Moje motto zawodowe: „Nigdy nie zapomnieć, jak to jest być uczniem.”
Od tego się zaczęło. Jeszcze wtedy nie było BSS. Zawsze intuicyjnie czułam, że coś jest nie tak z naszym systemem edukacji. Z tymi ocenami, sprawdzianami, pracami domowymi. A nawet zeszytami i całym tym notowaniem. Dlatego często robiłam sprawdziany/kartkówki ze źródłami (np. podręcznik, ściągi przygotowane wcześniej itp.), w parach albo metodą kuli śniegowej. Ciągle jednak miotałam się między systemem a potrzebami moimi i uczniów. Czułam się strasznie wyalienowana w tym wszystkim.
Aż wreszcie cztery lata temu usłyszałam o BSS i… dopiero się zaczęło. Zrozumiałam, że nie jestem sama. Zaczęłam od internetowych szkoleń z OK oraz fachowej literatury na ten temat. Ponadto zainteresowałam się neurodydaktyką. I tak sobie pomału wprowadzałam metody i formy pracy. Ciągle jeszcze przeszkadzały mi oceny. I znowu…. zrządzenie losu 🙂 BSS zaczęła aktywnie działać w mojej okolicy. Zaangażowałam się od razu. Spotkałam (i nadal spotykam) ludzi (nauczycieli, rodziców), którzy podobnie jak ja walczą z systemem. Może lepiej powiedzieć „usprawniają system”. I dzięki nim przekonałam się, że mogę zrezygnować z ocen. Nieustannie przypominam moim uczniom, że ocena to tylko ryba (zjesz i…..?), a wędką nałowisz sobie tych ryb tyle, że jeszcze otworzysz firmę i zatrudnisz ludzi, którzy potrzebują….. wędki.
Od tego roku rozpoczęłam pracę w nowej „firmie” 🙂 Do października „nawystawiałam” mnóstwo ocen (7-8). Po pierwszym spotkaniu BSS zrezygnowałam z tego. Nawet powiedziałam Dyrekcji (tu mogę liczyć na wsparcie), że chciałabym w drugim półroczu całkiem z nich zrezygnować (niestety jestem w gorącej wodzie kąpana). Po rzeczowej dyskusji stwierdziłyśmy, że na razie przygotują sobie grunt (sposób klasyfikowania na półrocze czy koniec roku, system oceniania wg informacji zwrotnej itp.) i spróbuję od przyszłego roku. Dzieci i rodzice rozumieją, że nie mogę zmusić innych nauczycieli do takiej pracy z uczniem, ale jeśli przedstawię efekty, może chociaż ktoś zapyta: „Jak to się robi”?
Iwona Łanoszka SP nr 45 w Sosnowcu
To nie jest rewolucja…
To proces, który trwa. Moja prywatna reforma edukacji już od kilkunastu lat.
Co osiągnęłam w ciągu minionych czterech miesięcy (w nowej firmie)?
Jak to z przerabianiem lektur bywa?
Otóż zawsze, gdy uczniowie pytali, kiedy przerabiamy jakąś lekturę (tego słowa też nie lubię, bo się źle kojarzy, ale postanowiłam oswajać traumatyczne słowa typu: sprawdzian, kartkówka, praca domowa, lektura, powtórzenie wiadomości), prostowałam, że nie możemy jej przerobić na kotlety, tylko będziemy omawiać. A ostatnio olśnienie! „Kiedy zaczynamy przerabiać <
Dlatego też zalecam im w dowolnej kolejności: streszczenie, oryginał, adaptacja filmowa lub teatralna, ale najwierniejsza (potem dopiero inne).
Jaki skutek po świętach? Pierwszy dzień: ktoś przeczytał, ktoś obejrzał, ktoś zrobił sobie quiz, ja dzisiaj zamierzam przeczytać, obejrzeć. Za każdym razem tłumaczę: sami musicie chcieć, ja do niczego nie będę was zmuszać, sami podejmujecie decyzję, jak będzie wyglądać wasze życie; to jest wam potrzebne tylko na egzaminie, a to – i w życiu, i na egzaminie. Jeśli ktoś już postanowił, że „będzie robił nic” (a wg Lema to całkiem dużo), to mogę tylko robić swoje.
Metoda zdartej płyty – niezawodna.
Prawie na każdej lekcji robimy powtórzenie wiadomości.
Ja: Czego chcę Was nauczyć?
Uczniowie: