Co zrobić, żeby uczniom się chciało? Ich mózgi, to nie maszyny, które włączają się po wciśnięciu odpowiedniego guzika. Co zrobić, by chciały pracować? Jak uruchomić ich potencjał? Jak skierować uwagę na wybrane zgadnienia? Dzięki neurobiologom wiadomo, że aby człowiek mógł się uczyć, jego neurony muszą uwolnić mieszankę neuroprzekaźników i neuropeptydów. Wtedy mózg wprowdzony zostaje w stan gotowości do nauki. Bez owych substancji chemicznych nauka nie jest możliwa. Oczekiwanie niektórych nauczycieli, że już po podaniu tematu uczniowie będą gotowi do nauki, jest przejawem braku wiedzy na temat przebiegu procesów uczenia się. Mózgu nie można zmusić do nauki, ale można i należy go do niej zachęcać tworząc stymulujące środowisko. Jedną z najpotężniejszych sił, jakie nami kierują, jest ciekawość. Wszyscy chcemy zrozumieć otaczający nas świat i reagujemy zaciekawieniem na nowości, niezrozumiałe, zaskakujące i niewyjaśnione zjawiska. Dlaczego dzisiejsza szkoła nie chce wykorzystać tych niezwykle efektywnych mechanizmów, w które wszystkich ludzi wyposażyła natura? Dlaczego przyjęto, że od ciekawości skuteczniejsza będzie kontrola?
W zeszłym tygodniu w SP nr 9 w Sopocie odbyło się spotkanie polskich i szedzkich nauczycieli, którzy wspólnie zastanawiali się, co zrobić, by na początku lekcji zaintrygować uczniów i wprowadzić ich w stan gotowości do nauki. Innymi słowy, jak spowodować, by w ich mózgach uwolniły się niezbędne neuroprzekaźniki i neuropeptydy. Jedną z metod jest zadawanie otwartych pytań, które są zaproszeniem do kreatywnego myślenia i tworzenia hipotez. Pytania zamknięte, wymagające jedynie reprodukcji, nie intrygują, a tym samym nie pobudzaja tak silnie mózgu do pracy. Ich funkcja ogranicza się zatem do sprawdzania stopnia opanowania wiedzy. Warto wiedzieć, że zadania otwarte i zamknięte pełnią zupełnie różne funkcje. Te pierwsze występują w realnym świecie. Tu zazwyczaj każdy problem można rozwiązać na wiele sposobów i rzadko kiedy, ktoś podaje nam wszystkie potrzebne dane. Znając problem sami musimy zdecydować, czego potrzebujemy do jego rozwiązania. Warto pod tym kątem przyjrzeć się szkolnym zadaniom z matematyki. Z punktu widzenia mózgu, byłoby dużo lepiej, gdyby odnosiły się do realnych sytuacji i były bliższe życiu, a to oznacza, że powinny mieć więcej niż jedno poprawne rozwiązanie.
Ciekawy przykład podał w komentarzu do ostatniego wpisu Waldemar Zabielski, uczący matematyki w Kanadzie.
Zadanie 1.
B. Pytanie otwarte (więcej niż jedna poprawna odpowiedź)
Dziecko ma w kieszeni 7 groszy. Jakie monety może mieć dziecko w kieszeni? Przedstaw swoje myślenie w słowach, na rysunku i przy pomocy monet.
Autor zadania pisze: „Pytanie B. jest pytaniem ‘na myślenie’ w dosłownym znaczeniu tego słowa, gdyż każe uczniowi przedstawić swoje myślenie (napisać, narysować i przedstawić z wykorzystaniem pomocy dydaktycznej w postaci monet). W ten sposób uczeń uczy się dwóch bardzo ważnych rzeczy na temat „myślenia”:
a) Moje myślenie da się przedstawić konkretnie w różnej postaci: w słowach, na rysunku lub przy pomocy fizycznych przedmiotów, jak monety.
b) Szkoła, nauczyciel, oczekują ode mnie myślenia.”
Dobra szkoła wymaga myślenia!
W czasie sopockich warsztatów polscy i szwedzcy nauczyciele szukając intrygujących pytań włączających uczniowskie mózgi, doszli do wniosku, że pytania nie muszą być zadawane w formie werbalnej.
Przykład 1.
Uczniowie wchodzą po przerwie do klasy, a na podłodze leżą porozrzucane kubki po jogurtach, papiery, strzępy szmat, stare słoiki. Zdziwione patrzą na podłoge, a potem na nauczyciela. Niecodzinny widok każe im przerwać rozmowy, jakie toczą, intryguje i przyciąga uwagę. W normalnej sytuacji to nauczyciel musi zabiegać o uwagę uczniów, czynić różne zabiegi, które przyciągną ich uwagę. Widząc leżące na podłodze śmieci sami zadają pytania i oczekują od nauczyciela odpowiedzi. Ale jego celem nie jest udzielenie odpowiedzi, ale odbicie pytania w kierunku uczniów.
Uczniowie: „Proszę pani, dlaczego tu leżą śmieci?”
Nauczycielka: „No właśnie, dlaczego? Macie na to jakieś wytłumaczenie?”
W tym momencie uwaga uczniów już jest skupiona na zaplanowanym przez nauczyciela zagadnieniu, a ich mózgi zaczynają intensywnie pracować. Obok śmieci na podłodze można położyć wycięte z papieru cyfry, a na pewno uczniowie odgadną, że chodzi o czas potrzebny do rozłożenia różnego typu materiałów.
„Jak sądzicie, ile potrzeba lat, by rozłożyć zakopany w ziemi plastikowy kubek? A co z jabłkiem, gumą, papierem? Jak można by to sprawdzić?”
Pytania są jeszcze efektywniejsze, gdy prowadzą do samodzielnego stawiania hipotez i znajdowania sposobów ich weryfikowania. Te umiejętności zapewne będą dużo bardziej przydatne w życiu niż umiejętność reprodukowania podanych przez innych informacji. Po spisaniu przez grupy uczniów przypuszczeń dotyczących czasu degradacji, różne przedmioty można zakopać pod szkolnym płotem, a po kilku miesiącach lub po roku sprawdzić, co z nich zostało. W ten sposób nauczyciel nie tylko rozbudza ciekawość, ale również uczy myślenia. Po takim eksperymencie uczniowie będą nie tylko wiedzieć, co to biodegradacja, ale może zainteresują się głębiej tym niezwykle ważnym problemem.
Intrygującym pytaniem rozpoczynającym lekcję mogą być też dżdżownice w słoiku wypełnionym piaskiem, ziemią i trawą. Na pytania uczniów nauczyciel może odpowiedziec pytaniem: „Jak sądzicie, co tu się będzie działo? Jak zachowają się dżdżownice?
To, czego nie widać, najbardziej porusza wyobraźnię!
Jedna ze szwedzkich nauczycielek w trakcie warsztatów opowiedziała, jak zachęca dzieci do pisania. Przynosi do szkoły wielkie jajko i stawia je na stole. Zaciekawionym dzieciom mówi, że w środku jest mały kot, który w nocy pisze listy.
„O tu możecie przeczytać, co ostatnio napisał! Chcecie mu odpowiedzieć? To napiszcie do niego list!” Podobno listy dzieci do kota są wyjątkowo długie i bardzo interesujące.”
Ponieważ na rynku jest jeszcze inne wydanie „Neurodydaktyki” informuję, że prawa do mojej książki ma jedynie Wydawnictwo Naukowe UMK i tylko pod zawartymi w tej książce tezami mogę się podpisać. Za błędy zawarte w innym wydaniu, nie ponoszę odpowiedzialności. Swoim nazwiskiem firmuję jedynie „Neurodydaktykę” z pokazaną tu okładką. Jeśli ktoś chce przeczytać MOJĄ książkę, to proszę korzystać z wydania z granatowym profilem twarzy. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych stanowi, iż to autor odpowiada za treść i formę swojego dzieła. Ja miałam wpływ jedynie na formę i treść książki wydanej przez Wydawnictwo Naukowe UMK.
Kiążkę można kupić przez internet np. tu:
http://www.kopernikanska.pl/prod_193628_Neurodydaktyka_Nauczanie_i_uczenie_sie_przyjazne_mozgowi.html
tel.: 792 688 020
e-mail: kontakt(at)budzacasieszkola.pl
Odwiedź nas również na Facebooku
facebook.com/budzacasieszkola/
© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.
Nie wiem,czy do końca”na temat”;)
Od zawsze kocham pytanie:”co Poeta miał na myśli?” albo:”co poeta chciał w tym wierszu wyrazić?”Pytania otwarte,nieprawdaż? A teraz ja zapytam:po co? Po co w taki sposób formułuje się pytanie,jeśli jest na nie tylko jedna,poprawna politycznie odpowiedź:”poeta miał na myśli to,co jest napisane w podręczniku,albo co nam Pani powiedziała,że na myśli miał”.To pamiętam ze swojej szkoły,ale chyba niespecjalnie się cokolwiek w temacie zmieniło.Pamiętam to,bo poezję uwielbiam od zawsze(choć bardziej tę „do rymu”;))i od zawsze to pytanie mierzi mnie „straszecznie”. Zawsze byłam niepokorna i naturalną tego konsekwencją była „dyskusja” z panią od polskiego,jako,że ja koniecznie musiałam powiedzieć,co uważałam ,w imieniu rzeczonego poety:D. Dziś na tak postawione pytanie w przypadku poezji Broniewskiego mam oczywiście jedną odpowiedź: nie wiem co miał na myśli,bo najczęściej był na bani,więc trudni za tym nadążyć i mogę tylko spekulować.Proszę mi jednak wierzyć,że wolę(wolałam) już owe pytania zamknięte,przynajmniej nikt nie stwarza mi wtedy złudnego poczucia liczenia się z tym,co myślę.
uczę literatury od 15 lat – co prawda nie w polskim systemie i nie polskiej literatury. Obcowanie z literaturą anglosaską i tamtejszym podejściem do – jak to się obecnie często nazywa – tekstu kultury pozwoliło mi zrozumieć, że najważniejszym nie jest pytanie „co poeta miał na myśli” tylko „Co poecie udało się w tym wierszu / utworze wyrazić?” I wtedy ‚bania’ Broniewskiego nie ma kompletnie żadnego znaczenia dla interpretacji utworu. Ale, żeby uczeń potrafił myśleć na w taki sposób postawione zagadnienie nie można lekceważyć narzędzi, którymi można i trzeba się posłużyć w interpretacji tekstu czyli znajomości zarówno technik poetyckich jak i kontekstu kulturowo-historycznego danego dzieła.
Umiejętność czytania literatury w taki sposób różni się od tzw. ‚czytania dla przyjemności’ i osobiście uważam, że nie każdy jest do tego stworzony. Dlatego jestem zwolennikiem oddzielenia lekcji języka polskiego od lekcji literatury – przy czym te pierwsze byłyby obowiązkowe i wyposażały uczniów w umiejętności radzenia sobie z tekstem pisanym i czytanym na prostych, dosłownych poziomach – żeby umieli przeczytać i streścić, zapoznali się z podstawowym kanonem literatury, oraz nie dali sobą manipulować mediom, politykom i reklamom. A studia literaturoznawcze – czyli wszelkie wielopoziomowe zabawy interpretacyjne zostawiłbym jako opcję – tak jak matematyka podstawowa i rozszerzona.
Największym złudzeniem tych, których przymuszano do odgadywania ‚co poeta miał na myśli’ jest chyba to, że każda interpretacja dzieła literackiego jest równie dobra, a moja jest najlepsza bo najmojsza – nic nie szkodzi, że najczęściej nie poparta żadnymi odniesieniami do omawianego utworu. Studia nad literaturą to nie są studia duszy czytelnika – a przynajmniej nie przede wszystkim – są to studia nad przedmiotem badań jakim jest utwór literacki i jego konteksty (z których autobiograficzny to tylko jeden z wielu) i takim studiom powinni oddawać się pasjonaci.
Dokładnie. Ale anglosaska wizja edukacji nie jest u nas w poważaniu. U nas najwazniejsze jest określenie wykładni. Koniecznie jednej.
Mam podobne doświadczenia jak Pani n.sz. Ja już w szkole podstawowej dowiedziałem się, co powinienem mieć na myśli, gdy wypowiadam się w imieniu poety 😉
Odpowiadając na pytanie n.sz. pytania otwarte pozwalają na tworzenie nowej wiedzy przez uczącego się, odpamiętywanie informacji, a także tworzenie spójnej i logicznej wypowiedzi. Pytania zamknięte pozwalają na usprawnienie procesu rozpoznawania informacji… i tyle, raczej.
Co więcej: pytanie otwarte może zainteresować kogoś i sprawić, by na podstawie nowej informacji akomodował swoją wiedzę (bardzo trudny proces), a nie tylko asymilował nową informację (łatwe, często asymilujemy informacje błędne, bądź sprzeczne z aktualnie posiadanymi – tak jest wygodniej).
W ramach ciekawostki:
Prof. Vetulani podaje na swoim blogu, iż w świetle „nowych” badań… Nasz mózg posiada nie 100mld a 86mld neuronów! Pozostałych komórek (prawie same kom. glejowe) tylko 85mld, a nie (jak wcześniej sądzono 700mld!
Nie jestem pewien, ale chyba jesteśmy jednym z nielicznych gatunków, który posiada mniej komórek gleju niż neuronów. Koniec ciekawostki 😉
Panie Michale,starając się nie krzywdzić nauczycieli,których spotkałam na swojej drodze (cóż,wiadomo jak to jest z pamięcią;)) na palcach jednej ręki mogę policzyć tych,którzy stawiali owe otwarte pytania,bym się czegoś nauczyła.Palców jednej ręki jest za dużo do policzenia tych,których to co myślę naprawdę interesowało.Za to braknie mi palców na policzenie wszystkich,którzy pytaniami tymi chcieli wykazać mi moje braki.
Książki „połykałam”od dzieciństwa(szczególnie te,które nie były uznanymi „wartościowymi pozycjami,bo nie cierpię narzucania mi kto „wielkim człowiekiem był”),należałam do różnych kółek recytatorskich,a w średniej szkole sama zorganizowałam dwa przedstawienia i zajęłam 1 miejsce w Wojewódzkim Konkursie Krasomówczym,7 w Polsce.Piszę to nie po to,żeby się chwalić,ale po to żeby pokazać,iż nawet taki skład nauczycielski nie był w stanie „zepsuć mojej inteligencji”.Wielu nauczycieli z pewnością teoretycznie tematykę „pytań” ma przyswojoną.Wielu z pewnością owe pytania zadaje.Pytanie: ilu interesuje efekt inny,niż przyswojony „materiał”? Próbuję wygrzebać ze swojej pamięci choćby jedno wspomnienie lekcji,która wyglądałaby podobnie do przytoczonych wyżej i..nie potrafię.No,może na zajęciach praktyczno-technicznych,ale to akurat była ich specyfika.
PS „Urodziłem się inteligentny.Jednak edukacja wszystko zepsuła” zapożyczyłam z http://www.demotywatory pl Ot przykład kreatywności:) choć sens raczej smuci.
Ciekawie się nam dyskusja rozwija 🙂 , a ja nie mam dziś czasu, żeby porządnie odpowiedzieć 🙁
Myślę, że warto wyjść od tego, czym w istocie są pytania. Zadajemy je wtedy, gdy chcemy się czegoś dowiedzieć i zadając je nie wiemy, jaka będzie odpowiedź. Jednak w szkole większość pytań, to tzw. pytania pozorne. Nauczyciel zadaje je nie dlatego, że czegoś nie wie, że chce się czegoś dowiedzieć, ale po to, by sprawdzić, czy uczeń potrafi reprodukować podaną wcześniej wiedzę. Chce więc usłyszć dokładnie to, co już wie. Skupia się zatem na błędach i odstępstwach od podanego „wzoru”. Te pytania pozorne, to taki „prawie Żywiec”. „Prawie robi różnicę.”
Pytania zamknięte zadawane przez nauczycieli są więc raczej formą kontroli, a nie narzędziem służącym rozwijaniu uczniów i ich myślenia.
W naszych szkołach dominuje to, co służy kontroli! W tym właśnie problem! Gdy zadajemy prawdziwe pytania, to jesteśmy zainteresowani nie błędami a tym, co usłyszymy.
n.sz. pisze:
„Na palcach jednej ręki mogę policzyć tych,którzy stawiali owe otwarte pytania,bym się czegoś nauczyła.Palców jednej ręki jest za dużo do policzenia tych,których to co myślę naprawdę interesowało.Za to braknie mi palców na policzenie wszystkich,którzy pytaniami tymi chcieli wykazać mi moje braki.”
Strasznie to smutne, ale co gorsza ……. prawdziwe.
W tekście o neuronach lustrzanych pisałam, że rozwój możliwy jest wtedy, gdy słyszymy i jesteśmy słyszani, gdy widzimy i jesteśmy widziani. Gdy ktoś oczekuje od nas jedynie reprodukcji, gdy nie interesuje się tym, co my sądzimy,myślimy to lekceważy nas jako ludzi. A człowiek (również mały 🙂 może się dobrze rozwijać tylko wtedy, gdy czuje się szanowany i gdy ktoś słucha, co ma do powiedzenia.
Kiedyś to nauczyciel definiował, „co poeta chciał powiedzieć”, dziś mamy testy z kluczem.
Gdy czytałam kiedyś, że szkoła to instytucja totalna i opresyjna, to wydawało mi się, że tak mocne słowa są przesadą. Dziś widzę, jak mocno kultura, w której się wychowujemy, definiuje nas sposób postrzegania świata. Idzie się do szkoły, siedzi się w ławce i robi co każe nauczyciel. Czy to jest opresyjne, czy normalne?
W wielu rodzinach można dziś jeszcze usłyszeć, że dzieci i ryby głosu nie mają. Czy to jest opresyjne, czy normalne?
Na koniec każdego etapu edukacyjnego uczniowie podchodząc do testów nie artykułują swoich sądów, ale starają się udzielić najbardziej typowej i schematyczej odpowiedzi. Czy to jest opresyjne, czy normalne?
Rodzice wysyłają swoje dzieci do szkoły i nie mają wpływu na to, co one tam robią. Czy to jest normalne?
Wychowując się w określonym środowisku postrzegamy świat poprzez normy, które nam wpojono i uznajemy je za coś oczywistego.
@ Michał
Miło, że znów tu zajrzałeś 🙂
Kupiłam właśnie „Drugi mózg” R. Douglasa Fieldsa
To o komórkach glejowych, jak przeczytam to napiszę, ale sądzę, że długo jeszcze sądy na temat liczby neuronów i komórek glejowych będą rozbieżne. Spitzer konsekwentnie podaje, że mężczyźni mają o kilka miliardów neuronów więcej niż kobiety 🙂
@ avatarfaceofboe
Bardzo ciekawy punkt widzenia! Częściowo poruszyliśmy już ten problem w moich blogowych wpisach dotyczących problemu czytelnictwa. Rzeczywiście sposób interpretowania utworów zależy od celu, jaki chcemy osiągnąć. Ale przecież w literaturoznawstwie było i jest wiele koncepcji wskazujących na osobę interpretatora. W ten sposób jeden i ten sam utwór może być różnie odczytywany.
Język polski czy wstęp do literaturoznawstawa?
Problem można rozstrzygnąć tylko wtedy, gdy odpowiemy sobie na pytanie, jaki cel chcemy osiągnąć. U nas w Polsce lekcje języka polskiego wciąż służą głównie tworzeniu wspólnego kodu kulturowego i dobór lektur, nawet po ostatnich zmianach, jest temu podporządkowany. W jakim kraju Pan/Pani uczy? Chętnie zadałabym kilka pytań 🙂
N.sz.:
Nie mówię, że szkoły zadają pytania otwarte 🙂 Sam byłem uczony głównie poprzez zadawanie pytań zamkniętych.
Marzena:
Och, staram się śledzić Twój blog ciągle, lecz nie mam czasu odpowiadać 🙂
Trudno mówić o ilości neuronów u kobiet i mężczyzn, ponieważ statystycznie mężczyźni mają cięższe (większe?) mózgi. Różnice są także w ilości istoty szarej i białej. Wyniki, o których pisałem wyżej, zostały opracowane przy użyciu nowej metody, wspartej odpowiednią technologią. Szczegółów nie znam, ale za kilka lat ktoś z pewnością powtórzy to badanie, a informacja zostanie w jakiś sposób potwierdzona przez niezależnych badaczy… bądź odrzucona.
@ Michał
Kiedyś na zajęciach wspólnie ze studentami słuchaliśmy wykładu Manfreda Spitzera, w którym mówił, że mężczyźni mają o kilka miliardów neuronów więcej niż kobiety i że nauka do dziś nie wyjaśniła, dlaczego tak jest. Dodał też, że mózgi kobiet są tak samo efektywne, jak mózgi mężczyzn. Po wykładzie jeden ze studentów powiedział, że on wie, do czego mężczyźni potrzebują tych kilku miliardów więcej?
„No, do czego?” – zapytałam.
„Żeby zrozumieć kobiety!”
Trzeba zmienić system. System, to jest konstrukcja budowli o nazwie „edukacja powszechna”. Nie spodziewajmy się, że w systemie taśmowym będziemy w stanie pracować twórczo. To może się zdarzyć – czasami.
Pytania otwarte i myślenie zabierają czas. A my nie mamy czasu. My musimy przerobić, nadążyć, nadgonić, odrobić, spełnić wymagania, wystawić zaplanowaną ilość ocen, poprawić złe oceny, przygotować do sprawdzianu i testu. Bo nad nami wiszą jednoznaczne wymagania, normy, terminy – na które nie mamy wpływu. To jest system oparty na konieczności, przymusie i osądzie, a nie na możliwościach, wyborze i afirmacji. Pytania otwarte, wątpliwości, wielotorowość, poszukiwania, rozważania, dialog są i będą wyjątkami. Takie „rzeczy” kojarzą się raczej z edukacją w starożytnej Grecji. Takie „rzeczy” są wyłącznie dla elity. Pospólstwo może tylko wkuwać i zaliczać. Nasz system naprawdę szkodzi na mózg. I na charakter.
„Pytania otwarte i myślenie zabierają czas.”
To nie jest tak, że one zabierają więcej czasu, niż działalność przy taśmie. One czasem zabierają więcej czasu, a czasem mniej. Po uśrednieniu (z moich przynajmniej doświadczeń) okazują się nawet bardziej efektywne czasowo. Tyle, że nie sposób zaplanować ile czasu będziemy potrzebować na jedno zagadnienie, a ile na inne. Pracując z dużą grupą (szkolną klasą) nie sposób też dostosować tego czasu do tempa uczniów: w efekcie jedni nie nadążają za założonym przez nauczyciela tempem, a inni się nudzą.
I tu polecam szkole i szkolnym nauczycielom zastanowienie się nad sposobem, by nie marnować czasu tych uczniów, którzy robią coś szybciej, ani nie zostawiać w tyle tych, którym idzie to wolniej.
Jestem gotów zgodzić się z Wiesławem, że w systemie opartym na jednorodnym traktowaniu wszystkich uczniów i podejściu „klasa-lekcja-temat-nacobezu-jutro-coś-zupełnie-innego” nie da się efektywnie wykorzystywać czasu ucznia.
Powtórzę to co napisałem w odpowiedzi na poprzednią dyskusję gdyż d 12 lat prowadzę Ogólnopolski Konkurs Twórczego Używania Umysłu WYSPA ZAGADEK ( http://www.wyspa.org.pl)w którym pytania otwarte dają szanse dziecku na samodzielne przemyślenie swojej odpowiedzi i jednocześnie są szansą dla nauczyciela dosłownie na „wyjście ze swojego przedmiotu”.Oczywiście taka praca wymaga znacznie więcej czasu od dziecka niż prosta odpowiedź jednak
dla wielu dzieci to często pierwsza samodzielna próba określenia swojej tożsamości czy wyprawa do pierwszego zaplanawania doświadczenia. Podane przykłady zadań otwartych z monetami mogą być także pierwszym takim szlifem. Nie stworzy się przecież niczego nowego dopóki nie otworzy się naszych pytań ale i umysłu nauczyciela. Proszę zwrócić uwagę nawet na ich nazwy PYTANIA OTWARTE I ZAMKNIĘTE.
DAVID PAGE powiedział na temat uczenia matematyki i zablokowania na odpowiedź: „jeżeli dzieci dają błędne odpowiedzi, to dzieje się tak często wcale nie dlatego, że się mylą, bo one odpowiadają na inne pytanie i naszym zadaniem jest wykryć na jakie pytanie w istocie one odpowiadają”.
@ Marian
Tak, nazwy mówią same za siebie. PYTANIA OTWARTE I ZAMKNIĘTE, można by nawet powiedzieć „otwierające” i „zamykające”.
@ Xawer
To prawda, wdając się w takie „odkrywające” rozmowy z uczniami, trudno jest zaplanować czas. A w szkole wszystko ma iść według planu. Nie ma, że coś kogoś zainteresowało!
Czyli możliwości jakie dają nauczyciele, szkoły swoim uczniom są niewielkie. A myślę, że stać wszystkich nauczycieli, wszystkie szkoły na więcej niż oferują. Gdybym od początku mojego istnienia miał zapewnione możliwości np. jak prawidłowo trzymać gitarę, jakie są techniki pędzla przy malowaniu farbami olejnymi, najnowsze wynalazki i ich zastosowanie (jak działają, dlaczego – np. jak działa kalkulator 😀 ), itd., ciekawe co bym był w stanie teraz zrobić? Tak, mam wrażenie, że muszę wszystko sam nadrabiać, tracić czas na np. podłączenie profesjonalnego mikrofonu przez mikser do komputera… Są to drobiazgi, ale kto wie, jak działa kalkulator?
Na szczęście inni ludzie, spoza szkół, dają nam inne możliwości (czasem odpłatnie, ale jednak) jak np. ta oto strona. Tutaj każdy może namalować coś na miarę Degasa. Niby jedna strona, a ile możliwości. Nauczycieli też stać na coś podobnego, no i by się zaoszczędziło…
miłej zabawy (ta strona wyprzedza szkołę o lata świetlne):
http://www.psykopaint.com/
Albo to!
Nasza przyszłość. Wyobraźcie sobie (po obejrzeniu poniższego filmiku) szkolną salę z paroma takimi urządzeniami. Wycieczka na lekcji języka niemieckiego do Berlina podczas upadku muru berlińskiego staje się możliwa 😀
http://www.youtube.com/watch?v=NmpOQZgHUMo&feature=related
Co za okropne gadżeciarstwo!
A jaki to ma sens poza grami komputerowymi albo wirtualnym Disneylandem? Już widzę całą klasę szkolną w takich kulkach. Z pewnością takie bieganie jak chomiki w młynkach wzbudzi ich zainteresowanie murem Berlińskim.
Proponuję w zamian klasyczną (2D) grę komputerową: przeskocz przez mur. Jedni wybierają drużynę Grenztruppen wyposażoną w kałasznikowy, druga drużyna musi przemknąć się pod ostrzałem. Oczywiście, zaczynasz mając trzy życia.
I jak wszystkie trzy życia tracisz, dostajesz jedynkę z wykrzyknikiem. Piękna szkoła 😀 Możemy się śmiać, ale myśle, że tak się stanie. Już się dzieje z palmtoapmi, smartboardami. Na obecną chwilę jest jeszcze wszystko ok, ale idąc tym krokiem wejdziemy w te kule.
Dawid,
a co można z pomocą tej strony rozwijać?
Co do gitary, malowania i rozwijania innych umiejętności, w pełni się zgadzam. Dzieci łapią takie rzeczy bardzo szybko, dorosłym zabiera to już dużo czasu.
No właśnie nic… Ale jak nauczyciele, szkoły się nie będą starać, nie będą rozwijać zainteresowań… to takie rzeczy przejmą wszystko. W sensie: Po co mam się uczyć malować, jak mogę w bardzo prosty sposób osiągnąć to samo i to z lepszym efektem?
A tą stroną można bynajmniej zrobić wstęp do malarstwa impresjonistycznego. Pokazać, że są różne techniki malowania. Pobawić się w Van Gogha. Zainteresować, zmotywować. Powierzchownie coś pokazać. I właśnie ta powierzchowność zaczyna nam wystarczać. Żyjemy w czasach, gdzie inżyniera na ocenę bardzo dobrą potrafi napisać kolega ze studiów humanistycznych. Dlatego dyplom lub coś w tym stylu, nie ma dziś już żadnej wartości. Tak się dzieje z testami, maturą, itd… Zauważyłem to w Holandii. Ich nie itereseuje ile masz doświadczenia, gdzie studiowałeś, ile dyplomów im pokażesz… pierwszym pytaniem na rozmowie jest: jak długo jest pan nauczycielem w Holandii? I na jakim uniwersytecie holenderskim wyuczył się pan na nauczyciela?
Głównie chciałem przez „owe” dwa komentarze pokazać, co tak naprawdę bardzo łatwo włącza mózgi naszym uczniom, ale i nam. Są to dziś takie właśnie rzeczy, kula 3d czy taka stronka. Chodzi mi tutaj też o większość, czyli tych, którzy żadnych z tutaj oferowanych tematów blogowych nie śledzą, nie komentują, nie interesują się zmianami, czy postępem, który oświeca, a nie ogłupia…
Czyli pytanie jakimi zadaniami, pytaniami włączać mózgi jest jak najbardziej trafne. Ale zadałbym również takie pytanie jak: co je tak naprawdę z łatwością dziś włącza? I może na tym budować odpowiedź „jak”?
Pytanie tylko jakie są efekty takiego „włączania mózgu” – włączony podąża w zupełne maliny, nie mające żadnego związku z tym, czego byśmy chcieli, by dzieci się uczyły. Nie nauczysz psa myśliwskiego aportowania kaczek włączając jego mózg suką w cieczce. Podobnie nie nauczysz dziecka niczego sensownego ani pożytecznego włączając mu mózg młynkiem dla chomików, Disneylandem, amfetaminą ani gołą babą.
Właśnie o to mi chodziło. Ale niestety tak dziś jest.
I dlatego takie ważne jest to, by szkoła na swój sposób też włączała mózgi!
„Dobra szkoła wymaga myślenia” – tylko szkoda, że najmniej myślą Ci, którzy formułują testy, sprawdzające wiedzę według klucza bądź odpowiedzi – „tak” lub „nie”. Najwidoczniej, z całym szacunkiem, widać że są to osoby, które zostały zmielone przez taki właśnie system, który mam wrażenie… Uważają, że jest prawidłowy i nieomylny, a co najgorsze jakby był jedyny. Szkoda, że szkoli się nauczycieli na kreatywnych a przychodzą do pracy i są ograniczani przez dyrekcję i masę innych formalności w wyniku stają się szarymi pionkami, którzy pracują jak pozostali „starzy” nauczyciele. W efekcie w XXI wieku mamy Polską szkołę, która udaje, w której zmieniło się tak niewiele.
A gdzie szkoli się nauczycieli „na kreatywnych”? System szkolnictwa jest w całości przeżarty przez nijakość; gdyby szkolnictwo wyższe było od tej nijakosci wolne, byłaby jakaś nadzieja na zmiany. Pozorowanie działania i kreowanie „rzeczywistości” pod teorię, to jedyne, w czym jest dobre…
Pani Basiu,
czy w niekreatywnej szkole można rozwijać kreatywność uczniów? Czy niedemokratyczna szkoła może przygotować do życia w demokratycznym społeczeństwie? Czy nauczyciele przyzwyczajeni do pracy w pojedynkę mogą pokazać, jakie korzyści płyną z pracy w grupie? Obecny model edukacyjny powstał na potrzeby świata, którego już nie ma. Żeby go naprawić, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czego młodzi Polacy mają się w szkole nauczyć.
Myślę, że zadawanie pytań jest bardzo ważne w edukacji młodego pokolenia. Szczególną rolę odgrywają tutaj pytania kluczowe, które pobudzają zainteresowanie uczniów zajęciami. Zjawisko uczenia się polega na zadawaniu pytań; bez dobrych pytań nie ma uczenia się…
Uważam, że nauczyciele bardzo często mają problemy z zadawaniem tego typu pytań lub nie chcą ich zadawać ponieważ uważają, iż zajmują więcej czasu, a to spowoduje, że nie będą mogli zrealizować tego, co jest przewidziane w programie. Oprócz tego, nauczyciel nie może przewidzieć wszystkich odpowiedzi, a w Polskiej edukacji liczy się to, aby odpowiedz brzmiała tak, jak oczekuje tego nauczyciel; albo inaczej, aby zrealizować zakładane cele…
Uważam jednak, że warto pytać ponieważ to motywuje dziecko do myślenia, wyzwala ich inwencję, refleksję i działanie. Angażuje wszystkie dzieci do pracy i stawia przed nimi wyzwanie, wprowadza ich w nowe obszary wiedzy, aby budowały w nich samodzielność i rozwijały ciekawość.
Dlatego nie bójmy się pytać!!!
Myślę, że pytania otwierające odgrywają kluczową rolę w edukacji . One nadają cel zajęciom. Pytania dobrze postawione, pytania otwarte, pytania, na które samo dziecko znajduje odpowiedź mobilizują go do poszukiwania określonych wiadomości, doskonalą umiejętności, rozbudzają jego ciekawość świata, jednocześnie dyscyplinują, ukonkretniają i są pomocą dla dziecka oraz nauczyciela. Ale przeprowadzenie takich zajęć wymaga większego zaangażowania nauczyciela, ponieważ musi on dokonać weryfikacji wcześniejszego przebiegu zajęć, który najczęściej ma już podany w przewodniku nauczycielskim . Dużo nauczycieli jest już wypalonych i bazują tylko na gotowych konspektach (przewodnikach). A szkoda, bo wiem z doświadczenia , że takie zajęcia dają niesamowitą satysfakcję, kiedy widzi się prawdziwe zaangażowanie dziecka, gdy „zasieje się w nim ziarno ciekawości”.
Myślę,że w dzisiejszej szkole rzadko który z nauczycieli stosuje w pracy z dziećmi pytania otwierające. Większość pracuje tak, aby jak najszybciej przerobić materiał, nie zważając na to czy uczeń zrozumiał i zapamiętał to co chciał nauczyciel przekazać .Dużo nauczycieli już straciło motywację do poszukiwania metod, które zachęciły by uczniów do pracy. Nauczyciele nie potrafią zaciekawić uczniów tematyka zajęć i jeszcze dużo czasu upłynie zanim tak się stanie…
Najważniejsze jest to, aby nauczyciel potrafił przeprowadzić lekcję w taki sposób, aby ona była ciekawa dla uczniów. Można tu wykorzystać, np. karty obrazkowe, tablicę interaktywną. Ja na swoich lekcjach nie dopuszczam do tego, aby się nudzili: zawsze mają wiele pytań i co najważniejsze nie boją się zapytać. Bardzo często prowadzimy rozmowy. Lekcję zawsze rozpoczynam zabawą. A jeśli widzę, że w połowie lekcji nudzą się lub coś się dzieje to włączam piosenkę po angielsku i wspólnie śpiewamy…