Nauczanie przyjazne mózgowi

Nauczanie przyjazne mózgowi (ang. brain friendly learning)

 

Nauka jest aktem woli a nie przymusu. Zaakceptowanie tego faktu jest niezbędne dla racjonalnej organizacji nauki, ponieważ zarówno praktyka, jak i badania mózgu jednoznacznie pokazują, że nikogo nie można zmusić do nauki. Neurony uczą się tylko wtedy, gdy same znajdują ku temu przkonujące argumenty.

 

Nauczanie przyjazne mózgowi:

1) opiera się na ciekawości poznawczej, w którą natura wyposażyła wszystkich ludzi,

2) wykorzystuje silne strony mózgu,

2a) Kanał wizualny jest dużo silniejszy niż przekaz czysto werbalny, dużo więcej zapamiętujemy z tego, co widzimy lub możemy zrobić sami, niż z tego, co jedynie usłyszeliśmy.

2b) Nasze mózgi nie są maszynami do zapisywania i reprodukowania niepowiązanych z sobą informacji, ale maszynami do ich przetwarzania i wyciągania ogólnych reguł. Przetwarzając informacje na głębszym, tzn. semantycznym poziomie, automatycznie je zapamiętujemy.

3) Łączy wiedzę kognitywną z emocjami (ale nie chodzi tu o strach spowodowany wywołaniem do tablicy),

4) wyzwala kreatywność, uczy szukania nowych rozwiązań, stawiania hipotez i ich weryfikowania, wszystko, co wyzwala kreatywność pobudza neurony do pracy, reprodukacja jest zaś dla mózgu trudnym i nieprzyjemnym zajęciem – wywołuje uczucie nudy, a to największy wróg efektywnej nauki,

5) każdemu uczniowie umożliwia wykazanie się posiadanymi talentami i uzdolnieniami,

6) ułatwia łączenie informacji w spójną całość, odchodzi od podziału na przedmioty i omawiania poszczególnych zagadnień w taki sposób, jakby się z sobą nie wiązały,

Niepowiązane z sobą fakty i fakciki nie tworzą wiedzy.

7) zapewnia każdemu uczniowi poczucie sukcesu, wtedy w mózgu wydziela się dopamina i inne neuroprzekaźniki, niezbędne w procesie uczenia się i utrzymujące lub podnoszące motywację, (najbardziej potrzebują sukcesu słabsi uczniowie, niestety oni często na lekcjach nie mają okazji, aby móc doświadczyć tego uczucia).

 

Początkowo myślałam, żeby w tym wpisie podać przykłady nauczania przyjaznego mózgowi z różnych przedmiotów, ale postanowiłam odwrócić kolejność. Ponieważ blog ma już niemałe grono czytelników, również wśród rodziców zajmujących się domową edukacją (pozdrawiam wszystkich), więc chciałabym najpierw poprosić o Wasze propozycje i pomysły.

Czekam na Wasze komentarze i przykłady, a potem ja podam swoje.

Dodane w czwartkowy wieczór

 

Opisując nauczanie przyjazne mózgowi zapomniałam o rzeczy najistotniejszej. Otóż mózg uczy się jedynie wtedy, gdy jest aktywny, tzn. wtedy, gdy neurony przetwarzają impulsy. Wiedzy nikomu nie można przekazać, musimy odejść od postrzegania uczenia się jako procesu biernego. W tradycji niemieckiej występuje tzw. lejek norymberski. Mądry nauczyciel przez lejek wlewa do pustej głowy (w domyśle głupiego ucznia) wiedzę. Metafora ta sugeruje, że własną wiedzę można komuś przekazać. W rzeczywistości strukturę wiedzy każdy tworzy sobie sam. Jeśli uczeń nie chce się uczyć i nie podejmuje odpowiednich aktywności, to nawet najlepszy nauczyciel nic nie wskóra.

 

W środę zaprosiłam czytelników do wspólnego szukania przykładów nauczania przyjaznego mózgowi, ale na razie nie ma ich zbyt dużo J

Może będzie łatwiej, gdy ja zrobię pierwszy krok.

 

Lekcja historii

Przykładem pozawerbalnego, intuicyjnego wprowadzania nowych pojęć może być lekcja historii poświęcona panowaniu Ludwika XIV. Nauczyciel zaczyna lekcję od pokazania reprodukcji obrazu przedstawiającego Króla Słońce w typowej dla niego, władczej pozie. Po opisaniu ilustracji uczniowie, pracując w parach, sami tworzą tzw. żywe rzeźby. Jedna osoba trzymając w ręku reprodukcję strara się w taki sam sposób ustawić drugą. Model ma się możliwie wiernie wczuć w rolę władcy absolutnego. Przybiera odpowiednią pozę, patrzy władczym wzrokiem, w ręku trzyma berło, w charakterystyczny sposób układa usta. Uczniowie przyglądając się obrazowi intuicyjnie zaczynają rozumieć, istotę absolutyzmu i rolę, jaką odgrywał król w XVIII wieku. Ze sposobu, w jaki został przedstawiony potrafią wyciągnąć wiele intuicyjnych wniosków. Po takim wstępie dużo lepiej rozumieją podręcznikowy tekst, wyjaśnienia nauczyciela, bądź też informacje samodzielnie znalezione w internecie. Słowa łączą się w spójną całość z powstałymi w mózgu obrazami, wyobrażeniami i emocjami, które pojawiły się, gdy powstawały „żywe rzeźby”. Dzięki nim oprócz tradycyjnie wykorzystywanego w typowym, szkolnym nauczaniu, hipokampa, w procesie uczenia się, biorą również udział dużo efektywniejsze struktury korowe. Oznacza to, że zaprezentowana lekcje dużo silniej aktywizuje mózg, a przez to nowe informacje zostają dużo lepiej zapisane w pamięci. Dużo łatwiej zapamiętać, czym był absolutyzm, gdy samemu przybierało się groźną i władczą minę i z góry patrzyło na innych ludzi.

 

Lekcja języka obcego

Przykład 1.

Idealny nauczyciel to temat dobrze znany i często realizowany na lekcjach języków obcych. Zazwyczaj zadanie uczniów polega na stworzeniu listy najbardziej pożądanych cech dobrego nauczyciela. Tak też jest i w tym wypadku, ale krok ten stanowi wprowadzenie do właściwego zadania, polegającego na przygotowaniu scenek pokazujących, jak powinien zachować się idealny nauczyciel w sytuacji, gdy jeden z uczniów po raz dziesiąty nie ma ani zeszytu, ani podręcznika, nie odrobił zadania domowego i nie przygotował się do lekcji. Uczniowie pracując w grupach najpierw muszą zastanowić się nad najbardziej skuteczną reakcją, a następnie piszą scenki i przygotowują je. Zadanie to pozwala zarówno na ćwiczenie leksyki, jak również sprawności mówienia. Problem często polega na tym, że tekst jest przez uczniów odczytywany, a wtedy nie można mówić o rozwijaniu sprawności mówienia. Jest jednak sposób, by temu skutecznie zapobiec. Gdy dialogi stworzone przez uczniów są już gotowe, nauczyciel sprawdza je i poprawia ewentualne błędy. Następnie prosi uczniów, by zdania zredukowali do pojedynczych słów w nieodmiennej formie.

Przykład

Ich möchte wissen, warum du wieder die Hausaugabe nicht gemacht hast.

möchten, wissen, warum, wieder, die Hausaufgaben, nicht, machen

Zadanie to umożliwia uczniom wyrażenie własnego zdania, zachęca do zadawania pytań i dialogu, a co najważniejsze, nie ogranicza się jedynie do rozwijania sprawności językowych, ale pozwala na nawiązanie bardziej osobistych realcji. Nauczyciel może nauczyć się czegoś od uczniów. Ponieważ każda grupa na własną rękę próbuje rozwiązać problem, każda scenka jest inna, a to powoduje, że wszyscy są zainteresowani tym, co przygotowali inni.

 

Lekcja języka obcego – przykład 2.

Rapowanie zamiast typowych zadań reproduktywnych i receptywnych.

Robienie dużej ilości typowych zadań z podręcznika jest dla uczniów nudne, ale mózg, aby zapamiętać nowe fenomeny gramatyczne potrzebuje powtórzeń. Zamiast ćwiczeń uczniowie sami piszą dialog zawierający nową strukturę, np. czasowniki modalne. W dialogu przedstawiona zostaje typowa dla danego fenomenu sytuacja, tzn. że gramatyka ćwiczona jest w odpowiednim kontekście.

Gdy dialog jest gotowy, nauczyciel poprawia ewentualne błędy.

Wariant 1 (z gotowym trakiem, np. z internetu)

Uczniowie rapują dialog z podkładem, starając się zrobić to jak najlepiej. Zazwyczaj wymaga to kilkunastu powtórzeń.

 

Wariant 2 – część uczniów rapuje swój tekst, reszta prostymi „instrumentami” np. ołówkami wystukuje lub wytupuje rytm tworząc podkład.

 

Nauczyciel może na koniec nagrać przedstawione scenki, aby pokazać je np. rodzicom na wywiadówce. Gdy uczniowie wiedzą, że dialogi będą nagrywane, bardziej się starają. Myślą, że chodzi tu o ładny produkt. W rzeczywistości chodzi o proces, o to, by już na lekcji mózg dostał odpowiednią do zapamiętania nowej struktury ilość powtórzeń. Starając się jak najlepiej zaśpiewać dialog, bardzo efektywnie zapamiętują całe zwroty. W ten sposób uczą się efektywnie już na lekcji.

 

Ja robię takie ćwiczenia z moimi studentami w ramach zajęć z metodyki, a oni ćwiczą tak gramatykę ze swoimi uczniami na praktykach.

Ostatnio napisali dialog, w którym mama rozmawia ze swoim dzieckiem. W jednym rzędzie stały „mamy” (studenci się odpowiednio ustylizowali), a w drugim rzędzie wystylizowane „dzieci”. Mamy grożąc palcem śpiewały:

– Nie wolno ci wracać późno do domu!”

A dzieci na to:

– Ja chcę wracać późno, wszyscy późno wracają!

– Nie wolno ci pić piwa!”

 

Inna grupa przygotowała dialog, w którym dziecko koniecznie chciało sobie zrobić piercing i pytało:

– Mogę sobie zrobić piercing, mogę?

A mama na to:

– Tego nie wolno ci zrobić! Nie pozwalam, nie pozwalam! Itd.

Trochę nieporadnie to przetłumaczyłam L

 

W ten sposób można ćwiczyć najróżniejsze fenomeny gramatyczne, czasy, przyimki, zaimki i oczywiscie słownictwo lub wymowę.

 

Scenki są przekomiczne, każda grupa jest zainteresowana tym, co pokażą inni. Rapując zapominają, że ćwiczą gramatykę.

 

Przykład Ksawerego

„Fotel na tarasie, moja licealna sąsiadeczka pogrążona w lekturze „Krótkiej historii czasu” Hawkinga, a ja zajmujący się bardzo poważnym zadaniem sporządzenia marynaty do indyka, tudzież rozpaleniem grilla, od czego uczennica co kilkanaście minut odrywa mnie swoimi komentarzami (bardziej komentarzami niż pytaniami) do tego, co właśnie przeczytała i potrzebą natychmiastowego podyskutowania na ten temat.”

 

Podany przykład doskonale pokazuje, jak lubimy się uczyć. Dziewczyna czyta książkę, która ją interesuje (ma więc jakieś własne ku temu powody). Gdy znajdzie coś wyjątkowo interesującego, zaraz chce się tym z kimś podzielić. Ponieważ pod ręką ma Ksawerego, więc z nim dyskutuje o tym, co ją porusza. To świetny przykład na to, że nasz mózg jest organem społecznym. Chcemy z innymi dzielić się tym, co nam wydaje się fascynujące. A z rozmowy rozumianej jako wymiana zdań, czesto rodzą się wspaniałe idee.

 

Michał, masz rację!!! Bardzo dobrze to w swoim komentarzu wyjaśniłeś J

 

Jutro lub pojutrze dopiszę przykłady z innych lekcji. Już jestem ciekawa, co analityczny umysł Ksawerego na to odpowie 🙂

 

Informacja dla osób zainteresowanych moją książką „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi”

Ponieważ na rynku jest jeszcze inne wydanie „Neurodydaktyki” informuję, że prawa do mojej książki ma jedynie Wydawnictwo Naukowe UMK i tylko pod zawartymi w tej książce tezami mogę się podpisać. Za błędy zawarte w innym wydaniu, nie ponoszę odpowiedzialności. Swoim nazwiskiem firmuję jedynie „Neurodydaktykę” z pokazaną tu okładką. Jeśli ktoś chce przeczytać MOJĄ książkę, to proszę korzystać z wydania z  granatowym profilem twarzy.  Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych stanowi, iż to autor odpowiada za treść i formę swojego dzieła. Ja miałam wpływ jedynie na formę i treść książki wydanej przez Wydawnictwo Naukowe UMK.

Neurodydaktyka

Kiążkę można kupić przez internet np. tu:

http://www.kopernikanska.pl/prod_193628_Neurodydaktyka_Nauczanie_i_uczenie_sie_przyjazne_mozgowi.html

Blogi Oś świata:
Jacek Strzemieczny Oś świata Jacka …
Danuta Sterna Moja oś świata
Marzena Żylińska Neourony w szkolnej ławce
Witold Szwajkowski Prawo do rozumienia
Wiesław Mariański Głos rodzica
Ewa Borgosz Do przyszłości
Ksawery Stojda Kolokolo Bird
Anetta, Grażyna Czas na przedszkole
Zofia Godlewska Patrząc na … szkołę
Strona główna blogów Oś świata

Comments ( 0 )
  1. Bardzo podoba mi się ten pomysł-prośba o propozycje (od monologu, poprzez dialog, do współdziałania). W najbliższym czasie „zmałpuję” to na moim blogu.
    Oto moja próba propozycji.
    Zawsze zastanawia mnie jak w przyjazny sposób przebrnąć przez lektury (nasz literatura „obca”): Pan Tadeusz, Chłopi, Lalka, itp. Jak zrobić to w sposób przyjazny, uczciwy i maksymalnie pożyteczny. I żeby nie zniechęcać ludzi do czytania.
    – obowiązkowo do przeczytania wskazany fragment
    – całość przeczyta elita
    – dla pozostałych kilka propozycji do wyboru (można uzgodnić wspólnie) w oparciu o różne książki, artykuły, filmy: jak żyli ludzie w tamtej epoce, jaka była wtedy wiedza o świecie, czy chciałbyś żyć w tamtej rzeczywistości, o co kłócili tamtejsi ludzie, zaprezentuj swoją niechęć do tej książki, zbierz opinie o tej lekturze wśród swoich znajomych i krewnych.

  2. A może by wrócić do częstego tu pytania „po co” i postawić je wcześniej, niż pytanie „jak”?
    Jaki jest sens dla rozwoju czyjejś kultury literackiej z przeczytania fragmentu „Lalki”?

    Albo czytamy powieść w całości, albo wcale.

  3. Michał

    Ja może podzielę się moimi wspomnieniami z liceum i „Lalki”. Dobrnąłem, jako nieliczny, do końca pierwszego tomu. Szczerze mówiąc, nie jestem w stanie nawet powiedzieć cóż w nim takiego było.
    Teraz, stawiając sobie pytanie „dlaczego?”, mogę powiedzieć: ponieważ nie miałem żadnego celu, by przeczytać „Lalkę”. W końcu do matury i tak była mi potrzebna charakterystyka bohaterów, rozeznanie w poruszanych tematach i znajomość streszczenia.
    Dlatego sądzę, że obojętnie „co” poprzedzi czytanie tej lektury (czy jakiejkolwiek innej), będzie już dobrym krokiem. Mam na myśli np. serię pytań problemowych, które są poruszane, czy na które warto zwrócić uwagę. Wtedy czuje się sens by czytać i posiada się wiedzę o tym, co należy zapamiętać.
    Ja mam takie wrażenie, że przy aktualnym sposobie nauczania (czytanie -> omawianie) bardziej efektywne jest przeczytanie lektury dopiero po jej omówieniu w szkole. Przynajmniej wie się w jakiej rzeczywistości książka została napisana i na jakie sprawy zwraca uwagę.

  4. mazylinska Post author

    Widzę, że sobie tu miło dyskutujecie o lekturach 🙂
    Poloniści toczą na ten temat zażarte dyskusje, czytać całe lektury, czy jedynie wybrane fragmenty. Każde rozwiązanie ma plusy dodatnie i ujemne 🙂
    Dobrze omówiony fragment pozwala na zrozumienie całości, uczy, jak czytać, pokazuje, iż każde słowo się liczy, a czasami najważniejsze problemy wyrażone są między linijkami, przykład Theodor Fontane.
    Myślę, że fragment wyrwany z kontekstu za dużo traci.

    Niemieccy uczniowie, w zasadzie nie czytają już całych lektur, a jedynie wybrane fragmenty. Gdy osoby po niemieckich szkołach chcą studiować w Polsce germanistykę, mają wielkie problemy z czytaniem, bo po prostu tego nie umieją.
    Inaczej jest w Finlandii. Tam uczniowie dużo czytają, a wypożyczalnie są wszędzie, nawet w wejściu do metra. Książke można w jednym miejscu wypożyczyć, a w innym oddać.

    Ale wracając do lektur, to myślę, że problemem jest kanon, niezmienny od wielu lat. „Janko muzykant”, „Nasza szkapa”, „Katarynka”, czy to jeszcze jest na liście lektur? Dlaczego uczniowie mają czytać książki, które wybrał dla nich ktoś, kto wyrósł w innym świecie? Dlaczego nie możemy im samym pozostawić wyboru?
    Z długiej listy każdy wybrałby to, co jemu odpowiada. I tak, jak sugeruje Michał, nauczyciel mógłby na lekcji omówić ze wszystkimi jakiś fragment, żeby wprowadzić w temat i pomóc w wejściu w temat.

    Panie Wiesławie, proszę spokojnie „małpować” 🙂

  5. Z najwyższą delikatnością przypominam, że Gospodyni zadała nam zadanie domowe, więc proszę o nie rozpraszanie się, lecz sprawne jego wykonanie. Prośbę swą motywuję tym, że nie mogę się doczekać na przykłady zapowiedziane przez Panią Marzenę.

  6. Moich przykładów już tu kilka jest,
    à propos – próbował Pan filmować podskakującego syna?

    Ale niech będzie jeszcze jeden przykład, zupełnie wbrew niektórym tezom naszej gospodyni o uczeniu w grupie, przez aktywne działanie, pracę rąk, emocje, etc.:
    Fotel na tarasie, moja licealna sąsiadeczka pogrążona w lekturze „Krótkiej historii czasu” Hawkinga, a ja zajmujący się bardzo poważnym zadaniem sporządzenia marynaty do indyka, tudzież rozpaleniem grilla, od czego uczennica co kilkanaście minut odrywa mnie swoimi komentarzami (bardziej komentarzami niż pytaniami) do tego, co właśnie przeczytała i potrzebą natychmiastowego podyskutowania na ten temat.

  7. Michał

    Panie Ksawery, tak się zastanawiam, czy Pański przykład „zupełnie wbrew niektórym tezom naszej gospodyni o uczeniu w grupie” nie jest właśnie argumentem za takim uczeniem.
    Oczywiście nie jestem pewien, czy Pani Żylińska posiada tę samą definicję „uczenia grupowego” co ja. Ja rozumiem to jako minimum dwie osoby, które wzajemnie przekazują sobie wiedzę w sposób aktywny, dobrowolny i inspirujący.
    Czyli np. nauczanie jako wykład wygłoszony przed klasą nie jest nauczaniem grupowym, ale już korepetycje (zwane też nauczaniem indywidualnym), w których motywuje się ucznia do prób, pomyłek, poprawiania i poszerzania wiedzy – jest już pracą grupową, w czasie której uczeń przekazuje korepetytorowi informacje nie tylko o swojej wiedzy, ale także motywacji i zrozumieniu tematu (zrozumienie a zdanie testu to nie to samo).

    Tak przynajmniej ja to odbieram, wobec czego dla mnie Pana przykład akurat tak rozumiem.

    Co do samych pomysłów o inspirowaniu uczniów i poszerzaniu ich zainteresowań – mogę dodać coś od siebie.
    Pewien gimnazjalista, z którym mam kontakt, pracuje aktualnie nad projektem gimnazjalnym – moje osiedle w przyszłości. Opowiadał mi, że umieścił na makiecie osiedla park z jeziorem, ponieważ jego siostra (3lata) zalała mu makietę farbką. Bardzo się cieszył, że ten „pomysł” spodobał się jego nauczycielce. Zadałem mu pytanie czy wie, dlaczego spodobał się nauczycielce ten pomysł i czy taki park jakoś wpływa na ludzi, dlaczego w mieście buduje się parki? Spotkaliśmy się za tydzień i od razu „zaatakował” mnie bardzo podniecony – przeczytał w internecie bardzo dużo informacji o psychologicznych właściwościach życia w mieście, na wsi, o zaletach powstawania parków w miastach, itp.

    Przykład banalny, dla Państwa za pewne dość znany, jednak dla mnie jako nowicjusza w pracy z młodzieżą i dziećmi wspaniały 😉 Uświadomiło mi to, że pytanie „Dlaczego?” ciągle i ciągle jest najważniejszym pytaniem dla ludzi, obojętnie od wieku, pochodzenia i warunków środowiskowych.

  8. mazylinska Post author

    Do wpisu ze środy dopisałam pierwsze przykłady. Jutro lub pojutrze postaram się dodać kolejne z innych przedmiotów.
    Bardzo bym chciała, żebyśmy wrócili do wczorajszego wątku (poruszonego przez Michała) dotyczącego czytania lektur. Dlaczego Michał (a nie dotyczy to tylko jego) niewiele pamięta z przeczytanych lektur? Czy jest jakiś związek między szkolnym kanonem lektur, sposobem ich omawiania, a wciąż spadającym poziomem czytelnictwa?
    Jak dobierać i omawiać lektury, by przemawiały do uczniów, by umieli rozsmakować się w czytaniu? Jednym słowem, co zrobić, by chcieli czytać? A będa chcieć, jeśli zobaczą, jakie to przyjemne 🙂

  9. Następny pomysł:
    Kładziemy na stole dwie różne kartki (prostokąty).
    Pytanie: która kartka jest większa ?

  10. Następny.
    Co ….. ? Jak ……. ? Dlaczego ……. ?
    W miejsce kropek można wstawić: pływa, chodzi, pełza, lata.

  11. Michał

    Wracając do tematu lektur:
    Jeden czwartoklasista skomentował temat czytania książek (jakimś dziwnym trafem poruszony na terapii przez prowadzącą, zupełnie przez przypadek) słowami „lektury są nudne”. My rzecz jasna zaprzeczyliśmy tłumacząc, że wiele książek jest wartych przeczytania. Chłopak nie dał się za bardzo przekonać, stwierdził, że musi czytać o „samych nudach”, w których „zero akcji”. Teraz, gdy o tym myślę, przypomniał mi się artykuł zamieszczony chyba w Poradniku Psychologicznym Polityki. Autorka pisała, że to głównie chłopcy mają problemy z czytaniem, które wynikają z braku motywacji do sięgania po lektury. Jej zdaniem jest to spowodowane niedostosowaniem lektur do płci. Słusznie zresztą – mimo, że dążymy do całkowitego ujednolicenia wszystkiego, co może różnić kobiety i mężczyzn (patrz: parytety), to nasze mózgi różnią się w pewnym (całkiem sporym?) stopniu.

  12. Michał

    Jeśli chodzi o pomysły na lekcje. Sam na „lekcje” póki co uczęszczam, więc raczej coś spoza środowiska uczelnianego.

    [b]Mapa z RPG -> Historia.[/b]
    Jako Mistrz Gry osadzonej w fantastycznym świecie Warhammera przygotowałem moim graczom mapę. Jednak nie była to zwykła mapa. Wykonana była w 3D. Na brystolu nakleiłem mnóstwo pudełek, kartek złożonych w prostokąty bądź inne formy. To co postaci graczy znały okleiłem nazwami, to co poznawali, sami oklejali 😉 Postaci, które mieszkały w tym mieście były… kapslami, zakrętkami i guzikami, do których za pomocą plasteliny, wykałaczki, papieru i taśmy klejącej ustawiałem na ulicach i domach wymyślonego świata. Gracze bawili się wspaniale, bo mogli na własnych oczach zobaczyć to, co zazwyczaj sobie wyobrażali.

    Jak to przenieść na lekcję historii?
    Otóż na mapie z danego okresu można umieścić poszczególne miasta (choćby Hotele z Eurobiznesu, czy jakieś walające się po kartonach śmieci), zaznaczyć miejsca ważnych bitew, a armie stworzyć właśnie z takich guzików, plasteliny i taśmy klejącej. Uczniowie mogą przeanalizować w ten sposób ruchy wojsk, przemarsz Napoleona do Moskwy. Mogą analizować, czy dane posunięcie było właściwe, czy nie. Dlaczego tak postąpił wódz? Czego nie widział, a co my wiemy? Czy wojna wybuchła tylko z powodów ekonomicznych? Jeśli tak – to co, właśnie dzięki samej mapie, mogło być takiego cennego na danym terenie?

    [b]Warsztaty z komunikacji interpersonalnej -> język obcy[/b]
    Jedną z barier w komunikacji między ludźmi jest niezrozumienie komunikatu innej osoby, niechęć do odebrania go, czy w ogóle brak jakiejkolwiek motywacji do usłyszenia tego, co się do nas mówi.
    Jednym ze sposobów na poprawę tego stanu jest parafrazowanie.
    Proszę sobie wyobrazić uczniów dyskutujących po angielsku nad tym, dlaczego chcą wyjechać na wakacje do Hiszpanii a nie do Anglii i ich partnerów, którzy muszą powtórzyć ich stanowisko w trochę inny sposób i po wcześniejszym przetworzeniu danych!
    W ten sposób uczniowie nie tylko ćwiczą samo mówienie, ale także wzbogacają i utrwalają słownictwo (słówka, których nie używamy „wyciekają”), ale także uczą się ze sobą rozmawiać! A ta umiejętność jest niezwykle ważna.

  13. Napiszemy dwa portrety – jeden pozytywny, drugi negatywny – dla ……. . (można wstawić: średniowiecze, uprawianie sportów, kibicowanie, Cezar, Napoleon, Kościuszko, Wałęsa, itp.).
    Podzielimy się na dwie grupy.
    Fakty i opinie zbieraj: w intenecie, w książkach, TV, w rodzinie, wśród znajomych.

  14. Wracając do lektur: uczeń Michała bardzo trafnie to podsumował. Nie czytamy i nie pamiętamy, bo są nudne. Ze wszystkich lektur szkolnych, którymi mnie męczono przez całą szkołę z własnej woli przeczytałbym może dwie może trzy (choćby właśnie „Lalkę”).
    Z perspektywy czasu znajduję wśród nich jeszcze kilka, jednak w szkole były omawiane zbyt wcześnie. Do gimnazjalisty nie trafi „Król Edyp”, a „Pieśń o Rolandzie” najlepiej czytać świeżo po zrozumieniu na czym polega problem z arabskimi imigrantami we Francji.
    Do tego lektury szkolne są anachronicznie zaściankowo-polskie. Żyjemy we wspólnej Europie, więc może mniej Słowackich i Żeromskich, za to trochę więcej Mannów i Ibsenów?
    Kto z dorosłych z własnej woli czyta Słowackiego? Ale klasykę światową – jak najbardziej tak.

  15. mazylinska Post author

    Odp. Na posty Michała, Ksawerego i Wiesława

    Michał, Twoimi pomysłami jestem zachwycona!!! Co studiujesz? Czy chcesz być nauczycielem? Masz niesamowite wyczucie i intuicję, a to w tym zawodzie niezmiernie ważne.

    Najpierw Twój pomysł na lekcję historii.

    Robimy różne makiety (pole bitwy, średniowieczne miasto, szlaki komunikacyjne, itp.)
    Piszesz, że planszę Ty przygotowujesz sam, a uczniowie potem coś doklejają. A ja myślę, że oni wszystko mogą zrobić sami  Ten się uczy, kto jest aktywny, im więcej robią, tym więcej się uczą!

    Moi studenci też robili podobne lekcje, ale był to język niemiecki. Rzecz dotyczyła Torunia jako miasta hanseatyckiego. Opiszę to później.

    Przykład 2. – komunikacja interpersonalna

    Nasza szkoła tymi zagadnieniami zupełnie się nie zajmuje. Uznaje się, że wszyscy powinni znać układ wydalniczy wypławka białego i wiedzieć, co to pirenoid, ale nie musimy uczyć się, jak się dogadywać, jak rozwiązywać konflikty, jak rozmawiać, żeby mówić do, a nie obok siebie. Poza kompetencją interpersonalną, równie ważna jest intrapersonalna, ale ta też jest dla szkoły non grata.

    Rozwinę Pana pomysły w następnym poście. Mam nadzieję, że mogę. Czy podać imię i nazwisko?

    Odp. Na post Ksawerego

    Ksawery pisze:
    „Z perspektywy czasu znajduję wśród nich jeszcze kilka, jednak w szkole były omawiane zbyt wcześnie. Do gimnazjalisty nie trafi „Król Edyp”, a „Pieśń o Rolandzie” najlepiej czytać świeżo po zrozumieniu na czym polega problem z arabskimi imigrantami we Francji.”

    To ogromny problem! Wielu lektur w wieku kilkunastu lat się nie rozumie, bo nie ma się ani odpowiednich doświadczeń, ani dojrzałości. Ilu uczniów potrafi coś począć z „Dziadami”? Z jednej strony infantylizujemy dzieciństwo, a z drugiej zakładamy, że piętnastolatki mają już dojrzałość pozwalającą im na zrozumienie każdej lektury.
    Ta fikcja drogo nas kosztuje, bo w ten sposób zniechęcamy młodzież do czytania.

    Dalej Ksawery pisze:
    „Do tego lektury szkolne są anachronicznie zaściankowo-polskie. Żyjemy we wspólnej Europie, więc może mniej Słowackich i Żeromskich, za to trochę więcej Mannów i Ibsenów?
    Kto z dorosłych z własnej woli czyta Słowackiego? Ale klasykę światową – jak najbardziej tak.”

    Tak, to XIX wiek, a my żyjemy w XXI. Ale owe anachronizmy wciąż zwyciężają. Są politycy, którzy Europy się boją, nie znają języków, nigdy nie byli w innym kraju, nie mają poza granicami Polski przyjaciół, wszystko, czego nie znają traktują jako zagrożenie i kierują się głównie strachem.

    Postanowiłam poświęcić osobne posty każdemu przedmiotowi. Dobór lektur, wydaje mi sie tu sprawą kluczową, bardzo bym chciała, żeby rozwinęła sie na ten temat dyskusja. Czy kanon powinien byc narzucany uczniom z góry? Czy nie można im dać dłuższej listy do wyboru? Czy uczniom powinniśmy wszystko narzucać? Czy w ten sposób można wychować autonomicznie działających ludzi?

    Do Wiesława
    Pomysł z kartkami wykorzystam pisząc o matematyce. Jeśli chodzi o pytania, to zgadzam się w 100%. Mam też pomysły, rozwinę później 🙂

  16. Overdrive

    W kwestii lektur mogę powiedzieć tyle, że ludzie czytają to co chcą, co jest ciekawe. Taka Lalka, Wesele, Siłaczka, Nad Niemnem, Pan Tadeusz, Dziady, Cierpienia młodego Wertera, Ludzie bezdomni, Syzyfowe prace, itd, to książki tak nudne i męczące, że gdyby nie były lekturami obowiązkowymi to tylko jacyś fanatycy przeczytaliby je dobrowolnie. I mówi to człowiek, który w czasach szkolnych czytał mnóstwo książek. Ale nawet wtedy zastanawiało mnie dlaczego nie omawiamy książek ciekawych, napisanych nowoczesnym językiem, z interesującą fabułą, akcją, bohaterami, z problemami przystającymi do naszej rzeczywistości, a nie tej XVIII czy XIX wiecznej.

    Pytała Pani co zrobić by ludzie chcieli czytać. Zainteresować zróżnicowaną tematyką. Ja osobiście zawsze czytałem książki o takiej tematyce, która akurat mnie ciekawiła, a nudną resztę załatwiałem streszczeniami. Z lektur bardzo podobali mi się Chłopi, Zbrodnia i Kara, Trylogia Sienkiewicza i W pustyni i w puszczy. Poza tym wszelkie przygody Tomka, książki Juliusza Verne’a, Jacka Londona, itd. Innymi słowy podróżnicze, przygodowe i batalistyczne. A potem poleciał Wiedźmin, Hobbit, Władca Pierścieni i Księga Całości – Kresa, a na dokładkę Sztuka Kochania – Wisłockiej, zastępująca Wychowanie Seksualne, którego wtedy nie było, a teraz na pewno nie jest tak dobrze przedstawione.

    A teraz proszę mi powiedzieć jak ta w gruncie rzeczy lista pozytywnych pozycji ma się do Janka Muzykanta czy Anielki? Jak można dzieciakom w czwartej klasie podstawówki kazać czytać o spaleniu dziewczynki żywcem w piecu, czy zabiciu chłopca, bo podążał za swoimi marzeniami. No jak można?! Skoro na filmach jest +16 czy +18 to na książkach też powinno być. I nie na takich o seksie, a na takich, które bezpardonowo przypominają dzieciom, że memento mori, że wiara i nadzieja to mrzonki, że strach i apatia to właściwe uczucia. „Dzieciństwo kończy się wtedy kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że umrzesz”. Martyrologia i pamięć narodowa to jedno, beznadziejny program nauczania to drugie.

    Jeśli będziecie uczyli rzeczy, które dają ludziom energię, a nie ją odbierają, to ludzie będą sami chłonąć tę wiedzę, sami czytać książki, sami szukać interesujących faktów. Owszem, telewizja i Internet nie motywują, bo zawsze jest coś ciekawszego niż książka, ale dobre przykłady wciągających pozycji pozwolą ludziom zdać sobie sprawę, że wieczór z książką jest o niebo bardziej wartościowy niż wieczór przed telewizorem. Ale jak uczy się tylko Dziadów i Nad Niemnem, to sorry, potem wszyscy maja fobię przed czytaniem.

    Ludzie powinni przede wszystkim mieć WYBÓR co jest omawiane. Ale nie taki wybór, pomiędzy złym, a jeszcze gorszym. Wybór DOBRYCH książek, zróżnicowanych tematycznie, tak by każdy mógł wybrać coś dla siebie. Co byłoby jednocześnie fantastyczną lekcją o tolerancji tego co się komu podoba i dlaczego.

  17. Przyznam się, że z „Dziadami” do tej pory jakoś nie potrafię sobie poradzić i bardziej mi się kojarzą z ojcem wracającym do domu z siniakami od zomowskich pałek, niż z literaturą 😉

    Problem widzę w tym, że szkolne „przerobienie” lektury potrafi ją obrzydzić na lata albo i dożywotnio. Znienawidzona przez Overdrive „Lalka” jest dobrą powieścią, „Wesele” doskonałym dramatem, po spływie kajakowym Niemnem od Druskiennik do Kowna z życzliwością myśli się o o tych pagórkach leśnych, o tych łąkach zielonych, szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych… Ale mi zajęło ponad 10 lat od końca liceum, bym pomyślał życzliwie o Mickiewiczu albo Wyspiańskim. Overdrive jeszcze nie odreagował tej szkolnej traumy.
    Oczywiście, nie zamierzam bronić „Anielki” itp!
    Choć tez nie przesadzałbym z trzymaniem dzieci pod kloszem i chronieniem ich przed czytaniem o paleniu w piecu. Sam wychowałem się na baśniach braci Grimm. Problem leży w tandecie literackiej „Anielki”, a nie w zawartym w niej okrucieństwie.

    Problem widzę jeszcze bardziej w w sposobie „przerabiania” niż w samym doborze lektur.

    Mam mało osobistego doświadczenia z dyskusjami literackimi z dziećmi – zdecydowanie skupiamy się na naukach ścisłych, ale czasem zejdzie i na tematy literackie. Ale te są raczej podążaniem za wątkiem interesującym ucznia. Żadnych „charakterystyk Kmicica”. Jeśli już, to dyskusja, czy Makbet był okropnym skurwielem, czy może przerosła go sytuacja, w jakiej się znalazł? (To, po obejrzeniu przez moją uczennicę fenomenalnej „Tragedii szkockiej” w zakopiańskim Teatrze Witkacego) Albo, czy to na pewno tak źle zachorować na gruźlicę? Ileż pięknych emocji z tego może powstać…. Ta ostatnia dyskusja – przy okazji szczytu w Davos, bo Manna czytała dużo wcześniej, ale jej się skojarzyło.

    Zupełnie za to nie mam pomysłu na sposób, w jaki szkoła powinna przekazywać pewien kanon symboli, wywodzących się z literatury. Współczesny człowiek powinien rozumieć, co miał na myśli Chirac, nazywając Polskę „amerykańskim osłem trojańskim w Europie”, a Monty Python budując drewnianego królika. I nie załatwimy tego brykami ani encyklopedycznym wyjaśnieniem hasła „koń trojański”.

    W Polsce z takimi odniesieniami literackimi jest jeszcze gorzej, niż w reszcie Europy.
    Kilka lat temu pokazywałem prezentację o pewnej technologii telekomunikacyjnej (NGTN, mniejsza o to, na czym polega), o której mówiło się i dyskutowało już od 10 lat, ale nikt jej nie stosował w praktyce, istniał pewien stan zawieszenia, a ja proponowałem pewne rozwiązania przejściowe. Tytułowy slajd prezentacji (wygłaszałem ją po angielsku) był „En attendant NGTN”, ilustracją było uschnięte drzewko, kamień i puste krzesło. Pokazywałem to w ok. 10 krajach – adresatami byli managerowie zarządczy i techniczni średnio-wyższego szczebla w firmach telekomunikacyjnych. We wszystkich krajach reakcja na slajd była jasna: złapali aluzję, uśmieszek, uwaga szeptem do sąsiada na sali. W dwóch krajach nie było żadnej reakcji: w Polsce i w USA.
    Łotysze, Czesi, Austriacy i Duńczycy kojarzą Becketta od razu, Polacy i Amerykanie nie mają o nim pojęcia.

  18. Overdrive

    @Ksawery Stojda

    Nie wątpię, że Nad Niemnem i Wesele mogą znaleźć swoich amatorów. Ja zawsze starałem się zrozumieć każde dzieło i dawałem ogromny kredyt zaufania zaczynając każdą kolejną książkę. W przypadku tych dwóch niestety nie mogę powiedzieć nic dobrego i nie wynika to z katastrofalnego sposobu omawiania książek w szkole. Bardziej z przesłania, które do mnie nie trafia. Z języka i tematyki, które są dla mnie zwyczajnie nudne i dawno nie na czasie. Pagórki leśne i łąki zielone? Ok. Występują w niejednej książce, a mnie konkretnie spływ np. Dunajcem kojarzył się bardziej z Jarugą i ogarniętymi wojną Królestwami Północnymi czy kluczową w konflikcie bitwą pod Sodden, niż z XIX-wiecznymi problemami klasowo-społecznymi, które serdecznie guzik mnie obchodzą. I proszę mnie źle nie zrozumieć, doskonale zdaję sobie sprawę z istoty i czasu wydania książki, jej przesłania, roli, którą odegrała w krzepieniu tożsamości narodowej, itd. Ale to było wtedy. Dotyczyło innych czasów, dotyczyło innej Polski, innych ludzi, innej sytuacji na scenie międzynarodowej, innej dostępnej technologii, innej równowagi sił. Istotne jest by ludzie wiedzieli, że powstawały takie dzieła, że od zawsze walczyliśmy o zachowanie Polskości nawet pod zaborami. Wszystko to jest ważne. Ale nie jest ważne, by każdy Polak musiał koniecznie przeczytać to wszystko i do znudzenia metodycznie wałkować jedną nudną lekturę po drugiej, z lekcji na lekcję. Na serio odzyskaliśmy niepodległość ponad 20 lat temu, więc warto byłoby skupić się nad tym jak ją utrzymać i rozwijać, bo z tym mieliśmy zwykle problem, a nie na tym jak ją odzyskiwać jak już stracimy.

    Jeśli idzie o Anielkę, to chodziło mi raczej o afirmację beznadziei, która aż wyziera z wszystkich książek tamtego okresu, a nie o fakt usmażenia dziewczynki w piecu. Jako kilkuletnie dziecko doskonale znałem bajkę o Jasiu i Małgosi, jak i inne „krwiste” utwory, zatem nie chodzi mi o trzymanie pod kloszem, a tematykę i przesłanie omawianych dzieł. Odnoszę wrażenie, że im starszy człowiek tym smutniejsze i bardziej przygnębiające rzeczy się ludziom serwuje. Jest w tym jakiś konkretny cel, żeby malować rzeczywistość w ponurych barwach? To w czymś ludziom pomaga? Nie dziw, że potem społeczeństwo apatyczne i zdołowane.

    „Zupełnie za to nie mam pomysłu na sposób, w jaki szkoła powinna przekazywać pewien kanon symboli, wywodzących się z literatury.”

    Tak, jak przekazuje teraz tyle, że z nastawieniem na symbole wykorzystywane w mowie codziennej, a nie te, które były istotne pod zaborami. Może warto zacząć omawiać książki uznane w świecie, dotyczące problemów uniwersalnych, a nie tylko karmiące naszą ksenofobię? Dzięki temu będzie wiadomo o co chodzi z drzewem, kamieniem i krzesłem…

  19. Michał

    Co do moich pomysłów – moi uczniowie tego nie robią, ponieważ takich nie mam 🙂 Jak pisałem, był to element gry z przyjaciółmi, który jednak można by przenieść na środowisko szkolne.

    Pomysły może Pani wykorzystać! Nie przywiązuję się do nich ;D
    A studiuję psychologię, jestem na drugim roku. Mam zamiar wybrać profil kliniczno-wychowawczy dziecka i młodzieży oraz (prawdopodobnie, wciąż się waham) pracy i organizacji. UŚ daje nam możliwość zgłębiania dwóch specjalizacji pomijając wiedzę ogólną, której każdy psycholog potrzebuje. Pracować rzecz jasna zamierzam z dziećmi i młodzieżą – w zależności jak uformuje się rynek pracy za kilka lat: poradnia? Szkoła? To się okaże 🙂

    Odnosząc się do tematu lektur.
    Moim zdaniem nie możemy tak od razu skreślać całego kanonu. Podał przykład: Gombrowicz i jego „Ferdyrurke”. W moim odczuciu największa pomyłka jeśli chodzi o samo czytanie. Nie przeczytałem, streszczenia nie zrozumiałem i do autora mam do dziś obrzydzenie. Choć po omówieniu tej lektury rozumiem dlaczego jest w kanonie. Sprzeciwianie się schematom, chęć zrobienia czegoś nowego, itd. To jest ważne, o tym się powinno mówić, ale czy na pewno w takiej formie? Nie lepiej wpierw omówić epoki, sytuacji, a później dopiero polecić lekturę? To pierwsza moja myśl.

    Osobiście z lektur licealnych polubiłem jedynie „Potop”, „Dżumę” oraz „Zbrodnię i karę”. Prócz tego wszystko to, co było w bibliotece i nie leżało na półce „lektury szkolne”, np. „Obcego” Camusa. Tak samo gimnazjum – po Verne sięgnąłem tylko z tego powodu, że mój Dziadek podarował mi „Piętnastoletniego kapitana”!

    Swoją drogą – dyskusja o lekturach bez nauczyciela języka polskiego jest troszkę niewłaściwa. To taka dygresja.

    Co do lektur. Moim zdaniem powinien istnieć jakiś mały kanon lektur obowiązkowych. Prócz tego powinny istnieć lektury nieobowiązkowe, proponowane do omawiania danej epoki. Co więcej (i to w przewadze!) uczniowie SAMI powinni wybierać książkę, która przeczytają i przedstawią na forum klasy [wracając do komunikacji, której szkoła nie uczy – bardzo mała grupa uczniów potrafi poradzić sobie po szkole z wystąpieniami publicznymi. Mnie tego nauczyły dopiero studia.]

    Chyba nie pominąłem niczego, co chciałem powiedzieć 🙂

  20. Jeśli polubił Pan w szkole „Obcego”:
    szybka wycieczka (od Pana to niezbyt daleko) do Zakopanego: „Caligula” w Teatrze Witkacego – jeden z najlepszych spektakli ostatniego dziesięciolecia.
    „Dżumę” też chyba jeszcze od czasu do czasu tam grają.
    Choć mi się „Caligula” podobał bardziej…

    Miłego oglądania!

    (i zachęcania swoich przyjaciół/uczniów/…. )

  21. Próbuję włożyć kij w mrowisko, polać zimnym prysznicem i pobudzić do … .
    „I co dalej ? Na jakie pytanie szuka pan odpowiedzi ? Jaki problem chce pan rozwiązać ?”
    I co dalej ? Co dalej zrobimy, gdy opracujemy dobry program dla szkoły, gdy ułożymy wielki katalog propozycji, pomysłów i sprawdzonych praktyk ? Mój mózg myśli w tym momencie egoistycznie i bardzo praktycznie: kiedy i gdzie będą mogły skorzystać z owych programów i pomysłów moje dzieci i wnuki ?
    Dotychczas spotkałem się z takimi odpowiedziami-propozycjami:
    – trzeba mieć nadzieję …
    – to będzie długi i powolny proces …
    – weźmy się i zróbcie …
    – trzeba cierpliwie czekać …
    – to pytanie nie do mnie …
    – to powinni zrobić oni …
    – czekajmy na lepsze czasy …
    – proszę nie przeszkadzać …

  22. Mogę podpowiedzieć kilka rozwiązań pozytywnych do zrealizowania od zaraz:
    – zabrać dzieci/wnuki ze szkoły i uczyć w domu w systemie home-learning;
    – przenieść je do jakiejś porządnej prywatnej szkoły;
    – zostawić w szkole, wystawiać co chwilę fałszywe zaświadczenia, że mają katar, a zadbać o ich edukację poza szkołą i wytłumaczyć im, że oszustwo z tymi zaświadczeniami nie jest aż tak bardzo niemoralne;
    – wywieźć je na Åland (piękne miejsce, sam myślę, czy tam nie osiąść na starość…) – w końcu każde eurodziecko ma prawo uczyć się w dowolnym zakątku Unii.
    – j.w., Føroyar. Jeszcze piękniejsze miejsce, tyle że trochę dalej…

  23. Michał

    A cóż za problem stworzyć właśnie taki dobry program i go wykorzystać? „Wystarczy” znaleźć inwestorów (np. poprzez sieć Aniołów Biznesu), którzy włożyliby swój kapitał w założenie szkoły prywatnej. Rzecz jasna, o ile dobrze pamiętam, nasze prawo nie zezwala na „swobodne nauczanie” i szkoły prywatne i tak muszą się dostosować do testów, programu, itd. Ale zawsze to krok naprzód. Jednak i tutaj pojawia się problem – inwestorzy chcą zarobić. Dlatego szkoła musiałaby przynosić zyski, rzecz jasna takie, które nie wynikałyby z samego nauczania… Mam pewne pomysły, ale to tylko pomysły, w dodatku odbiegające od tematu 🙂
    Druga możliwość to przekonanie naszego rządu do zmiany prawa. A do tego trzeba mieć po pierwsze dobry projekt edukacyjny. Jak ten będzie istniał będzie się można zająć kolejnym problemem – lobby, które nas wesprze w walce z wiatrakami.

    A teraz ponowię temat pomysłów na lekcje.
    Wracając dziś do domu z warsztatów zrzuciłem przez przypadek z półki „Muzykofilię” Sacksa. Przypomniała mi się historia pewnego synestetyka, którą Sacks opisuje w swojej książce (gorąco polecam!). Co to ma wspólnego z nauczaniem? Otóż właśnie synestezję!
    Narzekamy na zbyt małą kreatywność i zbyt małe rozwijanie zdolności artystycznych dzieci. Dlatego puśćmy uczniom soundtrack z filmu, wersję instrumentalną piosenki, czy coś z muzyki klasycznej. Niech zamkną oczy i w wyobraźni stworzą jakąś wizualizację tego utworu (rzecz jasna zrozumiałym słownictwem ;D). Potem już tylko farbki, kredki, itp. w ruch!
    Sądzę, że to zadanie bardziej dla gimnazjalistów, czy uczniów kończących podstawówkę. Młodsze dzieci mogą mieć problem, ponieważ polecenie nie jest dokładne i część z nich może nie wiedzieć o co je poproszono (w tym sensie, że co tak naprawdę nauczyciel wymaga do narysowania).

  24. Michał

    Pozwolę sobie umieścić link do artykułu, na który się natknąłem. Autorka trochę, w moim odczuciu, za ostro komentuje stan polskich liceów (może sądzę tak, ponieważ sam chodziłem do takiego, który krytykuje?). Nie można jednak pominąć faktu, że wymienia w nim istotne problemy.

  25. klaudia winiarska

    Jako literaturoznawca i wykładowca literatury (niemieckiej) chciałabym również powiedzieć słów kilka na temat zniechęcania uczniów w naszych szkołach do czytania tzw. literatury pięknej. Doświadczam tego faktu coraz boleśniej … bo kolejne roczniki studentów są w coraz gorszej kondycji … tak jakby ich szkoła kompletnie nie przygotowała do czytania i analizy książek! A nie polega to bynajmniej na braku inteligencji i wrażliwości!!! Po kilku prostych zabiegach okazuje się, że wrażliwość i inteligencja mają się całkiem dobrze … ci młodzi ludzie są po prostu na tyle zniechęceni do czytania lub na tyle nie przygotowani do czytania, że nie wiedzą, na co w ogóle w książce należy zwracać uwagę … jeżeli książka nie bazuje na wyrazistej akcji i nie opowiada jakiejś niezwykłej historii, trudno im znaleźć w niej cokolwiek … a potem się jednak okazuje, że można to odkryć … i że bywa to fascynujące! Niezwykły jest zawsze dla mnie ten moment PRZEMIANY … i zawsze bardzo na to czekam, żeby nastąpił … i rzadko jestem zawiedziona!

    W tym miejscu chciałabym nawiązać do Overdrive. Piękne słowa!

    „Jeśli będziecie uczyli rzeczy, które dają ludziom energię, a nie ją odbierają, to ludzie będą sami chłonąć tę wiedzę, sami czytać książki, sami szukać interesujących faktów.”

    Właśnie tak!!! Czytanie powinno dostarczać ENERGII … energii, która wprawia w ruch całą maszynerię naszej psychiki … tak aby w efekcie końcowym, coś się w niej zmieniło, coś przybyło … coś ubyło …
    Problem w naszych szkołach polega na tym, że PRZERABIANE (jak okropnie to brzmi!) lektury nie mają żadnego odniesienia do przeżyć i doświadczeń młodych (zbyt młodych) czytelników … i nie chodzi tu o to, że są nudne, bo brak w nich akcji (którą lubi młodzież!). Jeżeli młodzi ludzie piszą cudowne teksty poetyckie, to również są w stanie doświadczać podobnych wzruszeń w innych utworach literackich … ale na początku swojej czytelniczej drogi potrzebują jeszcze PRZEWODNIKA, który umiejętnie poprowadzi ich krętą ścieżką poprzez utwór i sprawi, iż ten odzwierciedli się w magicznych lustrach własnej duszy lub pozwoli się jej odezwać niczym harfa … A mówiąc o „duszy”, mam na myśli tę niezwykłą zdolność naszej psychiki, która przetwarza ZDARZENIA w PRZEŻYCIA.

    O PRZEŻYCIA … o akt „budzenia dusz” powinno więc chodzić … kiedy młodego czytelnika chcemy wprowadzić w świat literatury. Ale jeżeli on u swoich początków nie doświadczy, że świat literatury jest również światem jego własnej duszy … że to takie szkło powiększające, w którym odbijają się również własne konflikty i rozterki wewnętrzne, własne marzenia, dążenia, lęki …, jeżeli odbierze lekturę jako nudną abstrakcję … traci często bezpowrotnie jedną z najważniejszych ścieżek rozwoju osobowości.
    Słusznie podkreśla Marzena (mazylinska), iż to co ma do zaproponowania dzisiejsza szkoła, jest FIKCJĄ!

    „Ta fikcja drogo nas kosztuje, bo w ten sposób zniechęcamy młodzież do czytania”

    Literatura … jak wszelka sztuka jest językiem duszy (mową serca) … i nie można jej po prostu odbierać jedynie tzw. rozumem. Na próżno więc będzie się dwoił i troił nauczyciel/wykładowca próbując WYTŁUMACZYĆ ucznion/studentom dlaczego dany utwór jest taki WIELKI, doskonały, piękny i mądry … jeżeli nie uda mu się odszukać i poruszyć w odbiorcach odpowiednich doświadczeń i przeżyć … to próżny trud i zmarnowane pieniądze, nic z tego nie zostanie na trwałe w pamięci … nie mówiąc już, że nie wejdzie w skład rozwijającej się osobowości!!! A o to chyba powinno chodzić … : – ))))

    Czytanie literatury powinno być aktem wtajemniczanie w samego siebie! I warto przekonywać młodych ludzi, że „nie ma nic piękniejszego, nic mądrzejszego, nic lepszego, niż oni sami”. Nie tak łatwo to jednak odkryć … dlatego warto wspomóc się literaturą.

    Do młodego, dorastającego człowieka wymiary społeczne, polityczne czy narodowe zawsze będą mniej trafiały niż wymiar indywidualny … dlatego moim zdaniem najpierw należy pozwolić młodym ludziom dorastać z ICH BOHATERAMI, a dopiero potem można się spodziewać, że niejedna osoba, jako dojrzała ukonstytuowana osobowość, będzie potrafiła zmierzyć się np. z „Dziadami”, zachwycić się „Lalką” lub „Nad Niemnem”.

    Generalnie jednak zgadzam się z Panem Ksawerym, iż „lektury szkolne są anachronicznie zaściankowo-polskie. Żyjemy we wspólnej Europie, więc może mniej Słowackich i Żeromskich, za to trochę więcej Mannów i Ibsenów? Kto z dorosłych z własnej woli czyta Słowackiego? Ale klasykę światową – jak najbardziej tak.”
    I słusznie pyta Marzena (mazylinska):

    „Czy kanon powinien być narzucany uczniom z góry? Czy nie można im dać dłuższej listy do wyboru? Czy uczniom powinniśmy wszystko narzucać? Czy w ten sposób można wychować autonomicznie działających ludzi?”

    Uważam, że nauczyciel powinien sam ze swoimi uczniami ustalać to, co będą RAZEM czytać i omawiać. Jako przewodnik po lekturze nie tylko powinien pomóc swoim uczniom ją ZROZUMIEĆ, ile również (lub przede wszystkim!) ją PRZEŻYĆ … a z czasem może i oni będą mogli odwdzięczyć się swojemu nauczycielowi podobnym PRZEWODNICTWEM …

    Dopiero po takiej fazie rozwoju widzę sens podjęcia próby czytania takich dzieł, które uchodzą za ważne i wielkie w literaturze ojczystej i światowej. Teraz czas na INICJACJĘ KULTUROWĄ!

  26. Wędrując po stronach anglojęzycznych w poszukiwaniu materiałów i pomysłów, natrafiłam na http://www.wholebrainteaching.com/ . To metoda pracy , która można chyba nazwać NAUCZYCIEL PRZYJAZNY MÓZGOWI.
    Przesyłam ling do filmiku ilustrującego tę metodę
    http://www.youtube.com/watch?v=7s9KX7hqbhY&feature=related.
    Zachwyciło mnie takie spojrzenie na pracę podczas lekcji. Wgryzam się więc w szczegóły korzystając ze strony, którą podałam na początku tego komentarza. Nie jest to łatwe , bo nie znam angielskiego.
    Napiszę, gdy nabiorę wprawy i opowiem o swoich doświadczeniach.
    Pozdrawiam.

    • mazylinska Post author

      Bardzo chętnie obejrzę, ale za kilka dni, bo do 15 listopada muszę odesłać całość książki. Czekam zatem na Pani komentarz 🙂

Post comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.