Przez praktykę, dzięki praktyce…

Kilka dni temu odwiedzili mnie nasi absolwenci. Bardzo lubię te spotkania ponieważ miło patrzeć, jak uczniowie, którzy skończyli naszą szkołę, radzą sobie w życiu, miło, że chcą wrócić, pochwalić się, porozmawiać…
Jednak z absolwentek studiuje obecnie na Uniwersytecie Medycznym (co, nie jest zjawiskiem częstym po gastronomiku), opowiadała mi, że zdecydowanie więcej pracy niż od uczniów ogólniaków, wymagają od niej przedmioty teoretyczne, bo ona miała w szkole jedynie biologię na poziomie rozszerzonym a absolwenci ogólniaków dodatkowo jeszcze chemię. Stąd musi uzupełniać wiedzę, której po prostu nie realizowała w szkole średniej. Jednak z przedmiotów praktycznych jest w grupie najlepsza. Jak to określiła: „ja, po technikum, jestem przyzwyczajona do praktyki, do tego, że ktoś patrzy mi na ręce, że pracujemy naprawdę w rzeczywistych sytuacjach, że trzeba zorganizować sobie stanowisko pracy, posprzątać i jeszcze dopasować do zespołu”.
Rozmowa ta uświadomiła mi (kolejny raz), że tylko nauka przez działanie pozostawia trwałe efekty, że praca warsztatowa jest tak niezwykle cenna. Sporo się mówi o rozwoju szkolnictwa zawodowego, o potrzebie przygotowywania kolejnych kwalifikacji, zawsze jednak pod kątem zdobywania zawodu, rozwoju runku pracy. To wszystko oczywiście jest ważne, jednak w szkolnictwie zawodowym niezwykłą siłą powinno być właśnie to kształcenie praktyczne. Obserwując uczniów w szkole, w której pracuję, widzę że zdecydowanie lepsze efekty osiągają z przedmiotów praktycznych (oczywiście obudowanych także teorią). Zdarza się jednak tak, że z tych samych treści na przedmiocie teoretycznym otrzymują słabsze oceny niż, gdy wykonują ćwiczenia praktyczne. Czy nie potrafią więc czegoś zrobić, jeśli nie zaliczyli teorii? Potrafią, uczą się przez praktykę i gdyby tej teorii nie mieli, to nie wykonaliby poprawnie ćwiczenia. Może więc proporcje powinny być odwrócone i głównie powinniśmy uczyć przez warsztaty a teoria wtedy przyjdzie razem z działaniem? Analizując idee np. planu daltońskiego wiem, że odpowiedź na to pytanie jest zdecydowanie twierdząca. Od tego zaczęła Helen Parkhurst, która postawiona w obliczu grupy uczniów w różnym wieku dawała zadania do samodzielnego opracowania, starsi pomagali młodszym, współpracowali ze sobą (za A. Sowińska, R. Sowiński, Od nauczania do uczenia się, Łódź 2017, s. 11).
Jak w praktyce uczyć matematyki, historii, czy języka polskiego? Już samo tworzenie materiałów edukacyjnych przez uczniów, możliwość pracy w grupach, swobodnego dysponowania czasem na lekcji – decydowania o tym, ile czasu na każde zadanie przeznaczą uczniowie, sprawia, że z biernych biorców, stają się aktywnymi praktykami. A o to przecież chodzi. Wystarczy odrzucić schemat tradycyjnej lekcji i dać szansę uczniom, szansę na ich poszukiwanie i „dotykanie” nauki. Na pewno wspomagaczem tego procesu będzie rzeczywistość – możliwość zaobserwowania zjawisk w życiu codziennym, w praktyce. Ostatnio byłam z dwiema klasami na rozprawie karnej w sądzie, byliśmy przy wydaniu wyroku, uczniowie rozmawiali potem z sędzią orzekającym. Kiedy analizowaliśmy potem to w szkole, sami przyznali, że zobaczyli to, co jest opisane w podręczniku do WOS. Już sam fakt, ze wzięliśmy udział w rozprawie, jako publiczność, był niczym innym, jak zasadą jawności procesu, która do tej pory była dla nich jedynie formułą. Teraz sami stali się jej udziałem. Gdybym miała zaryzykować stwierdzenie, czy zapamiętają, jakie są organy procesowe, czy strony procesu, powiem: TAK, bo oprócz tego, że wcześniej o tym przeczytali, to zobaczyli „na żywo”, jak działa wymiar sprawiedliwości . A że towarzyszyły temu prawdziwe emocje, to myślę, że ta lekcja zapadnie nam wszystkim na długo w pamięci.
Uczmy przez praktykę!

Post comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.