Europejskie Badanie Kompetencji Językowych (ESLC)

Ogłoszenie wyników Warszawa, 21.06.2012 Pracownia Języków Obcych IBE

BADANIE ESLC 2011

Pierwsze badanie kompetencji językowych młodzieży umożliwiające porównanie wyników w zakresie kilku języków

Bada dwa najczęściej nauczane języki spośród: angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, niemieckiego i włoskiego.

W Polsce badano język angielski i niemiecki.

Zrealizowane na reprezentatywnych próbach uczniów ostatnich klas szkół ponadpodstawowych (w Polsce gimnazjum)

14 krajów w Europie, łącznie 53.000 uczniów

 

W Polsce: ponad 1700 uczniów (angielski), 1500 (niemiecki)

dr Magdalena Szpotowicz i Agata Gajewska-Dyszkiewicz

 

Wyniki dla wszystkich krajów biorących udział w badaniu

 

W pierwszym badanym języka: w zależności od umiejętności, do 16% europejskich uczniów nie osiąga progu A1.

W czytaniu i słuchaniu ok. 30% uczniów osiąga najwyższy z badanych poziomów: B2

Poziom umiejętności w drugim badanym języku jest znacząco niższy od wyników w języku pierwszym

 

 

Ważne:

Badaniu poddane zostały jedynie 3 z 4 kompetencji językowych: czytanie, słuchanie i pisanie.

 

W badaniu posłużono się poziomami kompetecji, które oparte są na Europejskim Systemie Opisu Kształcenia Językowego.

System ten wyróżnia następujące poziomy:

 

Poziom podstawowy A1  A2

Poziom samodzielności B1 B2

Poziom biegłości  C1 C2

 

Ponieważ badanie przeprowadzone zostało po 6 latach nauki (w Polsce wśród uczniów kończących gimnazja), badacze ograniczyli się do 4 pierwszych poziomów, tzn. A1, A2, B1 i B2. Ze względu na to, że znaczna grupa uczniów po 6 latach nauki nie osiągnęła poziomu A1, wprowadzono jeszcze dodatkowo niższy poziom Pre A1.

 

Moja analiza wyników badania ESLC

Badanie dostarcza badzo ciekawych danych, pozwalajacych na zweryfikowanie męczącego mnie od dłuższego czasu dysonansu poznawczego. Otóż moje osobiste doświadczenia zbierane w dużej ilości różnych szkół, dramatycznie odbiegały od opinii fomułowanych na podstawie wyników uzyskiwanych przez uczniów na egzaminie maturalnym z języków obcych. Z testów maturalnych wynika, że jest dobrze, podczas gdy doświadczenie pokazuje, że uczniowie potrafią coraz mniej i jedynie nieliczni po zakończeniu szkoły swobodnie posługują się językiem obcym. Badanie ESLC pokazuje, że sytuacja jest naprawdę zła.

 

Na tle 14 państw, które przystąpiły do badania, polscy uczniowie wypadli bardzo słabo.

W tabeli, która pokazuje, procentowo największy udział uczniów pozostających na najniższym poziomie zajmujemy 3 miejsce. Słabsi od nas są uczniowie z 2 innych europejkich krajów.

Polscy uczniowie uczący się języka angielskiego:

Pre A1 – 24%

A1 – 34%

A2 – 17%

B1 – 15%

B2 – 10%

 

Polscy uczniowie uczący się języka niemieckiego:

Pre A1 – 44%

A1 – 42%

A2 – 9%

B1 – 4%

B2 – 2%

Takie wyniki powodują, że nasi uczniowie lokują się na drugim od dołu miejscu.

Uwaga: Dodając wszystkie wartości uzyskujemy 101%. Nie jest to mój błąd, takie dane znajdują się w tabeli opublikowanej przez IBE.

Dla porównania warto podać wyniki, jakie osiągnęli najlepsi jeśli chodzi o pierwszy nauczany język obcy (angielski) Szwedzi.

 

Pre A1 – 1%

A1 – 6%

A2 – 11%

B1 – 25%

B2 – 57%

 

Zaskakujący jest wynik, jaki szwedzcy uczniowie osiągają w badaniu sprawdzającym poziom opanowania drugiego obcego języka (hiszpański). Tu są z całej grupy najsłabi i osiągają odpowiednio:

Pre A1 – 36%

A1 – 50%

A2 – 10%

B1 – 3%

B2 – 1%

 

Pojawia się tu pytania, jak to możliwe, ży ci sami uczniowie, osiągający tak doskonałe wyniki z jezyka angielskiego, są tak słabi z hiszpańskiego.

Przyczyn takiego stanu rzeczy może być kilka. Warto by wiedzieć, w jakim wymiarze godzin w Szwecji nauczny jest język angielski, a w jakim hiszpański, a także, w jakim wieku uczniowie zaczynają naukę. Być może przyczyn tak ogromnej różnicy należy szukać w sferze motywacji? O ile dla każdego młodego Szweda jest oczywiste, że język angielski jest w życiu przydatny, o tyle mogą nie znajdować powodów, do tego, by uczyć się hiszpańskiego. Badanie pokazało również silną korelację między znajomością języków obcych u rodziców i dzieci.

Pogłębiona analiza wyników szwedzkich uczniów, którzy są najlepsi z angielskiego i najsłabsi z hiszpańskiego mogłaby rzucić snop światła na przyczyny niskiej skuteczności nauczania języków obcych. Na tym przykładzie widać bowiem jasno, że powodem różnic nie są możliwości uczniów. I angielskiego i hiszpańskiego uczyły się przecież te same osoby.

Z drugiej strony warto zastanowić sie, dlaczego aż 16% uczniów ze wszystkich badanych krajów nie osiąga poziomu A1. Czy to możliwe, że tak duża grupa osób nie jest w stanie opanować podstaw innego języka?

 

Pytania:

Czy dobrze uczymy języków obcych?

Czy stosowane metody i materiały motywują uczniów do nauki?

Dlaczego tak duża grupa polskich uczniów, mimo wielu lat nauki, nie umie prawie nic?

Czy w nauczaniu języków obcych potrzebne są zmiany?

Czy takie wyniki powinny wywołać ogólną debatę dotyczącą nauczania języków obcych?

Jakie wyniki osiągnęliby polscy uczniowie, gdyby masowo nie chodzili na różnego typu kursy lub na korepetycje?

Ponieważ na rynku jest jeszcze inne wydanie „Neurodydaktyki” informuję, że prawa do mojej książki ma jedynie Wydawnictwo Naukowe UMK i tylko pod zawartymi w tej książce tezami mogę się podpisać. Za błędy zawarte w innym wydaniu, nie ponoszę odpowiedzialności. Swoim nazwiskiem firmuję jedynie „Neurodydaktykę” z pokazaną tu okładką. Jeśli ktoś chce przeczytać MOJĄ książkę, to proszę korzystać z wydania z  granatowym profilem twarzy.  Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych stanowi, iż to autor odpowiada za treść i formę swojego dzieła. Ja miałam wpływ jedynie na formę i treść książki wydanej przez Wydawnictwo Naukowe UMK.

Neurodydaktyka

Kiążkę można kupić przez internet np. tu:

http://www.kopernikanska.pl/prod_193628_Neurodydaktyka_Nauczanie_i_uczenie_sie_przyjazne_mozgowi.html

 

 

Comments ( 0 )
  1. Na Twoje pytania odpowiedziałbym, że to nie jest sprawa szkoły, tylko panującej w danym kraju kultury. Polska zawsze była pępkiem świata, mocarstwem, ale i zaściankiem, w którym wystarczyło znać język „tutejszy”. A Niemce, jak sama nazwa wskazuje, są nieme i mówić nie potrafią. Ich strata. Ze Słowianami się jakoś dogadamy, bo oni znają nasze słowa.
    Polska bardzo przypomina tu Francję, Italię, Hiszpanię czy prowincjonalne Niemcy (dogadaj się z taksówkarzem w Nicei – jeśli nie znacz ani francuskiego, ani arabskiego, to przechlapane…)

    Patrząc na wyniki ze Szwecji weź pod uwagę dwie rzeczy: po pierwsze, rozpowszechnienie tam szkół niepublicznych, wśród których dominuje sieć Engelska Skolan, oferująca całość zajęć z wykładowym angielskim. Tylko do tej sieci chodzi ok. 15% szwedzkich 14-latków.
    Po drugie w Szwecji (i innych krajach skandynawskich) telewizja nie dubbinguje filmów, ani nie podkłada lektora – najwyżej można włączyć (ale nie trzeba) napisy.

    Druga grupa, to małe kraje, tradycyjnie nastawione na kontakty międzynarodowe. Anegdota: w 1998, a może 99, byłem w Tallinie (Estonia uzyskała niepodległość w 93) Na ulicy zaczepił mnie jakiś chłopak. Zrobiłem wielkie oczy, „sorry, I don’t understand Estonian…”. Chłopak przeszedł na angielski (z podłą wymową, ale całkiem poprawny) i poprosił, żebym mu pokazał swój plan Tallina (wystawał mi z kieszeni), bo on się zgubił, a spieszy mu się, bo przyjechał ze wsi do komisji poborowej i nie może się spóźnić. Wyobraziłem sobie polskiego poborowego ze wsi…
    W pięć lat po odłączeniu się od Związku Sowieckiego, estoński wiejski 18-latek mówił komunikatywnym angielskim. Zatkało mnie…
    Ale Estonia to kraj Hanzy. Kupcy i marynarze. A do tego tylko półtora miliona całej populacji, mówiące w dodatku trzema ledwo rozumiejącymi się dialektami.

    Proszę: daj namiary na raport z tych badań! (google mi nie pomógł…)

    • Paweł Kasprzak

      W Rumunii po upadku komuny było dość podobnie, jak w Tallinie, aczkolwiek to dotyczyło wykształconych. Przyczyny byłe inne niż Hanza. Powiedziałbym, odwrotne. Rumuni mówili fatalnym fonetycznie, natomiast poprawnym do absurdu angielskim w wiktoriańskim stylu. Uczyli się tego angielskiego ze starych powieści, które jakoś ocalały. Bez sensu – bez nadziei na to, że kiedykolwiek on im się przyda właściwie. Budowali w ten sposób jakąś namiastkę umysłowej niezależności. Dziś jest w Rumunii wolność i jednym ze skutków jest to, że z angielskim tam kiepsko. Bo Rumunia to nie Hanza, a umysłowa niezależność nie jest w cenie.

  2. Ksawery dobrze zdiagnozował przyczyny. Dodam kolejną: zasada równoległości i równomierności. Uczniowie są u nas uczeni równolegle i oceniani równomiernie. Absurdalność tej praktyki widać najlepiej właśnie w nauce języków obcy i na wuefie. Każdy nauczyciel tych „przedmiotów” widzi dokładnie jak różnorodny jest potencjał (uzdolnienie) uczniów. A mimo to musi uczyć wszystkich równolegle i oceniać równomiernie. Wszyscy są stratni. Uczniowie o mniejszym potencjale nie nadążają, więc mają słabe wyniki, więc zniechęcają się i frustrują, więc uczą się coraz gorzej, itd. Uczniowie zdolniejsi spełniają zaplanowane normy, więc zbierają same piątki, więc nie robią nic więcej, więc nie wykorzystują swojego potencjału, więc zniechęcają się i frustrują.

  3. Skorpi

    Jeżeli wolno mi wtrącić mały wykrzyknik – Ależ to oczywiste!
    To znaczy, oczywiste jest dlaczego młodzi Szwedzi znakomicie znają angielski, a słabo radzą sobie z hiszpańskim. Otóż angielskiego uczą SIĘ (w kinie, z telewizji, zalewu pop-kulturowych piosenek, internetu FACE-book nazywa się tak wszędzie itp.), a hiszpańskiego SĄ uczeni głównie w szkole. Bez przekonania o jego przydatności, a nawet z batem nad głową w postaci szkolnych ocen.
    Podejrzewam, że to samo dotyczy polskich nastolatków. Ci, którzy zdołali opanować język zrobili to MIMO szkoły, albo wręcz WBREW szkole. Wiem, bo miałam nieprzyjemność „mieć w liceum” niemiecki. Po wyjeździe do Berlina zajęło mi prawie pół roku, żeby przestać myśleć o deklinacjach i akkuzativach (co to jest – na moje szczęście już zapomniałam!) i zacząć słuchać, co też tam-bylcy mówią. I tylko swojej ciężkiej pracy nad owym zapominaniem zawdzięczam to, że z czasem (długim! – ok. 5 lat) opanowałam język na poziomie komunikatywnym.

  4. Marzena Żylińska Post author

    Ja myślę, że główne przyczyny tak różnych wyników osiąganych przez szwedzkich uczniów w nauce języka angielskiego i hiszpańskiego są dwie:

    – ilość godzin przeznaczona na naukę każdego z tych języków,
    – motywacja ( Mózg zawsze pyta: Po co mi to?)

    Wszystko wskazuje na to, że minimalny czas kontaktu z językiem, który gwarantuje sukces, to 4 godziny w tygodniu.

    @ Skorpi

    Strasznie się czuję czytając takie opinie o języku niemieckim, ale wiem, że to prawda. Niemiecki jest u nas nauczany źle i żeby poprawić sytuację trzeba to wreszcie jasno powiedzieć. Niestety duża część winy za taki stan rzeczy spada na nas metodyków, którzy uczymy studentów, że lekcja musi być zaplanowana poprawnie, ale nikogo nie interesuje, czy takie tematy są dla uczniów ciekawe. Cała para idzie w papier. Studenci tworzą długie scenariusze lekcji, z pomocą których trwale zniechęca się do nauki niemieckiego kolejne generacje uczniów.
    Skorpi, wpisz do youtuba „Grammatik anders” i zobacz, jak moi studenci uczą swoich uczniów rozróżniać Akkusativ od Dativu 🙂 Wszyscy oprócz kota dobrze się przy tym bawili!

    http://www.youtube.com/watch?v=qYAdNksXSys

    http://www.youtube.com/watch?v=MQBON8HAHt4

    Potem dzieciaki same kręcą takie filmy, albo ćwiczą gramatykę wykorzystując do tego swoje komórki.

    Gdyby pozaszkolny kontakt z językiem angielskim był wystarczający, to zapewne uczniowie z innych krajów, np. z Francji czy Belgii, też byliby świetni, a tak nie jest.

    Ciekawostka

    Belgowie (wspólnota flamandzka) uczący się francuskiego plasują się w tabeli „pierwszy nauczany język obcy”, w ich przypadku jest to francuski, na drugim miejscu od końca.
    Pre A1 – 16
    A1 – 41
    A2 – 20
    B1 – 15
    B2 – 7

    Trudno uwierzyć, by żyjąc w Belgii mieli mniej kontaktu z językiem francuskim, niż Szwedzi w Szwecji z angielskim. Jestem przekonana, że motywacja i nastawienie do języka odgrywają tu ogromną rolę.

    Bardzo jestem ciekaw, jaki procent z kompetencji językowych pochodzi ze szkoły, a jak wiele dzieciaki uczą się poza nią.
    Xawer, jak myślisz, jak EWD oddziela te dwa źródła wiedzy ? 🙂

  5. Moim zdaniem z tego zestawienia trzeba wyrzucić Belgię i Maltę. Są zupełnie niewspółmierne z resztą krajów. Bardzo tez żałuję, że badania nie objęly ani krajów angielskojęzycznych, ani niemieckojęzycznych.

    Pierwszy jezyk dla niemal wszystkich to był angielski. I ma on uniwersalne znaczenie: to ‚lingua franca’, język świata. NIe język obcy, ale język ogólnoswiatowej kultury. Dla Szwedów i Estończyków to kosmopolityczne podejście jest bardziej powszechne, niż dla Hiszpanów czy Polaków.

    Zupełnie czym innym jest pierwszy język: francuski dla Flamandów. To przymusowo nauczany język niezbyt lubianej drugiej połowy dwujęzycznego kraju. Od której marzy nam się, by się odłączyć. Przypomnij sobie, jak chętnie uczyłaś się rosyjskiego w szkole podstawowej…

    Malta to dokładnie odwrotny przypadek: to kraj de facto dwujęzyczny, z życzliwą tradycją Commonwealth’u.

    Moim zdaniem te badania pokazują wyłącznie różnice kulturowe — jak bardzo angielski postrzegany jest jako „element naszego świata” raczej, niż kolejny głupi przedmiot w szkole.

    W pełni podzielam tu zdanie Skorpi: zdarzało mi się rozmawiać ze szwedzkimi nastolatkami – po angielsku, i dla nich jeszcse bardziej niż dla mnie było oczywiste, że świat pełen jest obcokrajowców i z nimi rozmawia się po angielsku. A hiszpański to jakiś bzdet wmuszony nam programem szkolnym, jeszcze bardziej bezsensowny niż fizyka dla Wiesława.

    Nie potrafię ocenić, ile uczą się w szkole, ile poza nią. Ale na pewno Szwedzi, Holendrzy, czy Estończycy motywacje do angielskiego mają pozaszkolną.

    Kolejna anegdota: byłem (2003) na wakacjach na dalekiej północy Norwegii. Camping w głębokim fjordzie. W kolejce do zmywania naczyń po śniadaniu zagadnął mnie bardzo podekscytowany chłopczyk – najwyżej 12 lat, Holender, zafascynowany wodospadem. Z pięknym filozoficznie spostrzeżeniem: „weird place, even water is vertical here” – w Holandii, rzeczywiście wszystko jest raczej płaskie, więc wysokie na 100m pionowe ściany fjordu i spadający z nich wodospad w pełni zasługiwały na ‚weird’ 😉 Podyskutowaliśmy dłuższą chwilę, a nawet poszliśmy z jego rodzicami obejrzeć wodospad z bliska.
    Ten dzieciak po pierwsze umiał wysłowić się po angielsku, a po drugie było dla niego oczywistością, że będąc poza Holandią, do napotkanej przypadkiem osoby mówi się po angielsku. I co tez w Polsce niespotykane – miał śmiałość zagadnąć kogoś obcego.
    To jest sprawa kultury i tradycji narodowej, a nie szkoły.

    • Paweł Kasprzak

      Właśnie – te badania pokazują w istocie różnice kulturowe. Nie wiem, jak wygląda dziś przeciętnie nauczanie języków w polskich szkołach i jak to wygląda za granicą. Z własnej szkoły oraz ze szkół moich starszych dzieci pamietam kompletną fikcję. Być może istnieją różnice w realnej „efektywności” uczenia języków w różnych krajach, ale to nałożone na kulturowe zjawiska, które tu Xawer opisuje, przestaje w ogóle być czytelne. Moim zdaniem to samo w gruncie rzeczy dotyczy całej szkoły. Z bardzo wielu powodów ważniejsze dla wyników uczniów (jakkolwiek określanych, niechby i wynikami PISA, choć więcej mówią dalsze losy absolwentów) jest to, co się dzieje poza szkołą, a co wpływa decydująco na to, co się dzieja na lekcjach.

  6. Tak, to chyba sprawa _wyłącznie_ kultury.

    Mam głębokie przekonanie, że wynikanie jest odwrotne, niż napisałem w pierwszej odpowiedzi: sądzę, że to popularność Engelska Skolan w Szwecji wynika z kosmopolitycznej (czyli opartej na angielskim) kultury wielu Szwedów, a nie odwrotnie, co (chyba błędnie) sugerowałem, że to znajomość angielskiego jest wtórna do uczenia się w szkołach z wykładowym angielskim.

  7. Marzena Żylińska Post author

    Jeśli marne lub bardzo dobre wyniki osiągane przez uczniów są jedynie konsekwencją czynników kulturowych, to np. nauczyciele języka niemieckiego mogą sobie myśleć, że jakiekolwiek zmiany metod nauczania i tak nic nie zmienią, bo wojna, faszyści … itp.
    Ja jestem przekonana, że dla Jasia siedzącego w szkole w Grodzisku M., czy w Toruniu, nie jest ważna wojna, ale to czy lekcje są ciekawe „tu i teraz”. Jeśli nauczyciel wchodzi do klasy i zapowiada, że dziś będą zaimki dzierżawcze, za tydzień Perfekt, a za trzy tygodnie Dativ, no a potem sprawdzian, to jaki argument na rzecz podjęcia trudu nauki może znaleźć mózg Jasia? A jeśli do tego Jasiu ma w tygodniu jedną lub dwie lekcje języka, to z powodów fizjologicznych niczego się nie nauczy, chyba że będzie się uczył dodatkowo poza szkołą.
    Saint-Exupery mówił: „Jeśli chcesz, by twoje dziecko zbudowało statek, to musisz rozbudzić w nim tęsknotę do morza.”
    Innymi słowy cel nauki musi leżeć poza Akkusativami, Dativami i zaimkami dzierżawczymi, a nawet poza samym językiem, bo język, to tylko narzędzie do wyrażania czegoś. Jeśli nie ma innego celu, to nie ma pracy neuronów.

    Sprowadzanie wszystkiego do kontekstu kulturowego zamyka drogę do dyskusji, co zrobić, by polscy uczniowie znali języki obce, a nie wybrane zagadnienia gramatyczne, co zrobić, by umieli mówić, a nie zaznaczać w teście A, B lub C.

  8. Wojna dla mało kogo już jest ważna. Ale ważne jest, czy odczuwamy potrzebę posiąścia jakiejś umiejętności, czy nie. Założę się, że w Szczecinie faktyczna znajomość niemieckiego jest dużo lepsza niż w Lublinie. I nie wynika to z tego, że szczecińscy nauczyciele są lepsi i prowadzą ciekawsze lekcje niż lubelscy, tylko z tego, że szczecinianie czują potrzebę dogadania się po niemiecku, a lublinianie nie. To czy lekcje są prowadzone ciekawie czy nie ma znaczenie wtórne i drugorzędne.

    Założę się też, że efektywność różnego rodzaju kursów językowych jest sto razy lepsza niż szkoły. A uczą tam często ci sami lektorzy, tak samo wprowadzając reguły gramatyczne. Tylko uczniowie przychodzą tam z własnej potrzeby, a nie z przymusu.

    Słusznie cytujesz Saint-Exuperyego. Szwedzi i Estończycy mają tęsknotę do morza wpisaną w swoją hanzeatycką kulturę, a osiadli na roli Polacy morza się boją. Oczywiście, są wyjątki po obu stronach. Joseph Conrad miał tęsknotę do morza i nauczył się całkiem nieźle angielskiego 😉

    „Innymi słowy cel nauki musi leżeć poza Akkusativami, Dativami…”
    Bardzo słusznie. Ale musi też leżeć poza szkołą i poza nauczycielem. Nauczyciel tego celu nie nada. Owszem, zły nauczyciel może obrzydzić i odebrać sens celowi.
    Nauczyciele powinni z pokorą podchodzić do tego cytatu Saint-Exuperyego — to nie instruktorzy szkutnictwa są odpowiedzialni za rozbudzanie w dzieciach tęsknot do morza. Oni mogą najwyżej pokazać jak budować statki tym, którzy chcą je budować.

  9. Skorpi

    @ Marzena Żylińska

    Bardzo dziękuję za interesujące linki. Dzięki Tobie jest jeszcze nadzieja dla mnie i niemieckiego 🙂

    Zgadzam się w całej rozciągłości z tezami Xawera – chcieć znaczy móc! A z niewolnika nie ma pracownika.

    Wydaje mi się, że szczególnie w uczeniu się języków można zastosować teorię gąbki. Moja prywatna obserwacja polega na tym, że najłatwiej uczy się języka przez mniej lub bardziej świadome, ale intensywne „nasiąkanie” informacjami. Tu oczywiście „tęsknota za morzem” ma zasadnicze znaczenie – jeśli ktoś jest zainteresowany tematem, to wyławia z otoczenia interesujące fakty i stara się dociec dlaczego tak, a nie inaczej ktoś coś powiedział, napisał itd. Gąbka chłonie. Ogląda „Der blaue Engel” a nie „Błękitnego anioła” i używa Wasserwaage a nie poziomicy. Aż tu nagle… zna niemiecki. Zupełnie nie zaprzątając sobie głowy gramatyką! A jeżeli już, to raczej z ciekawości można odkrywać pewne konstrukcje w miarę zapotrzebowania. Zdaje się, że neurokogniwistyka ma nawet nazwę na taki podświadomy mechanizm uczenia się. Jestem pewna, że wbrew pozorom jest to bardzo wydajna i szybka metoda uczenia się. I do tego jest odporna na 3xZ (zakuj, zdaj, zapomnij), że już nie wspomnę o braku „skutków ubocznych” w postaci trwałego obrzydzenia do języka.

    Chcę też podkreślić jeszcze jedną, zasadniczą różnicę w podejściu szkolnym i uczeniu się samodzielnie bądź na różnego rodzaju kursach – brak presji egzaminacyjnej. Uważam, że cały wysiłek włożony w naukę języka w dzisiejszej szkole jest niweczony przez perspektywę ocen/egzaminów. Podejrzewam, że dla wielu uczniów nauka jest skoncentrowana na niepopełnianiu błędów aby uniknąć „kary” w postaci złej oceny czy niezadowolenia nauczyciela. W rezultacie nie próbują powiedzieć/napisać tego co by chcieli wyrazić, tylko mówią to co udało im się akurat „wkuć na blachę” przed lekcją. I co wyparuje z głów natychmiast po zakończeniu tejże lekcji. Taki schematyczny język jest nie tylko nieciekawy, ale też zupełnie nieprzydatny poza murami szkoły. Powtarzanie regułek gramatycznych to strata czasu i energii w czystej postaci. Nic dziwnego, że chcemy oczyścić umysł jak najszybciej z tych bzdur!

    Podsumowując: wierzę głęboko w to, że nauka języków w realiach współczesnej szkoły jest nieproduktywna, a nawet przeciwskuteczna.
    Przyczyny to:
    * duże grupy (>10 osób) nie pozwalają na indywidualne tempo nauki
    * presja egzaminacyjna zabija zainteresowanie
    * przymus podążania za programem nie daje szans na rozbudzenie zainteresowania czy odkrycie przydatności tej nauki

    Obawiam się, że dopóki wymienione tu okoliczności nie znikną to badania takie jak to będące pretekstem do naszej dyskusji, będą mierzyły głównie poziom kultury językowej społeczeństw. Osiągnięcia w nauce szkolnej języków obcych można uznać za wartości tak małe, że są w pełni pomijalne. I to zupełnie niezależnie od metodyki i poziomu kadry nauczycielskiej w różnych krajach.

  10. Dodam jeszcze jeden czynnik (z dedykacją dla Anny!): gry komputerowe i świat wirtualny.

    Ogromna większość gier „sieciówek” (massive multiplayer strategy/rpg/whatever) ma swoje specjalne polskojęzyczne serwery. Czasami z tłumaczeniami takimi, że zęby bolą (Pawle: zarówno w stosunku do zębów, jak i włosów czuję się nadal uprawniony do używania liczby mnogiej, choć nie udaję, że mam ich tyle, co 30 lat temu!), ale są te specjalne serwery, na których graja polskie dzieciaki.
    Co innego Szwedzi czy Holendrzy, nie wspominając nawet Estończyków. Oni grają na serwerach MojaUlubionaGra.uk – czasem tylko zżymając się, że muszą dodawać godzinę (a Estończycy nawet dwie) do zegara systemowego gry. Znalazłem tylko jedną grę ze szwedzką wersją językową (i to ta gra została napisana przez Szwedów).

    Oczywiście, to jest mechanizm dwustronny. Polskie dzieciaki nie znają angielskiego, więc specjalnie dla nich wystawiane są polskojęzyczne serwery. Dzieciaki grają na polskich serwerach, więc nie mają potrzeby konwersacji angielskojęzycznej.
    Jeśli spotyka się Polaków na serwerach angielskojęzycznych, to są to niemal wyłącznie starsi (bywają nawet starsi ode mnie), których zniesmacza gówniarzeria panująca na serwerach polskojęzycznych.

    Ale, oczywiście, na to nie mamy wpływu. Firmy – operatorzy gier mają wystarczająco silną motywację biznesową, by prowadzić polskojęzyczne serwery.

    Pozwolę tez sobie na nostalgiczny wspominek: pierwsza historycznie gra sieciowa, LPMUD – Genesis (Lars Pensjö’s Multi-User Dungeon game), została stworzona przez Szweda z Univ. Lund w połowie 1980′ Oczywiście: po angielsku. I poprawność językowa budowanego tam świata była punktem honoru każdego, kto w niej brał udział. Również moim…

  11. Marzena Żylińska Post author

    Skorpi napisała: „Moja prywatna obserwacja polega na tym, że najłatwiej uczy się języka przez mniej lub bardziej świadome, ale intensywne „nasiąkanie” informacjami.”
    „Po wyjeździe do Berlina zajęło mi prawie pół roku, żeby przestać myśleć o deklinacjach i akkuzativach (co to jest – na moje szczęście już zapomniałam!) i zacząć słuchać, co też tam-bylcy mówią.”

    Owo „nasiąkanie” to doskonałe określenie na uczenie się utajone, o którym pisałam w jednym z poprzednich wpisów. W podobny sposób uczył się Xawer grając w LPMUD – Genesis. Dziś wiadomo już, że mózg uczy się w sposób jawny lub utajony. Jawny to te wszystkie Dativy i Akkusativy, o których pisze Skorpi. Jej zdaniem owa wyniesiona ze szkoły wiedza, zablokowała u niej na długi czas proces naturalnego uczenia się języka.
    Wiele wskazuje na to, że opisane doświadczenie dotyczy nie tylko pojedynczych osób. Problem został opisany w metodycznej literaturze. Dlatego trzeba jak najszybciej sprawdzić w szkołach ćwiczeń, czy uczenie jawne wspomaga, czy jak pokazuje opisany przykład zaburza uczenie utajone. Jest wiele przykładów na to, że uczniowie nauczycieli utożsamiających naukę języka z nauką gramatyki, nie tylko nie potrafią swobodnie posługiwać się językiem, ale robią też szczególnie dużo błędów językowych. Pojawiająca się fobia jest skutkiem ubocznym tak pojętej „nauki”.

  12. Paweł Kasprzak

    Nie przesadzałbym z ostrością rozróżniania na uczenie się jawne i utajone. Już o tym rozmawialiśmy przy okazji Marzeny wpisu o zaletach naturalnego nasiąkania językiem. To jasne, że tak jest lepiej. Komentarz Skorpi pokazuje przy okazji coś, na co tam próbowałem zwrócić uwagę. Naturalne opanowanie niemieckiego zajęło jej 5 lat, a skoro żyła w niemieckojęzycznym środowisku, należy sądzić, że to był to kurs intensywny, poza tym, że naturalny. Oczywiście szkolna tresura w gramatyce rodzi system blokad i wstrętów, które mogły ten proces u Skorpi wydłużyć. Ciekawe, czy wydłużył znacznie. 5 lat to jednak cholernie długo – na to chcę zwrócić uwagę.

    Obawiam się, że dane z tych badań pokazują, że z językami jest wszędzie podobnie źle, a jeśli gdzieś wyniki są dobre, to da się założyć, że przyczyną jest pozaszkolny kontekst kulturowy, a nie jakaś wyjątkowo dobra jakość nauczania. Oczywiście ów kontekst oznacza – to też trzeba wiedzieć – pozaszkolną edukację i na ile da się ją sobie wyobrazić, ona polega właśnie na naturalnym „nasiąkaniu” językiem.

    Sam uczyłem się angielskiego z tekstów rockowej muzyki, na której punkcie miałem oczywiście szajbę jako nastolatek. Poznawałem więc język w sposób dość naturalny, bo na pamięć te teksty znałem, rozumiejąc je równocześnie. Zatem – jak małe dziecko – potrafiłem „mówić cytatami”, poznając konteksty, granice stosowalności itd. To jednak był proces bliski „uświadamianemu uczeniu się” – tyle, że z silną motywacją wewnętrzną oczywiście. Jeden z moich licznych synów nauczył się angielskiego „niejawnie”, grając na komputerze, oglądając filmy itd. Angielska gramatyka jednak przy niemieckiej to pikuś (zresztą mój mały mówi sprawnie, ale „po murzyńsku” niegramatycznie).

    W szkolnym nauczaniu języków problemy są dwa. Niska intensywność tych kursów, która odbiera im sens. Oraz motywacja – jeśli jej nie ma, szkoda w ogóle gadać.

    Wiele dałoby się zrobić w bardzo wczesnym wieku, kiedy się dzieci w ogóle uczą mówić, ale tego się raczej nie da zrobić w oświacie, a powinno się próbować w domach. Nowe media mogłyby pomóc, oferując np. bajki w wielu oryginalnych wersjach językowych. W Stanach spotkałem Amerykankę, która mówiła po polsku tak, że nie słychać było obcego akcentu. Czasem, niezwykle rzadko, potrafiła palnąć coś, co brzmiało szczególnie zabawnie, zwłaszcza dlatego, że mówiła po prostu jak Polka – jakieś np. „to jest zakomplikowane na amen”, co było skądinąd świetnym słowotwórczym zabiegiem, tyle, że nie zawsze u niej zamierzonym. Kiedy ją spytałem, jakim cudem tak się nauczyła języka, odpowiedziała, że ojciec był Węgrem, a urodziła się w Argentynie. Początkowo nie zrozumiałem związku, bo przecież lepszym wyjaśnieniem było to, co mi powiedziała później, że mianowicie miała narzeczonego Polaka, który – jak podejrzewała – cynicznie ją wykorzystywał, żeby się nauczyć angielskiego i ona tylko do tego była mu potrzebna. Drań jednak nadal angielskiego ni w ząb, natomiast ona po polsku – świetnie. Argentyńsko-węgierskie pochodzenie sposowodowało u niej taką strukturę poączeń neuronalnych – żeby użyć ulubionych określeń Marzeny – że ona się odtąd języków uczyła w mgnieniu oka. Różne rzeczy da się powiedzieć o neurofizjologii z tym związanej. Np. o różnicach, które bywają determinowane płciowo – Marzena, popraw mnie, jeśli bredzę. Kobiety bywają symultanicznymi tłumaczami, faceci tego na ogół nie potrafią. Sam nie jestem w stanie „przełączać się” sprawnie pomiędzy językami i podobno to ma związek z komunikacją międzypółkulową, a ta u kobiet jest lepsza – ciało modzelowate, czy coś… Być może bardzo wiele w tych kwestiach da się zwojować we wczesnym dzieciństwie. A być może w innych kwestiach również. To dopiero ekscytujące…

  13. Drake

    Testy kompetencyjne – Tomastest.eu

Post comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.