Profesor Gerald Hüther w Polsce

W październiku przyjedzie do Polski znany niemiecki neurobiolog, profesor Gerald Hüther, który w swoich wykładach wyjaśnia, dlaczego wszystkie dzieci są zdolne i co ważniejsze, dlaczego jako rodzice i nauczyciele tak często nie dostrzegamy i nie rozwijamy ich potencjału.

W maju 2014 roku nakładem wydawnictwa Dobra Literatura ukazała się jego książka „Wszystkie dzieci są zdolne”.

Profesor Hüther jest autorem wielu artykułów i książek, zarówno naukowych jak również popularyzujących wiedzę o mózgu. Do najważniejszych należą:

 

Bedienungsanleitung für ein menschliches Gehirn (Instrukcja obsługi ludzkiego mózgu),

Was wir sind und was wir sein könnten (Kim jesteśmy – a kim moglibyśmy być),

Biologie der Angst (Biologia strachu).

 

Profesor Gerald Hüther pracuje w Klinice Psychiatrycznej Uniwersytetu w Getyndze i całe życie zawodowe poświęcił badaniom mózgu, jednak od wielu lat zajmuje się również edukacją i implementowaniem wiedzy o procesach uczenia się do systemów edukacyjnych. Jest jednym z inicjatorów rozlewającej się po całych Niemczech i Europie inicjatywy „Budząca się Szkoła” (Schule im Aufbruch). Jest to oddolny ruch zainicjowany przez dyrektorów i nauczycieli berlińskich szkół, którzy widząc u polityków zarządzających edukacją brak zrozumienia problemów obecnego systemu, postanowili oddolnie wymusić proces wprowadzania zmian. Od roku prof. Hüther sprawuje również opiekę naukową nad austriackim projektem, którego celem jest zmiana systemu kształcenia nauczycieli. Bez tego nowe generacje nauczycieli wciąż będą powielać stare wzorce.

 

Efektem współpracy prof. Hüthera z nauczycielami i pracownikami naukowymi są kolejne książki, w których autor wyjaśnia, dlaczego obecny model edukacji nie może być efektywny i dlaczego uczniowie właśnie w szkole tracą chęć do uczenia się.

 

W ramach konferencji pokazany zostanie głośny film austriackiego reżysera Erwina Wagenhofera „Alfabet”, w którego powstaniu prof. Hüther brał czynny udział.

 

Prof. Hüther przyjeżdża do Polski na zaproszenie Wyższej Szkoły Gospodarki z Bydgoszczy, Fundacji Instytut Nowoczesnej Edukacji oraz Fundacji Against Gravity.

 

 

Harmonogram wizyty w Polsce prof. Geralda Hüthera         

 

13 październikaWyższa Szkoła Gospodarki w Bydgoszczy

Dwudniowa konferencja (wykłady, pokaz fimu Alfabet, warsztaty: Neurodydaktyka w praktyce szkolnej)

 

Pierwszy dzień konferencji:

10:20 – 11:40  prof. Hüther – „Dlaczego wszystkie dzieci są zdolne

11:40 – 12:00  przerwa

12:00 – 13:00  dr Marzena Żylińska – „Architektura kompetencji szkolnych w świetle badań nad mózgiem„, Young Digital Planet

13:00 – 13:30  Katarzyna Lotkowska – Od kogo zależy sukces dziecka? „Fundacja Instytut Nowoczesnej Edukacji

13:30 – 14:15 Lunch – Akademicka Przestrzeń Kulturalna

14:30 – 16:50 film „Alfabet“ (wprowadzenie do filmu i prezentacja Against Gravity)

16:50 – 18:00 panel dyskusyjny

– Czy dzisiejsze szkoły ułatwiają czy utrudniają pracę mózgom uczniów?
– Dlaczego uczniowie własnie w szkołach tracą motywacje do uczenia się?
– Czy potencjał ucznia jest w szkole wykorzystany?
– Czy szkoła pomaga uczniowi w stworzeniu pozytywnego obrazu samego siebie i zbudowaniu wiary we własne możliwości?

 

Program drugiego dnia konferencji i inne informacje można znaleźć na stronie WSG:

http://www.neurodydaktyka.byd.pl/index.php?id=7

 

14 października – Płock

 Mazowieckie Samorządowe Centrum Doskonalenia Nauczycieli

10:00 – 10:15  otwarcie konferencji (Jak rozwijać wrodzone zdolności dzieci? – przyszłość dla edukacji)

10:15 – 11:45 prof. Gerald Hüther („Wszystkie dzieci są zdolne)

11:45 – 12:45  dr Marzena Żylińska („Architektura kompetencji szkolnych w świetle badań nad mózgiem„), Young Digital Planet

12:45 – 13:30 przerwa

13:30 – 15:30 Przedpremierowy pokaz filmu „Alfabet” w reżyserii Erwina Wagenhofera

15:30 – 16:30 dyskusja

 

15 października – Warszawa  kino „Atlantyk”

10:00 – 11:00 rejestracja uczestników

11:00 – 11:05 powitanie

10:05 – 12:00  prof. Gerald Hüther – „Wszystkie dzieci są zdolne”

12:00 – 12:10 odczytanie fragmentów książki „Wszystkie dzieci są zdolne”  – Krystyna Czubówna

12:10 – 12:40  dr. Marzena Żylińska – „Architektura kompetencji szkolnych w świetle badań nad mózgiem„, Young Digital Planet

12:40 – 13:10  Katarzyna Lotkowska – „Od kogo zależy sukces dziecka” Fundacja Instytut Nowoczesnej Edukacji

 

Premierowy pokaz filmu „Alfabet”. Po pokazie dyskusję poprowadzi Jacek Żakowski.

Informacje dotyczące pokazu filmu będą uzupełnione w najbliższym czasie.

 

Wszelkie informacje można znaleźć na stronie: http://ine.com.pl/pl/czytaj/474/konferencja_od_kogo_zalezy_sukces_dziecka_-_zaproszenie

 

Informacja dla osób zainteresowanych moją ostatnią książką „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi”

Ponieważ na rynku jest jeszcze inne wydanie „Neurodydaktyki” informuję, że prawa do mojej książki ma jedynie Wydawnictwo Naukowe UMK i tylko pod zawartymi w tej książce tezami mogę się podpisać. Za błędy zawarte w innym wydaniu, nie ponoszę odpowiedzialności. Swoim nazwiskiem firmuję jedynie „Neurodydaktykę” z pokazaną tu okładką. Jeśli ktoś chce przeczytać MOJĄ książkę, to proszę korzystać z wydania z granatowym profilem twarzy. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych stanowi, iż to autor odpowiada za treść i formę swojego dzieła. Ja miałam wpływ jedynie na formę i treść książki wydanej przez Wydawnictwo Naukowe UMK.

 

 

 

 

 

Comments ( 0 )
  1. Judyta

    Świetne, szkoda tylko, że nikt z nauczycieli i specjalistów ze szkoły mojego syna nie był, nie jest i nie będzie zainteresowany takimi tematami. Przez cały rok szkolny 2013/2014 musieliśmy udowadniać nauczycielom, że nasze dziecko ma tylko dysgrafię i dysortografię i nie jest debilem, a w dziecku wzmacniać jego dobre strony i nie zniechęcać do szkoły. Syzyfowa praca 🙁 a to była dopiero klasa IV podstawówki. Okazuje się, że opinie specjalistów z poradni psychologiczno-pedagogicznej są niewiele warte, wypowiedzi ustne dziecka również. Liczyły się i liczą tylko testy.

    • Marzena Żylińska Post author

      Pani Judyto,

      a gdyby to rodzice poprosili nauczycieli, by wzięli udział w jednej z trzech konferencji z udziałem profesora Hüthera??? W Bydgoszczy będą to nie tylko wykłady i pokaz filmu „Alfabet”, ale również warsztaty prowadzone przez nauczycieli, którzy w swojej praktyce wykorzystują już neurodydaktykę. Ja wiem, że nie wszyscy nauczyciele chcą się dokształcać. W szkoleniach i konferencjach udział biorą najczęściej ci najlepsi i najbardziej otwarci, którzy paradoksalnie, najmniej tego potrzebują.

      Profesor Hüther rewelacyjnie potrafi wyjaśnić, dlaczego taka sytuacja, jaką Pani opisuje, jest dla dzieci zupełnie niszcząca i nawet zdolnym uczniom zamyka drogę do sukcesu. Wszyscy mamy jakieś deficyty i słabsze strony. Jednak potrafimy je ukryć, bo kompensujemy je silnymi stronami. Dlatego szkoła musi na początku wspierać talenty i uzdolnienia, zamiast koncentrować się na deficytach i wskazywaniu błędów.

      Pani Bogno,

      a może przyjechałaby Pani na konferencję do Bydgoszczy? Warsztaty będą prowadzić również nauczyciele języków obcych.
      Ja organizowałam neurodydaktyczne konferencje dla językowców w poprzednich latach, gdy pracowałam w NKJO. Ale to się właśnie kończy, bo kolegia w całej Polsce są wygaszane, a ja będę pracować w firmie Young Digital Planet, która tworzy materiały edukacyjne. Wybrałam ydp właśnie dlatego, że tam będę mogła zająć się tworzeniem materiałów nowej generacji do nauki języków. Mam nadzieję, że niedługo będzie już na rynku alternatywa dla obecnych podręczników.
      W tej chwili mogę Pani polecić moją poprzednią książkę, która w całości poświęcona jest dydaktyce języków obcych „Między podręcznikiem a internetem”. Duża część książki to przykłady materiałów i zadań.

      Tyle na szybko. Ja mam teraz tyle pracy, że na dłuższą odpowiedź naprawdę nie mam czasu. Ale może spotkamy się w Bydgoszczy?

      Przy okazji chciałabym przeprosić wszystkich, którym nie odpowiadam na maile. Wybaczcie, ale jest ich tyle, że po prostu nie daję rady. Ja teraz bardzo dużo piszę, nadrabiając zaległości z ostatnich miesiący, które musiałam poświęcić mojej Mamie.

      A to link do artykułu „Mózg idzie do szkoły”, który można znaleźć na stronach Centrum nauki Kopernik.

      http://www.kopernik.org.pl/orientuj-sie-w-nauce/20140/mozg-idzie-do-szkoly/

      • Bogna

        Dziękuję za tak szybką odpowiedź. Nie wiem, czy udałoby mi się przyjechać do Bydgoszczy, bo jestem aż z Białegostoku, ale może chociaż spróbuję do Warszawy.Pozdrawiam serdecznie.

        • Marzena Żylińska Post author

          Pani Bogno,

          w Warszawie nie będzie warsztatów, ale będą wykłady i pokaz filmu, który moim zdaniem jest rewelacyjny!

      • Judyta

        Coś mi się wydaje, że to jednak perły przed wieprze, ale zaproponuję. Jesteśmy z mężem coraz bardziej bezsilni, bo od jakiegoś czasu, domagając się, aby z naszym dzieckiem pracowano regularnie, pracowano według zaleceń z opinii, wykorzystywano nowe rozwiązania itd. stajemy się osobami bardzo niepożądanymi w szkole. Bo najlepiej odpuścić, dać dwa lub trzy, przepchnąć z klasy do klasy. Bez wysiłku z każdej strony. W efekcie w szkole, która nie jest specjalna – w piątej klasie są dzieci, które nie opanowały zegarka – nie tylko w języku obcym, ale i po polsku. A to co było wyrabiane na języku angielskim ;D włos się na głowie jeży.

        • Marzena Żylińska Post author

          Proszę spróbować, może się uda.
          Ma Pani rację, tylko ścisła współpraca nauczycieli, rodziców i psychologów z poradni może przynieść sukcesy. Sama znam nauczycieli, którzy bardzo ściśle współpracują z rodzicami i wiem, że nie zawsze spotyka się to z uznaniem innych osób.

        • Robert Raczyński

          Pani Judyto, w szkołach nie zatrudnia się specjalistów od dysfunkcji. Proszę wymóc na poradni bardzo konkretne zalecenia i szczegółowy program działań naprawczych. Nauczycielom (zainteresowanym) muszą wystarczyć szkolenia na poziomie gimnazjalnej prezentacji i samokształcenie, które nie jest premiowane. Nawet podstawowa psychologia dotycząca szeroko pojętej normy kuleje. Niestety, musi Pani sama ocenić, na ile konkretny nauczyciel jest w stanie dziecku pomóc i czy w ogóle tego chce – przenoszenie tego na poziom instytucji z pewnością nie pomoże, taki klimat i inne realia. Podstawowym problemem jest czas i jego organizacja – wymaga Pani (i słusznie) zajęć, których nie uwzględniła organizacja pracy szkoły, bo trzeba za nie zapłacić. Podobnie jak nie uwzględnia innych niewygodnych elementów – etyki, zajęć dodatkowych, itp. Nie oszukujmy się, godziny „karciane” tego wszystkiego nie obejmą, choć może warto domagać się, by kompetentny nauczyciel prowadził odpowiednie zajęcia dwa razy w tygodniu…

        • Robert Raczyński

          Pani Judyto, w szkołach nie zatrudnia się specjalistów od dysfunkcji. Proszę wymóc na poradni bardzo konkretne zalecenia i szczegółowy program działań naprawczych. Nauczycielom (zainteresowanym) muszą wystarczyć szkolenia na poziomie gimnazjalnej prezentacji i samokształcenie, które nie jest premiowane. Nawet podstawowa psychologia dotycząca szeroko pojętej normy kuleje. Niestety, musi Pani sama ocenić, na ile konkretny nauczyciel jest w stanie dziecku pomóc i czy w ogóle tego chce – przenoszenie tego na poziom instytucji z pewnością nie pomoże, taki klimat i inne realia. Podstawowym problemem jest czas i jego organizacja – wymaga Pani (i słusznie) zajęć, których nie uwzględniła organizacja pracy szkoły, bo trzeba za nie zapłacić. Podobnie jak nie uwzględnia innych niewygodnych elementów – etyki, zajęć dodatkowych, itp. Nie oszukujmy się, godziny „karciane” tego wszystkiego nie obejmą, choć może warto domagać się, by kompetentny nauczyciel prowadził odpowiednie zajęcia dwa razy w tygodniu…

        • atabe66

          Witam Pani Judyto! Jestem jednym z „wieprzy”, jak była Pani łaskawa określić osoby, przed którymi wystąpiły światowe autorytety neurodydaktyki. Rzeczywiście, wiele było pereł, które zaoferowali prelegenci,co do tego nie myliła się Pani używając swojej mało oryginalnej metafory i wrzucając wszystkich nauczycieli d jednego worka (pozostaję w Pani konwencji stylistycznej). Myślę, że rozgoryczenie zaślepiło Panią do tego stopnia, iż zapomniała jednak, iż świnie to w rezultacie jedne z najinteligentniejszych ssaków. Więc mimo wszystko się cieszę i z pasją przeniosę do swojej praktyki to, co usłyszałam na Kongresie w Bydgoszczy.

  2. Bogna

    Witam,
    Pan Marzeno, właśnie zakupiłam książkę WSZYSTKIE DZIECI SA ZDOLNE. Na wakacjach przeczytałam NEURODYDAKTYKę. Książka chodzi po koleżankach. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Jestem nauczycielem języka angielskiego. Przyznam jednak, że trochę się pogubiłam. W szkole jest wprowadzane OK czy Pani zadaniem to nie właściwy kierunek? Skąd czerpać inspirację by pozwolić uczniom jak najlepiej zgłębić ten język bez robienia stosów zadań z gramatyki. Czy są lektury, które pomogą mi znaleźć odpowiednią drogę? Gdzie szukać informacji na temat nauczania tego języka w innych krajach, gdzie to daje dużo lepsze efekty. POMOCY!!!DZIĘKUJĘ

    • Jacek Kubiak

      Pani Bogno,

      również uczę języka angielskiego, ja podchodzę do tego zawsze od strony dzieciaków, nie ma takich książek, które dałyby Pani odpowiedź na to, czym zainteresuje Pani dzieci w Pani grupach. Podzieliłem materiał z roku na kilka najważniejszych zakresów do zrealizowania a teraz przed zajęciami staram się zastanowić jak zrobić lekcję atrakcyjną, co mnie jako dziecku sprawiłoby frajdę, staram się angażować w te zajęcia jak najwięcej zmysłów i zawsze coś fajnego wpada do głowy. Przede wszystkim jednak nie wolno bać się eksperymentować i próbować podejścia innego niż podręcznikowe.
      Jeśli potrzebne są Pani konkretne przykłady takich lekcji, proszę pisać bezpośrednio na moją pocztę elektroniczną:
      jacek.kubiak@onet.eu

      Pozdrawiam,
      JK

    • Robert Raczyński

      Pan Jacek ma absolutną rację – „właściwe kierunki” i „odpowiednie drogi” nie istnieją. Ich szukanie to strata czasu, bo jak ktoś nawet znajdzie coś, co wydaje mu się właściwe i odpowiednie, szybko odkrywa, że jest to właściwe i odpowiednie tylko dla niektórych. No, chyba, że ktoś jest religijny…

  3. Monika

    Kusząca propozycja z tą konferencją:) Czy to jest płatna forma? I czy trzeba się zapisywac?

    • Marzena Żylińska Post author

      Tak, trzeba się zarejestrować. Dlatego podałam linki do stron, na których są konkretne informacje dotyczące konferencji we wszystkich trzech miastach.
      Nie wiem, które miasto Panią interesuje, w Bydgoszczy, gdzie planowana jest dwudniowa konferencja z warsztatami jest jakaś opłata. Proszę sprawdzić na podanych stronach.

  4. Danusia

    Ja już zarejestrowana w Warszawie, do zobaczenia. Danusia

    • Basia

      A ja w Bydgoszczy:)i w dodatku nasza kochana p. dyrektor wysyła nas dwie, mnie i naszą p. pedagog – czyż nie cudownie!

    • Marzena Żylińska Post author

      Danusiu,

      bardzo się cieszę i bardzo liczę na to, że efektem wizyty prof. Hüthera i filmu Alfabet w naszym kraju będzie jakiś impuls do zmian systemowych. Alfabet niesie z sobą bardzo czytelny i mocny przekaz. Mam nadzieję, że i w Polsce wywoła dyskusję.
      My tu na naszym blogowisku zadawaliśmy kiedyś pytanie, po co właściwie wysyłamy dzieci do szkoły, czego mają się tam nauczyć. Reżyser filmu Alfabet, Erwin Wagenhofer zadaje to samo pytanie, ale lokuje je w znacznie szerszym kontekście, pytając o to, co dla naszych społeczeństw jest dziś ważne i na jakich wartościach chcemy budować naszą przyszłość.
      Chciałabym, żeby Alfabet obejrzeli wszyscy ludzie, którzy mają dzieci i wszyscy, którzy są związani z edukacją. Mnie ten film bardzo, ale to bardzo poruszył!!!

  5. Elżbieta

    Czy jest mozliwość zobaczenia filmu ” Alfabet” w internecie? Niestety mieszkam w Małopolsce i już niedługo będę rodzić, więc przyjazd jest niemozliwy. bardzo chciałabym go obejrzeć. pozdrawiam

    • Marzena Żylińska Post author

      Pani Elu,

      film będzie można obejrzeć w kinach. 16 października odbędzie się w Warszawie oficjalny pokaz premierowy (są też przedpremierowe), a potem film wejdzie do polskich kin.

      Pozdrawiam serdecznie,

      m.ż.

      @ Basia

      Bardzo się cieszę! Zatem do zobaczenia w Bydgoszczy 🙂

  6. MK

    Serdecznie zachęcam wszystkich wielbicieli neurodydaktyki do obejrzenia (gratis) tej prezentacji dra Marka Kaczmarzyka: https://www.youtube.com/watch?v=yGLnXh_5VZg

  7. Dawid Grabski

    Jest coś w tek książce odkrywczego, czego wcześniej nie można było przeczytać?
    porozumienie bez przemocy

    • Robert Raczyński

      W tym, co „można było przeczytać” też nie ma niczego odkrywczego – tania „psychologia”, która działa tylko pod warunkiem, że obydwie strony konfliktu, przepraszam, relacji, przeszły to samo pranie mózgu z wynikiem pozytywnym…
      Uwielbiam taki bełkot z morałem – oczywiście, że to nie sąsiadka jest winna, że o szóstej rano uprawia jogging na rozklekotanym orbitreku, mimo „szczerych komunikatów”, wielokrotnych rozmów, próśb i pertraktacji. To orbitrek sprawia, że jestem zły… To orbitrek sprawia, że… To orbitrek… To… Może jeszcze zasnę…
      O ile można sobie wyobrazić, że przypadkowo trafiamy na sąsiadkę po kursie NVC, która nie potraktuje naszych próśb, jako zamachu na swoją niezależność i w ramach kompromisu zaproponuje nam zatyczki do uszu, zamiast poszczuć psem, o tyle trudniej będzie o dziecko, które zasady NVC wyssa z mlekiem matki. Kto jeszcze tego nie trenował (ja nie), tego mogę zapewnić (dzięki relacjom mniej przewidujących znajomych), że spanie z dzieckiem skutkuje eksmisją z własnego łóżka na kilka lat. O pożyciu intymnym też radziłbym zapomnieć. Włączanie swoich potrzeb w potrzeby dziecka… Już słyszę te pertraktacje z trzylatkiem: „Wiesz kochanie, może dzisiaj pośpisz z misiem, bo tatuś z mamusią, po latach, mają inne plany”… Te cudowne w swej prostocie zalecenia, płynące wprost z obserwacji społeczności wciąż żyjących w epoce kamienia, pomijają inne zdobycze psychologii ewolucyjnej – otóż dzieci od urodzenia, do momentu, kiedy im na to pozwalamy, przejawiają niesamowite wręcz zdolności machiaweliczne. Manipulacja to ich podstawowa strategia. Przypomnę jeszcze, że płacz niemowlęcia jest nie tylko komunikowaniem potrzeb – to po prostu jedyny dostepny mu środek wyrazu, niekoniecznie sygnalizujący, że coś złego mu się dzieje…
      Wszystkich zaniepokojonych pragnę powiadomić, że moja córka miewa się doskonale, choć nie korzystaliśmy z wynalazku NVC…

      • Dawid Grabski

        Szkoda, że nie wróciłem tutaj rok temu. Ale po roku też warto napisać, może dla innych, którzy tu zajrzą. Krótko:
        Robert, to o czym napisałeś, to żadne NVC. Zapraszam do zapoznania się czym tak naprawdę jest NVC.

  8. Hi. I just discovered you via an accidental link to an old TOK FM interview with you, so am on Day One with your Neurodydaktyka topic. Is this the book I am looking for as sort of a „Parental Handbook” for helping child creativity and motivation survive Polish schools? Something practical. Also, since I am here: osswiata ought to generate some school rankings to counter the ubiquitous test-score rankings that sucker people in to worst-practice locations. Also: my (not entirely pedagogical) thoughts on Polish elementary education here: http://warsawdad.wordpress.com and here: https://twitter.com/WarsawDad Feel free to respond in Polish. I’m only choosing not to show off my grammar.

    • Robert Raczyński

      It’s really great to hear from somebody who hasn’t grown up within „the system” we’re dealing with here. It’s even greater to find out your observations are pretty similar. If you’d bothered to read some more posts here, you must have come across Paweł Kasprzak reporting on PISA results for Poland. He suggests Polish (and, presumably, the other countries’) educational „achievements” in this research clearly depend more on pupils’ social background (and, consequently, parental commitment) than on the activities and techniques our school likes boasting about…

      • Aleks

        Robert, I’m sure WarsawDad ‚bothered’ quite a bit since he took the time to write here and share his thoughts 🙂

        WarsawDad – Welcome! I’m really happy you found this blog. You will definitely benefit from it as a parent especially if you suffer because of our educational system.

    • Marzena Żylińska Post author

      Hi.

      Jeśli pytasz o moją „Neurodydaktykę”, to pisałam ją z myślą o rodzicach i nauczycielach. Dziś, gdy od ponad 20 lat możemy z pomocą neuroobrazowania zaglądać do uczących się mózgów, wiemy już dość dobrze, co w dobrej wierze robimy źle i jako rodzice i jako nauczyciele. Jednak nie jest to książka zawierająca wiele praktycznych przykładów, raczej wyjaśniająca mechanizmy pracy mózgu, w mojej książce, głównie mózgu dzieci. Dużo miejsca poświęcam testocentryzmowi i fatalnym skutkom zdegradowania nauki do list rankingowych. Równie tragiczne skutki ma uczenie „pod testy”, które siłą rzeczy pomija wiele kompetencji niezbędnych w prawdziwym, pozaszkolnym życiu. Jednak najbardziej zależało mi na wyjaśnieniu, dlaczego dzieci właśnie w szkole tracą chęć do nauki, radość płynącą z poznawania nowych fenomenów i kreatywność.
      Pisząc „Neurodydaktykę” ogromnie żałowałam, że nie wiedziałam tego wszystkiego, gdy moje dzieci były jeszcze małe.

      Jeśli temat Cię interesuje, to przeczytaj mój blogowy wpis „Chcesz zrobić dla dziecka więcej, kup mniej”. A jeśli zdecydujesz się na przeczytanie „Neurodydaktyki”, to napisz proszę, jak ją odebrałeś 🙂 Tylko uważaj, żebyś nie kupił wydania pirackiego. To legalne ma na okładce granatowy profil twarzy.

      Jeśli interesuje Cię problem testów i testocentryzmu, to koniecznie obejrzyj film „Alfabet”! Premiera w Warszawie 16 października. I w przyszłym tygodniu zajrzyj do Polityki i do Dużego Formatu (dodatek do Gazety Wyborczej).

      Ja teraz wybieram się na targi książki do Frankfurtu, a potem przylatuje do Polski prof. Hüther, tak więc do bloga raczej nie będę mogła zaglądać. Ale bardzo się cieszę, że wokół neurodydaktyki tyle się dzieje.

      Pozdrawiam ciepło,

      m.

  9. Elbro

    Obejrzałam „Alfabet” dziś w Warszawie na konferencji i, dalibóg, zastanawiałam się, czy reżyser na pewno wie, że neurony się nudzą, gdy coś trwa o dobrą godzinę za długo. Masowy exodus z sali zaraz po filmie wskazywał na to, że to nie tylko moje wrażenie.
    Co nie zmienia faktu, że jestem nadal entuzjastką neurodydaktyki:)

    • Marzena Żylińska Post author

      @ Elbro

      Dla mnie „Alfabet” jest genialnym filmem! Obejrzałam go już trzy razy i niedługo obejrzę go pewnie kolejny raz. Jest niesamowicie spójny. A ostatnie sekwencje z Arno i Pablo należą do najlepszych. Siła słów Pablo jest dla mnie powalająca. Równie mocno odebrałam słowa szefa testów PISA Andreasa Schleichera: „Może nie życzylibyśmy czegoś takiego własnym dzieciom, ale przecież … .” I jakim tonem on to mówi! Jego ton pokazuje, że ma pełną świadomość … Dawno nie widziałam filmu, który tak mocno mnie poruszył, tak bardzo wszedł pod skórę.

      A że ludzie po zakończeniu filmu wychodzą z kina …, to dla mnie normalne. Konferencja trwała kilka godzin, a kończąca ją debatabyc może nie była dla ludzi interesująca.

      Pozdrawiam serdecznie 🙂

  10. Magda

    Pani Marzeno!
    Byłam w Bydgoszczy na Kongresie! Minął już tydzień, a ja nadal jestem w szoku z powodu tego, co usłyszałam, zobaczyłam. Nie wiem nawet jak to opisać. To było takie „moje”.Do teraz mam ochotę krzyczeć :”Nareszcie!”. Zawsze w ten sposób myślałam o edukacji, o wychowaniu i w końcu są na to dowody!!! Mam ochotę chodzić od szkoły do szkoły i przekonywać o tym nauczycieli. Będę robiła co w mojej mocy! Czy możliwa jest rozmowa z Panią?

    • Marzena Żylińska Post author

      Pani Magdo,

      bardzo mi miło, że konferencja wywołuje takie reakcje :-)))
      Żeby cokolwiek zmienić w edukacji musi nas być więcej.
      Skąd Pani jest?
      Ja w najbliższą sobotę będę mieć wykład w Warszawie w Zachęcie.

      @ Agnieszka

      Pani Agnieszko, nie odpowiadałam, bo po tygodniu z prof. Hütherem i po powrocie do domu, czekało na mnie tysiąc spraw i maili, a ja się rozchorowałam. Ja, choć dziś jestem homo ledwo sapiens, nie mogę pozwolić sobie na kilka dni odpoczynku, bo konferencje, terminy … więc pracuję, ale … Nie mam też możliwości, nawet, gdy jestem zdrowa, żeby odpowiedzieć na wszystkie maile, które do mnie przychodzą.

      Jutra jadę do Opola (duża konferencja „Neurony na rzecz szkoły”, a w sobotę do Warszawy – wykład w Zachęcie). Może się Pani wybierze?

      • Agunek

        Pani Marzeno, czy ma Pani w planach wizytę w Katowicach? Potrzebujemy Pani tutaj 🙂

      • Magda

        Jestem z Warszawy:) I będę w Zachęcie na pewno na Pani wykładzie. Mam nadzieję, że uda mi się z Panią porozmawiać, byłoby cudowanie:) W niedzielę mam zajęcia ze studentami (APS studia podyplomowe Edukacja Wczesnoszkolna), więc chętnie podzielę się z nimi wrażeniami. Do zobaczenia!!!

        • Marzena Żylińska Post author

          Do zobaczenia jutro z Zachęcie 🙂
          Postaram się być nieco wcześniej.

          • Magda

            Pani Marzeno!
            Bardzo, bardzo przepraszam, ale nie miałam możliwości dojechać:((( Przełożono mi zajęcia ze studentami z niedzieli na sobotę i nie udało się. Liczę, że niebawem znów odwiedzi Pani Warszawę i się uda. Bardzo mi zależy, żeby sptać o parę rzeczy.
            Pozdrawiam!
            Magda Sulińska

  11. Solveig2

    Dzień dobry,
    bardzo żałuję, że dowiedziałam się o konferencji zbyt późno i nie mogłam w niej uczestniczyć. Jestem nauczycielem jęz. niemieckiego, z wykształcenia germanistką i pedagogiem. Pracuję od wielu lat z różnymi grupami wiekowymi, od 2-latków po osoby dorosłe. Moim głównym zajęciem jest nauczanie jęz. niemieckiego w gimnazjum. 15 lat doświadczenia zawodowego w placówkach państwowych, prywatnych i na kursach doprowadziło mnie do punktu, w którym nie ma we mnie więcej zgody na sposób nauczania w szkole. Mówię to również jako mama 12-latka. Jako nauczyciel czuję się coraz gorzej w środowisku zupełnie niezainteresowanym zmianą podejścia. Bardzo trudno jest być w małej, wiejskiej szkole ,,innym nauczycielem”. Moje działania spotykają się z uznaniem ze strony rodziców, osiągam dobre wyniki nauczania, ale to tym gorzej dla mnie jako członka grona ped. Na wsparcie nie mam co liczyć, bo przecież ,,lepiej się nie wychylać”. Dlatego postanowiłam założyć stowarzyszenie i działać w jego ramach na rzecz dzieci i rodziców, realizując projekty edukacyjne. Stowarzyszenie działa od roku. Teraz udało się nam pozyskać pierwsze środki na realizację większego projektu. Jestem bardzo zainteresowana nawiązaniem kontaktu i podjęciem współpracy lub członkostwem w stowarzyszeniu ,,Budząca się szkoła”. Pani Marzeno, czy mogę prosić o pomoc w tej kwestii?
    Napisała Pani na forum, że ,,im nas więcej, tym lepiej”. Uważam, że za mało ludzi działa na rzecz zmian w edukacji. Rodzice nadal boją się szkoły i odpuszczają dla świętego spokoju lub źle pojmowanego dobra dziecka (często słyszę, że boją się, iż dziecko niepokornego rodzica będzie miało w szkole ,,przechlapane”). Od jakiegoś czasu jestem również przerażona skutkami obecnego systemu edukacji w odniesieniu do przyszłego uczestnictwa w życiu społecznym. Utrwalające się już w szkole postawy ,,bycia grzecznym” nie wróżą dobrze rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego. Chcę wierzyć, że inicjatywy oddolne i działania organizacji pozarządowych przyniosą pozytywny skutek. Pozdrawiam. J.S.

    • Marzena Żylińska Post author

      Pani Jolu,

      pięknie dziękuję za komentarz 🙂
      Proszę nie żałować konferencji (choć były bardzo udane 🙂 , bo już planujemy kolejne 🙂
      Jak tylko będą jakieś konkrety dotyczące „Budzącej się szkoły” i kongresu inaugurującego projekt, zaraz napiszę o tym na blogu. Planujemy start jeszcze przed wakacjami, ale zobaczymy …
      Proszę zaglądać do bloga 🙂
      Mam nadzieję, że to będzie potężny oddolny ruch. Teraz tłumaczona jest na polski książka, która jest bardzo interesująca w kontekście tematu mojego ostatniego wpisu, bo w szkołach należących do „Budzącej się szkoły” nauczyciele nie nauczają, a uczniowie się uczą 🙂
      Pierwszy rocznik zdawał już nawet maturę i … zdali świetnie! To był dla osób przeświadczonych o tym, że nauczyciel musi mówić, krzyczeć, powtarzać, wyjaśniać prawdziwy cios. Bo jak to, nikt nie nauczał, a oni się nauczyli i to w dodatku tak dobrze 🙂

      Pozdrawiam ciepło, licząc na współpracę,

      m.ż.

      • Solveig2

        Dzień dobry,
        dziękuję za odpowiedź. Będę śledzić uważnie bloga. Mam nadzieję na zmiany i możliwość uczestniczenia w nich. Z niecierpliwością czekam na szkoły, w których uczniowie się uczą, a nauczyciele ich wspierają.
        Pozdrawiam serdecznie. J.S.

  12. mama

    Witam! Przeczytałam w jednym z wywiadów z Panią, iż zakłada Pani stowarzyszenie „Budząca się szkoła” w Polsce i, że jest ono w trakcie rejestracji, czy można uzyskać więcej informacji na ten temat.

    • Marzena Żylińska Post author

      @ Mama

      Trudno powiedzieć, że ja zakładam „Budzącą się szkołę”, ale należę, razem z Andrzejem Lipińskim do grupy osób zaangażowanych w tę inicjatywę. Obecnie tłumaczona jest na język polski książka autorstwa osób, które w Berlinie stworzyły pierwszą szkołę nowego typu. Planujemy również zorganizowanie kongresu założycielskiego. Jak tylko będą już jakieś konkretne ustalenia, napiszę o tym na blogu. Na razie wszystko jeszcze jest na etapie rozmów i ustaleń.

      • Mo

        Ja również czekam na informacje o założycielskich spotkaniach albo innych inicjatywach związanych z polską wersją „budzącej się szkoły”.

        Jestem świeżo po konferencji na temat problemu krzywdzenia dzieci i widzę, że tylko szkoła dająca dzieciom przestrzeń do wyrażania własnego zdania, budująca poczucie własnej wartości dziecka i jego podmiotowości może być sprzymierzeńcem w zapobieganiu różnym problemom społecznym.

  13. Jacek Kubiak

    Byłem w Bydgoszczy, jestem gotowy do dalszego działania, dziękuję za te spotkania i dyskusje, serce rośnie.

  14. ewa

    Niestety szkoła państwowa działa całkowicie odmiennie niż zakłada to program prof. Hüthera. Współczesna szkoła działa na zasadzie „najlepszy uczeń to taki, który siedzi cicho, nie odzywa się, nie pyta, robi co mu się każe”. Dziecko wykazujące więcej energii i wyobraźni jest systematycznie sprowadzane do wymaganego poziomu. Moje dziecko niestety przechodzi taki proces. A my oczywiście razem z nim. Najbardziej niepokojące jest to, że to szkoła odgórnie narzuca taki reżim, rygor, a nauczyciele biernie się mu podporządkowują (może nie wszyscy, ale większość). Jak uczeń pyta, wstaje, odwraca się jest równo przez wszystkich piętnowany. Ani odrobiny akceptacji. Ani jednej pochwały, czy zwykłego zrozumienia. Jak jest lepiej to najczęściej słyszy komentarz „no udało Ci się”. Ciężko właściwie sobie wyobrazić, że można jakoś to zmienić, skoro od lat działa to w podobny sposób. Może jednak powinniśmy więcej dyskutować na ten temat. Zwiększać wymagania wobec szkoły. Nauczyciele powinni częściej przechodzić szkolenia, uczyć się nowych metod pracy z dziećmi. Bo przecież przychodzą nowe pokolenia, inaczej patrzące na świat, a my też możemy więcej czerpać ze zdobyczy współczesnej nauki i wykorzystywać ją i w życiu i w pracy zawodowej. Oby szkoła zmieniała się szybciej, bo naprawdę szkoda dzieci, które się z nią zmagają.

    • Robert Raczyński

      Ale przecież w szkołach są nowe pokolenia nauczycieli – nie rozumiem myślenia o tej instytucji, jako o tej, w której „dogorywają” dinozaury słusznie minionej epoki. To sama instytucja jest tym dinozaurem i sprowadza wszystkich (w tym nauczycieli) do wspólnego mianownika. Do szkół co roku przychodzą młodzi nauczyciele, pełni entuzjazmu i współczesnej wiedzy. Powstaje pytanie, co dzieje się z tą wiedzą po 2-3 latach. Czy możliwe jest, żeby ktoś naładowany nowoczesną metodologią i podmiotowym podejściem do ucznia, w tak krótkim czasie zapominał wszystkiego, czego się nauczył?
      To raczej mało prawdopodobne, przyczyn tego przykrego stanu rzeczy należy szukać gdzie indziej, a problemu nie rozwiążą żadne szkolenia. Są dwa, podstawowe powody, dla których obserwujemy obecny stan rzeczy. Pierwszy to wspomniany już wszechwładny mechanizm bezwładu instytucjonalnego, drugi to przykry fakt, że współczesna metodyka, wbrew pozorom, nie oferuje uniwersalnych rozwiązań, których wszyscy płytko myślący o edukacji oczekują. Wielu wydaje się, że wystarczy zatrudnić nauczyciela „czarodzieja”, który po prostu odbył wszystkie wymagane szkolenia i doczytał w źródłach o wszystkich tych cudownych rozwiązaniach pedagogicznych, o których nie mają pojęcia pozostali. To bardzo szkodliwy mit. Obawiam się, że nawet prof. Huther byłby bezradny wobec pewnych grup w mojej szkole. Rozwiązania uniwersalne NIE ISTNIEJĄ. Jest za to wiele bardzo dobrych rozwiązań, które skutkują w poszczególnych sytuacjach – najczęściej, dziwnym trafem, w edukacji indywidualnej. Metodyka oparta o chciejstwo i misję naprawy świata przy pomocy zaklęć, szkoleń, ustaw i fałszowania rzeczywistości nowomową – oto warsztat, który z uczelni wynoszą nowi nauczyciele. Niestety okazuje się, że ta wiedza jest bardzo często nieskuteczna w konfrontacji z realiami funkcjonowania instytucji.
      Szukanie rozwiązań systemowych poza tymi obszarami jest, delikatnie, mówiąc mydleniem oczu.

      • Paweł Kasprzak

        Robert,

        Oczywiście masz rację, stwierdzając nieistnienie rozwiązań uniwersalnych orat to, że szukają ich raczej ci, którzy o edukacji myślą płytko. Niemniej — tu zwłaszcza Ciebie proszę o wybaczenie — w szkole rzeczywiście przebywają dinozaury z minionej epoki, choć niektóre bywają bardzo młode. Wiele wynika z ustroju oświaty, jej standaryzacji itd. Niektórzy sądzą, że z zadań, które są źle zdefiniowane i np. zbyt wielkie, bo to powszechność standardu ma uniemożliwiać jego przyzwoity poziom.

        To są wszystko oczywiście spojrzenia sensowne i warte bardzo gruntownych przemyśleń, ale problem jest również gdzieś jeszcze indziej. Nie tylko łatwych rozwiązań szukają dzisiaj ci, którzy myślą płytko. Nie tylko nie dlatego nie istnieją uniwersalne rozwiązania, że różne bywają środowiska, wśród których działają nauczyciele, ale również — ja bym powiedział: przede wszystkim — dlatego, że różnych rzeczy chcemy dzieci nauczyć i, zaprawdę, nie jest wszystko jedno, co to jest takiego. A o tym programowo zapomina „pedagogika ogólna”, a wraz z nią wielu zachwyconych np. Robinsonem, czy również, jak widzę, Hutherem.

        Odzywał się tu Amerykanin (chyba), mieszkający w Polsce i mający tu dziecko w szkole. U niego znalazłem spostrzeżenie, że zwyczaj odpytywania dzieci przy tablicy (wg jego obserwacji główna część typowej aktywności lekcyjnej w Polsce) był w jego kraju typowy w latach trzydziestych i czterdziestych. Warte uwagi jest natomiast uzasadnienie. Nie chodzi bowiem zupełnie o to, że to nie jest „psychologicznie poprawne”, ani poprawne „neuralnie”. Chodzi wyłącznie o to, że to nie do wszystkiego się nadaje. W szczególności na lekcjach matematyki, które tam były przykładem, nie sposób tą drogą dać uczniom okazji, by „chwycili ideę” stojącą za tym lub innym matematycznym problemem.

        Zajrzyj tu:
        http://warsawdad.wordpress.com/2014/11/04/from-parent-teacher-conferences-she-said-he-said-then-i-have-my-say/#comments

        Więc rzeczywiście jest w sporym stopniu tak, że mentalność „szkolnego personelu” jest mocno anachroniczna. Choć równocześnie „idee reformatorów” są anachroniczne w podobnym stopniu — o tyle mianowicie, że do podobnie anachronicznego myślenia się kontestująco odnoszą.

        • Robert Raczyński

          Sprecyzowałeś kwestię. Położyłeś nacisk na pierwszą grupę przyczyn, ja na drugą. Tę drugą odczuwam boleśniej jako nauczyciel, uczniowie pewnie bardziej podlegają pierwszej. Poza tym, wiem, jak ciężko jest zmieniać instytucje (szkoła nie jest jedynym przykładem), a nie jestem w stanie zaakceptować i wziąć za dobrą monetę ignorowania rzeczywistości przez wykształconych ludzi, którzy opierają swoje działanie na wishful thinking. Nie dam sobie głowy uciąć za taki wniosek, ale wydaje mi się, że gdyby myśl pedagogiczna zeszła czasem z chmur, także instytucje byłoby łatwiej zmieniać, czyt. gdyby nauczyciel widział skuteczność proponowanych mu narzędzi w konkretnych sytuacjach, a nie w warunkach idealizowanych, łatwiej by mu było opierać się „niszczarce umysłów”…

          • Paweł Kasprzak

            Ja zawsze podejrzewałem, że mi jest łatwo. Do tej pory moje doświadczenia quasi-nauczycielskie bywały podobne do korepetycji. Albo to były warsztaty z dzieciakami (najtrudniejszymi z możliwych) wyciągniętymi ze szkoły, co bardziej już przypominało „szkolną klasę”, w dodatku dość koszmarną. Ale i tak było mi łatwo, bo działałem w kontrze do szkoły. Teraz mam doświadczenia z „własną wolną szkołą”, gdzie zdecydowanie łatwiej jest o porównania do „sytuacji normalnej”. One się narzucają — problemy mamy bardzo podobne. Nikt nam nie narzuca niczego jednolitego — rodzice są na tyle szurnięci, że egzaminami przejmują się dość umiarkowanie. Ale o uzgodnienie tego, co i po co chcemy dzieciom proponować (czy może postawić na ich samodzielne poszukiwania) jest wciąż najtrudniej.

            To nie są łatwe rzeczy. Natomiast gadając z rozmaitymi ludźmi (nauczycielami, rodzicami, reformatorami) jakoś nie spotykam ludzi, którzy podobnie jak ten amerykański tata w Polsce, potrafili zauważyć, że szkolna tablica jest dobra albo zła zależnie od tego, o czym mowa, a nie od tego, czy i na ile jest to realizacją transmisyjnych paradygmatów.

        • Warsawdad ma sporo racji wytykając polskiej szkole dinozaurowatość odpytywania pod tablicą.
          Nie można jednak tego kłaść na karb indywidualnej mentalności jakiejś nauczycielki. Ona robi to, czego od niej wymagają jej przełożeni, zapewne zbiera nagrody i jest awansowana — odpytuje, by w dzienniku mieć odpowiednio dużo ocen bieżących, żeby móc wystawić z tego ocenę semestralną. Jest to przyjęty i akceptowany przez nią styl pracy instytucji, w której pracuje.

          A inna rzecz, to czy odpytywanie pod tablicą (oczywiście, nie zamierzam go bronić) jest tak dużo gorsze w swojej nieskuteczności uczenia algebry, niż wszelkie wspaniałe i nowoczesne metody projektów i pracy w parach? Wątpię. Ani nie jest lepsze, ani gorsze. USA, które odeszły od tego odpytywania 70 lat temu, mają w PISA wyniki nieistotnie różne od polskich, a powszechność zupełnego nierozumienia zagadnień matematycznych jest tam równie zastraszająca, co w Polsce. Jedyny pożytek to, że dzieciaki są tam mniej zestresowane szkołą.
          Obserwowalne efekty dydaktyczne szkoły z odpytywaniem i prymitywizmem polskiej podstawy programowej i jej uzasadnienia, rugującego myślenie, nie są zauważalnie gorsze od efektów szkoły bez odpytywania przy tablicy i z pięknie brzmiącym, wskazującym na potrzebę rozumienia (nieraz je Pawle cytowałeś) wstępem do amerykańskiego curriculum.

          Warsawdad wpada tu w tę samą pułapkę, co większość krytyków szkoły: zwraca uwagę na metodę dydaktyczną, a nie na fundamentalny bezsens systemu. Wytyka socjalizmowi konkretne wypaczenie — brakuje sznurka do snopowiązałek! Oczywiście słusznie to wytyka, ale kryje się za tym przesłanie, że możliwy jest socjalizm bez wypaczeń i to do niego powinniśmy dążyć, tropiąc wypaczenia. Będzie sznurek, to nastanie raj na ziemi.

          • A tak całkiem szczerze (wiem, podkładam się na całego) to w robieniu zadań przy tablicy przed całą klasą widzę trochę sensu, którego przy najlepszym przyglądaniu się nie potrafię dostrzec w zeszytach ćwiczeń, albo robieniu zadań matematycznych w grupach. Przypomnijmy opisaną niegdyś przez Danusię historię o grupowym rozcinaniu trójkąta.

          • Paweł Kasprzak

            No, ja pamiętam, jak mi jeden z moich wiejskich dzieciaków strasznie się w którymś momencie podniecił, bo pojął coś jako pierwszy z całej grupy i mało nie pękł, żeby pozostałym wytłumaczyć, ku mojej uciesze i głębokiemu wzruszeniu. Delikatnie mówiąc, strasznie prosty był z niego chłopak i kiedy mówił na tematy „zwykłe”, to mu często brakowało słów. A w tej sytuacji zupełnie sobie nie mógł poradzić, machanie rękami nic nie pomagało i w końcu krzyknął: „A tablicy tu jakiejś, k…a, nie ma?! I kawałka kredy?!” Bo my nowocześnie, komputery, kamery itd. Tablicy mnie samemu bardzo tam brakowało, ale nie odważyłem się wstawić, bo nie chciałem „straszyć dzieci” 🙂

          • monikasz

            Przy tablicy może być po prostu różnie. We w miarę jednolitej i do tego zaangażowanej w problem grupie, w rozsądnym tempie, może to być bardzo dobra i pożyteczna lekcja (miewałam takie na studiach). Ale…. wyobraźmy sobie klasę pierwszą gimnazjalną i półgodzinne mozolne obliczanie ile to jest cztery podzielone na cztery. Dosłownie, nie żartuję, trójka moich dzieci to przeżyła. Na szczęście można w tym czasie się zdrzemnąć albo poczytać coś ciekawego, jak to w szkole…

          • Słusznie! Proszę tylko zwrócić uwagę na przyczynę o jeden krok dalej w łańcuchu przyczynowym. Są tu dwie takie przyczyny.
            Pierwsza to, że szkoła w ogóle uważa za wskazane zajmowanie się problemami podzielenia $4div 4$ w jego rachunkowym wymiarze.
            Drugi, to że szkoła postawiła sobie filozofię: No Pasarán! nikt nie pójdzie ani krok naprzód, póki ostatni nie nauczy się dzielić $4div 4$. Niech siedzą i się nudzą.

            Problem nie leży w tym, że Jaś jest odpytywany z dzielenia $4div 4$ przy tablicy, tylko w tym, że wmuszenie w Jasia tej umiejętności odbywa się kosztem czasu innych uczniów. A również w tym, że uporczywie się w niego tę niezbędną dla społeczeństwa 2.0 umiejętność wmusza.

          • Robert Raczyński

            Otóż to. Nauczyciel cały czas dąży do wyrównania niewyrównywalnego, ale nie może odpuścić, bo z tyłu głowy ma EWD, PP, egzamin i polityczną poprawność nauczania uporczywego, czyli edukacyjnego odpowiednika reanimacji trupa. To jedna z tych rzeczy, która nie mieści się w głowach oświatowych sióstr (i braci) miłosierdzia – szkolna niedopuszczalność intelektualnej stratygrafii doprowadza do edukacyjnego pata: słabszy nigdy nie przeskoczy barier swego zapóźnienia, a mocniejszy albo nie dowie się, że taki jest, albo, w najlepszym razie, czeka go nuda i stagnacja. Ludziom, którzy nie mają na co dzień styczności z realiami szkoły powszechnej, trudno uzmysłowić sobie różnicę poziomów, z którą ma do czynienia nauczyciel; na ogół wyobrażają sobie, że jest to kwestia czysto warsztatowa, której te „lenie” nie chcą przyswoić na tych swoich szkoleniach. W praktyce, jedynym efektem „dywersyfikacji poziomu nauczania” są takie przytablicowe kurioza.
            Dla wszystkich jest jasne, że w szkołach pracuje wiele żywych skamieniałości, o których zapomniała ewolucja, niestety, w pewnych (systemowo zaprogramowanych i nieusuwalnych) sytuacjach, ich skuteczność jest niemal identyczna, jak istot z bardziej wysklepioną puszką mózgową. Jeśli nie ma różnicy, to po co przepłacać, czyli inwestować w nowoczesny park maszynowy do produkcji trójwymiarowego logo, przyklejanego potem do starego grata wykonanego w technologii o finezji młotka?

  15. Artur Kowalski

    Z tematem zdolności wszystkich naszych podopiecznych spotkałem się wcześniej u Kena Robinsona. Niestety muszę przyznać mu rację, że współczesne szkoły owe talenty skutecznie zabijają poprzez transmisyjny model edukacji, testomanię opartą o pytania zamknięte, drugoroczność i przede wszystkim metodę „mamCię”.Autor „Wszystkie dzieci są zdolne” w bardzo przystępny sposób (a zarazem dobitny) nam to uświadamia. Musimy wreszcie zrozumieć pełne znaczenie pojęcia „zdolności” i „ucznia zdolnego”. Obecnie utożsamiane są one z uczeniem, który otrzymał „piątkę” lub „szóstkę” z danego przedmiotu i oczywiście nauczycielem, który to osiągnął. Najwyższa pora to zmienić i pomóc każdemu dziecku odnaleźć w sobie „Einsteina”.

Reply to Marzena Żylińska CANCEL?

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.