O wszystkim decyduje początek lekcji, albo nauczycielowi uda się skierować uwagę uczniów na omawiany temat i neurony zaczną przetwarzać nowe informacje, albo zajmą się czymś zupełnie innym. Niestety na metodycznych seminariach raczej rzadko ćwiczy się tę umiejętność, bez której niemożliwe jest efektywne nauczanie. Równie trudną sztuką jest powiązanie omawianych na lekcjach zagadnień ze światem dostępnym doświadczeniu uczniów. Bez tego ich mózgi nie mogą stworzyć właściwych powiązań neuronalnych, co jest warunkiem stworzenia spójnej struktury wiedzy. Problem nie jest nowy, pisało już o nim wielu konstruktywistów, np. John Dewey. Najnowsze badania nad mózgiem potwierdzają jedynie słuszność tych postulatów. Jeśli uczniowie nowego zagadnienia nie rozumieją, ich neurony nie mogą się efektywnie uczyć, bo nie potrafią właściwie połączyć wszystkich elementów.
Nauczyciele powinni tak rozpoczynać lekcje, by ułatwić uczniowskim mózgom skupienie się na nowym materiale i powiązanie go z tym, co już zostało zapisane w ich sieci neuronalnej. Wymaga to kreatywności, ale w istocie jest dużo prostsze, niż mogłoby się wydawać. Przykładowo, poświęcone orientacji na mapie lekcje geografii, można w kwietniu zacząć od pytania o bociany, które właśnie wracają do Polski z Afryki. Nauczyciel może zapytać, czy bociany już wróciły, gdzie spędziły zimę, można poprosić o pokazanie afrykańskich krajów na mapie. Ale pytania mogą być bardziej szczegółowe i dotyczyć tego, czy bociany żyjące w parach odbywają podróż wspólnie, czy może lecą oddzielnie. Skąd wiedzą, kiedy należy wybrać się w podróż, jak się zbierają, jaką trasę wybierają, skąd wiedzą, którędy lecieć. Wszystkie te pytania można zadać na lekcji, ale wtedy uczniowie będą raczej wyrażać swoje przypuszczenia i spekulacje. Inaczej, gdy uczniowie będą mogli poszukać odpowiedzi na postawione pytania w domu. W internecie jest wiele stron poświęconych bocianom, na których można znaleźć fascynujące informacje.
Zainteresowani uczniowie mogą prześledzić drogę, jaką właśnie odbywają bociany lecące z dalekiej Afryki do Polski. Dzięki temu Botswana, Czad, czy Kongo przestają być jedynie jedną z wielu nowych, abstrakcyjnych nazw, które trudno zapamiętać, bo z niczym się nie kojarzą. Jeśli „mój” bocian spędza zimę w Botswanie, to informacje o tym kraju zostają w mózgu subiektywnie nacechowane i nabierają indywidualnego znaczenia. Uczeń zastanawia się, jak tam jest, jak wygląda krajobraz, czy bociany mają naturlanych wrogów, czy są tam równie bezpieczne jak u nas, co jedzą. Dlaczego wybrały akurat ten kraj? Dlaczego decydują się na tak trudny lot, z jakiego powodu wychowują młode właśnie u nas? W internecie można znaleźć przykładowe trasy przelotu bocianów z wybranych polskich miejscowości. Takie podróże mogłyby być dobrym początkiem pracy z mapą, ale wokół tematu można zbudować cały projekt edukacyjny.
Kluczowe pytanie
Uczniowie wracają z przerw zaintrygowani prowadzonymi tam rozmowami, dlatego tak ważny jest początek lekcji, pierwsze pytanie, które musi być konkurencyjne wobec tematów, którymi właśnie się zajmują. Najłatwiej to zrobić, odwołując się do ciekawości poznawczej.
„Czy bociany wróciły już do swoich gniazd?”
„W jaki sposób udaje się im bez telefonów komórkowych i internetu wybrać we wspólną podróż?”
Organizując projekt poświęcony bocianom, można zrealizować wiele treści z zakresu geografii (orientacja na mapie, urbanizacja i jej skutki), biologii (łańcuch pokarmowy, flora i fauna Afryki, cykl rozmnażania ptaków), matematyki (oblicznie odległości, prędkości, skala), język polski (motyw bociana i innych ptaków w literaturze, zapis własnych obserwacji), języki obce (szukanie informacji o bocianach w internecie w różnych językach), sztuka (samodzielne tworzenie prac we wszystkich możliwych technikach), informatyka (obróbka zdjęć zrobionych bocianom, stworzenie własnej strony internetowej lub bloga). Z dużą dozą prawdopodobieństwa taki temat poruszy uczniów mieszkających na wsi i w małych miastach, bo w ich najbliższym otoczeniu żyją bociany. Inaczej może być w przypadku osób mieszkających w dużych aglomeracjach. Nie ma tematów dobrych dla wszystkich. Dlatego tak ważny jest kontakt z uczniami. Nauka przyjazna mózgowi możliwa jest tylko wtedy, gdy nauczyciel potrafi zaintrygować uczniów. A najlepiej, gdy mogą współdecydować o tym, czego mają się uczyć. W przypadku projektów edukacyjnych powinno to być żelazną zasadą.
Informacja dla osób zainteresowanych moją książką „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi”
Ponieważ na rynku jest jeszcze inne wydanie „Neurodydaktyki” informuję, że prawa do mojej książki ma jedynie Wydawnictwo Naukowe UMK i tylko pod zawartymi w tej książce tezami mogę się podpisać. Za błędy zawarte w innym wydaniu, nie ponoszę odpowiedzialności. Swoim nazwiskiem firmuję jedynie „Neurodydaktykę” z pokazaną tu okładką. Jeśli ktoś chce przeczytać MOJĄ książkę, to proszę korzystać z wydania z granatowym profilem twarzy. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych stanowi, iż to autor odpowiada za treść i formę swojego dzieła. Ja miałam wpływ jedynie na formę i treść książki wydanej przez Wydawnictwo Naukowe UMK.
Kiążkę można kupić przez internet np. tu:
http://www.kopernikanska.pl/prod_193628_Neurodydaktyka_Nauczanie_i_uczenie_sie_przyjazne_mozgowi.html
tel.: 792 688 020
e-mail: kontakt(at)budzacasieszkola.pl
Odwiedź nas również na Facebooku
facebook.com/budzacasieszkola/
© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.
W pełni się z Tobą zgadzam, że takie tematy trzeba ciągnąć i rozbudowywać. Nie nazywać ich „projektami edukacyjnymi”, ale po prostu wykorzystywać we wszystkich tych wspomnianych przez Ciebie aspektach: od biologii przez geografię po sztukę i języki.
Jedna z prywatnych warszawskich szkół urządziła kiedyś (trwający całą wiosnę ) cykl pod tytułem „co żuraw ma wspólnego z żurawiną?” (w wielu językach jest podobnie, np. angielskie: cran/cranberries) – moja uczennica wkręciła się na dobre, fotografując je.
Sądzę, że dla dzieci z Warszawy bocian byłby większą atrakcją, niż dla tych moich sąsiadów ze wsi, dla których bocian jest równie banalny, jak wierzba płacząca albo żaba.
Mazowieckie bociany zresztą jeszcze nie przyleciały. Kilka dni temu widziałem jednego, krążącego wysoko, ale na łąkach nad Pisią ani na zeszłorocznych gniazdach jeszcze ich nie ma.
@ Ksawer
A nasze już są, obydwa! Pierwszego kwietnia przyleciał pierwszy, a wczoraj drugi 🙂
A o projektach piszę, bo nowa podstawa programowa umożliwia elastyczne rozliczanie godzin i można zamiast tradycyjnych lekcji zorganizować naukę tak, że przez 3 lub 5 dni uczniowie w ramach różnych przedmiotów uczniowie zajmują się np. bocianami.
A może Ty byś do tego wymyślił jakieś zadanka związane z matematyką, fizyką lub chemią?
A u mnie przed domem nad kanalikiem dzikie kaczki dobierają się w pary, dzikie gęsi, i ostatnio widziałem jakąś dziwną odmianę, o której nic wcześniej nie wiedziałem… Przynajmniej teraz wiem dokąd zawsze lecą klucze kaczek, przed mój dom nad kanalikiem.
To by było coś, jakby taki wielki projekt zorganizował typu: w podróży za kaczkami, bądź bocianami. No ale najpierw zacząć od jakichkolwiek projektów, małych i te rozwijać.
Moja szkoła uczestniczyła ostatnio w wymiane z szkołą z Berlina. Berlinscy nauczyciele leca w maju z 30 uczniami do Washington DC by tam pracować nad różnymi projektami. Pięniądze otrzymali z różnych fundacji. I tak właśnie rozwiązują problem pieniędzy w Niemczech i Holandii… przed fundacje!
@ Dawid
Może w Lejdzie, przed Twoim domem, są teraz kaczki, które wcześniej ja obserwowałam nad moim domem? Ale kiedy przelatywały nad Starym Toruniem? Czy te holenderskie na pewno leciały nad Polską? Jeśli tak, to ile czasu potrzebowały, żeby dotrzeć nad Twój kanał? Z jaką prędkością leciały? Czy po drodze nocowały? Gdzie? Czy coś jadły? Skąd i kiedy wyruszyły? Jak ja bym się chciała tego wszystkiego dowiedzieć! Oczywiście mogę zdobyć te informacje, tylko, że ja teraz muszę przeznaczyć mój czas na inne zadania. A na świecie jest tyle ciekawych rzeczy, które chciałabym poznać! I dzieci w szkołach nie są inne. Chodząc do szkoły mają czas, żeby zgłębiać wszystko, co je interesuje! One też są ciekawe świata i chętnie dowiedziałyby się czegoś o swoich kaczkach czy bocianach. Swoich? Ale gdzie jest ojczyzna bocianów, w Polsce czy w Afryce? A jeśli w Polsce, to dlaczego? Ja już widzę ten projekt 🙂
Czy trudno byłoby tak zorganizować naukę, żeby była ciekawa? Czy trudno wymyślić projekty, którymi uczniowie chcieliby się zajmować?
Dla mnie tak by mógł wyglądać cały system szkolnictwa – projekty! Co semestr, czy co rok, czy w czasie semestru parę. Tak chciałbym jako nauczyciel pracować! Ale nawet tutaj w holandii jest niewielu, którzy chcą w ten sposób pracować. A ja się ciągle pytam – dlaczego? Coś mi się zdaje, że cały świat stanął w miejscu. Jesteśmy chorzy na bezruch. Nie wiem co wam sprawia tyle radości w korygowaniu rok w rok tych samych sprawdzianów, kartkówek itd. NIE MAM ZIELONEGO PIJĘCIA!!!
@ Dawid
To jest coś, czego ja też nie potrafię zrozumieć! Ten zawód może być najciekawszym i najprzyjemniejszym na świecie! Wybór należy do nas!
Teraz, na koniec trzeciego roku, ustaliliśmy, że podsumowaniem kursu metodyki będzie nakręcenie filmu o możliwych drogach, jakie może wybrać młody nauczyciel. Może pójść drogą rozbudzania ciekawości poznawczej, motywowania, rozwijania kreatywności, autonomii i samodzielności uczniów. Ale można pójść też inną drogą … Każdy ma wybór! Ja uważam, że to piękny i ciekawy, choć trudny zawód. Ciągle trzeba mieć nowe pomysły 😉
Ale jak patrzę na to, co robią moi studenci, to serce mi rośnie!!!
A czy holenderskie kaczki w ogóle odlatują na zimę? Czy tylko przenoszą się nad większe i mniej uregulowane zbiorniki wodne w bliskiej okolicy?
Kilka lat temu kot mojej ówczesnej uczennicy upolował jera. Znaleziona na nim obrączka pochodziła z Estonii (tamtejsze, fińskie i z północy Rosji jery przylatują do Polski na zimę). Zabawy z rozszyfrowaniem kodu z obrączki i korespondencją (oczywiście angielską) z kimś z Instytutu Ornitologii Uniwersytetu Tallińskiego starczyło na miesiąc.
Bardzo podoba mi się podejście Estończyków do takich przypadków: komuś chciało się pokorespondować z uczennicą z innego kraju, zwrócić uwagę na inne ptaki, które stamtąd migrują do Polski i wysłać jej jako prezent atlas ptaków (kosztujący w Amazonie 10 Euro) z dedykacją i podziękowaniami za przesłanie raportu o znalezionej obrączce. Szczerze wątpię, żeby polski Instytut Ornitologii zajął się w ten sposób dzieckiem z jakiegoś afrykańskiego kraju, które znalazłoby obrączkę założoną w Polsce.
Dzieci same najlepiej wymyślą jakiś temat lekko tylko zaczepiony o te bociany. Trzeba tylko być otwartym na podążenie za nimi, a nie na „realizację projektu według przygotowanego scenariusza”.
Matematyki mnóstwo się znajdzie mimochodem, cała geometria Ziemi (jak daleko jest do Botswany, czy ptaki leca po „prostej” czy po „wielkim łuku Ziemi”, w połączeniu z geografią: jaki jest stosunek powierzchni zimowisk do lęgowisk bocianów? Ile bocianów przypada na km^2 Polski, a jak gęsto mieszkają w Egipcie, etc). Fizyki gimnazjalnej trochę mniej (głównie przeliczanie ile czasu lecą, z jaką prędkością, oszacowanie energii jakiej na to potrzebują – porównać ze spalaniem paliwa w samolocie, gdyby latały samolotami a nie na własnych skrzydłach), ale nie bójmy się wychodzić poza program. Zwłaszcza, gdy to uczniowie nas tam ciągną. Po prostu: bądźmy gotowi tam za nimi iść. Ot, spod dużego palca: może paść mnóstwo pytań z optyki przy okazji fotografowania bocianów, zwłaszcza bardzo dużego kontrastu między ich bielą a czernią. (Zresztą, gdy ktoś już się weźmie za fotografowanie bocianów, to zobaczy, że to banda brudasów i ta biel wcale nie jest tka biała, jak się wydaje z daleka…) Albo o poruszonych zdjęciach, ostrości, etc. gdy fotografujemy bociany w locie.
A mogą się trafić zupełnie niespotykane pytania i problemy, które warto pociągnąć nawet, jeśli nie są rozwiązywalne i rozstrzygalne na szkolnym poziomie. Ot choćby coś o aerodynamice bociana w locie. A już na pewno nie wolno ucinać i zbywać takich pytań i uczniowskich zaciekawień.
Niezależnie od tych kilku dni skupionych na bocianach – do tematu warto wracać i ciągnąć przez następne miesiące, albo i do końca szkoły.
Uczniowie wymyślają świetne projekty i tematy. A jak już sami coś wymyślą, to dużą chętniej się tym zajmują.
Zgadzam się. Siła pytania kluczowego jest nie do przecenienia. Czasami trudno znaleźć takowe. W przypadku bociana to dość łatwe zadanie dla nauczyciela, ale wtedy to jest pytanie nauczyciela. Też dobrze, ale można uczniów zapytać: Jakie pytania nasuwają się wam z bocianem? A potem wybrać jedno lub kilka z nich, praca w grupach i wzajemne uczenie się.
Ostatni dowiedziałam się, że wrona siwa jest tylko u nas popularna, w innych państwach nie. A to mądry ptak, u mnie w środku miasta wrony wiją dwa gniazda, pasjonująca obserwacja.
A jak te bociany teraz wytrzymają nawrót zimy? Mam nadzieję, ze z jajami się wstrzymały? Kiedy bocian składa jaja? Muszę sprawić w internecie. A jak duże jest jajo bociana?
A można byłoby inaczej: Otwórzcie podręcznik na stronie 150, przeczytajcie tekst i odpowiedzcie na pytania zadane poniżej. Uwaga każdy pracuje samodzielnie przez 10 minut.
Danusia
Komentarz z perspektywy tutora, być może w 30-osobowej klasie _musi_ to wyglądać inaczej.
Nie czuję najmniejszej potrzeby stawiania pytań explicite, ani tym bardziej by uczniowie je stawiali. Oczywiście, jeśli pytanie pada w naturalnym toku wykłado-lekcjo-dyskusji, to świetnie, należy je przyjąć, użyć i zapisać (patrz moje lekcje, pełne pytań kluczowych autorstwa zarówno mojego, jak i moich uczniów). Ale te pytania są produktem ubocznym lekcji, a nie ich źródłem. W spisanych lekcjach wybijam je dla poprawienia jasności przekazu adresowanego do innych nauczycieli, ale w trakcie lekcji są one mało istotnym marginesem.
Czy nie lepiej po prostu podążyć z dyskusją (wykładem) za wątkiem, który wzbudził zaciekawienie, bez formalizowania go w nowy „temat lekcji”, czy explicite sformułowane „pytanie kluczowe”?
Albo (pracując z większą grupą), gdy widzimy, że jakiś mocno uboczny wątek (podążenie za którym rozbiłoby tok zajęć) wzbudza zaciekawienie jednego ucznia, rzucić: „to twój temat Jasiu, gdy skończę tę część lekcji, zreferujesz go dla wszystkich, masz jakieś 10 min na grzebanie w internecie i przygotowanie się” i kontynuować swój wykład, a Jaś niech grzebie w tym czasie w Wiki i przygotowuje konspekt swojego dwuminutowego wystąpienia? A jeśli się w nim trochę pogubi, to pomożemy mu prowadzić dalszą dyskusję wokół tego tematu?
„Albo (pracując z większą grupą), gdy widzimy, że jakiś mocno uboczny wątek (podążenie za którym rozbiłoby tok zajęć) wzbudza zaciekawienie jednego ucznia, rzucić: „to twój temat Jasiu, gdy skończę tę część lekcji, zreferujesz go dla wszystkich, masz jakieś 10 min na grzebanie w internecie i przygotowanie się” i kontynuować swój wykład, a Jaś niech grzebie w tym czasie w Wiki i przygotowuje konspekt swojego dwuminutowego wystąpienia?”
Ksawery, a co z twoim wykładem, Jaś nie musi słuchać? Czy czegoś nie straci z głównego wątku?
Danusia
W mojej szkółce (po konferencji Autonomiczny uczeń w autonomicznej szkole) wracamy do korzeni. Pewnie napisze o tych korzeniach jeszcze kiedyś, a teraz tylko o pytaniach. Kiedy wchodzę do klasy z koszem owoców i sprzętem do robienia sałatki owocowej chęć jej zjedzenia u uczniów 4 klasy jest tak silna, że w 15 minut znajdują odpowiednie słownictwo i struktury by wyjaśnić mi po niemiecku, jak tę sałatkę mam zrobić. Przez żołądek do poznania.
@ Ksawery i Danusia
To zupewłnie co innego pracować jako tutor z małą grupką, która przychodzi na spotkania o umówionoej godzinie i już w drodze się zastanawia, co dziś będzie ciekawego. Bo przecież poprzednie spotkania musiały być ciekawe i owocne, nikt nie będzie chciał przychodzić na dodatkowe nudne zajęcia. W szkole jest inaczej. Grupy są większe, w szkole trzeba spędzić 6-7 godzin, wiele lekcji jest nudnych, monotonnych, zbyt trudnych. Przerwy są ciekawe. Ksawery, wyobraź sobie, że 25 osób wraca do klasy i wszyscy z sobą rozmawiają, śmieją się, są zajęci interesującymi ich tematami, a ty ich musisz jakoś z tego wyrwać, skierować ich uwagę na to, co na tę lekcję zaplanowałeś. To diametralnie inna sytuacja. Specyfika pracy z dużą grupą w szkole jest zupełnie inna, niż praca z kilkoma osobami, które przychodzą z własnej woli.
Dobre pytanie kluczowe działa jak czarodziejska różdżka. Uwielbiam patrzeć na klasę poruszoną dobrym pytaniem. Wtedy niemalże widać, jak ich neurony się aktywizują i skupiają na tym, co istotne!
@ Danusia
Od czasu, gdy mieszkam niedaleko bocianiego gniazda wciąż szukam informacji o ich zwyczajach w internecie. Bardzo poruszył mnie fakt, że najpierw przylatuje jeden bocian, a potem drugi. Najpierw odlatują młode, a dopiero potem rodzice. Myślałam, że jest odwrotnie, że te dorosłe pokazują drogę dzieciom. A okazuje się, że to wrodzona umiejętność! Ile jeszcze jest takich wodzonych rzeczy? Ile my potrafimy nie dlatego, że chodzimy do szkoły, ale dlatego, że natura dała nam to w genach? Co by było, gdyby bociany musiały chodzić do szkoły i pisać testy z latania do Afryki? Czy wtedy lepiej by latały?
W zeszłym roku o gniazdo biły się dwie pary. Dlaczego? Czy to może jeden z młodych chciał wrócić do domu rodzinnego? Ale to była para! Szukałam odpowiedzi, ale jeszcze nie znalazłam. Pytania bez odpowiedzi są intrygujące, pytania, na które od razu dostaje się odpowiedź w ogóle nie intrygują, jednak najgorzej, gdy od razu dostaje się same odpowiedzi. To zupełnie zabija ciekawość.
@ Ewa
Pomysł z sałatką jest świetny, ale przecież trudny do zrealizowania, gdy ma się 6 lekcji jednego dnia. Prawdziwy świat jest jednak dużo bardziej intrygujący niż podręcznikowe teksty i obrazki. Twój pomysł potwierdza tezę, że najciekawsze jest prawdziwe życie. Dlatego w szkole powinno być mniej symulacji, a więcej życia!
Po tygodniowej przerwie wróciłam i teraz postaram się regularnie odpowiadać na komentarze! Przepraszam, że na ukazanie się niektórych postów musieliście tak długo czekać, ale miałam tydzień bez komórki i internetu 🙂 Potrzebuję trochę czasu, żeby się ogarnąć i nadrobić opóźnienia.
Różnicę specyfiki widzę bardziej w nastawieniu uczniów, niż w liczebności grupy. Tak, jak piszesz: „w szkole trzeba spędzić 6-7 godzin, wiele lekcji jest nudnych, monotonnych, zbyt trudnych”. Prowadząc szkolenia dla dorosłych albo zajęcia ze studentami też masz często dwudziestokilkuosobowe grupy. To nie psychika i zdolności percepcyjne 19-latka zmieniają się gwałtownie między marcem (w szkole) a październikiem (na uniwersytecie). Zmienia się jego nastawienie: w szkole jest z przymusu, na uniwersytecie z własnej woli. Życie towarzyskie w czasie przerw na uczelni (zwłaszcza wśród najmłodszych lat) kwitnie w nie mniejszym stopniu niż w liceach, a jakoś po wejściu na zajęcia wystarczy się przywitać ze studentami, a tylko czasem trzeba postukać kredą w tablicę, żeby przełączyli uwagę w stronę szukania funkcji falowej elektronu w studni potencjału.
Danusia: „Ksawery, a co z twoim wykładem, Jaś nie musi słuchać? Czy czegoś nie straci z głównego wątku?”
(ceterum censeo: niech pani Kasia wreszcie coś zrobi z komentarzami, których tak jak są teraz to nie sposób nie przegapić!)
Jaś nie musi słuchać. Zazwyczaj Jaś chce słuchać tego wykładu i zazwyczaj go słucha. Prowadząc zajęcia z jednym albo kilkorgiem uczniów, po prostu się widzi, czy wykład trafia do nich, czy w próżnię. Gdy widzę problem, to tę uwagę można przywrócić na mnóstwo sposobów: najczęściej przechodząc od jednostronnego wykładu do dyskusji, albo dając jakiś detal rozumowania do samodzielnego wyprowadzenia/wymyślenia przez uczniów. A czasem to oznacza, że pora właśnie ubarwić wykład jakąś dygresją, anegdotką czy dowcipem.
Natomiast Jasiowie, którzy często nie chcą słuchać i ich te zajęcia nie interesują, po prostu sami rezygnują z lekcji u mnie, albo to ja odmawiam dalszej z nimi współpracy. Przymusu nie ma w żadną stronę.
Ksawery,
studenci powinni być zainteresowani, bo sami wybrali sobie kierunek studiów, ale sam wiesz, że nie zawsze tak jest. Są przecież wykłady, na których nikt nie uważa, część śpi, a reszta albo walczy ze snem, albo zajmuje się czymś innym. To nie zależy od wieku, ale od sposobu prezentowania wiedzy! Ucząc studentów też trzeba starać się odwoływać do ich ciekawości poznawczej. Nawet o najciekawszych zagadnieniach można mówić tak, że słuchacze umierają z nudów i zwyczajnie nie słuchają.
Pytania kluczowe to szerszy aspekt zagadnienia, które sprowadza się do tego, żeby tak prowadzić lekcję, by włączać uwagę uczniów. Nauczyciel powinien rozumieć, że ciekawy temat, to zbyt mało, by włączyć uczniowskie neurony.
A ilość uczniów też odgrywa rolę, choć tylko w przypadku, gdy lekcja jest dobra. Dobre interakcje wymagają czasu. Gdy lekcja jest zła ilość uczniów rzeczywiście nie odgrywa żadnej roli.
Nie każda lekcja musi być udana. Nic nie jest i nie będzie idealne – szkoła i nauczyciele też. Ważne są: kierunek, tendencja, zasada, nawyki. Uczniowie potrafią to zauważyć, ocenić i docenić doskonale. Uczniowie na pewno zauważą czy nauczyciel i szkołą dąży do współpracy z nim, czy stara się narzucić mu swoją wizję.