Ukryty plan szkoły. Dlaczego tak ważny jest szacunek?

Jakość panujących w klasie relacji a efektywność procesu uczenia się

Początkowo chciałam ten tekst zatytułować tak: Nie można być dobrym nauczycielem, nie będąc dobrym człowiekiem. To zdanie powtarzałam wszystkim moim studentom na ćwiczeniach z metodyki.

Lekarz i neurobiolog Joachim Bauer w książce „Co z tą szkołą?” wyjaśnia zależność między jakością panujących w klasie relacji a efektywnością procesu uczenia się. Zarówno dzieci jak również nastolatki, aby wykorzystać swój potencjał potrzebują wspierających je / ich dorosłych, którzy dadzą im poczucie bezpieczeństwa i stworzą oparte na wzajemnym szacunku relacje. Joachim Bauer wyjaśnia, że „mózg przekształca doznania emocjonalne w sygnały biologiczne, krótko mówiąc psychologię przetwarza w biologię. Już sama perspektywa doświadczenia szacunku i uznania ze strony drugiego człowieka wywołuje aktywność w obszarze układu nagrody, zwanego też układem motywacji. Układ ten jest odpowiedzialny za uwalnianie ważnych neuroprzekaźników, takich jak dopamina, oksytocyna i endogenne opioidy. Joachim Bauer nazywa wymienione substancje „genialnym tercetem”. Człowiek, którego mózg aplikuje mu tę miksturę odczuwa radość życia i motywację do działania. „Najważniejsze pytanie brzmi zatem, jakie warunki muszą zostać spełnione, aby system nagrody zaserwował ów koktajl naszemu organizmowi?” (J. Bauer Co z tą szkołą?, str. 21)

Wielu nauczycieli intuicyjnie rozumie zależność między jakością panujących w klasie relacji, a efektywnością procesu uczenia się. Takie osoby traktują swoich uczniów z szacunkiem, rozumieją ich trudności, dają im prawo do błędów i stwarzają możliwie najlepsze warunki do rozwoju. Tacy nauczyciele dzięki swojej intuicji wiedzą również, co zrobić, by dzieci i młodzi ludzie mogli się uczyć w najefektywniejszy sposób.

Niektórzy myślą, że dzieci uczą się dlatego, że dajemy im oceny, że je ciągle kontrolujemy i zmuszamy do nauki. Osoby, które w to wierzą, marnują cenny czas lekcji na ciągłe sprawdziany, kartkówki, klasówki i inne formy kontroli. Ale jest coraz więcej nauczycieli, którzy wiedzą, że można inaczej, że bez presji i strachu dzieci / uczniowie uczą się dużo efektywniej.

Wiesława Mitulska, nauczycielka nauczania początkowego ze Słupi Wielkiej otwarcie mówi swoim uczniom, że jest z nich dumna i widzi, że jej słowa motywują je do pracy dużo skuteczniej niż jedynki, szóstki, chmurki czy słoneczka. Wiesława Mitulska wie, że dzieci, aby odnieść sukces potrzebują dorosłych, którzy je wspierają, dają im poczucie bezpieczeństwa i wierzą w nie.

Oto jej relacja:
„Nie wiem, czy moi uczniowie uczą się lepiej od innych, bo tego nie mam jak porównać (nawet nie chciałabym tego robić), ale ja nie stawiam żadnych ocen, słoneczek itp, nie robię też sprawdzianów. Jeśli chcę zobaczyć, jak dzieci radzą sobie z opanowywaną umiejętnością, to projektuję konkretne zadanie, które ją sprawdzi. Potem dziecko dostaje informację zwrotną i wie, co ma dalej robić, Ja też wtedy wiem co mam dalej robić.
Myślę o tygodniu, który właśnie minął, jak pracowały moje dzieci, czego się nauczyły, czy są z siebie dumne? Ja jestem z nich dumna i powiedziałam im to dzisiaj przy okazji podsumowywania tygodnia. Byłam dumna, gdy w grupach oglądały albumy o ptakach, które w tym tygodniu robiły. Przysłuchując się ich rozmowom, dowiedziałam się, ile ciekawych informacji udało im się zdobyć i zapamiętać. Byłam dumna, gdy dzieci dokonywały samooceny umiejętności dodawania i odejmowania liczb dwucyfrowych. Nie wszyscy namalowali sobie zielone światło, co u nas znaczy „rozumiem i potrafię”, były światła pomarańczowe „jeszcze się mylę, poćwiczę”, było i czerwone „nie rozumiem, potrzebuję pomocy”. Z tego dziecka byłam bardzo dumna, bo jest świadome swoich umiejętności i nie wstydzi się prosić o pomoc. To był pracowity tydzień. Nie zrobiłam żadnego testu ani sprawdzianu, a jednak wiem, co potrafi każdy z moich uczniów i wiem już, jak zaplanować pracę na następny tydzień.”

Podobnie podchodzi do swoich uczniów Anna Szulc, nauczycielka matematyki w liceum w Zduńskiej Woli. Na jej lekcjach to uczniowie decydują o tym, czy nauczycielka ma im wstawić do dziennika ocenę ze sprawdzianu. Jeśli ocena ich nie satysfakcjonuje, to zawsze mogą próbować ją poprawić. W klasach Anny Szulc nie ma jedynek, zastąpiła je ocena „jeszcze nie”. W pracach klasowych pani Anna zaznacza na zielono tylko to, co uczniowie zrobili dobrze, błędnie rozwiązane zadania uczniowie mogą poprawić sami. Gdy zdecydują się na poprawienie źle rozwiązanych zadań, powinni wyjaśnić, na czym polegał ich błąd. (W pierwszej wersji tekstu napisałam, że uczniowie muszą poprawić to, co zrobili źle. Dziś Anna napisała mi w mailu, że niczego nie muszą, a wszystko mogą! Chodzi przecież o to, by „musisz” zamienić na „chcę” i żeby przenieść odpowiedzialność za naukę z nauczyciela na uczniów.)

Na spotkaniach z rodzicami Anna Szulc zawsze mówi o mocnych stronach swoich uczniów, przy czym sukcesy sportowe, czy w jakiejkolwiek inne, traktuje na równi z sukcesami z matematyki, historii czy języków obcych. „Nigdy nie wiadomo, kto pójdzie jaką drogą i które sukcesy są dla niego najważniejsze”, mówi pani Anna. „Każdy sukces traktuję w taki sam sposób.”
W klasach Anny Szulc nie ma też obowiązkowych zadań domowych, co nie znaczy, że uczniowie w domu nie zajmują się matematyką. Anna uczy również w klasach matematycznych, które będą zdawać rozszerzoną matematykę. Chodzi o odejście od uprawiania fikcji. Annie Szulc zależy, by uczniowie byli z nią szczerzy, dlatego jeśli nie zrobią zadania domowego, informują ją o tym, co nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji. „Wolę znać prawdę, niż sprawdzać zadania odpisane na przerwie od kolegi, czy ściągnięte z internetu”, mówi nauczycielka. Zresztą, uczniowie wiedząc, że nie muszą robić zadań domowych, robią je dużo chętniej.

Anna Szulc ogromną wagę przywiązuje do panujących w klasie relacji i dba o dobra atmosferę. „Jeśli ktoś nie rozumie jakiegoś zagadnienia lub nie umie rozwiązać zadania, to nie jest to żaden powód do stresu. Takiemu uczniowie trzeba pomóc. Pomocy może poszukać w czasie lekcji u swoich kolegów czy koleżanek lub u mnie. Jestem w klasie właśnie po to, żeby moim uczniom pomagać i żeby wzmacniać ich motywację do pracy. To ja jestem odpowiedzialna za panującą na lekcjach atmosferę i za to, czy uczniowie dostaną pomoc, jakiej potrzebują. Ale wiem też, że ich sukces nie zależy od tego, jaką presję będę na nich wywierać, ale od tego, czy pozwolę im przejąć odpowiedzialność za ich proces uczenia się. Ja mogę im naukę ułatwiać, ale to oni muszą chcieć się uczyć”, mówi Anna Szulc.

Uczniowie nauczycielki ze Zduńskiej Woli wiedzą również, że droga do sukcesu zawsze jest dla nich otwarta, że mogą poprawić każdą ocenę, która jest poniżej ich oczekiwań. Dla Anny Szulc sukcesy uczniów są również jej sukcesami.

Takich nauczycieli jak Anna Szulc znam wielu, ale niestety nasze dzieci trafiają czasami na nauczycieli, którzy kierują się innymi zasadami. Lekarz i neurobiolog Manfred Spitzer często powtarza, że zarówno w przypadku lekarzy, jak również nauczycieli najbardziej niszczący jest sarkazm, ironia i brak szacunku. Tam gdzie się pojawiają, droga do sukcesu jest zamknięta. Dzieci i młodzi ludzie doświadczający sarkastycznych, ironicznych i złośliwych uwag, nie koncentrują się na nauce, ale na obronie swojej integralności. Silne emocje, które pojawiają się wtedy, gdy ktoś traktuje nas bez szacunku, odwracają uwagę od tego, co w szkole powinno być najważniejsze. Dlatego Joachim Bauer w swoich książkach i wykładach powtarza, że zdolność tworzenia relacji umożliwiających efektywną naukę, jest jedną z podstawowych kwalifikacji w zawodzie nauczyciela. Pytanie brzmi, co zrobić, gdy nasze dzieci trafią na nauczycieli, którzy tej podstawowej kompetencji zawodowej nie posiadają.

Zamknięta 1

Zamknięta 2

Zamknięta 3

Gdy w klasie panują dobre, wspierające relacje, uczniowie mogą skupić się na nauce i rozwoju. Co jednak zrobić, gdy nauczyciel dba jedynie o swój własny komfort?

P.S. 1.

Gdy czytam takie wpisy i słyszę podobne komentarze, zadaję sobie pytanie, czy te osoby mają dzieci i czy chciałyby, żeby w szkole jakiś nauczyciel traktował je w ten sposób.

P.S. 2.

Wiem, jakie wiele osób napisze po tym tekście krytyczne wobec mnie komentarze, wiem, ile osób będzie bronić postawy, jaką prezentują osoby udzielające sobie na facebooku rad, jak „usadzić” uczniów. Ale wiem również, że jeśli nie będziemy upominać się o szacunek dla tych, którzy dziś są od nas zależni, to dzisiejsze dzieci i młodzi ludzie kiedyś wszystko nam oddadzą. Oddadzą nam kiedyś wszystkie złośliwości, sarkastyczne, ironiczne uwagi i całą emocjonalną przemoc, jakiej od nas doznali. Gdy my będziemy starzy i chorzy i gdy będziemy zdani na ich pomoc, dostaniemy od nich wszystko to, czego ich dziś uczymy w domach i szkołach. Na tym polega ukryty plan szkoły. Pewnych rzeczy nikt otwarcie nie powie, ale dzieci uczą się się od nas dorosłych, obserwując, jak się zachowujemy. Uczą się na przykład, że osób słabszych, które nie mogą się bronić, nie trzeba traktować z szacunkiem. Dlatego musiałam napisać ten tekst. Nie zgadzam się na to, by kogokolwiek traktować w taki sposób, a od nauczycieli oczekuję najwyższych standardów moralnych. To od nas młodzi ludzie uczą się norm społecznych. Zapewne znów przeczytam w komentarzach, że to nieuzasadnione krytykowanie nauczycieli (z jakiegoś powodu uważamy, że nauczycieli krytykować nie można, że oni wszystko robią źle, a jeśli pojawiają się problemy, to zawsze winę za nie ponoszą dzieci / uczniowie), że lepiej pokazywać i propagować dobre przykłady (wciąż to robię), żeby nie zrażać do zmian. Działą to tak, jakby krytykowanie tego, co robią NIEKTÓRZY nauczyciele, było naruszaniem pewnego tabu. Ale promując dobrych nauczycieli i to, co robią, nigdy nie wyeliminujemy zachowań, które nigdy nie powinny mieć w szkole miejsca, a które dziś NIESTETY są tolerowane i akceptowane. Bo przecież wszyscy w każdej szkole wiedzą, którzy nauczyciele traktują uczniów źle i stwarzają atmosferę, która hamuje, a w skrajnych przypadkach nawet blokuje, procesy uczenia się.

W wydanej we wrześniu tego roku książce „”Uczyć (się) z pasją” Pernille Ripp napisała, że wyrzuciła ze swojej klasy wszystkie regulaminy i zostawiła tylko jedną zasadę „Wszyscy traktujemy się nawzajem z szacunkiem!” Jeśli ta zasada będzie obecna w szkołach, to będzie również obecna w naszym życiu. I na tym nam wszystkim powinno zależeć.

Comments ( 9 )
  1. Anna

    Gorąco popieram. Szacunek dla uczniów jako podstawowa wartość w szkole. Uczenie się rozumiane jako proces rozwoju uczniów. Aż nie chce się wierzyć, że takie wpisy – dobre rady dają sobie nauczyciele. Gdzie są dyrektorzy tych szkół. Jaką kulturę organizacyjną tam wprowadzają. Co robią, aby uczniom stworzyć warunki sprzyjające uczeniu się.

  2. Anna Szulc

    Jak wygląda świat, w którym silniejszy ma rację, bo jest starszy i wie lepiej, bo uczy, bo wychowuje, bo ma władzę, bo …, dużo by wymieć, a jak nie ma racji, to „patrz punkt pierwszy”, można zobaczyć, wystarczy się rozejrzeć. Najbardziej niepokojące jest to, że zjawisko ma charakter fali, która się rozprzestrzenia, nabiera siły i trudno przewidzieć, jakie będą jej skutki, jeśli będziemy ją dalej wzmacniać. Traktowanie drugiego człowieka, tym bardziej słabszego, z pozycji siły, nie uczy niczego dobrego, oprócz tego, że tak można. Efektem jest to, że dzieci, młodzież sami doświadczając takich zachowań, najpewniej będą je powielać w swoim życiu. I tak powstaje „błędne koło”, które zakreśla coraz większy promień eskalacji. Jesteśmy bardziej światłymi ludźmi niż nasi rodzice, dziadkowie, a poza tym dzięki rozwojowi nauki mamy możliwość poznawania zarówno mechanizmów, jak i skutków zachowań, które nie służą ludziom, a raczej przyczyniają się do destrukcji, chorób, pogarszania relacji, a co za tym idzie, niszczą nas, ludzi. Dlatego warto uczyć się od tych, którzy mają świadomość tych zagadnień, warto pracować nad sobą i nad tym, co robimy. Ta powinność w szczególny sposób dotyczy osób, które wykonują zawód nauczyciela!

    To szkoła, obok domu, czyli nauczyciel „nauczy cię”, młody człowieku tego, z czym pójdziesz dalej w życie i z czym będziesz zdobywał świat. W moim przekonaniu, w bardzo dużej mierze właśnie szkoła jest drogą budowania rzeczywistego świata uczniów. To my nauczyciele mamy ten przywilej, tylko warto z niego dobrze korzystać! Jednak ten przywilej może być przez nas również źle wykorzystany. W szkole pracujemy w grupie społecznej o szerokim zasięgu (dom raczej nie ma takiej możliwości), dlatego w szkole można – a nawet trzeba – uczyć nie tylko przedmiotu, ale też rozwijać wiele różnych kompetencji, np. umiejętności współpracy, Możemy krytykować, gdy ktoś popełni błąd, a możemy błąd traktować, jako informację zarówno dla ucznia, jak i dla nauczyciela. Możemy błąd wykorzystać jako szansę, by go nie powielać, a jeszcze się na nim czegoś nauczyć . Sami przecież nie lubimy, gdy ktoś nie doceni tego, co zrobiliśmy dobrze, tylko skupia się na tym, co złe. Jeszcze gorzej, gdy informuje o tym wszystkich dookoła. Zapewnie wszyscy przyznamy, ze to brzydkie i niegodziwe zachowanie, ale w szkole, wobec uczniów, sami często się tak zachowujemy. Można nawet powiedzieć, że to, co w normalnym życiu nas razi, w szkole jest codzienną praktyką.

    Dlaczego tak się dzieje? Może dlatego, że od dziecka nas uczono, że za „złe” postępowanie należy się kara. Na przykład w bajce „Jaś i Małgosia” opisano historię, w której Babę Jagę za jej złe zachowanie należało spalić i nie jest to jedyna dziecięca lektura, w której kara oznacza najokrutniejsze zachowanie, czyli mówiąc wprost zbrodnię.

    A może dzieje się tak dlatego, że sami, jako uczniowie nie mieliśmy w szkole dobrych doświadczeń i z perspektywy czasu nie pamiętamy lekcji, przed którymi lub na których z bólem brzucha, czy w ogromnym stresie czekaliśmy, by jak najszybciej się skończyły, a z wiedzą, którą nam wtłaczano już nigdy nie chcieliśmy mieć nic wspólnego? I nawet po latach sama myśl o tym przyprawia nas o dreszcze.
    A może dlatego, że wybraliśmy zawód, który kojarzył nam się z przekazywaniem wiedzy, która nas kiedyś zafascynowała i trudno nam przyjąć do wiadomości, że nie każdy uczeń podziela nasz entuzjazm dla tego przedmiotu?

    Być może powód jest jeszcze inny. Może akceptujemy pewne negatywne zachowania dlatego, że szczerość, otwartość, wzajemny szacunek, mówienie o uczuciach, zachowania empatyczne „nie są w cenie”. Dlatego, mimo, że uczę matematyki, uważam, że w szkole najważniejszym przedmiotem powinno być uczenie empatycznej komunikacji, uczenie budowania relacji i otwartości na drugiego człowieka. Jeśli nie zawrócimy z bardzo dawno obranej drogi edukacji, „zjemy własny ogon” i skutki tego poniesiemy wszyscy. Przestańmy w szkołach „walczyć” z uczniami, przestańmy wykorzystywać własną pozycję i stawiać na swoim, przestańmy przekonywać do własnych, jedynie słusznych racji i zacznijmy budować nowy model EMATYCNEJ EDUKACJI, której efektem będzie lepszy świat i lepsza EMATYCZNA POLSKA. Gdy wychowamy ludzi szanujących innych, to owocami takiego wychowania i my będziemy mogli się cieszyć i z nich również sami korzystać.

  3. Krzysztof

    Bardzo trafne. Przemoc jaką stosujemy jako dorośli wobec dzieci wydaje się brać źródło z tego jakimi jesteśmy i zmiana wobec nich wymaga gruntownej zmiany w nas. Przemoc ta istnieje też w relacjach dorosłych, międzynarodowych oraz w tym jak traktujemy zwierzęta i naturę. Nasza przemoc wobec dzieci jest symptomem dużo szerszego problemu.

    • Marzena Żylińska Post author

      To prawda. Niestety wielu dorosłych tej przemocy wobec dzieci nie widzi, bo jak mówi Knausgaard „Tego, co widzi się zawsze, nie widzi się nigdy.” Dlatego trzeba o tym mówić i pisać i pokazywać, że wobec dorosłych nigdy nie zachowalibyśmy se tak, jak zachowujemy się wobec dzieci.
      Gdybyśmy umieli zastosować myśl Korczaka: Nie ma dzieci. Są ludzie.

  4. ZH

    Tylko jak to pogodzić z realizacją tzw podstawy programowej i koniecznością klasyfikacji semestralnej i rocznej? Mogę nie czepiać się podstawy, jeśli mam jakiekolwiek oceny i mogę wystawić ocenę na semestr/koniec roku. Nie lubię oceniać i najchętniej bym tego nie robiła, często daję uczniom możliwość wyboru, ale potem jestem upominana, że mam „mało ocen” w dzienniku. Nie wyobrażam też sobie wystawiania oceny semestralnej mając w dzienniku tylko kilka piątek za tzw aktywność czy prace projektowe, bo uczeń nie zgodził się na wpisanie słabych ocen z testu, odpowiedzi, prac pisemnych itp. Wystawić mu wtedy piątkę na semestr? bo na tyle go było stać i na tyle tylko miał ochotę. Czy nagle wyskoczyć z trójką? Już widzę minę dyrekcji i rodziców, kiedy nagle mając trzy piątki w dzienniku wpisuję kilka jedynek i wystawiam na semestr trójkę… nawet w kasach I-III gdzie jest ocena opisowa oczekuje się ode mnie, że wpiszę czasem jakąś ocenę. Żeby nie było. Natomiast jak najbardziej jestem za możliwością poprawy każdej oceny, gdyż ważne jest dla mnie, żeby moi uczniowie się uczyli i robili postępy.
    Inny problem to rodzice, którzy oczekują tzw piątek ze wszystkiego i przychodzą dopytywać, z czym ich dziecko ma problemy, że ma tylko trojki… Potrafią z tym problemem iść do poradni psychologiczno-pedagogicznej gdzie dostają opinię, że dziecko należy wspierać, tłumaczyć wszystko dokładnie, budować w nim poczucie własnej wartości… czyli z dzieckiem wszystko ok, po prostu jest z mojego przedmiotu trójkowe. Dla mnie to nie problem, dla rodzica tak… Bo tak się składa, że dzieci bez opinii jakoś nie dołuję i nie tłumaczę im po japońsku… każdy ma prawo i możliwość przyjść na zajęcia dodatkowe, gdzie chętnie wszystko jeszcze raz wyjaśnię. Tylko jakoś nie przychodzą, chyba, że zadzwonię do rodziców, że grozi uczniowi jedynka, to pojawi się raz lub dwa. Wiele uczniów niestety chce ocen i świętego spokoju niż kreatywnych zajęć, wyzwań i odpowiedzialności za własne postępy.

    • Marzena Żylińska Post author

      Ta metoda nie polega na tym, że uczniowie mogą poprosić o wstawienie jedynie ocen za zadania domowe. To nauczyciel ustala, ile ocen musi być pod koniec roku / semestru w dzienniku i to on mówi, że w dzienniku muszą pojawić się np. 2 oceny ze sprawdzianów z danego działu. Chodzi jednak o to, by decyzje podejmowali uczniowie, bo nigdy nie bierzemy na siebie odpowiedzialności za coś, na co nie mamy wpływu. Chodzi o to, by Chcę”, zastąpiło „Musisz!” Proszę przeczytać wcześniejszy wpis dotyczący matematyki. Tam metoda Anny Szulc jest opisana bardziej wyczerpująco. I skoro sprawdza się w liceum na matematyce, to dlaczego nie miałaby się sprawdzić w na innych przedmiotach i na innych poziomach?

      • Anna Szulc

        Pozwolę sobie na pewne usciślenie. Ja za pracę domowe w ogóle nie stawiam ocen. „Praca własna” ucznia wykonywana jest zarówno na lekcji, jak i w domu. Uczeń sam decyduje w jakim tempie, z jaką systmatycznością (w notatkach uczeń pisze daty wykonywanych zadań) wykonuje zadania, które mu proponuje, ale też wybiera samodzielnie. Oceny obejmują pewne (mniejsze lub wieksze) zakresy materiału, a o systemie i zasadach oceniania dziś napisałm na fb na stronie Budzącej Się Szkoły pod postem p. Marzeny -Zasada: „Czy chcesz tę ocenę?”

  5. aga

    Dzięki za ten tekst. Daje mi poczucie, że nie jestem nienormalna, choć tak mnie traktuje nauczyciel mojego dziecka :/

    • Marzena Żylińska Post author

      Bo wszystko zależy od tego, czy wzorem do którego dążymy jest pruski model edukacji, czy szukamy modelu na miarę XXI wieku.

Post comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.