Fundamenty obecnego modelu edukacyjnego

Rozdział „Neurodydaktyki”, który teraz piszę, poświęcony jest celom nauczania. Ale doszłam do wniosku, że jednak powinnam go zacząć od analizy fundamentów naszego modelu edukacyjnego. Wydaje mi się, że wiedza na temat czasu i kontekstu, w jakim powstał, wiele wyjaśnia. Więc dziś będzie trochę historii. Zainteresowanym polecam książki S. Salmonowicza „Prusy. Dzieje państwa i społeczeństwa” i Murraya Rothbarda „Education: Free and Compulsory”.


Szkoły w obecnej formule powstały w początkowej fazie ery industrialnej i były dostosowane do ówczesnych uwarunkowań, potrzeb i oczekiwań.  Przeprowadzające głębokie reformy Prusy potrzebowały nowej kasty urzędniczej, która zapewniłaby sprawne funkcjonowanie państwa. Stworzono więc system edukacyjny, który miał wychować oddanych państwu i władcy urzędników i poddanych. Choć pierwsze próby wprowadzenia obowiązku szkolnego podejmowane były w wielu krajach już w XVII wieku, to jednak modelem obowiązującego do dziś  sytemu edukacyjnego jest reforma przeprowadzona na początku XIX wieku w Prusach rządzonych przez Fryderyka Wilhelma III. W roku 1817 na czele nowo utworzonego ministerstwa do spraw wyznań i oświaty staje Karl Freiherr vom Stein zum Altenstein, który tworzy spójny i całościowy system edukacyjny z podziałem na szkoły ludowe, średnie i uniwersytety. Swoistą cezurą staje się uzyskanie matury, która otwiera drogę nie tylko do służby państwowej, wojskowej, kariery urzędniczej, ale również na uniwersytety. (S. Salmonowicz, Prusy. Dzieje państwa i społeczeństwa). Państwo pruskie uchwaliło również powszechny obowiązek szkolny i z całą stanowczością go egzekwowało. Reforma wprowadzała po ukończeniu szkoły średniej zasadę, iż warunkiem immatrykulacji na wyższe uczelnie jest egzamin maturalny. Zaostrzała też kryteria dla nauczycieli uczących w gimnazjach. To właśnie reformom Altensteina zawdzięczamy tak oczywiste z dzisiejszej perspektywy związanie szkół z państwem i podporządkowanie edukacji jego urzędnikom, których zadaniem już wtedy było ustalanie programu nauczania, treści, a nawet listy obowiązkowych lektur.

Analizując fundamenty naszego systemu edukacyjnego warto przyjrzeć się czasom, w którym powstał i ich duchowi. Prusy w pierwszej połowie XIX wieku wciąż jeszcze były krajem feudalnym, choć reformatorzy realizowali już ideały oświeconego absolutyzmu. Wprowadzane za panowania Fryderyka Wilhelma III reformy były jak na ówczesne czasy niewątpliwie postępowe. Próbując zrozumieć obowiązujący wówczas kontekst kulturowy należy sięgnąć do gloryfikujących ideę państwa poglądów filozoficznych Hegla i wywodzącej się od Kanta etyki obowiązku. Pruski model edukacyjny wyrasta z ducha tych dwóch pojęć. Matura rozumiana była jako droga do służby państwu, a celem tak pomyślanej edukacji był bezspornie interes Prus. Symptomatyczne dla epoki jest hasło ówczesnych reformatorów: „Wolność przez administrowanie”(S.Salmonowicz). Zdaniem Stanisława Salmonowicza łączyło ono paternalistyczne traktowanie poddanych z nowym duchem liberalizmu. Nie zmienia to jednak faktu, że autorem wprowadzonego modelu edukacji był pruski urzędnik.

Wywodzący sie z pruskiego ducha analians państwa i szkoły szybko został przyjęty przez inne europejskie kraje, a dzięki niemieckim emigrantom zawędrował również za ocean. Jak na tamte czasy reforma Altensteina była bardzo atrakcyjną i postępową ofertą wzmacniającą rolę państwa i dającą mu nowe narzędzia kształtowania i wychowywania nowych pokoleń. Jednak to, co było dobre dwieście lat temu, niekoniecznie musi się sprawdzać w XXI wieku. Ciekawe, że w pierwszej fazie wprowadzania reformy zdelegalizowano prywatne szkoły. Gdy po jakimś czasie uchylono zakaz ich funkcjonowania, mogły wznowić działalność jedynie pod warunkiem realizacji państwowego programu nauczania. Przykład ten pokazuje prawdziwy i najważniejszy cel tego modelu edukacji, jakim jest formatowanie wszystkich uczniów na jedną modłę. Wprowadzone w tamtym czasie głośne dzwonki, wyznaczające rytm szkolnego życia, w pruskim państwie opartym na posłuszeństwie i dyscyplinie nie były odbierane jako opresyjne, jednak dziwić może fakt, że ów wynalazek przetrwał do dziś i ma się dobrze w większości polskich szkół.

Zrodzony z ducha pruskiej kasty urzędniczej, centralnie sterowany system edukacyjny bez wątpienia nie jest jedynym możliwym sposobem organizacji nauczania. Coraz wyraźniej widać dziś jego mankamenty. O ile brak idywidualizmu, możliwości pracy w grupach czy rozwijania autonomii i kreatywności, w państwie o silnych tradycjach militarnych wydawał się czymś zupełnie naturalnym, o tyle dziś jest czynnikiem silnie ograniczającym rozwój nie tylko jednostek, ale i całej gospodarki. Wymuszanie jednakowego dla wszystkich uczniów tempa pracy było dla pruskich urzędników czymś absolutnie naturalnym. Dziś dzięki psychologii rozwojowej wiemy, że taka organizacja nauki przynosi więcej szkód niż pożytku. Dlatego musimy szukać alternatywy dla obecnego, zupełnie nieprzystosowanego do obecnego kontekstu kulturowego i do naszych potrzeb, modelu. Czas znaleźć alternatywę dla pruskiego drylu, hierarchii i dyscypliny. Trudno zrozumieć, dlaczego dziewiętnastowieczny, zrodzony z obcego nam ducha model szkoły nie jest kontestowany w XXI wieku. Być może wymyślanie szkoły na miarę naszych potrzeb i oczekiwań dlatego przychodzi nam z takim trudem, że wszyscy przeszliśmy przez szkołę niebywale skutecznie niszczącą kreatywność. Filozof Andrzej Szahaj mówi o „zniewalajacej mocy kultury”, badacze mózgu o uprzywilejowanych szlakach neuronalnych, a efektem obydwu jest trudność zejścia z raz wydeptanej ścieżki. Na pewno łatwiej chodzić po już istniejących drogach, ale rozwój zależy od tego, czy będziemy umieli wytyczać nowe. W Prusach traktujących państwo jako najwyższy autorytet, podporządkowanie edukacji jego przedstawicielom, jawiło się jako przejaw postępu. Dziś, choćby ze względu na kadencyjność, mankamenty takiego rozwiązania stają się coraz bardziej oczywiste. Pruski model edukacyjny był dobry dla Prusaków w XIX wieku, ale my potrzebujemy dziś zupełnie nowego, opartego na nowych fundamentach; potrzebujemy szkoły na miarę XXI wieku i musimy ją sobie wymyślić od nowa.

 

W ostatni piątek miałam wykład w Łodzi dla Krytyki Politycznej. Przy okazji chciałam podziękować wszystkim uczestnikom spotkania za bardzo interesującą dyskusję. We wtorek, 19 czerwca o godzinie 18.00 odbędzie się kolejny wykład. Marcin Zaród będzie mówić o błędach popełnianych w nauczaniu przedmiotów ścisłych i przedstawi swoją wizję. Spotkanie odbędzie się przy ul. Piotrowskiej 101. Niestety nie będę mogła wybrać się wtedy do Łodzi, bo mam egzamin w Toruniu. Może ktoś napisze o spotkaniu na blogu? Byłabym bardzo wdzięczna 🙂

Jeśli chcemy zmienić edukację, to musimy wykazać się zaangażowaniem Mieszkańcy Łodzi mogą to zrobić już w przyszły wtorek!

 

Informacja dla osób zainteresowanych moją książką „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi”

Ponieważ na rynku jest jeszcze inne wydanie „Neurodydaktyki” informuję, że prawa do mojej książki ma jedynie Wydawnictwo Naukowe UMK i tylko pod zawartymi w tej książce tezami mogę się podpisać. Za błędy zawarte w innym wydaniu, nie ponoszę odpowiedzialności. Swoim nazwiskiem firmuję jedynie „Neurodydaktykę” z pokazaną tu okładką. Jeśli ktoś chce przeczytać MOJĄ książkę, to proszę korzystać z wydania z  granatowym profilem twarzy.  Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych stanowi, iż to autor odpowiada za treść i formę swojego dzieła. Ja miałam wpływ jedynie na formę i treść książki wydanej przez Wydawnictwo Naukowe UMK.

Neurodydaktyka

Kiążkę można kupić przez internet np. tu:

http://www.kopernikanska.pl/prod_193628_Neurodydaktyka_Nauczanie_i_uczenie_sie_przyjazne_mozgowi.html

Comments ( 0 )
  1. Bardzo fajnie to napisałaś. Gratulacje!

    Jeśli mogę Ci coś poradzić, to unikaj cytowania na żywo z książek wydanych w 1987 sformułowań takich jak „na potrzeby gwałtownie rozwijającego się przemysłu trzeba było szybko wykształcić rzesze zdyscyplinowanych i karnych robotników”, bo to tak śmierdzi stylistyką historiozofii marksistowskiej i minionym ustrojem, że od razu stawia czytelnika w kontrze do całego tekstu, choćby Salmonowicz napisał w swojej książce mnóstwo mądrych rzeczy, a takiego języka użył tylko o to, by jakiś cenzor nie uwalił jej, że apoteozę pruskiego imperializmu kapitalistycznego tu publikujemy… Dziś już nie ma Mysiej.

  2. Marcin Zaród

    @ Marzena

    1. Dzięki za reklamę.
    2. Ja bym od tych Prusaków wziął rangę nauczyciela (poważny urzędnik państwowy, szanowany przez uczniów). Dzisiaj trzeba ten szacunek budować inaczej niż kijem, ale cel jest ten sam.
    3. No i to zainteresowanie Państwa wiedzą swoich obywateli. Helmholtz miał festiwal nauki cały rok!

  3. mazylinska Post author

    @ Xawer

    Qurcze, to zdanie jest moje, nie cytowane 🙁
    Chciałam przez to powiedzieć, że potrzebna była szybka masówka. A jak byś to wyraził inaczej?

    @ Marcin
    Ad.3
    Mnie się wydaje, że nie o wiedzę w pierwszym rzędzie tu szło. Zwróć uwagę, że nie wprowadzono obowiązku nauki. Wtedy dzieci bogatych ludzi mogłyby być uczone w domach. Prusacy wprowadzili przymus SZKOLNY po to, żeby wszystkich formatować w pożądanym duchu. Od tamtej pory szkoły były narzędziem państwa.

    Tu przychodzi mi do głowy dalsza część tekstu, zaraz dopiszę …

  4. No na pewno nie językiem „walki klas” i potępienia opresyjności cesarsko-imperialno-kapitalistycznego reżimu wobec klasy robotniczej, którą dopiero władza ludowa uwolniła spod tej opresji i nadała jej prawdziwą podmiotowość.

    Nie czytałem tego Salmonowicza (przeczytam!) ani innych jego książek, ale takie retoryczne ukłony w stronę Partii lub cenzury, zamieszczane we wstępach do książek historycznych (całkiem uczciwie pisanych) były na porządku dziennym w minionym ustroju. Zwłaszcza, jeśli pisało się o tak wrażym temacie, jak imperialne Prusy. Nie dość, że budują kapitalizm, to jeszcze nie będzie Niemiec pluł nam w twarz!
    Stąd pomyślałem, że zacytowałaś to na żywo, nie zwracając uwagę na retorykę minionego ustroju…

    Musiałbym poczytać Salmonowicza, żeby Ci podpowiedzieć coś sensownego – nie znam na tyle społeczeństwa pruskiego sprzed 200 lat, żeby wymyśleć coś z głowy. Ale te „rzesze posłusznych i karnych robotników” zdecydowanie Ci odradzam, bo to frazeologia żywcem z „Nowych Dróg”. Tym bardziej, ze szkoła niewiele ma tu do rzeczy, a nawet pruska szkoła jest przeciwskuteczna. Nauczysz chłopa czytać, to i wolność od pańszczyzny musisz mu dać i jakieś prawa obywatelskie… Nikt nie jest bardziej posłuszny i karny, niż ruski niepiśmienny chłop. Zauważ, że po kilkudziesięciu latach – w drugiej połowie XIX wieku świadomość obywatelska i nie poddańcze, ale właśnie obywatelskie postawy prości Polacy wykazywali wykazywali wyłącznie w pruskim zaborze.

  5. A ja tym razem po stronie Marcina.
    Sądzę, że chodziło o wiedzę i wykształconych ludzi, a nie o formatowanie. Formatowanie było raczej efektem ubocznym ogólnej centralizacji, biurokracji i unifikacji. W tym czasie (po wojnach napoleońskich) Prusy uznały potrzebę gwałtownej modernizacji i postawiono właśnie na budowę nowych Uniwersytetów, państwowe dofinansowanie istniejących, reformę Akademii Pruskiej, która zw ciągu kilkudziesięciu lat uczyniła z niej najważniejszą akademię nauk na świecie. To właśnie wtedy (1809) ten sam Fryderyk Wilhelm zbudował Uniwersytet i dał go Humboldtowi, by ten zorganizował tam najbardziej otwartą i niezależną naukę na całym świecie. A nie po to, formatował kogokolwiek.

    Zauważ, że pruska szkoła powszechna od początku każdemu dawała wolną drogę. Nie robiła z chłopa „karnego robotnika”, tylko dawała mu możliwość (jeśli miał zdolności) pójścia do szkoły średniej, na uniwersytet i robienia kariery, choćby był chłopskim dzieckiem albo Żydem. Gauss był synem robotnika budowlanego.

  6. mazylinska Post author

    Tak, równość szans z pewnością była jednym z celów! A jednak w moim przekonaniu, trzeba pamiętać u heglowskim wynoszeniu państwa do rangi najwyższego bytu i wiary w jego siłę sprawczą. To wtedy z pewnością było postępowe i – jak piszesz – doprowadziło do rozkwitu niemieckich uniwersytetów, ale jednocześnie pokazało drogę kształtowania kolejnych pokoleń w duchu uznanym przez państwo za pożądany. Jak myślisz, jakiej historii uczyli się młodzi Prusacy? Jak przedstawiano dzieje oręża pruskiego? Krytycznie?

  7. grażka

    Spotkanie jest w środę – 20.06. – czy 19.06.- wtorek?

  8. mazylinska Post author

    We wtorek, 19.06.
    Piotrowska 101, lewa oficyna, 1 piętro 🙂

  9. Wycofuję się ze wszelkich uwag i nie dyskutuję więcej z używaniami pojęć „postępowe” i „wstecznictwo”, ani z „szybkim kształceniem rzesz karnych i posłusznych robotników”. Sądziłem, że wyszło Ci to przypadkiem i przez nieuwagę, bo myślałem że dzieciństwo w PRL dało Ci skuteczną szczepionkę na ukąszenie Heglem. Ale jeśli Ty to widzisz w obrazie heglowskiego historycyzmu, to przecież nie będę oprotestowywał Twoich przemyśleń i Twoich poglądów, jakie chcesz zawrzeć w Twojej książce!

    Mogę najwyżej polecić na wolne chwile lekturę „Nędzy historycyzmu” Poppera.

    • mazylinska Post author

      @ Xawer

      „Nowe drogi” piszesz, oj przywaliłeś mi ostro 😉
      Nie za bardzo rozumiem Twoją reakcję i czuje się trochę jak za dawnych czasów w szkole, gdy nauczyciel był z czegos niezadowolony, a ja nie za bardzo wiedziałam, jak mam się poprawić.
      W jednym masz rację, przysposobienie robotników do pracy w fabrykach miało miejsce trochę później, bo początek XIX w. to romantyzm, a rozkwit przemysłu w Niemczech nastąpił w epoce biedermaieru, więc około 1830. Robotników wyrzucę więc z tekstu i dzięki za wskazówkę 🙂 A mój język miał wyrazić ich instruentalne traktowanie!
      Heglowskie uwielbienie państwa jest mi z gruntu obce i myślę, że dzieciństwo spędzone w PRLu uodporniło mnie dość skutecznie. Ale historycyzm nie jest mi obcy i staram się patrzeć na wprowadzane przez Steina i Hardenberga reformy nie tylko z naszej obecnej perspektywy. Myślę, że dałam temu wyraz w moim tekście. Coś, co było postępowe wtedy (dzięki reformom Prusy wyszły z zapaści i stały się nowoczesnym państwem), nie musi być tak postrzegane z naszego punktu widzenia. Uczynienie edukacji narzędziem państwa postrzegam w długofalowej perspektywie jako proces z gruntu zły.

    • Przywaliłem Ci niechcący — bardzo przepraszam, bo przez myśl mi nawet nie przeszło, że to Ty użyłaś takiej frazeologii. Moja reakcja była nieporozumieniem. Sądziłem, że zacytowałaś tekst ze wstępu do historycznej książki wydanej w 1987, gdzie takie zdania były normą.

      (wybacz – tu Ci przykładam!) napisałaś to językiem walki klas jak u Marksa (nota bene beneficjenta tego pruskiego systemu, wykształconemu za cesarskie pieniądze na Uniwersytecie Humboldta, założonym właśnie w 1810 przez Fryderyka…)

      Poczytam Salmonowicza, mam nadzieję, że maja go w miejskiej bibliotece w Grodzisku. Nie mam wielkiego pojęcia o stosunkach społecznych w Prusach tuż po wojnach Napoleońskich, ale jakoś intuicja mi mówi, że był to jeden z tych krajów na świecie, gdzie w tym czasie robotnicy byli traktowani najmniej instrumentalnie.

      „Uczynienie edukacji narzędziem państwa postrzegam w długofalowej perspektywie jako proces z gruntu zły.” – i to jest właśnie historycyzm (ten, po którym tak przejechał się Popper), a dokładniej jeden z jego aspektów zwany „ahistorycznością”:
      ocenianie i wartościowanie procesów historycznych z dzisiejszej, Twojej perspektywy, a nie w kontekście świata takiego, w jakim się działy.

      Ja oceniam edukację jako narzędzie państwa jako zjawisko szkodliwe dziś, którego szkodliwość była równie ewidentna od co najmniej XX wojny. Ale nie wartościuję i nie oceniam działań Fryderyka Wilhelma, a jeśli już, to sympatyzuję z nim, bo z zacofanego, zaściankowego państwa latyfundiów rolniczych stworzył jedno z najbardziej rozwiniętych, cywilizowanych, nowoczesnych i nośnych naukowo i kulturalnie państw. Co wywaliła dopiero I wojna.
      Nie potrafię też Fryderykowi przypisać (zawartej w tonie Twojej wypowiedzi o kształceniu karnych robotników) dialektycznej intencji ucywilizowania i wykształcenia Prusaków po to, by w ten sposób upokorzyć ich i zmusić do karności.

  10. Marcin Zaród

    Jeśli ktoś jest ciekaw sytuacji w przyrodniczych u sąsiadów to wygrzebałem ciekawy raport Eurydice – Science education in Europe:

    http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=1&ved=0CHYQFjAA&url=http%3A%2F%2Feacea.ec.europa.eu%2Feducation%2Feurydice%2Fdocuments%2Fthematic_reports%2F133EN.pdf&ei=HXXfT4O-JfOO4gTZ77WmCg&usg=AFQjCNGX_Zv-1ItMRgsjIRikNkqWKxd6Xg&sig2=qosSuP3YDHfSfbuNkAcRxA

    Można np. zobaczyć. że rozdział na poszczególne przedmioty na drugim i trzecim etapie edukacji jest specyfiką ogólnoeuropejską. Xawer – mamy całe mnóstwo smoków do rozwalenia.

    • Przejrzałem ten raport (przyznaję, że nie przeczytałem starannie – znudził mnie) i nie widzę w nim niczego specjalnie interesującego, bulwersującego, ani smoków do zwalczania innych niż testocentryzm i unijna troska o genderową niesprawiedliwość.

      Analizują deklaratywne dokumenty a nie realia szkolne (nie mam nic przeciwko temu, żeby chemia i fizyka były różnymi przedmiotami oddzielnie ocenianymi – byle ich programy były spójne i dawało się w praktyce szkolnej prowadzić lekcje interdyscyplinarne.)
      Rozwodzą się nad pozornymi problemami (czy w danym kraju jest czy nie ma centrum koordynującego promocje nauczania nauki? W Polsce jest! Jest nim Pałac Młodzieży w Katowicach, gdyby ktoś nie wiedział.)
      Potem rozwodzą się, czy w jakimś kraju jest dokument typu „Strategia poprawy”, czy go nie ma. Nie chcąc wdawać się w kolejną dyskusję o etatyzmie, muszę jednak powiedzieć, że cieszę się, że w Polsce takiej „strategii” nie ma, a gdyby była i miałaby znaczenie większe niż Pałac Młodzieży w Katowicach, to najprawdopodobniej miałbym smoka do zwalczania.

      A to wszystko porównują z kolejną testomanią czyli PISA i TIMSS, epatując wykresami i diagramami, w których jeden kraj jest wyżej a inny bardziej na prawo.

  11. Waldemar

    @ Marzena

    Jak pogodzilaby pani generalna niechec do idei panstwa, zwlaszcza prymatu panstwa nad systemem edukacji, z zapisem w polskiej konstytucji, ktory mowi, ze “panstwo ma obowiazek zagwarantowac powszechny i rowny dostep do wyksztalcenia”, czy cos w tym rodzju?

    • Coś w tym rodzaju…

      Odpowiada na to sama Konstytucja, zwłaszcza punkt 3 artykułu 70.
      Niestety jest on bojkotowany przez prawo niższego szczebla i praktykę jego stosowania – państwo najróżniejszymi barierami (głównie finansowymi) zniechęca do korzystania z innych niż publiczne form edukacji i skutecznie zniechęca do zakładania szkół niepublicznych.

      Art. 70.

      1. Każdy ma prawo do nauki. Nauka do 18 roku życia jest obowiązkowa. Sposób wykonywania obowiązku szkolnego określa ustawa.

      2. Nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna. Ustawa może dopuścić świadczenie niektórych usług edukacyjnych przez publiczne szkoły wyższe za odpłatnością.

      3. Rodzice mają wolność wyboru dla swoich dzieci szkół innych niż publiczne. Obywatele i instytucje mają prawo zakładania szkół podstawowych, ponadpodstawowych i wyższych oraz zakładów wychowawczych. Warunki zakładania i działalności szkół niepublicznych oraz udziału władz publicznych w ich finansowaniu, a także zasady nadzoru pedagogicznego nad szkołami i zakładami wychowawczymi, określa ustawa.

      4. Władze publiczne zapewniają obywatelom powszechny i równy dostęp do wykształcenia. W tym celu tworzą i wspierają systemy indywidualnej pomocy finansowej i organizacyjnej dla uczniów i studentów. Warunki udzielania pomocy określa ustawa.

      5. Zapewnia się autonomię szkół wyższych na zasadach określonych w ustawie.

  12. mazylinska Post author

    @ Waldemar

    Ja bym chciała, żeby państwo stwarzało wszystkim możliwość kształcenia się, ale żeby nie określało, czego i jak uczyć, żeby nie narzucało swojej wizji dobrej edukacji Historia pokazuje, że państwowi urzędnicy nie są najlepszymi organizatorami i deregulacja we wszystkich dziedzinach przynosi pozytywne efekty.
    Mój tekst miał pokazać (nie wiem, czy mi się to udało), że to, co było dobre i postępowe na początku XIX wieku, nie musi sprawdzać się dziś. Fryderek Wilhelm III zadanie zreformowania edukacji powierzył ludziom takiego formatu jak zum Altenstein czy Wilhelm von Humboldt. To byli wybitni ludzie! Dziś żyjemy w czasach, gdy co 4 lata mamy wybory i co 4 lata (a może być częściej) przychodzi nowy minister ze swoją wizją edukacji. Czy są to ludzie wybitni, najtęższe głowy w swoich dziedzinach?
    Uważam więc, że konsekwencją postępowych reform pruskich (tego Xawery nie chce zrozumieć) jest uczynienie edukacji narzędziem państwa, co dziś prowadzi do tego, że o sposobie kształcenia naszych dzieci decydują urzędnicy bez wizji. A nawet, gdyby tę wizję mieli, to w sytuacji kadencyjności rządów, żadnych prawdziwych zmian w edukacji wprowadzić się nie da, bo na to trzeba wielu lat.

    @ Xawery
    Powtórzę jeszcze raz. Tamte reformy były w w XIX w. i dobre i wizjonerskie, ale ich skutki nie są dla nas dobre. Wolałabym, żeby o edukacji nie decydowali państwowi urzędnicy.
    A uniwersytet stworzony w 1810 nosi nazwę Uniwersytet Humboldtów.

  13. 1. Pogubiłem się w tej dyskusji. Na jakie pytanie szukamy odpowiedzi ? Jaki problem chcemy rozwiązać ?
    2. Chciałbym zwrócić uwagę na pewną pułapkę językową. Marzena używa określeń „kompetencje miękkie” i „kompetencje twarde”. Prawdopodobnie jest to nawiązanie do software i hardware w różnych urządzeniach. Jednak w przypadku „ludzkim” takie określenia mogą być mylące, ponieważ mają charakter wartościujący. Twardy jest lepszy i ważniejszy od miękkiego. Twarde dowody, twardy charakter, twardy grunt, twarde zasady, twarde fakty. Miękkie – może sugerować, że to takie mniej ważne, drugorzędne, mniej potrzebne. Ja wolałbym po staremu: wiedza i umiejętności, a może: kompetencje naukowe i kompetencje funkcjonalne. A jeśli już mamy trzymać się określeń z artykułu, to wiedzę zaliczyłbym do kompetencji miękkich, a „te drugie” za twarde. Uzasadnienie napiszę wkrótce. Przykłady: twardy charakter, przywódca, ludzie sukcesu.
    3. Marzena pokazała pruskie źródło obecnej szkoły. Może nakłada się na nie również dziedzictwo carskiej Rosji i CK Austrii ? Wydaje mi się, że dużo złego zostało w szkole po czasach peerelu. System edukacji to jedyna instytucja, która nie przeszła transformacji, nie zmieniła swoich fundamentów, po 1989 roku. Napisałem o tym więcej w „Szkoła totalitarna” na zaprzyjaźnionym portalu Edunews: http://www.edunews.pl/system-edukacji/szkoly/1917-szkola-totalitarna.

  14. No to mamy pełną zgodę co do tego, czego byśmy chcieli. Przywaliłem Ci i czepnąłem się tego smrodku Marksa jaki mi z tych „posłusznych robotników” zaleciał i ahistorycyzmu. „Tamte reformy były w w XIX w. i dobre i wizjonerskie, ale ich skutki nie są dla nas dobre” — to jest jak najbardziej w porządku i zgadzam się z Tobą co do formy i treści. Czepnąłem się bardzo silnemu nacechowaniu i ocenie reform Fryderyka Wilhelma, zawartych w Twoim sformułowaniu, które niosło przekaz (wyostrzam) „Zły Fryderyk Wilhelm gnębił poddanych, a my teraz jesteśmy z rozpędu gnębieni tak samo”.

    „(tego Xawery nie chce zrozumieć)” – rozumie i podziela to twierdzenie, ale protestuje przeciwko obwinianiu o to twórców tamtejszych reform! I wyłącznie tego napiętnowania się czepnąłem…

    @ Waldemar
    4 punkt art 70 Konstytucji jest w równym stopniu co 3. sabotowany przez przepisy niższego szczebla i praktykę. Bardzo niewielu zdolnych uczniów ze wsi i małych miasteczek ma możliwość korzystania z pierwszoligowych liceów w wielkich miastach. Pomoc stypendialna jest zupełnie niewystarczająca. W efekcie skazani są na podłej jakości licea powiatowe.

    W wydatkach centralnych MEN pomoc stypendialna to 0.25% wydatków na finansowanie szkół. W wydatkach budżetów gmin, które czasem pomagają uczniom ze swojego rejonu jest to różnie, ale też zazwyczaj niezauważalnie mało w porównaniu do wydatków na szkoły. Dla przykładu – w moim Grodzisku na stypendia dla uczniów przewidziano 63,000zł, wobec ponad 60 milionów wydawanych na utrzymanie szkół. Dwa lata temu była wielka awantura w radzie gminy, żeby sfinansować tylko dojazdy (bilety miesięczne na miejską komunikację w Grodzisku, pociąg i miejską komunikację w Warszawie) dla kilkunastu uczniów, uczących się w Warszawie.

  15. Sytuację w oświacie dobrze określa to zdanie: szkoła przygotowuje ucznia-człowieka do życia w świecie, który już nie istnieje.

    • mazylinska Post author

      @ Wiesław
      To bardzo dobre zdanie! Żyjemy w świecie tak szybkich zmian, że nie nadąży za nimi zaden urzędnik.

  16. Waldemar Z.

    Jest sprawą dość znaną w literaturze historycznej, że jeden z najlepszych systemów edukacyjnych na świecie, japoński, jest wzorowany na niemieckim modelu z końca XIX wieku, czyli pruskim. Podobnie jak system edukacji w jednym z najbardziej zaawansowanych stanów USA, Massachusetts. Czy to możliwe, żeby te trzy systemy, polski, japoński i bostoński, pochodziły z jednego źródła i tak się drastycznie między sobą różniły?

    Japonia wysłała grupy uczonych do Niemiec pod koniec XIX wieku w celu przestudiowania modelu na miejscu, wybrano najlepsze elementy, które przeniesiono do Japonii, dodano własne japońskie elementy i do dzisiaj system jest bez przerwy doskonalony. Dokładnie ten sam mechanizm zastosowali Amerykanie, wybrano jedynie trochę inne elementy, które łatwiej dawały się przenieść na grunt amerykański.

    Mechanizm przejęcia modelu w Polsce trudno jest określić, ponieważ nikt tego nie zrobił świadomie a zwłaszcza nikt tego nie robił „naukowo”. Myślę, pani Marzeno, że pani ma rację, że obecny system trochę przypomina pruski, pytanie tylko, które elementy zostały przejęte, bo ta charakterystyka modelu pruskiego trochę przypomina negatywną karykaturę modelu, który między innymi obejmował takie elementy jak obowiązkowe przedszkole i szkołę podstawową i uwzględniał specjalne szkoły do podnoszenia kwalifikacji nauczycieli, co było wówczas nowością.

    Innym obszarem długofalowych wpływów na system edukacji jest oczywiście kultura, dlatego uwaga o „zniewalającej mocy kultury” jest bardzo trafna. Dodałbym jeszcze przeciwieństwo „zniewalającej mocy”, czyli „konstruktywną moc kultury”, bo najważniejsze nie jest to, skąd się coś przejmuje, tylko jakie elementy się przejmuje, a jakie odrzuca. Chętnie też dodałbym do tego język jako środek komunikacji, który też może zniewalać lub podbudowywać, ale to można potraktować jako część kultury.

    Jeśli już mowa o kopiowaniu „pruskiego modelu”, gdzie urzędnik rządził edukacją, to trzeba pamiętać, że nie był to byle jaki urzędnik, tylko urzędnik przygotowany według heglowskiego modelu administracji państwowej opisanej w Filozofii Prawa: osoba wysoko wykształcona kierująca się etyką „dobra publicznego”, a nie partykularnymi interesami partyjnymi. Ten model administracji państwowej funkcjonuje do dziś w wielu najbardziej zaawansowanych krajach, gdzie jak wiadomo, administracja jest zwykle kompetentna i najmniej skorumpowana w porównaniu do mniej rozwiniętych krajów.

    To, co pani pisze o kadencyjności, to jest prawda i to rzeczywiście ma niedobry wpływ zwłaszcza na edukację, gdzie reforma zawsze wymaga wielu lat pracy. Ale kadencyjność administracji panstwowej to nie jest jakaś cecha ustroju demokratycznego. (Jest to jedynie cecha niektórych demokratycznych krajów). W najbardziej zaawansowanych krajach po wyborach od pewnego szczebla w dół nic się nie zmienia, a urzędnicy są oficjalnie neutralni politycznie. (Wyjątkiem jest federalny urząd prezydenta USA, po wyborach federalnych). W Kanadzie jeszcze ileś lat temu, już wiceminister musiał zadeklarować neutralność polityczną i z reguły się nie zmieniał po wyborach. Zmieniał się tylko minister. Nie wiem dokładnie jak jest obecnie, prawdopodobnie tak samo.

    W Japoni, administracja państwowa rekrutuje się z najzdolniejszych absolwentów najlepszych uniwersytetów i jest też oficjalnie neutralna politycznie i się nie zmienia w wyniku wyborów. Budowanie takiej administracji w Japonii zaczęło się od konstytucji z 1890 roku, częściowo napisanej przez Lorenza von Stein, znanego heglistę i teoretyka administracji państwowej.
    Nie chodzi nawet o to, że jest to model heglowski (wyłącznie moje określenie), można go równie dobrze nazwać praktycznym zdrowym rozsądkiem. Jest trudny do wprowadzenia, bo wymaga niezwykle kompetentnej kadry, kierującej się określonym systemem wartości. Nazwałem go heglowskim, bo Hegel uzasadnił go na gruncie swojej filozofii (w Filozofii Prawa).

    @ Xawer
    Przyznam się że troche inaczej interpretowałem ten zapis w konstytucji („władze zapewniają równy dostęp”). Wydawało mi się, że „równy” znaczy „równie dobrej jakości dla wszystkich”, ale właściwie chodzi chyba tylko o to, żeby nikt nie był pozbawiony dostępu do wykształcenia, tylko dlatego że nie ma pieniędzy. Precyzuje to drugie zdanie paragrafu.

  17. mazylinska Post author

    @ Waldemar

    Przejęcię przez Japonię czy Massachusetts elementów modelu pruskiego i zaadaptowanie go do lokalnych warunków z pewnością przyniosło dobre efekty. Tym bardziej, że jak Pan pisze, systemy te wciąż ewoluują. Ale moja teza jest taka, że ów pruski model, choć bardzo postępowy i nowoczesny na poczatku XIX w., nie powinien być dziś dla nas wzorem. Dlaczego? Postaram sie to wyjaśnić! Chodzi o to, że w bardziej lub mniej udanej formie, na owym pruskim modelu oparte są wszystkie systemy edukacyjne na świecie. Wszystkie konkurują więc ze sobą mając te same ograniczenia. Fińskie szkoły są lepsze niż niemieckie, ale to niewielkie róznice. Ja stawiam tezę, że dopiero tworząc system oparty na innym niż pruski fundamencie, będziemy wiedzieć, czy można lepiej uruchomić naturalny potencjał uczniów. Badacze mózgu twierdzą, że system pruski bazując na przymusie i narzucaniu zewnętrznych celów, blokuje nasz potencjał. Dla mnie jest to oczywiste!
    Państwo, które pierwsze wprowadzi nowy system, powinno zyskać ogromną przewagę nad innymi. Ale to wymaga odejścia od tego, co znamy. Czy dziś jest juz w naszych szkołach tak źle, że jesteśmy gotowi na ten krok? Żeby się przekonac, czy pruski fundament jest jedynym możliwym, musimy wykonać operację na żywym organizmie. To wymaga wizji, odwagi i odpowiedzialności!!! Do tego trzeba takich ludzi jak Humboldt i zum Altenstein! Najlepszych!
    Będę o tym pisać dalej. Dziękuję za inspirację 🙂

  18. n.sz.

    Pani Marzeno,a może wystarczą Pani ludzie,których …mamy?:D
    Fantastyczny tekst i tylko szkoda,że to co dla „edukacjonistów” jest oczywistą oczywistością,pozostaje w sferze wiedzy i świadomości stanu,nie mając przełożenia na realia.A ja nie znam się na tym;z radością chłonę każde słowo,bo tłumaczy,rozjaśnia..usprawiedliwia(?)i prostu wierzę,święcie wierzę,że nie mam innej możliwości,jak tylko stworzyć Nowy Dystem Edukacji.”We need not evolution, what we need is revolution” powiedział K.Robinson,więc…róbmy rewolucję!:)

  19. mazylinska Post author

    Oczywiście, że wystarczą! Ludzi mających wizję nowej edukacji, rozsądek, pokorę wobec ogromu zadania i potrafiących pracować z innymi jest dziś dostatecznie wielu 🙂

  20. 1. „To co ja mam robić, grać ?” (źródło: Właśnie leci kabarecik – Olga Lipińska) Jak ja, rodzic, mam robić tę rewolucję ? We wrześniu mam przyjść na pierwsze zebranie-wywiadówkę i co powiedzieć ? – Że obecna szkoła jest bez sensu, że szkodzi, że nie rozwija, że nie przygotowuje do życia w tym świecie, że jest oparta na złych zasadach, że niszczy nauczycieli i uczniów. A może lepiej nie narzekać, tylko zaproponować program pozytywny ? – Zmieńmy zasady, walczmy z testomanią, otwórzmy się na siebie i świat, zacznijmy dialog, dajmy możliwości wyboru, przełammy system klasowo-lekcyjny. Czy po takim wystąpieniu nie zostanie wezwane pogotowie medyczne żeby dali mi zastrzyk i zwieźli na OIOM ?
    2. Dzisiaj, teraz jesteśmy świadkami spektaklu, który nazwałbym „car, czyli komuna, siedzą w naszych głowach”. Język odzwierciedla naszą świadomość i podświadomość. Powszechnie używamy w Polsce dwóch sformułowań: „ONI powinni z tym coś zrobić” i „powinno się z tym coś zrobić”. Tak mówimy gdy nasz sąsiad awanturuje się po nocach. Tak mówimy gdy narodowa drużyna piłkarska nie spełni naszych oczekiwań. My oczekujemy, że ONI zrobią porządek z PZPN, a oni-politycy realizują nasze marzenie, gadając, że Lato musi odejść, musimy wprowadzić zarząd komisaryczny i różne inne takie. W zdrowej demokracji PZPN sam rozwiązuje swoje problemy, albo obywatele uruchamiają swoją inicjatywę na rzecz reformowania PZPN. Nie robi tego państwo, rząd, politycy. Analogicznie jest z oświatą. Mamy splot dwóch niezdrowych zjawisk: oczekiwanie nas, rodziców i nauczycieli, że ONI dobrze urządzą edukację + odpowiadające temu przekonanie polityków i urzędników, że są odpowiedzialni za oświatę, za kreowanie i zarządzanie systemem edukacji. W naszych głowach siedzi dziedzictwo folwarku, zaboru, okupacji, sowietyzacji. Dlatego mówimy „należy coś zrobić” lub „powinni coś zrobić”, a nie myślimy i nie mówimy „musimy i chcemy to zrobić, więc zaczynamy”.

  21. Najprostszy sposób robienia tej rewolucji, to zabranie dziecka z tej państwowej szkoły i uczenie go samemu w domu, albo w prywatnej szkole, spełniającej Twoje wymagania co do dialogu i otwartości. O ile rozumiem te Twoje oczekiwania, to liceum-i-gimnazjum Kuronia powinno Ci pasować.

    Łagodniejszą od mordowania „złych” formą rewolucji jest pozostawienie ich samym sobie. Francuzi ścinali Bourbonów. Amerykanie nikogo nie ścinali, tylko zrobili swoje po swojemu i przestali kupować herbatę, zostawiając króla po drugiej stronie Atlantyku. Ta druga rewolucja też odniosła sukces. Wysyp herbatę do morza. Nie oczekuj, że ONI dobrze urządzą oświatę, ani nie domagaj się, by urządzili, nie wybrzydzaj na folwarki i zabory, tylko urządź ją po swojemu (nauczanie domowe) albo powierz ją komuś, kto ją urządził zgodnie z Twoimi oczekiwaniami (Kuroń?)

  22. Waldemar Z.

    Xawery, załóżmy, że wszyscy tak zrobią. Komu to sprawi przyjemność, a komu przykrość?

    A. Dzieciom
    B. Rodzicom
    C. Nauczycielom
    D. Urzędnikom

  23. Al

    „Najprostszy sposób robienia tej rewolucji, to zabranie dziecka z tej państwowej szkoły i uczenie go samemu w domu, albo w prywatnej szkole, spełniającej Twoje wymagania co do dialogu i otwartości. ”

    Niezupełnie. Uczysz je w domu, ale nadal jest uczniem określonej szkoły, szkoła otrzymuje na niego subwencję, nauczyciele pensje, a ty skazany jesteś na egzaminowanie twojego dziecka przez tę samą szkołę. Chcąc nie chcąc utrzymujesz ten system. Prywatna szkoła? Ile ich jest, w skali kraju, tych dobrych? I ile osób na nie stać?

  24. @ Waldemar

    A. jeśli wybierzesz przyjazną szkołę (taką jak Kuroń) to dziecku sprawisz przyjemność;

    B. Innym rodzicom nie sprawisz niczego, a sobie i przyjemność (że Twoje dziecko uczy się w lepszych warunkach i wynosi z tej szkoły znacznie więcej) i przykrość dla swojego portfela. Ta przykrość jest i tak nieznaczna w porównaniu z wzięciem muszkietu i pójściem na barykadę;

    C.D. A co mnie obchodzą uczucia urzędników i nauczycieli? Tyle samo co obchodziły mnie uczucia pracowników Zjednoczenia Spółdzielni Mleczarskich i Ministerstwa Handlu Wewnętrznego, gdy 23 lata temu przestałem kupować w państwowym sklepie państwowe mleko a zacząłem kupować prywatne mleko w prywatnym sklepie.

    @ AI – oczywiście, masz rację, poza zabraniem dziecka ze szkoły (co jest do zrobienia natychmiast i daje skutek natychmiast) należy – i powtarzam to tutaj na kilku wątkach – dążyć do zmian prawnych, znoszących dyskryminację edukacji pozapublicznej. Tak, jak w Szwecji jest ona równouprawniona.
    I mam przekonanie, że (choć trudne) doprowadzenie do równouprawnienia różnych form edukacji jest bardziej realne, niż doprowadzenie do tego, że w wyniku najróżniejszych dyskusji (jak tutejsze) państwo wypracuje i wdroży odgórnie i dla wszystkich nowy system edukacyjny, pozbawiony złego dziedzictwa Fryderyka, świetny i usczęśliwiający wszystkich.

  25. n.sz.

    @WM „Dlatego mówimy „należy coś zrobić” lub „powinni coś zrobić”, a nie myślimy i nie mówimy „musimy i chcemy to zrobić, więc zaczynamy”.” Ależ ja właśnie i myślę,że muszę i chcę i staram się robić co w mojej mocy!:)
    @Xawer – Nie mogę „zabrać ze szkoły” mojej 17-letniej córki,choćby z tego powodu,że to Technikum Hotelarskie a w nim przedmioty zawodowe itd.Poza wszystkim jestem akurat w gronie tych,których na nauczanie prywatne nie stać..

    • Obawiam się, że za późno by pomóc Twojej córce – do jej matury nic się nie zmieni, nawet przy najbardziej optymistycznych założeniach co do możliwości wprowadzania zmian. Żadna zmiana strukturalna, nawet gdyby została wymyślona jutro, nie będzie dotyczyła uczniów, którzy już zaczęli któryś z etapów edukacyjnych.

      Postulatem, jaki tu powtarzam w kółko (stosunkowo realnym, w porównaniu z większością pomysłów reformatorskich) jest uczynienie prywatnych szkół dostępnymi dla wszystkich — tak, jak działa to w Szwecji z jej bonem edukacyjnym.

  26. mazylinska Post author

    Zabieranie dzieci ze szkoły i organizowanie nauki w domu (o ile kogoś na to stać i jest w stanie taką naukę dzieciom zorganizować) jest tylko połowicznym rozwiązaniem. Bo, jak pisze AL, każdy uczeń uczony w domu, jest przypisany do jakiejś szkoły i musi tam zaliczać przedmioty, a potem musi, tak jak inni, podejść do zewnętrznych egzaminów. Rodzice wiedząc, że miarą sukcesu jest wynik uzyskany na testach, czy to im się podoba czy nie, też się tymi testami kierują. Jak długo będą testy w ich obecnej postaci, tak długo będa wpływać na sposób organizacji nauki. Piszą o tym rodzice w blogach poświęconych edukacji domowej. System testocentryczny jest systemem totalnym, przed którym nie ma ucieczki.

  27. Uczenie domowe jest ostatecznością, jeśli nie znajdziemy szkoły, która nam pasuje. Sądząc po wielu Wiesława komentarzach, szkoła taka jak Kuroń powinna spełniać jego oczekiwania w wystarczającym stopniu. I nie jest to szkoła testocentryczna. A jeśli chcesz uciec spod testów — poślij dziecko do szkoły w programie IB. Tam wprawdzie na koniec też są testy, ale poza nimi i egzaminy otwarte, a testy nie organizują nauki.

    Powtórzę: centralne i odgórne zreformowanie całego systemu jest niemożliwe, bo głównym grzechem jaki mu zarzucasz, to odziedziczone po Fryderyku Wilhelmie centralność i odgórność. Testocentryczność jest tylko objawem tej głównej, wrodzonej i nieuleczalnej choroby niesionej przez geny Fryderyka Wilhelma. Każdy inny system wprowadzony centralnie i odgórnie będzie obciążony tym samym genem już w momencie powstania.
    Należy dążyć nie do tego, by państwo zastąpiło aktualny system innym, tylko by przestało bronić swojego monopolu na formułowanie tego systemu. A póki co należy korzystać z tych obszarów wolności, jakie są dostępne i wspierać je by mogły się rozszerzać.

  28. Waldemar

    @ Xawery

    Twoj poglad na temat reformy edukacji jest interesujacy i wazny jako glos w dyskusji, w praktyce jest on jednak w 95% utopijny. Na tyle szacuje to grono, o ktorym wspomina n. sz.: “Poza wszystkim jestem akurat w gronie tych, których na nauczanie prywatne nie stać”.

    Uczenie dziecka samemu w domu jest utopijne w 99%, chyba ze masz na mysli prywatnych korepetytorow, wtedy procent utopijnosci spada do 95% jak wyzej.

    Edukacja dziecka to minimum 2 pelne etaty pracy zawodowej doroslego czlowieka (cala kariera zawodowa obojga rodzicow), w lyceum i technikum okolo 4 pelnych etatow ze wzgledu na specjalizacje przedmiotowe. I to jest tylko aspect czasu, pomijam zupelnie kompetencje pedagogiczne przecietnego rodzica, ktory musialby zaczac od przestudiowania Podstawy Programowej lub napisac wlasna.

    • Uczenie domowe jest właśnie dla 5%, których na to stać intelektualnie i finansowo.

      Natomiast przykład Szwecji pokazuje, że uczenie w bardzo zróżnicowanych prywatnych szkołach do wyboru nie jest utopią — w kilkanaście lat po otworzeniu tej możliwości obejmuje już ponad 20% uczniów liceów i udział ten cały czas rośnie, otwierane są kolejne szkoły. I to te prywatne szkoły wyznaczają kierunek rozwoju, a nie szkoła publiczna.

      Wystarczy zmusić państwo, by przestało bronić swojego monopolu, sabotując zapisy konstytucyjnego prawa wyboru.

      • mazylinska Post author

        To prawda, szwedzkie szkoły są naprawdę dobre. Jest nawet taki film nakręcony przez Niemców (nosi tytuł „Spitze”), który pokazuje, w jaki sposób bez ciągłego mierzenia można osiągnąć wysoki poziom nauczania. W Szwecji przez pierwszych 8 lat nauki uczniowie nie są oceniani, a szczególny nacisk kładzie się na wysoką samoocenę i umiejętność współpracy. Najciekawsze są wypowiedzi niemieckich dzieci, które razem z rodzicami przeprowadziły się do Szwecji lub Finlandii i znają system niemiecki , a także szwedzki lub fiński. Twierdzą one, że niemieccy nauczyciele są strasznie zestresowani i ciągle mówią o testach, a tu panuje dużo lepsza atmosfera, nikt się nie stresuje i na początku myślały, że poziom będzie dużo niższy, ale potem ze zdziwieniem stwierdziły, że jest dokładnie odwrotnie. Muszę kiedyś o tym filmie napisać!

        • Marzena, „załatw” żeby ten film był dostępny w Polsce i żeby można było wyświetlać go w każdej gminie.

          • mazylinska Post author

            Ja go pokazuję na moich seminariach! Jest po niemiecku (nakręcono go dla niemieckiej telewizji), ale ma polskie podpisy. Przekaz jest naprawdę silny i pokazuje, jak błędne jest przekonanie, że tylko poprzez wymuszanie nauki i ciągłe kontrole można osiągnąć jakość w edukacji. A najmocniej działają słowa niemieckich dzieci porównujące oba systemy. Napiszę o tym! Również o tych szkołach prywatnych, na które w kontekście bonu edukacyjnego wskazuje Xawery. To naprawdę symptomatyczne, jak u nas podchodzi się do tych bonów. Zasada, że jedno dziecko – jeden bon mogłaby wiele namieszać w całym układzie, to znaczy zaburzyć status quo. Więc może rzeczywiście tędy droga do rewolucji?

  29. Al

    Jeśli ktoś zna niemiecki, też takie przykłady szkół pracujące w nieco innym systemie: http://www.youtube.com/watch?v=ZGKNVuqHumQ&feature=related
    Zastanawia mnie np. czy w takich szkołach jak wymienione pracuje mniej nauczycieli, więcej czy podobnie jak w klasycznym systemie? Dlaczego w niektórych krajach mogą istnieć takie systemy (publiczne) obok klasycznego, a u nas nie.
    Indywidualizacja – oczywiście. Tylko jak to powiedzieć w Polsce, gdzie nauczyciel w 30-osobowej klasie i tak jest uważany za nieroba? Jaki jest sens pokazywania przykładów szkoły czy przedszkola gdzie indziej, gdzie normą jest klasa 15-osobowa albo grupa przedszkolna 15-osobowa z dwoma nauczycielami plus asystentem? Albo po co płacić nauczycielowi w szkole, kiedy nie stoi on „przy tablicy”, a jest do dyspozycji uczniów, pracujących samodzielnie? Myślę, że w naszym kraju mentalność ludzi nie pozwoliłaby na taki komfort pracy nauczyciela.

  30. Waldemar Z.

    Co mnie uderza w tych filmach, to nie jest tak bardzo aspekt wizualny (ilość uczniów w klasie, rozstawienie ławek, atmosfera), co sposób myślenia pedagogów, ich nastawienie do tego co robią. Moim zdaniem to jest wlasnie kluczem do tej nowej pedagogiki, sposób myślenia pedagogów. Filmy podkreslaja indywidualizację procesu uczenia, ale także fakt, że od przedszkola (!) dzieci są motywowane do rozwijania samodzielności myślenia i refleksji na własnym procesem uczenia się. (Dodam nawiasem że w Kanadzie jest to zapisane w Podstawie Programowej dla przedszkola pod nazwą “self-regulation”).

    Im dzieci lepiej panują nad własnym procesem uczenia się, im są bardziej w tym samodzielni, tym być może testy są mniej potrzebne – tutaj się koło zamyka. Dlatego uważam, że eliminacja testów sama w sobie nie stanowi żadnego rozwiązania problemów, ponieważ nie jest to główna przyczyna problemów. (Dodam też nawiasem, że w Kanadzie, kanadyjski `OBUT` jest obowiązkowy dla wszystkich trzecioklasistów i trwa o wiele dłużej czasowo niż polski OBUT, przy czym wyraźnie trzeba powiedzieć, że nie jest robiony na stopień, czyli absolutnie bez żadnego stresu dla dzieci!)

    Dla porównania:
    Film edukacyjny, ktorego jednym z autorow jest prof. Semadeni, kierownik zespołu autorow obecnej Podstawy Programoej z matematyki.

    Krótki fragment filmu (Demo 40 sekund):

    http://www.wsipnet.pl/filmy/download.php?id=1509

    Opis tego filmu:
    Celem filmu jest pokazanie, jakie mogą być zadania tekstowe celowo źle sformułowane oraz jak dzieci podchodzą do rozwiązywania fałszywie postawionych problemów matematycznych. W każdym zadaniu rozwiązywanym na tej lekcji tkwi jakaś pułapka. Pułapki przedstawione są w konwencji podchwytliwych zagadek, które Kajtek daje swojej siostrze Dorotce (lub na odwrót, Dorotka daje Kajtkowi). Doświadczenie pokazuje, że w przeciętnej klasie wiele dzieci daje się nabrać tak jak bohaterowie filmu; dzieci lubią takie zagadki i często się z nich śmieją. Kolejnym tematem jest kompensowanie się działań odwrotnych. Zadania podane w tej części można wprawdzie traktować jako zwykłe zadania złożone i wykonywać wszystkie obliczenia po kolei, ale można też uważać je za chytre zadania, w których nic nie trzeba obliczać. Wystarczy chwile pomyśleć, można powiedzieć, iż wykorzystuje się to, że dodawanie i odejmowanie są działaniami wzajemnie odwrotnymi.

    (źródło: http://sklep.wsip.pl/produkty/zadania-celowo-zle-sformulowane-377/ )

  31. mazylinska Post author

    Filmów jeszcze nie widziałam, bo teraz pracuje nad celami nauczania, ale obejrzę je wieczorem i wtedy coś napiszę.

    Waldemar napisał: „Dlatego uważam, że eliminacja testów sama w sobie nie stanowi żadnego rozwiązania problemów, ponieważ nie jest to główna przyczyna problemów.”

    Tak, to prawda. Testy to przejaw poważniejszej choroby, która polega na utożsamianiu ewaluacji z nauczaniem i wynikającej z tego wiary, że od mierzenia można urosnąć.
    To właśnie ten pruski model. Najpierw ustalimy listę celów, a potem sprawdzimy, czy się nauczyli. Jest to przejaw traktowania uczenia się jako przekazywania wiedzy. Ja chorobę te nazywam „Ucznia należy wyposażyć w …”.
    Jak długo rozwijanie myślenia nie będzie celem szkoły, tak długo nauka nie może być efektywna. Przypomina mi sie tu podany gdzie indziej (chyba u Xawerego) przykład dotyczący mnożenia. Jeśli dziecko rozumie mnożenie jako ciąg kolejnych działam dodawania i liczy w głowie (czyli myśli), to mimo podania dobrego wyniku otrzymuje ocenę niedostateczną. Umieć mnożyc, oznacza, nie myśleć, tylko podać wynik.

  32. Waldemar Z.

    Przepraszam za błąd w moim poprzednim komentarzu:
    Kanadyjski test typu OBUT dla trzecioklasistów nie jest oczywiscie na stopień.

    • mazylinska Post author

      Poprawiłam 🙂
      Ale to wynikało z dalszej części zdania.
      Autorki naszego testu OBUT też podkreslały, że to jest badanie i absolutnie nauczyciele nie powinni stawiać za nie ocen, ale u nas nie ma jeszcze tradycji badań i jeśli robi się test lub sprawdzian, to wielu nauczycieli uważa, że trzeba to ocenić.
      Moi studenci często się dziwią, gdy mówię, że mają sprawdzić 2-3 pierwsze próby, np. opis osoby i dać uczniom informację zwrotną, co jest dobrze, a co źle, a ocenę postawić dopiero za 4 pracę.

  33. Michal_23

    Szanowna Pani,

    Jestem 23 letnim studentem ekonomii. Trafilem na Pani strone przez przypadek, w trakcie poszukiwan materialow do mojej pracy licencjackiej (nie zwiazanej z obszarem Pani badan).

    Czytam Pani publikacje, rozwazania oraz wywiady z Pania z wielkim zaciekawieniem. Zajmuje sie Pani jakze istotnymi dla rozwoju jednostki ludzkiej sprawami!

    Byloby wspaniale gdyby nasi decydenci zauwazali wszystkie zaleznosci o ktorych pisze Pani w swoich pracach. Pozostaje z nadzieja, ze lobby pedagogow stanie sie na tyle silne aby wypersfadowac wladzy bledy systemu, co jednak nie stanie sie, opierajac sie na Pani artykulach, bez checi tych ostatnich do współpracy, tj. checi do analizy faktow i „uczenia sie” 🙂

    Goraco pozdrawiam zyczac pomyslnosci w rozwoju badawczym !

    Michal

    • mazylinska Post author

      Panie Michale,

      dziękuję za słowa wsparcia 🙂 Niezmiernie cieszą mnie reakcje młodych osób. Nie wiem, czy teksty z naszego blogowiska, w tym i z mojego bloga, docierają do uczniów i studentów. Marzę o tym, by zaktywizowali się studenci pedagogiki i psychologii, by oni wyrazili swoje zdanie o dzisiejszej edukacji. Ale jak na razie takich głosów jest bardzo mało.
      Mam takie przekonanie, że szkołę może zmienić tylko szeroki, oddolny ruch. Czekam więc na reakcje młodych ludzi, bo im chyba – poza nauczycielami – obecny system najbardziej doskwiera.
      Ciekawa jestem, jak wyglądają Pana studia! czy jest szansa, ze ekonomiści znajdą wyjście z kryzysu, w jaki wpędzili świat? Czy ludzie zajmujący sie ekonomią czują się odpowiedzialni za to, co dziś się dzieje?

      • 30 lat miasto 20tys

        Odpowiem Pani na pytanie czy ekonomiści znajdą odpowiedź na wyjście z kryzysu ?
        Moim zdaniem nie znajdą, system (model) gospodarczy dotarł do granic rozwoju i będzie się już tylko zwijał, mam nadzieje że będzie to upadek stopniowy i w miarę łagodny.
        Bardzo ciekawy blog.
        Proszę mi powiedzieć co Pani myśli o nauczaniu podstaw logiki, systemów mnemonicznych w gimnazjum/ szkole podstawowej ?
        Dlaczego władza centralna broni się przed tym jak diabeł przed wodą święconą.

  34. Kornelia

    Czy ma Pani w planach jakiś wykład w Poznaniu?

  35. AGNIESZKA

    Witam serdecznie!
    Byłam na Pani wykładzie w Rzeszowie, zakupiłam też książkę,od której nie mogłam się oderwać. Pani wykład, książka wskazały mi drogę, którą chciałabym pójść wraz z moimi uczniami. Do przeczytania książki zachęcam nauczycieli ze swojej szkoły. Marzy mi się by wspólnie z nimi zmieniać jakość naszej edukacji. Chętnie podjęłabym studia podyplomowe z zakresu neurodydaktyki, by nabyć umiejętności praktycznych i efektywniej uczyć moich uczniów języka polskiego. Gorąco pozdrawiam Agnieszka

    • Marzena Żylińska Post author

      Pani Agnieszko,
      to dla mnie bardzo ważne, że po takich spotkaniach, jak na Uniwersytecie Rzeszowskim, jest ciąg dalszy, że jest coraz więcej nauczycieli, którzy chcą zmieniać obecny system i robią to w swoich szkołach. To może się tylko wtedy udać, gdy będzie nas dużo.
      Wszystko wskazuje na to, że niedługo ruszą studia podyplomowe z neurodydaktyki. Chciałabym to tak zorganizować, by była to formuła Blended Learning, tzn. kilka spotkań w świecie realnym (np. koniec wakacji, ferie zimowe), a poza tym praca online na platformie edukacyjnej. To by oznaczało zarówno czytanie książek i artykułów, jak również dyskusje, pisanie prac i planowanie lekcji przyjaznych mózgowi. Nauczyciele musieliby wspólnie planować lekcje oparte na wnioskach płynących z badań nad mózgiem, a potem przeprowadzać je ze swoimi uczniami. To pozwoliłoby na krytyczną refleksję i weryfikację różnych pomysłów. Takie studia siłą rzeczy będą miały charakter badawczy 😉

      Proszę mi napisać, czy podjęłaby Pani studia podyplomowe w Bydgoszczy lub Toruniu, gdyby musiała Pani przyjechać do nas 3 razy w semestrze na 3-4 dni? To takie małe badanie marketingowe 😉 Chciałabym się zorientować, z jakich odległości nauczyciele mogliby do nas przyjeżdżać. Im bardziej skumulujemy zajęcia tradycyjne, np. pod koniec wakacji można byłoby zrobić jeden pięciodniowy zjazd), tym łatwiej będzie osobom, mieszkającym w innych regionach Polski. Jeśli uważa Pani, że to zbyt daleko, by zdecydowała się Pani na studia u nas, to też proszę o informację.

  36. AGNIESZKA

    Pani Marzeno, bardzo chciałabym podjąć te studia. Rzeczywiście odległość jest dość duża a ja mam dwójkę małych dzieci…Zdecydowałabym się jednak na Toruń.Jaki jest przewidywalny koszt tych studiów?Pozdrawiam

    • Marzena Żylińska Post author

      Pani Agnieszko,
      studia podyplomowe z neurodydaktyki są na razie w fazie planowania. Jak tylko coś będzie już wiadomo, napiszę o tym na blogu.
      Jakiego przedmiotu Pani uczy?

      • AGNIESZKA

        Uczę języka polskiego w gimnazjum i podstawówce. Czekam na wiadomość o studiach. Na Pani blogu znajduję tyle interesujących mnie tematów… Pierwsze co robię po włączeniu komputera to odwiedzam blog. Jedno jest pewne, że zmiany w systemie edukacji są niezbędne. Zastanawiam się, czy Pani wspaniałą książkę przeczytała już minister edukacji i jej otoczenie. Ja ostatnio bardzo często się do niej odwołuję, najchętniej bym się z nią nie rozstawała, wydłuża się też kolejka oczekujących by ją przeczytać. Ciekawa jest opinii innych nauczycieli. Pozdrawiam serdecznie.

  37. Agnieszka pisze: ciekawa jest opinii innych nauczycieli.
    Ja spotkałem dwie:
    (1) Książka rewelacyjna. Dzięki niej nasza edukacja wreszcie zacznie zmieniać się prawdziwie i skutecznie.
    (2) Książka rewelacyjna, tylko że szkoda czasu na jej czytanie, bo człowiek tylko irytuje się, wiedząc, że i tak ta książka niczego nie zmieni.
    I co dalej ? Jakie pytanie postawimy ? Jakie problemy zechcemy rozwiązać ?
    Może zacznijmy od policzenia się:
    1 – 600.000 nauczycieli
    2 – ……… urzędników oświatowych
    3 – ……… programistów edukacji
    4 – jeden minister
    5 – …….. zwolenników prawdziwych zmian
    6 – …….. chętnych do aktywnego udziału w budowaniu procesu zmian (czyli akcji)
    Ja już zapisuję się do 5 i 6. Kto następny ?

  38. GG

    Pani Marzeno, potrzebuję wysłać do Pani wiadomość, ale nie mam Pani adresu , a w wiadomości są dane drażliwe, których nie mogę podać na blogu, dlatego jeśli mogę to proszę o pani e – mail

  39. GG

    Już napisałam e-maila. Gorąco pozdrawiam.

Reply to Xawer CANCEL?

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.