„Ocenianie osiągnięć edukacyjnych i zachowania ucznia odbywa się w ramach oceniania wewnątrzszkolnego, które ma na celu:
Brzmi to bardzo dobrze, wręcz pokazuje pozytywną stronę szkoły, która wskazuje uczniowi kierunek jego rozwoju osobistego. Jest to fragment nadrzędnego dokumentu prawa oświatowego aktualnie nas wszystkich obowiązującego: USTAWA z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (Dz. U. z 2018 r. poz. 1457, 1560, 1669 i 2245), cały rozdział 3 A, Klasyfikowanie i promowanie uczniów w szkołach publicznych.
W myśl przytoczonego fragmentu nasze ocenianie powinno motywować ucznia do podejmowania wysiłku i wskazywać kierunek zmian, samodoskonalenia, a także wyznaczać kierunek rozwoju warsztatu pracy samego nauczyciela. „Ocenianie bieżące z zajęć edukacyjnych ma na celu monitorowanie pracy ucznia oraz przekazywanie uczniowi informacji o jego osiągnięciach edukacyjnych pomagających w uczeniu się, poprzez wskazanie, co uczeń robi dobrze, co i jak wymaga poprawy oraz jak powinien dalej się uczyć.” (§ 12. Rozporządzenia MEN ) Czy tak funkcjonuje ocenianie w szkołach?
Z założenia i zapisu w Statutach szkół tak, ale w rzeczywistości stało się ono narzędziem władzy nauczyciela, perswazji w osiąganiu celów mających na względzie osiągniecie wyniku dla szkoły i nauczyciela, bez względu na to, jakie skutki realne przynosi uczniowi. W wyścigu jaki stworzyły same szkoły, media, jednostki nadzorujące – czyli w tzw. rankingu szkół, ewd, zdawalności matury itp. słupkach, ocenianie stało się narzędziem podnoszenia tych wyników, motywowaniem ucznia do osiągania coraz lepszych rezultatów na testach, egzaminach zewnętrznych czy konkursach, w oparciu o klucz odpowiedzi, bez względu na faktyczne potrzeby ucznia. Może nie byłoby w tym nic złego gdybyśmy od czasu do czasu taki pomiar zastosowali, ale kontrole stały się głównym celem większości szkół i wiodącą metodą pracy na lekcjach. Od jakiegoś czasu kipi na forach internetowych, w prasie, mediach od informacji o przemęczeniu dzieci, które chodzą do szkoły tylko po to, by zaliczać kolejne sprawdziany, testy i diagnozy oraz o tym, że nauczyciele uczą już tylko pod testy i egzaminy. Skąd to się wzięło i dlaczego daliśmy się wkręcić w klasówkomanię, testomanię, egzaminomanię, wynikomanię – ciężką chorobę szkół XXI wieku?
Ani przytoczona wyżej Ustawa ani ROZPORZĄDZENIE MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ z dnia 3 sierpnia 2017 r. w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych (Dz. U. z 2017 r. poz. 1534), nie narzuca żadnej szkole ilości ocen bieżących, nie mówiąc już nawet o tym, że żaden z tych dokumentów nie narzuca sposobu oceniania uczniów, pozostawiając takie kwestie nauczycielom. Tym bardziej nie znajdziemy tam zapisów na temat ilości sprawdzianów i kartkówek, czy diagnoz na początek i koniec roku. Dlaczego więc nauczyciele wciąż uzasadniają ogromną liczbę ocen wymogami ze strony Statutu, dyrektora, kuratorium? Jeśli tak mówi Statut szkoły, to znaczy, że jest on napisany niezgodnie z obowiązującym prawem oświatowym i nadrzędnymi dokumentami, do jakich powinniśmy się stosować tworząc tego typu dokumenty. A kto powinien taki dokument tworzyć? Rada Pedagogiczna. Jeżeli to dyrektor wymusza na nauczycielu określoną liczbę ocen i sprawdzianów, oznacza, że to on łamie prawo, gdyż nie znajduję paragrafu, który pozwalałby narzucić nauczycielom wewnętrzny sposób oceniania i klasyfikowania uczniów.
Stosowane często przez szkoły tzw. testy diagnostyczne nie powinny być oceniane i nie mogą mieć wpływu na ocenę ucznia na koniec roku. Szczegółowe warunki i sposób oceniania wewnątrzszkolnego określa Rada Pedagogiczna, po wcześniejszych ustaleniach i opracowaniu w zespołach przedmiotowych. Zatem – to nauczyciele ostatecznie decydują o liczbie sprawdzianów, ocenianiu ucznia jeśli chodzi o kryteria i wymagania edukacyjne na swoim przedmiocie. Nie znajduję też przepisu, który pozwalałby przedstawicielom kuratoriów narzucać szkole sposob oceniania wewnątrzszkolnego, gdyż decyzje o jego kształcie podejmuje Rada Pedagogiczna w oparciu o obowiązujące i przytoczone wyżej przepisy.
Odnoszę, więc nieodparte wrażenie, że to jednak my nauczyciele i dyrektorzy sami nakręciliśmy taki sposób funkcjonowania szkół i zmusiliśmy dzieci do ciągłego mierzenia się z naszymi wymaganiami i wynikami swoich kolegów. Im bardziej szkoła uszczegółowi wewnętrzny system oceniania, tym bardziej sztywne ramki nałoży na nauczycieli i uczniów, co w efekcie przynosi skutek odwrotny do zamierzonego – długotrwały stres, frustrację, a ostatnio wręcz depresję szkolną, o której coraz głośniej się mówi. Im bardziej szkoła nastawiona jest na udział w egzaminacyjnym wyścigu, tym bardziej wciąga w ten wyścig uczniów i rodziców, zmieniając niewłaściwie ich nastawienie do szkoły i nauki.
Na etapie klas I – III już od lat funkcjonuje tzw. ocena opisowa, która nie wymaga od nauczyciela stosowania żadnych ekwiwalentów w postaci naklejek, znaczków, literek, a już tym bardziej cyferek. Ma ona za zadanie określić stan faktyczny i wskazywać,jak dalej pracować, pamiętając, że dziecko na tym etapie dopiero dojrzewa do wejścia w rolę ucznia. Wymieniona wyżej Ustawa dopuszcza również taki sposób oceniania w klasach starszych: Art. 44i ust. 4. „Począwszy od klasy IV szkoły podstawowej, oceny bieżące oraz śródroczne i roczne oceny klasyfikacyjne ze wszystkich albo wybranych obowiązkowych lub dodatkowych zajęć edukacyjnych oraz zajęć, o których mowa w przepisach wydanych na podstawie art. 13 ust. 3, a także śródroczna i roczna ocena klasyfikacyjna zachowania mogą być ocenami opisowymi, jeżeli statut szkoły tak przewiduje”. Dlaczego więc szkoły z tej możliwości nie korzystają? Z wygody? – łatwiej i szybciej przecież postawić cyferkę, znaczek, pieczątkę, określić umiejętność ucznia w procentach lub punktach. Tyle tylko, że stawiając cyferkę niekoniecznie spełniamy podstawowy cel oceniania. Ocena wyrażona cyfrą nie mówi nic o tym, jak uczeń ma się dalej rozwijać, często nie motywuje do dalszej nauki. A może nie korzystamy z tego rozwiązania, ponieważ nie znamy przepisów? A może przyczyny należy upatrywać w tym, że nie potrafimy refleksyjnie spojrzeć na skutki panującej obecnie kultury oceniania? Może tych skutków zwyczajnie nie dostrzegamy?
Może jednak warto zastanowić się nad zmianą naszego myślenia, zredukować liczbę ocen lub choćby zacząć częściej korzystać z dobrodziejstwa samooceny ucznia i oceniania kształtującego, które już od lat wielu nauczycieli wciela w życie (wielu z powodzeniem i wspaniałymi rezultatami). Może warto abyśmy podczas spotkań zespołów przedmiotowych czy zebrań Rad Pedagogicznych dyskutowali o tym, czym zastąpić sprawdziany i małymi krokami zmieniali nasze i uczniów nastawienie do oceny szkolnej? Może warto, abyśmy wspólnie poszukali sposobów zastąpienia sprawdzianów i testów innymi formami monitorowania wiedzy i umiejętności ucznia, które zmniejszą czynniki stresogenne i dadzą uczniowi i nauczycielowi więcej swobody i możliwości kreatywnego wypowiedzenia się?
Potrzebujemy dziś mądrych, otwartych na nowe rozwiązania i odważnych dyrektorów, którzy razem ze swoimi nauczycielami zejdą z wydeptanych już ścieżek i zaczną szukać nowych, lepszych rozwiązań na miarę XXI wieku. Jeśli dyrektor nie wymaga od nauczyciela określonej liczby ocen, to nauczyciel przestanie mieć pętlę na szyi. Jeśli pokaże mu jeszcze, czym zastąpić sprawdzian, to wskaże drogę do edukacji przyjaznej uczniom.
Przyjęło się mówić, że nauczyciel, który dużo wymaga, robi trudne sprawdziany i ostro ocenia, to dobry nauczyciel. Właśnie od tego powinniśmy zacząć zmianę myślenia – to podstawowy błąd postrzegania roli nauczyciela. Jeśli wrócimy do podstawowych celów nauczania i kompetencji kluczowych, jakie szkoła ma w uczniu wykształcić, to rola nauczyciela ograniczy się do pomocy uczniowi w jego rozwoju, motywowaniu do podejmowania wysiłku i wspieraniu go w przypadku napotkania na trudności i problemy. Nauczyciele, którzy odchodzą od ciągłego oceniania i testowania, zgodnie przyznają, że widzą u swoich uczniów wzrost motywacji wewnętrznej do nauki. Może warto zacząć brać z nich przykład? Czerpmy od siebie siłę i inspirujmy się nawzajem. Być może jest to najlepsza droga do odbudowania prestiżu zawodu nauczyciela. Życzę NAM powodzenia!
Katarzyna Cieciura – dyrektor Szkoły Podstawowej im. bł. Celiny Borzęckiej w Krakowie