraz konduktora CFF/SBB.

    3. „Czy obywatel może domagać się od swojego rządu, by ten tworzył etyczny porządek?”
    Oczywiście, że _obywatel_ nie tylko może, ale ma obowiązek, nie tylko domagać się, ale wymagać i egzekwować. W Polsce niestety bardzo niewielu ludzi ma postawę obywatelską.

    4. „Czy zasad etyki uczniowie nie powinni wynosić ze szkoły?”
    W żadnym wypadku! Musimy to wynieść z domu, a szkoła publiczna w to nie powinna w ogóle ingerować. Zasady etyczne nie są zupełnie jednoznaczne (choć dla większości ludzi mają sporą część wspólną). Dla szkoły ktoś musiałby więc ustalić obowiązująca „podstawę etyczną dla klas IV-VI”.
    Chyba urodziłaś się i chodziłaś do szkoły w czasach, gdy państwo uzurpowało sobie prawo do wpajania Ci wartości etycznych według katalogu przez siebie stworzonego.
    Jeśli pozwolimy na to, by państwo wpajało jakiekolwiek przekonania uczniom szkół, to stworzymy Spartę Likurga, Iran ajatollahów, albo leninowski Związek Sowiecki. Pawka Morozow wyniósł swoje przekonania etyczne właśnie ze szkoły. Chciałabyś, żeby polska szkoła wpajała uczniom „wartości chrześcijańskie”? Minister Giertych stworzy ich katalog – z konstytucyjną delegacją prawomocności.

    Wartości etyczne wynaturzają się i degenerują w zastraszającym tempie, gdy są kontrolowane przez zbiorowość państwową, a nie przez demos, czyli niezależnie myślące i odpowiedzialne jednostki. Wolni, cywilizowani, głęboko moralni, zaangażowani obywatelsko Niemcy potrzebowali tylko 10 lat od przekazania etyki w ręce demokratycznie wybranej władzy, by zbudować Treblinkę. Już lepiej, żeby państwo nie wychowywało dzieci do żadnego porządku etycznego.

    Choć oczywiście – indywidualni nauczyciele powinni (wręcz mają obowiązek) dawać sobą wzorzec etyczny uczniom. Tyle, że muszą to po prostu robić sami z siebie. Nie możesz ich do tego zmusić żadną reorganizacją, ani przepisem. A takich mamy nauczycieli, jak i resztę społeczeństwa, więc i wzorce jakie dają dzieciom nie odbiegają od tych, jakie daje im SKM.

    5. „Czy nie powinni doświadczać w szkolnej rzeczywistości, że mały, słaby czy gorzej uczący się powinien mieć takie samo prawo do szacunku, jak duży, silny czy mądry?”
    Ależ oni tego doznają: mają takie same prawa i te prawa są w równym stopniu gwałcone. Głupsi są przez szkołę upokarzani wcale nie bardziej, niż mądrzy. A może nawet mniej. To pułapka absolutyzacji równości.
    A mi wydaje się, że nie chodzi o to, żeby Jaś był traktowany tak samo jak Adaś, tylko żeby Jaś był traktowany dobrze, a niezależnie od tego Adaś też był traktowany dobrze.

  2. mazylinska Post author

    Ksawer,
    przytoczyłam cytat z książki profesora Vetulani, żeby pokazać, że zdolność rozróżniania dobra i zła jest czymś zupełnie podstawowym i naturalnym. Vetulani mówi wręcz, że wrodzonym. W opisanym przeze mnie pociągu SKM jechał z mamą kilkuletni chłopiec i przysłuchiwał się rozmowie. W pewnym momencie powiedział: „Mamo, to przecież niesprawiedliwe!” Wtedy przyszło mi na myśl, że ta sytuacja ma związek z neuronami i że powinnam ją opisać. Chłopiec wiedział, że jawną niesprawiedliwością jest karanie pasażerów, którzy chcieli, ale nie mogli, kupić biletu. Zastanawiałam się, jak długo będzie tak uważać. Ile musi przeżyć podobnych sytuacji, żeby stwierdzić: „Może to i jest niesprawiedliwe, ale skoro można zarobić, to czemu tego nie zrobić?”
    Z pewnością można odmówić zapłacenia kary, ale nie w tym rzecz! Chodzi o to, że osoby zarządzające dużą spółką doszły do wniosku, że tak wolno postępować. One już zatraciły ową naturalna zdolność odróżniania dobra od zła. Podobnie jak dyrektorzy banków, którzy decydują o tym, że najważniejsze informacje zapisane są w umowach najmniejszą czcionką.

    Piszesz: „„Czy zasad etyki uczniowie nie powinni wynosić ze szkoły?”
    W żadnym wypadku! Musimy to wynieść z domu, a szkoła publiczna w to nie powinna w ogóle ingerować.”
    Jeśli pewne zasady wyniosą z domu, a w szkole, na podwórku, w programach telewizyjnych, w tramwajach i gdzie tam jeszcze, będą doświadczać czegoś innego, to zapewne ów brak spójności może nimi zachwiać. System etyczny musi być spójny. Dziś wszystko wokół nas krzyczy, że liczy sie głównie kasa. Nawet mówiąc o kościele rozmawiamy głównie o pieniądzach. I to ma przecież wpływ na neurony!
    W szkole omawia się materiał jakby poza dobrem i złem (to najlepiej brzmi po niemiecku: Jenseits von Gut und Böse), jakby w oderwaniu od wszelkiej etyki i moralności. Moim zdaniem to błąd, bo to właśnie umiejętność odróżniania dobra od zła czyni nas ludźmi.
    Ja pewnie jestem nieco naiwna, ale moim studentom wciąż powtarzam, że nie można być dobrym nauczycielem, nie będąc dobrym człowiekiem. I głęboko w to wierzę.

  3. Nie przesadzaj. Wychowałaś się w czasach, gdy rozbieżność pomiędzy etyka w domu a etyką w życiu publicznym była dużo większa, niż jest dzisiaj. Tyle, że wtedy rodzice czuli odpowiedzialność za wychowywanie Ciebie i przekazali ci swoje wzorce.

    Problemem jest to, że o ile rodzice z czasów komuny mieli postawę może nie tyle obywatelską, co jednoznacznie opozycyjną wobec wzorców publicznych, to większość dzisiejszych rodziców nie przekazuje dzieciom żadnej postawy etycznej, albo właśnie tę postawę pazerności i nieuczciwości, rodzice sami nie wykazują zachowań obywatelskich.

  4. Wiedza, umiejętności, postawy – trzy filary edukacji.

    Szkoła skupiona na przekazywaniu wiedzy (którą często niesłusznie nazywa umiejętnościami) umywa ręce od kwestii moralnych. Takich zwykłych, życiowych – jak tych opisanych powyżej. Łamanie praw moralnych to np.:
    – zezwalanie na ściąganie
    – zgoda na plagiat („Wiem, że praca przepisana z internetu, ale co mogę zrobić?”)
    – przymykanie oczu na picie alkoholu podczas studniówki
    – niesprawiedliwe ocenianie (i to w obie strony – zarówno podwyższanie jak i obniżanie ocen)

    Etyka to nie indoktrynacja (będziesz „patriotą”, będziesz „ekologiem”, będziesz „katolikiem”…). To kształtowanie postaw. Nie wydumanych lecz jak najbardziej zwykłych. I zgadzam się z Autorką, że jest to obowiązkiem szkoły.

    • mazylinska Post author

      @ Tomasz Cecot
      Dziękuję za ten komentarz! Właśnie o to chodzi, że ta podstawowa i naturalna umiejętność odróżniania tego, co dobre, od tego, co złe, musi być rozwijana konsekwentnie i wszędzie! W przeciwnym razie, w mózgu zostają zapisane różne programy działań i nigdy nie wiadomo, które zostaną w przyszłości wykorzystane.

      • Tak, etyka to bardzo ważny problem! Zawsze byli ludzie złośliwi, źli, próbujący szkodzić innym, BEZINTERESOWNIE ŚIAĆ ZŁO!!! Wśród młodych ludzi WIELU ROZSYŁA SPAM. PO CO TO ROBIĄ? Może to im sprawia przyjemność? Ale czy chcieliby, żeby inni ich kosztem się bawili? Czy chcieliby dostawać przez całą dobę głupie smsy?
        O tym też powinno sie mówic w szkole!!! Tym bardziej, że przecież wszystko do nas wraca, własna złosliwosc też!
        Pozdrawiam wszystkich, którzy chociaz rozsyłaniem Spamu chcą w miare swoich możliwości szkodzić innym 😉

  5. Paradoks tkwi chyba w tym, że gdyby zapytać ministra, kuratora, dyrektora i nauczyciela, to wszyscy wyrecytowaliby, że zadaniem szkoły jest przekazywanie wartości i zasad etycznych, kształtowanie właściwych postaw i nawyków, rozwój moralny, itp.
    – Niech Pan spojrzy, mamy to przecież zapisane w naszym statucie.
    – A jak to wygląda w praktyce ? Czy deklaracje i działania są z sobą spójne ?
    – Oczywiście, proszę przejrzeć w dziennikach tematy lekcji religii, wos, polskiego i historii, godzin wychowawczych.

  6. mazylinska Post author

    @ Wiesław

    Dzisiejsza szkoła to twór oparty na misternej fikcji! Co innego się deklaruje, a co innego robi. Jeśli chodzi o deklaracje, to te są bez zarzutu. Czyli wracamy do starego artykułu prof. Kwiecińskiego „Szkoła tak naprawdę jest oszustwem”.

    • Jednym z przykładów niemoralnego (dwuznacznego) postępowania są wyniki matury z języka polskiego (poziom podstawowy, rok 2011)

      http://img2.cda.pl/g/29218_5439c869e5f6e243857229e1f9b97fb1.png

      Jako uczeń mogę zadać pytanie: jak mam wierzyć komuś, kto jawnie oszukuje? Po co mam się starać, skoro i tak ocenianie uważam za niesprawiedliwe?

      • Czy ja wiem, czy taka wielka niemoralność?

        Moja wstępna interpretacja to że egzaminatorzy mieli dość sztywny klucz oceny, w którym ich swoboda uznaniowości była rzędu 5 punktów. Więc życzliwie podeszli – w ramach tego swojego marginesu uznaniowości – do tych prac, gdzie ich uznaniowa decyzja miała realny efekt społeczny.
        Poza tym wąskim ($pm 5$ pkt) obszarem trzymali się ściśle wytycznych, nie korzystając z uprawnień do uznaniowego traktowania, jako nie mających praktycznego efektu. A zaczęli z nich korzystać wyłącznie w obszarze, gdy ta uznaniowość miała decydujące znacznie.

        Najciekawsze byłoby przebadanie samego tego zaburzenia (od całej krzywej objąć jej gładko-gaussowski obrys), czyli zbadanie: jaki był rozkład zasięgu tych „decyzji ratujących maturzystę”. Ma Pan może dostęp do źródłowych danych?

  7. Problem w tym, że o ile mówimy o rzeczach uniwersalnie nagannych etycznie i łamiących prawo (plagiat z listy T.C.) albo o rzeczach nieetycznych ex definitione (niesprawiedliwe ocenianie z tejże listy) to nie ma problemu, o tyle w innych sytuacjach nie mamy już jednoznacznie określonej postawy etycznej i nie ma jednoznacznego rozróżnienia na dobro i zło. Gdzie jest granica pomiędzy jednoznacznym w nieetyczności plagiatem, a obżeraniem się wieprzowiną w Wielki Piątek?

    Szkoła publiczna (państwowa, działająca w ramach zunifikowanego przymusu szkolnego państwa) nie może tu promować żadnego kanonu etyki wykraczającego poza nakazy/zakazy prawne w tym państwie obowiązujące.
    Mogłyby to robić szkoły prywatne, wybierane przez rodziców: kto chce posyła swoje dziecko do szkoły religijnej, wpajającej, że wieprzowina jest trefna, a ktoś inny do szkoły buddyjskiej, wpajającej, że mordowanie nawet kury po to, żeby zrobić z niej rosół jest też nieetyczne, a jeszcze inny do szkoły pacyfistycznej, w której nauczą nas, że wstąpienie do (działającej w ramach państwa) armii to coś bardzo nagannego.
    Ale szkoła publiczna (jako szkoła) nie może ze swoim przekazem etycznym wychodzić poza wymóg przestrzegania prawa. Mogą to robić pojedynczy nauczyciele własnym przykładem, ale już nie egzekwowaniem swoich przekonań. Nie wolno nauczycielowi wegetarianinowi w jakikolwiek sposób wywierać nacisku na swojego ucznia, by ten nie obżerał się kiełbasą. Szkoła publiczna powinna zachować dużą powściągliwość nawet w utożsamianiu prawa i etyki.

  8. mazylinska Post author

    Ksawer,
    tu jest pełna zgoda, szkoła nie ma indoktrynować, ale ma pokazywać, że dobro i zło to nie są wartości ani abstrakcyjne, ani relatywne. Pewne rzeczy można robić, a na inne nie ma zgody, ani w domu, ani w szkole, ani w życiu publicznym. Odpisywanie jest oszustwem, pazerność jest zła, podobnie jak brak szacunku i wyśmiewanie słabszych. Zanim zaczniemy krytykować młodych, popatrzmy, jakich wzorców im dostarczamy, jakich wzorców dostarcza dzisiejsza szkoła? Czy np. uczy, że współpracując z innymi można osiągnąć więcej niż w pojedynkę? Czy uczy szacunku dla słabszych?

  9. Oczywiście, zgadzam się, że szkoła (jak i reszta otoczenia dziecka) powinna wskazywać na rozróżnienie dobra i zła.
    Szkoła publiczna musi się jednak ograniczyć do wskazywania tego na ekstremalnych przykładach: absolutnie jednoznacznego dobra i absolutnie jednoznacznego zła.

    To jest niestety paradoks totalnej szkoły w liberalno-świecko-multikulturowym społeczeństwie: ten obszar jednoznaczności się zawęża. Drugim paradoksem jest niemożność spisania i prawnego uchwalenia takiego kanonu (bo jedynym możliwym byłoby utożsamienie etyki z prawem): tę działkę trzeba zostawić zdrowemu rozsądkowi nauczycieli (i wyrzucić katechetów ze szkół, bo oni swoją etykę absolutyzują).
    I zostawić to Twoim ulubionym neuronom lustrzanym: niech nauczyciele pokazują uczniom swoją etykę swoimi postawami, a bezpośrednie oddziaływanie będzie marginesem – egzekucja wyłącznie poważnych naruszeń jednoznacznych norm.
    I niech nas liberalny duch Historii uchowa od prób ujednolicenia i wprowadzenia wspólnych „postaw etycznych do demonstrowania uczniom”.

    • mazylinska Post author

      Tak, to bardzo ważne, żeby konieczności oparcia życia szkolnego na uniwersalnych zasadach etyki, nie mylić z indoktrynacją. Chodzi przecież jedynie o to, by wiedzieli, co to znaczy, być przyzwoitym człowiekiem. A to już wyjaśnił Kant. Postępuj tak, by na podstawie tego, jak postępujesz, można było stworzyć ogólne zasady dla wszystkich.
      Ale moim celem w tym tekście było pokazanie, że zmiana zachowania zawsze oznacza zmianę na poziomie biologii.

    • Tak, o moralnosci i etyce powinno byc w szkole zdecydowanie wiecej! Dlaczego sa ludzie, ktorzy tak lubia szkodzic innym, ze poswiecaja na to swoj wolny czas? Lubią sieć zło, bo myslą, ze to do nich nie wroci.
      Tych nieudacznikow, ktorzy nie potrafia wyroznic sie niczym dobrym jest szcegolnie duzo w interecie. Czegos im brakuje, ale czego?
      Chyba autorytetow, a tych w szkolach dzis malo!

  10. Ja tu widzę konieczność zachowania nie tylko oświeceniowej uniwersalności zasad, ale przede wszystkim na pełnej indywidualizacji. To ma być sprawą nauczyciela, jakie postawy promuje swoją osobą. A zadaniem dyrektora jest wyłącznie niedopuszczenie do pracy nauczyciela o wyjątkowo ekscentrycznej postawie. Ale musi to być oparte o zdrowy rozsądek i consensus etyczny wszystkich uczestniczących w tym stron, a nie o jakiekolwiek reguły, ustalenia i przepisy. Te mogą jedynie wymagać respektowania prawa.

    Oddanie państwowemu systemowi szkolnemu prawa do wyznaczenia tu jakichkolwiek wytycznych, reguł, etc. albo do kontrolowania i oceniania nauczycieli pod względem „zachowywania właściwej linii etycznej” grozi maksymalnym nieszczęściem w bardzo szybkim czasie.
    Ty, germanistka, powinnaś wiedzieć najlepiej jak błyskawiczne było przekształcenie postbismarckowskiej szkoły Republiki Weimerskiej w koszmarną indoktrynację opisywaną przez Habermasa. Wystarczyło pozwolić państwu oceniać „etyczność” postaw nauczycieli i wdrażać właściwe wytyczne.
    A nasza dzisiejsza szkoła jest jeszcze bardziej scentralizowana, niż ta niemiecka z roku 1930, więc i bardziej podatna na takie zagrożenie.

  11. mazylinska Post author

    No właśnie Ksawer, reguły są niepotrzebne, bo mamy neurony lustrzane! 🙂

  12. Michał

    Ksawery, nie wiem dlaczego ogólnie pojętą etykę w szkole odnosisz natychmiast do religii.

    Moim uczniowie muszą zetknąć się z etyką w szkole. Nie dość, że jest to nieuniknione, to brak takiego kontaktu może śmiało prowadzić do negatywnych postaw wobec prawa i społeczeństwa – i nie mówię tu o socjopatach, ponieważ to „inna bajka”.

    Podzielam Wasze zdanie, że etyka na poziomie „prawnym” być musi – tolerancja, brak agresji, brak ściągania, itd. Ale w mojej opinii nie da się stworzyć ogólnego zbioru zasad etycznych. On kształtuje się podczas kontaktu z ludźmi (czy neurony lustrzane mają tu swoją rolę? Nie wiem), a więc także podczas lekcji. Każdy człowiek (w tym nauczyciel) nie może narzucać komuś swoich zasad etycznych, a jedynie o nich mówić. Ja mam prawo powiedzieć co sądzę o danej sprawie, ale muszę zaznaczyć, że jest to moje zdanie. I tego nikt nie może zabronić nauczycielowi, o ile nie propaguje w ten sposób czynności niezgodnych z prawem (antysemityzm, neofaszyzm, ect.).

    Teraz już poza głównym nurtem dyskusji kilka słów do:
    – Tomasz Cecot:
    Jedyne z czym się nie zgadzam w Pana poście to słowa o studniówce. O ile odbywa się ona w murach szkoły, to rzecz jasna nie wolno wnosić na nią alkoholu. Ale poza nią, dlaczego nie? Maturzyści to głównie osoby pełnoletnie, które na swoją studniówkę zapraszają(!) nauczycieli. Nauczyciel nie jest tu ani gospodarzem, ani osobą ds. nadzoru zachowania uczniów, a maturzysta jest osobą, która zgodnie z prawem alkohol pić może.
    Na mojej studniówce alkohol był, a nauczyciele dostali wino i wódkę do stolika – rzecz jasna poza okiem kamer i dyrektorki 🙂 Koleżanki i koledzy zaopatrywali się w alkohol sami, robili sobie drinki poza kamerami. Nikt nie wyszedł z studniówki pijany, każdy szedł prosto, obyło się bez żadnych ekscesów. Można? Można.

    – Ksawery:
    Nie wiem skąd bierze się Twoja uraza wobec Kościoła, ale mnie osobiście dotyka. Rzecz jasna zdarzają się katecheci „nawiedzeni”, ale ja trafiłem tylko na jednego takiego (a miałem ich 6). Pomijając już katechetów jako osoby, bo „nawiedzeni” nauczyciele „ateiści” także się zdarzają, a na nich nikt psów nie wiesza.

    1. Piszesz, że katecheci indoktrynizują uczniów i propagują własne zasady etyczne i prawa, których Ci uczniowie nie muszą przyjmować. Przepraszam bardzo, ale Ci uczniowie, a raczej ich rodzice, sobie tego życzą. Rodzic wysyła dziecko na zajęcia religii (wyraża na to zgodę), a więc przyjmuje, że prócz religioznawstwa jego dziecko będzie się tam stykało z prawem etycznym, tradycją i stanowiskiem Kościoła. Podkreślę – rodzic sam to wybiera. Uczeń nie ma tu nic do dyskusji, ponieważ prawo RP nie daje mu takiej możliwości, co nie jest winą Kościoła, a RP.

    2. Ksawery, co ma jedzenie mięsa w piątek wspólnego z etyką? Oświecę Cię, iż jedzenie mięsa w piątek nie jest de facto „grzechem” i nie jest złe samo w sobie. Ba! Jeśli zjesz mięso w piątek zapominając, że jest piątek, to to w ogóle nie jest odbierane jako „grzech”.
    Co do samego mięsa w piątek. Jest to tradycja ustanowiona w Kościele w czasach średniowiecza – mniejsza o powody. Postrzegając siebie jako katolika i przyjmując na siebie zasady tej wiary dokonujesz wyboru, że przestrzegasz także jej tradycji. Jeśli świadomie łamiesz te zasady i z „premedytacją” jesz tę wspomnianą wieprzowinę w piątek, to nie „grzeszysz” z powodu zjedzenia mięsa. Grzech ma tu inny wymiar – świadomie łamiesz zasady i tradycje, które sam przyjąłeś, a więc dopuszczasz się okłamywania samego siebie. Sprzeniewierzasz się zasadom, które dobrowolnie przyjąłeś. A to nawet poza Kościołem jest ujmowane jako moralnie i etycznie złe. Dlatego Kościół przyjmuje jedzenie mięsa w piątek jako złe, bo świadomie okłamujesz samego siebie.
    Co więcej, istnieje jeszcze jeden wyjątek od tej tradycji. Świadomie możesz ją złamać, jeśli jesteś na wyjeździe zorganizowanym i podają Ci mięso w piątek w ramach wykupionego posiłku. Kościół nie każe Ci brać ostatniego grosza i iść zjeść gdzie indziej 😉 W końcu to nie był Twój wybór, że organizator wyjazdu nie pomyślał, że ktoś może mięsa nie jeść (co zdarza się coraz częściej z powodu wegetarianów).

    • @ Michał „O ile odbywa się ona w murach szkoły, to rzecz jasna nie wolno wnosić na nią alkoholu. Ale poza nią, dlaczego nie?”

      Przyjmujemy założenie, że uczniowie są dorośli, zapraszają nauczycieli na swoją imprezę – studniówkę, odbywającą się poza murami szkoły. Dlaczego zatem wszystko odbywało się „rzecz jasna poza okiem kamer i dyrektorki”?
      Dlaczego musieli się kryć z tym, że piją alkohol (skoro są dorośli) i chować butelki pod stół kiedy przychodził kamerzysta? Czy dorośli ludzie tak postępują np. na Sylwestra lub podczas wesela?

      To jak w końcu traktujemy uczniów – jako dzieci czy jako dorosłych? Czy impreza jest szkolna czy pozaszkolna?

      To jest znakomity przykład podwójnej moralności. Nie bierzemy do końca odpowiedzialności za swoje czyny i przymykamy oko na nieprawidłowości. A może warto szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie czego w rzeczywistości nauczyli się uczniowie podczas tej lekcji? Jakie postawy były promowane podczas tego wydarzenia? Jakie zachowania zostały wzmocnione (z behawioralnego punktu widzenia)?

      • Michał

        Wszystko zależy od tego, jaka była motywacja. Naszą było to, aby 1) dyrektorka mogła pochwalić się filmem ze studniówki, na której nie było alkoholu; nikt w dodatku nie chciałby wysłuchiwać później jej „tyrad” nad faktem posiadania alkoholu, mimo, że nie była to impreza szkolna – przezorny zawsze ubezpieczony 😉
        2) Przed kamerami chowaliśmy wódkę, ponieważ nie wszyscy pili alkohol. A flaszka na stole mogłaby urazić ich poglądy i postanowienia.
        Także w tym akurat przypadku nie było problemu podwójnej moralności, a raczej chęci ochrony innych osób (mieliśmy kolegów i koleżanki, których rodzice nie uwierzyliby, że ich pociechy wódki nie piły, skoro jest na filmie i stoi niedaleko… cóż, zaufanie rzecz krucha).

        Jednak takie udawanie „nieposiadania alkoholu” dzieje się bardzo często na studniówkach. Uczniowie z alkoholu nie zrezygnują, dyrekcję zaprosić trzeba, a ta alkoholu nie chce. Cóż, zawsze można dyrekcji nie zapraszać, ale wiąże się to z jej oburzeniem na maturzystów 😉
        W dodatku występuje tu jeszcze problem osób towarzyszących – nie wszyscy są pełnoletni. Ale to raczej problem ich i ich partnerów, a nie całego rocznika.

        Nie wiem, czy nie bierzemy odpowiedzialności za swoje czyny. Przynosząc ten alkohol jednak tę odpowiedzialność na siebie bierzemy. Maturzyści raczej nie chcą wywoływać otwartego konfliktu poglądów, więc każda strona udaje, że druga nie wie/nie widzi. Swojego rodzaju białe kłamstwo – każdy i tak ma swoje zdanie i będzie robił co chce, więc po co sobie szkodzić.

        • Marzena w swoim poście napisała: „Z jednej strony dzieci uczą się w szkole na pamięć dziesięciorga przykazań i słyszą, że nie wolno krzywdzić innych ludzi, a z drugiej strony patrzą, jak funkcjonuje świat wokół nich. Po jednej stronie są słowa, po drugiej czyny.”

          W dyskutowanej przez nas sytuacji studniówkowej można to opisać tak: „Z jednej strony uczniowie na biologii, godzinie wychowawczej, religii uczą się, że picie alkoholu szkodzi zdrowiu, rozbija rodziny, często jest przyczyną problemów jednostki, a z drugiej strony patrzą jak ci sami nauczyciele na studniówce nie tylko przymykają oczy na to, że wnoszą alkohol, ale również piją sami. Po jednej stronie są słowa, po drugiej czyny.” Konsekwencje tego typu zachowań Marzena opisuje są w kolejnych akapitach swojego postu.

          ****
          Można użyć eufemizmu „białe kłamstwo” do opisania sytuacji. Ale to kłamstwo JEST KŁAMSTWEM, niezależnie od tego jak miło („białe”) je nazwiemy.
          Jedną z odpowiedzi, na pytanie zadane w moim wcześniejszym wpisie: Jakie zachowania zostały wzmocnione (z behawioralnego punktu widzenia)? brzmi:
          – opłaca się kombinować, bo nasi nauczyciele (autorytety/przełożeni) nie tylko na to nie zareagowali, ale i zachowywali się tak jak my.
          Jakie ma to skutki dla uczniów, chociażby w przyszłej pracy zawodowej? Jak będą postrzegali swojego przyszłego szefa? Jakie postawy będą powielali?

          *******
          Mózg jest plastyczny, co znaczy że ulega przemodelowaniu w trakcie życia osobnika. Codziennie powstają nowe połączenia międzyneuronalne, codziennie powstają nowe szlaki między ośrodkami mózgowymi. Pochodną działania tych szlaków neuronalnych jest zachowanie się (behawior). To, jakie istnieją szlaki mózgowe wpływa na behawior.
          Lecz jest jedno „ale” – mózg preferuje używanie istniejących już połączeń bardziej niż kreowanie nowych. Innymi słowy: raz wytworzona ścieżka, przecierana kilkukrotnie praktycznym wykorzystaniem najprawdopodobniej zostanie wykorzystana ponownie.

          W dyskutowanej sytuacji wzmocniona została ścieżka kombinatorstwa, a to zwiększa prawdopodobieństwo jej używania w przyszłości.

          • Michał

            Nie można mówić o „ścieżce kombinatorstwa”. Połączenia neuronalne są tak rozbudowane, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć, które drogi zostaną pobudzone, a tym bardziej przewidzieć czego dotyczą dane połączenia. Możemy sobie jedynie gdybać.
            Omawiając jakąkolwiek sytuacje nie możemy wiedzieć jaki był kontekst zdarzenia, myśli danej osoby, czy jej wybory.

            Przykład innej sytuacji: Mężczyzna porywa dzieci od byłej małżonki. W sądzie okazało się, że ta je zaniedbywała, była alkoholiczką, ect. Dzieci zostają przyznane ojcu, wszyscy żyją długo i szczęśliwie.
            Co zostało u niego wzmocnione? Schemat, iż ryzyko się opłaca? Czy może schemat: dla wyższego dobra można łamać pewne zasady? Albo: Jeśli chcesz coś osiągnąć zrób to sam, bo system (w domyśle policja, ect.) Ci nie pomoże?
            Za pewne po części każdy z nich, a może żaden. Nie wiemy jaka była konkretna motywacja. Jedyne co możemy przypuszczać to to, iż drugi raz ten mężczyzna by się nie zawahał, ponieważ już raz mu się udało. I to z pewnością zostanie wzmocnione, ponieważ zgodnie z teoriami behawiorystów mężczyzna otrzymał nagrodę.

            Jeśli już mowa o kłamstwie – czy kłamstwo zawsze jest kłamstwem? I czy zawsze jest moralnie złe? Ja bym odpowiedział, że kłamstwo jest kłamstwem zawsze, ale nie zawsze jest moralnie złe.

  13. Michał

    I zapomniałem dodać Marzenie jeszcze jednej ciekawej informacji, którą gdzieś wyczytałem.

    Istnieje duże prawdopodobieństwo (część badań już dawno się skończyły, część jeszcze trwa), iż postawy etyczne są zdeterminowane genetycznie. W tym postawa wobec polityki (w wymiarze konserwatyzm-liberalizm) może być w znacznej mierze uwarunkowana poligenetycznie, bądź być efektem epigenetycznym.

    Rzecz jasna badania prowadzone były na bliźniakach. Źródła nie pamiętam.

  14. „nie wiem dlaczego ogólnie pojętą etykę w szkole odnosisz natychmiast do religii.”
    Ponieważ tu najjaskrawiej widać niejednoznaczność etyki. I to jest pole, na którym pewien pogląd etyczny nie mający sankcji prawnej rozprzestrzenia się w szkole państwowej i często jest de facto sankcjonowany przez tę szkołę.
    Ale dałem i przykłady wegetarianizmu czy pacyfizmu jako poglądów etycznych, których szkole jako instytucji publicznej nie wolno wpajać dzieciom.

    „Nie wiem skąd bierze się Twoja uraza wobec Kościoła, ale mnie osobiście dotyka.”
    Do Kościoła nic nie mam, póki nie wchodzi z butami w moje życie, co z rzadka tylko mu się zdarza. Natomiast do katechezy w szkole mam o tyle, że są to zajęcia właśnie indoktrynujące, a nie uczące. I jako takie w neutralnej światopoglądowo szkole publicznej nie powinno dla nich być miejsca.

    „Rodzic wysyła dziecko na zajęcia religii (wyraża na to zgodę)… Podkreślę – rodzic sam to wybiera”
    Doskonale wiesz, że to jest fikcją, zwłaszcza w szkole podstawowej, gdzie nieposłanie dziecka na religię kończy się jego wykluczeniem z grupy i napiętnowaniem – a do tego takie dziecko musi tę godzinę (bo religia wbrew pierwotnym deklaracjom nie jest organizowana wyłącznie na pierwszej i ostatniej lekcji) przesiedzieć nudząc się, bo szkoła nie ma dla niego żadnej oferty w zamian. Więc na nieposłanie dziecka na religię decydują się wyłącznie wojujący ateiści albo rodzice poważnie traktujące swoją religię, inną niż katolicką – większość woli posłać by oszczędzić dziecku stresu i napiętnowania. Ta sama większość rodziców, którym pokolenie wcześniej ich rodzice dla świętego spokoju kazali chodzić ze szkołą na pochody pierwszomajowe, machać chorągiewkami na powitanie tow.Breżniewa i uczestniczyć w akademiach ku czci Rewolucji Październikowej.

    Dzięki za katolickie wyjaśnienie teologiczne grzeszności jedzenia mięsa w piątek – powinienem wybrać inny przykład.

  15. Michał

    To, czy religia w szkole jedynie indoktrynizuje, czy też uczy o religiach w ogóle, jest raczej kwestią danego katechety. Ja na swojej drodze edukacji spotkałem 5 nauczycieli religii, którzy podchodzili do lekcji religii na zasadzie religioznawstwa, bądź ignorując część tematów z podstawy programowej odpowiadali na pytania „drażliwe etycznie” patrząc na nie z punktu widzenia różnych wyznań. Także ocenianie takich lekcji to naprawdę sprawa wyłącznie subiektywna. Wątpię w istnienie badań, które miałyby stwierdzić jak jest naprawdę. Ja miałem tylko rok religii jako środka indoktrynizacji, więc nie mam takiego poglądu na religię w szkole w ogóle.

    Z tego co wiem niewiele szkół oferuje uczniom inne zajęcia, a szkoda. Z drugiej strony moje liceum oferowało uczniom zajęcia z psychologiem (m.in. w zakresie komunikacji interpersonalnej) bądź z bibliotekarzem (jako literaturoznawstwo, czy coś pokrewnego). Wszyscy jednogłośnie odmówili twierdząc, że wolą w tym czasie odrabiać zadania domowe i uczyć się do sprawdzianów, matur, olimpiad.
    Także ciężko też mówić o tym, że szkoły się nie starają „w ogóle”. Choć przyznam Ci rację, że takich szkół oferujących inne zajęcia niż religia jest mało.

    Jeśli chodzi o nieposyłanie dziecka na religię jako przyczynę napiętnowania, to jest to duży problem, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Tylko skąd się bierze takie spojrzenie na tę sprawę? Za pewne naiwnie myślę, że to spojrzenie rodziców, bo nadal wierzę, że nie nauczycieli.
    Chociaż moja kuzynka chodzi do klasy z chłopakiem, którego rodzice są niewierzący i z tego co wiem dzieciak nie ma w szkole przez to problemów. Podobno ten czas ma spędzać na świetlicy, gdzie w nauce pomagała mu jakaś wolna nauczycielka (uczeń miał jakieś problemy w nauce, więc rodzice zaakceptowali taki sposób spędzenia tej godziny).
    Wydaje mi się, że to jednak dyskusja na podstawie opinii i własnych doświadczeń. A szkoda, bo badania na ten temat by się przydały. Przynajmniej byłoby wiadomo gdzie takie zdarzenie ma miejsce, a gdzie jest rozwiązywane przez szkołę i rodziców.

    Marzena, jeśli mowa o neuronach, to chcę Ci coś pokazać:
    http://www.joemonster.org/gry/43383/Axon
    Szkoda, że gra nie ma odnośników do polskich stron, a nasza wikipedia jest niesamowicie ograniczona w tym temacie. Mimo wszystko świetna próba propagowania wiedzy o mózgu.

  16. „Jeśli chodzi o nieposyłanie dziecka na religię jako przyczynę napiętnowania, to jest to duży problem, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Tylko skąd się bierze takie spojrzenie na tę sprawę?”

    Z relacji kilkorga rodziców (i to z Warszawy, a nie z małego miasteczka), a zwłaszcza drastycznego przypadku dziewczynki z rodziny Świadków Jehowy, która po dwóch latach ostracyzmu szkolnego, podsycanego przez katechetkę, nabawiła się poważnej nerwicy i rodzice musieli ją przenieść do innej szkoły (społecznej). I z relacji tych rodziców, którzy sami nie chodząc do kościoła posyłają dzieci na religię dla świętego spokoju.
    Wśród moich uczniów są też zupełnie niereligijni, którzy chodzą na szkolną katechezę „bo wszyscy chodzą”.

    • Michał

      Za pewne nie jest to jedyna taka sytuacja. Katecheta to taki sam nauczyciel, jak inni. Zarówno rodzice jak i dyrekcja powinna dążyć do zwolnienia takiego nauczyciela. Brak dążeń w takich sprawach powoduje społeczne przyzwolenie na akceptowanie takich „nauczycieli”.
      Dla mnie bez różnicy jest, czy to katecheta, biolog, czy polonista – jeśli jest nietolerancyjny i działa na szkodę dziecka, nie powinien pracować jako nauczyciel.

      Niestety, zawsze jest tak, że mała grupa jakiejś społeczności rzutuje na odbiór całości. Dowcipy o głupich policjantach, lekarzach-łapówkarzach, itd. znamy już chyba bardzo dobrze 😉

  17. „Katecheta to taki sam nauczyciel, jak inni.”
    Bynajmniej. Nie podlega nadzorowi merytorycznemu kuratorium, ministerstwa, państwa, tylko biskupa. I nie minister uchwala mu podstawę programową, tylko biskup.
    Nie jest też takim samym nauczycielem jak inni, ponieważ celem jego działania nie jest przekazanie WIEDZY, tylko wpojenie WIARY bądź utwierdzenie w niej. W tym zakresie można go najwyżej porównywać z wuefistą, który też nie uczy niemalże niczego, tylko wpaja zamiłowanie do uprawiania sportu.

    • Michał

      W kwestii formalnej z pewnością. Ja jednak nawiązałem do kwestii etycznej, o której rozmawiamy – w dodatku konkretnie do Twojego przykładu.
      Czy, gdyby ta dziewczynka mogła nie chodzić na lekcje biologii, ponieważ jej rodzice nie wierzą w teorię ewolucji i byłaby szykanowana przez nauczyciela biologii, ale jego program układało ministerstwo, a nie biskup, to wszystko byłoby w porządku?
      Nie. Nauczyciel jest nauczycielem, obojętnie czy pod kuratelą MENu czy Kościoła – ma przekazywać wiedzę i prezentować wartości oraz postawy, które nie propagują nietolerancji, czy agresji. To czy jest to katecheta, polonista, czy woźny nie ma znaczenia. NIKT nie powinien szykanować kogokolwiek z powodu odmiennych postaw i wartości, jeśli nie krzywdzą one innych osób.

  18. No to w kwestii etycznej masz, że władze państwowe umywają ręce (bo to jest w gestii biskupa, a nie kuratora – kuratorium nie sprawuje nadzoru nad katechetami, a nie padły żadne słowa, pozwalające na wyciągnięcie Kodeksu Karnego z nawoływaniem do nienawiści na tle religijnym, było tylko przekonywanie do niechęci), więc Świadek Jehowy, którego dziecko w publicznej szkole jest poddawane ostracyzmowi miałby iść z tym pokornie do kurii biskupiej, przekonywać bp. Głódzia (to on był wtedy metropolitą praskim), że podwładny tego biskupa wyrządza krzywdę jego dziecku?
    To ma być model zarządzania edukacją w świeckim państwie? Niby dlaczego ktokolwiek, kto nie jest katolikiem miałby zwracać się z prośbą o cokolwiek do katolickiego biskupa w tego typu sprawie?

    „ma przekazywać wiedzę i prezentować wartości oraz postawy, które nie propagują nietolerancji”
    To jest Twoje wishful thinking. Ja (poprzez wybranych przez siebie przedstawicieli) nie mam żadnego wpływu na przekazywanego przez niego w publicznej szkole postawy. Są takie, jakie każe mu przekazywać jego biskup. A te w większości diecezji są bardzo rozbieżne z tolerancją, akceptacją i miłością do bliźnich innych wyznań.

  19. mazylinska Post author

    Panownie, weszliście w problemy, których nie udało się rozwiązać od czasów oświecenia 😉 Mnie bardziej chodziło o to, że wybory moralne i to wszystko, co związane jest z etycznym postępowaniem, ma podłoże biologiczne, tzn. że opiera się na okreslonych połączeniach neuronalnych. Tak, jak pisze Tomek Cecot, raz stworzone i kilkukrotnie wykorzystane ścieżki, najprawdopodobniej będą również używane w przyszłości. A pierwszym krokiem do ich stworzenia jest to wszystko, co dzieci wokół siebie widzą. Powinni o tym pamiętać i rodzice i nauczyciele.
    Michał pisze o badaniach, które pokazują, że postawy etyczne są najprawdopodobniej zdeterminowane genetycznie. Znam je. Ale problem idzie dalej i określa się go jako determinizm genetyczno-neuronalny (to moje tłumaczenie, może po polsku określa się to nieco inaczej). Chodzi o to, że geny i połączenia mózgowe powstałe w pierwszych latach życia określają, inaczej detrminują, wszystkie nasze późniejsze decyzje. W Niemczech toczą się na ten temat niesamowite dyskusje. Dotyczy to nie tylko neuronaukowców, psychologów, czy biologów, ale zeszło już na poziom prawników. Pytanie brzmi więc, czy mamy wolną wolę, czy sami wybieramy partię polityczną, czy to nasze neurony każą nam wybrać taką, a nie inną. Nie możemy myśleć inaczej niż nam na to pozwala nasza struktura neuronalna. Profesor Wodzisław Duch sformułował to tak: Czy my mamy mózg, czy mózg ma nas? Będę musiała kiedyś o tym napisać. Niemiecka dyskusja jest naprawdę fasynująca.
    Oczywiście wśród badaczy mózgu nie ma zgody. Część z nich idzie tak daleko, że neguje wolną wolę, inni twierdzą, że jednak wybór mamy.
    Ale coś w tym jest. Coraz częściej widzę w swoim otoczeniu, że ludzie zachowują się w pewien (często zły) sposób, nie dlatego, że tak chcą, ale dlatego, że inaczej nie potrafią.
    Tak więc być może musimy być katolikami i należeć do kościoła, albo nie potrafimy akceptować tego, co mówią nam religijne autorytety. Być może jedni są dobrymi uczniami, bo takie mają wyposażenie neuronalne, a inni skazani są w tych warunkach na porażkę. Byc może jedni mają talent (odpowiednie połączenia neuronalne) do bycia szczęśliwymi, a inni zawsze MUSZĄ szukać dziury w całym.
    Przyjęcie koncepcji skrajnego determinizmu neguje istnienie wolnej woli, a to zmienia wszystko.
    Czy więc my mamy mózg, czy mózg ma nas?

  20. eborgosz

    Ta dyskusja, Panowie, mnie wykończyła. Marzeno wydaje się to chyba prostsze. Czy etyka musi być taka złożona, a nie wystarczy miłość (w sensie miłowanie, empatia, współczucie), samoograniczenie (szczodrość, zrozumienie potrzeb innych i własnych) i mądrość. To wprawdzie buddyjskie przesłanie, jednak wydaje mi się proste i uniwersalne. Co do uczciwości – to już nie jest takie proste. Bo jeśli SKM nie umożliwia uiszczenia opłaty, to czyż nie mam prawa pojechać całkiem uczciwie „na gapę”? A jeśli państwo ogranicza wolność obywatela? To czy obywatel nie ma prawa postąpić uczciwie czyli jednak z podstawowej wolności skorzystać? Zastanawiam się, czy przymuszanie uczniów do zdawania egzaminów gimnazjalnych, a w szczególności dwóch jednego dnia nie jest takim naruszeniem wolności? A religia w szkole (nota bene nie za zgodą rodziców tylko „na wniosek rodziców lub prawnych opiekunów”) mieści się w kategorii uczciwości państwa wobec obywatela, skoro nie wszyscy podatnicy są katolikami,a jednak wszyscy partycypują w kosztach nauczania tego przedmiotu? A czy wykluczenie szkół niepublicznych z programu informatyzacji szkół jest odzwierciedleniem równości i uczciwości?

  21. Te nasze dyskusje sprowadzają się, w gruncie rzeczy, do jednego pytania: po co uczniowie mają chodzić do szkoły ? To pytanie można rozłożyć na dylemat: w jakim stopniu szkoła oddziałuje na ucznia budująco, a w jakim degradująco ?
    Przy próbach odpowiedzi należy pamiętać że szkoła jest dla wszystkich ludzi i dla każdego człowieka.
    Ja uważam, że obecna szkoła w znaczący sposób degraduje człowieka. Robi to nieświadomie, czyli bardzo stara się dobrze, ale wychodzi źle.
    Spotkałem opinie przeciwne, że obecny system edukacji jest dobry dla rozwoju człowieka i ewoluuje we właściwym kierunku.

  22. mazylinska Post author

    Ewo, przede wszystkim witam Cię ciepło w moim blogu 🙂
    Mnie też się wydaje, że moralność i etyka nie muszą być tak skomplikowane, wszak wszyscy posiadamy – jak to ujmuje profesor Vetulani „wrodzoną gramatykę moralności”. Wszyscy intuicyjnie czujemy, czy sytuacja jest w porządku, czy rzeczy dzieją się sprawiedliwie, czy też nie. Tylko czasami – kierując się interesami – nie chcemy tego przyznać. Zdolność odróżniania dobra od zła ma charakter uniwersalny. Tak jak imperatyw moralny Kanta.

    Wiesław, piszesz właśnie o zapętleniu 🙂 Osoby, które uważają, że obecny system edukacyjny jest dobry, powinny odpowiedzieć na pytania, które postawiłam w drugim tekście o zapętleniu.

  23. Małgorzata Biernat-Osowska

    Droga Marzeno,
    Pozwolę sobie mówić autorce na Ty. Jestem Twoją kursantką, właśnie z Sulejówka, to znaczy byłam na tym kursie, z którego ostatnio wracałaś podmiejską kolejką. Zanim odniosę się do artykułu, chciałabym podziękować za możliwość wymiany poglądów w czasie kursu, a właściwie za utwierdzenie mnie, że są jeszcze inne osoby, które myślą podobnie.
    Jeśli chodzi o zasady etyki i szkołę, to rzeczywiście, szkoła i reguły w niej obowiązujące powinny być transparentne. Nie mówiąc o nauczycielach, którzy wymagają od uczniów, aby nie ściągali, nie oszukiwali, nie kłamali, itp. Piszesz na blogu i uczyłaś nas na kursie o neuronach lustrzanych, jest to bardzo logiczne. Uczniowie od nas, nauczycieli, w taki sposób uczą się nie tylko treści programowych, ale całego świata. Nasza postawa wobec nich bardzo dużo im mówi. Od nas dowiadują się ,czy są ważni, nie musimy nic mówić, wystarczy mowa ciała, grymas na twarzy. Patrząc na nas uczą się też norm moralnych. Czy jesteśmy słowni, obiektywni, czy dostrzegamy niesprawiedliwość, czy jesteśmy wrażliwi na drugiego człowieka? Myślę, że większość nauczycieli zdaje sobie z tego sprawę i wie, że nie można mówić jednego, a robić zupełnie czegoś innego.
    Jeśli chodzi o konduktora z kolejki, to była lekcja dla tego dziecka, że świat to jednak nie jest bajka, świat dorosłych czasami też tak wygląda.
    Pozdrawiam wszystkich świątecznie.

    • mazylinska Post author

      Małgosiu,
      masz zupełną rację. Od nas, nauczycieli, uczniowie uczą się dużo więcej niż przypuszczamy.
      Wydaje mi się, że w seminariach biorą udział naprawdę wspaniali ludzie, dlatego nasze dyskusje i rozmowy są tak budujące.
      Również pozdrawiam Cię świątecznie,

      m.

Reply to Xawer CANCEL?

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.