Uwaga o uczniu, czy o nauczycielu?

Tym razem nie o moich własnych doświadczeniach, ale o przypadku mojego chrześniaka (na potrzeby tego wpisu nazwijmy go Kubusiem). Kubuś ma 10 lat i jest w IV klasie szkoły podstawowej – chłopak niezwykle inteligentny, wulkan energii i kreatywności. Typ Bystrzachy z własnym zdaniem:) Nie muszę dodawać, że w szkole część nauczycieli podejmuje próby utemperowania go.
Ostatnio zaczął dostawać uwagi, że za długo się rozpakowuje, że pcha sobie pachnące (ten szczegół najważniejszy:) chusteczki do nosa na lekcji, że nie jest skoncentrowany, nie notuje wszystkiego. Jego mama w pierwszym odruchu chciała wpłynąć tylko na Kubusia, na jego zachowanie, zaczęłyśmy jednak rozmawiać i uświadomiłam jej, że „wina” leży po obu stronach: gdyby lekcja od samego początku go porwała, zainteresowała, gdyby wciągnął się w wir pracy twórczej, to nie miałby czasu na wpychanie chustek do nosa. Z drugiej strony Kubuś postanowił opisać 10 najciekawszych miejsc na świecie, jego mama mówi, że zapisał już kilka stron A4 (10-letek!), sam szuka informacji, zapytał nauczycielki, czy będzie to mógł później przedstawić, umówili się na prezentację, poszukuje więc ciekawostek, dba o poprawność językową. To pokazuje, że zainteresowanie jest kluczem do sukcesu. Jeśli chcemy, żeby dzieciaki się uczyły, rozwijały, zajęły się tematem lekcji, musimy im to „sprzedać” w ciekawy sposób. Dlatego tak ważne jest, by dobrze zacząć lekcję, stąd dr Marzena Żylińska niejednokrotnie mówiła o pytaniach-otwieraczach, które mają być silnym akcentem na początek lekcji, mają zaintrygować, by mózg się zaciekawił. Nawet jeśli nie będą bezpośrednio dotyczyć tematu, będą dość luźno powiązane z treściami lekcji – jeśli uda się nam „złapać” uwagę naszych uczniów, to mamy o wiele większą szansę, że lekcja będzie sukcesem.
Podobne przykłady własnych doświadczeń przywołuje Pernille Ripp, która też stosując nagrody i kary koncentrowała się głównie na zachowaniu swoich uczniów i dopiero kiedy odrzuciła ten system a postawiła na zainteresowanie uczniów, przyznała: „Jeżeli więc sprawimy, że lekcje są podniecającą i wciągającą wspólną zabawą, wtedy zachowanie, które przeszkadza w ich prowadzeniu, zaczyna być postrzegane negatywnie. Dzieci chcą uczestniczyć w lekcji a nie w niej przeszkadzać” (P. Ripp, Uczyć (się) z pasją, Dobra literatura 2017, s. 171)
Oczywiście równie ważne są metody i formy pracy oraz indywidualizacja procesu kształcenia. Czy dla Kubusia robienie notatek jest najlepszą formą? Zaryzykuję stwierdzenie: zdecydowanie nie! Trudno od dziecka w tym wieku (nawet mniej energicznego niż Kubuś) wymagać, żeby przez kilka/kilkanaście minut notowało. Poza tym pamiętajmy o różnych stylach uczenia się, o odmiennych potrzebach wzrokowców, słuchowców, kinestetyków. Moja córka, która jest kinestetykiem ma ruch wpisany w proces uczenia się, odrabiając lekcje ciągle zmienia pozycje. Może Kubusiowi pachnące chusteczki pomagają w procesie uczenia się?
Prowadząc takie rozmowy od razu staram się przywoływać moje lekcje, zastanawiam się, czy ja popełniam podobne błędy? Przez ostatnie lata, kiedy świadomie wykorzystuję elementy neurodydaktyki i staram się wykorzystywać wiedzę o mózgu, w ogóle nie przywiązuję wagi do tego, czy moi uczniowie wykonują pewne czynności w tym samym czasie, tak samo – to nie pokaz synchroniczny tylko proces uczenia – dla każdego trochę inny. Oczywiście staram się zachować pewien ład lekcji (choć nie do końca to określenie oddaje sens), ale jeśli jeden z uczniów zapisuje każde słowo, inny nie notuje tylko zaznacza sobie treści w podręczniku a jeszcze inny poszukuje informacji w internecie, to nie ma znaczenia – liczy się efekt, czyli odnalezienie/poznanie nowych treści. A jeśli jeden przy tym macha nogą, inny stuka długopisem (jeśli oczywiście nie przeszkadza to reszcie klasy) albo zakłada słuchawki, bo potrzebuje chwili skupienia a osiąga to przy muzyce, to pozwólmy na to!
Nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby potem, kiedy proszę o wspólne podsumowanie czegoś, lub przejście do kolejnego zadania, uczniowie odmówili współpracy, byli tak rozkojarzeni z powodu wcześniejszej możliwości indywidualizacji pracy. Wręcz przeciwnie, doskonale wiedzą, co jest tak naprawdę istotne, nie tracimy czasu na niepotrzebne wkładanie każdego i w tym samym czasie w schemat. Nie to jest na lekcji ważne, to nie praca przy taśmie produkcyjnej!
Myślę, że my – nauczyciele – niepotrzebnie tracimy czas i energię na usiłowanie dopasowania uczniów do naszego wyobrażenia o dyscyplinie i porządku. O wiele łatwiej prowadzić lekcję, jeśli skupimy się na tym co ważne, czyli na zainteresowaniu naszych uczniów, wspólnym poszukiwaniu rozwiązań, wzmacnianiu pracy zespołowej – wtedy same rozwiążą się nasze „problemy wychowawcze” bo uczniowie zajmą się uczeniem.
Pamiętajmy o tym, o czym wiedziano już w starożytności: „Nauczać to rozniecać ogień a nie napełniać puste wiadro” (Heraklit, IV w.p.n.e.)

Post comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.