„Jestem mamą 8-letniego Mikołaja, ucznia klasy II. Mój syn jest spontaniczny, ma własne zdanie, zawsze szczerze mówi to, co myśli, uwielbia rozśmieszać innych, wygłupiać się, lubi być w centrum uwagi. Wszystko go interesuje, ma wiele pasji, kocha całym swoim jestestwem. Gdy otoczony jest nastawionymi do niego pozytywnie ludźmi, którzy traktują go z szacunkiem, nie sprawia kłopotu, jest miły, dobry, uczynny. Jednak Mikołaj zmienia się, gdy ktoś próbuje go do czegoś zmusić i nie słucha jego wyjaśnień. Postawiony do pionu i zlekceważony głośno manifestuje swój sprzeciw, obraża się, złości, a nawet przeklina. Mój syn nie potrafi zaakceptować przymusu i surowej dyscypliny. Im bardziej, ktoś próbuje go zmusić do posłuszeństwa i uległości, tym silniej się buntuje. Taka sytuacja często ma miejsce w szkole. Gdy wychowawczyni próbuje złamać opór Mikołaja, syn się broni. Wtedy nauczycielka mówi przy całej klasie, że jest „tchórzem” i „nygusem”. Równie często informuje mojego syna, że „z tym zadaniem na pewno sobie nie poradzisz” i powtarza, że jeśli nie będzie przestrzegał zasad i norm obowiązujących w klasie i szkole, to nie zda do III klasy. Mój ośmioletni syn z takimi negatywnymi komunikatami nie potrafi sobie poradzić, odpowiada agresywnie i zachowuje się naprawdę źle. Mikołaj opowiadał mi o tym w domu, a ja wiele razy rozmawiałam z jego nauczycielką i tłumaczyłam, że mój syn staje się agresywny jedynie wtedy, gdy czuje się atakowany. Mówiłam, że gdy czuje się zrozumiany i bezpieczny, nie sprawia kłopotu.
Na ostatnim zebraniu dowiedziałam się od innych rodziców, że mój syn demoralizuje ich dzieci (przeklina, pluje, wygłupia się podczas lekcji). Usłyszałam, że inne dzieci dotychczas były grzeczne, a teraz też zaczynają pluć i używać brzydkich słów; że nie przestrzegają zasad obowiązujących w szkole. Jednym słowem mój syn ma zły wpływ na inne dzieci. Rodzice zażądali ode mnie, żebym zaczęła konsekwentnie karać Mikołaja, że od czasu do czasu powinien dostać w domu klapsa, może to by mu pomogło i może wtedy byłby grzeczniejszy. Jednym słowem dowiedziałam się, że powinnam mojego syna w domu bić. Jedna z mam powiedziała mi, że Mikołaj powinien na lekcjach siedzieć grzecznie w ławce i nie przeszkadzać jej dziecku i innym uczniom. Byłam tym sądem nade mną i nad moim synem zdruzgotana.
Chciałabym zapewnić, że nie patrzę na mojego syna przez różowe okulary, wiem jaki jest, ale wiem też, że przy odpowiednim podejściu do niego, Mikołaj naprawdę nie sprawia kłopotów. Jest chłopcem pogodnym, spontanicznym, inteligentnym, bardzo szczerym i bardzo wrażliwym na krzywdę, niesprawiedliwość i brak szacunku. Gdy jest traktowany z szacunkiem i miłością odwzajemnia to całym sobą. Gdy jest atakowany i traktowany bez szacunku protestuje i artykułuje swój sprzeciw. W domu nie mamy z Mikołajem kłopotów. W atmosferze wzajemnego szacunku, zaufania i miłości rozkwita jego empatia i motywacja do działania. W szkole zachowuje się źle, bo chce w ten sposób pokazać swój sprzeciw. Jestem pewna, że gdyby ktoś w szkole chciał zadać sobie pytanie, dlaczego Mikołaj zachowuje się w taki sposób i szczerze z nim porozmawiał, problem by zniknął. Jednak od wychowawczyni syna słyszę tylko, że wszystko co mój syn robi, robi z premedytacją, a drogą do poprawy sytuacji jest konsekwentne dyscyplinowanie i karanie chłopca. Nauczycielka nie chce lub nie potrafi dostrzec, że to właśnie próby wprowadzenie surowej dyscypliny, są powodem agresywnego zachowania dziecka, że szczera rozmowa byłaby dużo skuteczniejsza.
Efekt jest taki, że mój syn stracił motywację do pracy. W szkole ciągle słyszy, że ma się podporządkować, że musi przestrzegać norm i zasad obowiązujących na lekcjach. Jeśli się nie podporządkuje, to nie zda do trzeciej klasy! A mamy teraz listopad. Takie groźby wywołują u Mikołaja stan zagrożenia, a gdy czuje się atakowany, to zaczyna się Bronic, jest agresywny … i koło się zamyka. Chciałabym być dobrze zrozumiana. Ja wiem, że w szkole muszą panować określone zasady i dzieci muszą się nauczyć je respektować. W naszym domu też panują zasady i Mikołaj je respektuje. Ale my dobrego zachowania nie wymuszamy karami i groźbami. Nie ma takiej potrzeby, bo wystarczają rozmowy i wyjaśnienia. Mikołaj takich rozmów z dorosłymi bardzo potrzebuje, czuje wtedy, że dostaje naszą uwagę, że ktoś się nim interesuje. Mam wrażenie, że on ma dużą potrzebę kontaktu, a w szkole, w której jest, tego kontaktu mu się odmawia. Np. według pani pedagog uczniowie do 18 roku życia nie mają prawa głosu.
Próbuję patrzeć na sytuację nieco z boku. Widzę mojego syna, drugoklasistę, niepokornego chłopca z ogromną potrzebą autonomii i wychowawcę, który domaga się badań psychologicznych, bo mój syn na niektórych lekcjach odmawia wykonywania zadań. Od wychowawczyni usłyszałam ostatnio: Proszę syna przebadać, bo gdy zajęcia go zainteresują bardzo się angażuje, a następnego dnia nie chce pracować. Za namową wychowawczyni poprosiłam pracownika Poradni Psychologiczno-Prdagogicznej w P. o obserwację mojego syna podczas zajęć i na przerwach. Pani psycholog spotkała się ze mną i powiedziała, że mam zdolnego, inteligentnego syna, który ma wysokie poczucie własnej wartości.
Sytuacja jest dla mnie patowa i nie wiem, co robić. Wiem, że Mikołaj nie jest typowym dzieckiem, wiem, że potrzebuje dużo uwagi i akceptacji, że w sytuacjach stresowych łatwo się denerwuje, a zmuszany do czegoś, czego nie chce robić, potrafi być agresywny (tylko werbalnie). Ale wiem też, że to dobre dziecko, z którym łatwo można dojść do porozumienia, ale rozmową, a nie metodami przymusu. Co mam zrobić? W szkole mojego syna, słyszę tylko, że Mikołaj potrzebuje większej dyscypliny, kilka klapsów i więcej zasad, a ja wiem, że on potrzebuje uwagi, szacunku i przyjaźnie nastawionych do niego dorosłych, którzy będą chcieli z nim porozmawiać, zrozumieć go i mu pomóc.”
Podobne historie słyszę od wielu rodziców. Rozumiem ich uczucia i obawy, rozumiem starania o to, by szkoła nie podcinała dziecku skrzydeł. Rozumiem ich ból, gdy widzą, że z pogodnego, inteligentnego i chętnego do nauki dziecka robi się dziecko zamknięte w sobie, zestresowane i rozdrażnione, które zaczyna postrzegać szkołę jako zagrożenie, dziecko które zamiast się rozwijać, skupia się nie na nauce, ale na obronie.
Ale rozumiem też nauczycieli, którzy nie potrafią sobie z niektórymi uczniami poradzić, dla których klasa staje się polem bitwy i nieustającym pasmem stresujących i frustrujących przeżyć. Tacy nauczyciele próbują zapanować nad niesfornymi uczniami stosując znane strategie, a więc strofują, wpisują uwagi, wzywają do szkoły rodziców, wstawiają złe oceny, czasem nawet straszą brakiem promocji do następnej klasy. Jednym słowem stosują cały repertuar znanych im autorytarnych metod i coraz wyraźniej widzą, że to metody nieskuteczne. Na niepokornych uczniów takie środki działają często jak płachta na byka. Im bardziej nauczyciel próbuje wymuszać posłuszeństwo, dyscyplinować ich i przywoływać do porządku, tym gorzej się zachowują. Nerwowe reakcje pokazują, jak łatwo można nauczyciela sprowokować i wyprowadzić z równowagi. To musi u nauczycieli budzić złość, frustrację i bezsilność. Z dnia na dzień sytuacja staje się trudniejsza i nauczyciele sami czują, że wpisywanie kolejnych uwag niczego nie zmieni. A jednak – mówiąc słowami Alfiego Kohna, im bardziej to strategia zawodzi, tym bardziej wydaje się im, że coś jest nie tak z dziećmi, a nie ze strategią. Dlaczego więc nie zmienią strategii? Dlaczego nie spróbują rozwiązać problemów w inny sposób? Dlaczego konsekwentnie idą drogą, o której wiedzą, że nie prowadzi do dobrego rozwiązania?
Joachim Bauer, psychiatra i neurobiolog, który przez wiele lat prowadził badania nad stanem zdrowia niemieckich nauczycieli, twierdzi, że tacy nauczyciele płacą za swoją pracę najwyższą cenę, cenę zdrowia. W książce „Co z tą szkołą?” autor pisze, że już powody, dla których ludzie wybierają zawód nauczyciela, pozwalają przewidzieć, dla kogo szkoła nie będzie dobrym miejscem pracy. Z dziećmi nie powinny pracować osoby, którym wydaje się, że to lekki i przyjemny zawód, gwarantujący dużą ilość wolnych dni. Ale szkoła nie jest dobrym rozwiązaniem również dla osób zafascynowanych jakąś dziedziną, które jednak nie potrafią nawiązywać relacji z innymi ludźmi lub nie lubią dzieci i które dzieci łatwo wyprowadzają z równowagi. Bo bycie z dziećmi jest trudne, obciążające i wyczerpujące i wie to każdy, kto choć raz próbował spędzić w szkole kilka godzin jednego dnia. „Zadowolenia nie znajdą w nim (w zawodzie nauczyciela mż) jednak także ci, którzy zostają nauczycielami wyłącznie ze względu na szczególne zdolności czy zamiłowania, do któregoś z przedmiotów. Najprawdopodobniej po latach frustrowania niezliczonych zastępów dzieci i młodzieży będą musieli odejść na wcześniejszą emeryturę z powodów zdrowotnych i nigdy nie zaznają szczęścia, jakie daje spoglądanie wstecz, na niełatwe, lecz spełnione Życie zawodowe. W Niemczech blisko jedna trzecia nauczycieli odchodzi z zawodu na wiele lat przed osiągnięciem wieku emerytalnego, głównie na skutek zaburzeń psychicznych lub dolegliwości psychosomatycznych.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że kandydat na nauczyciela powinien być pasjonatem przynajmniej jednego przedmiotu i w wybranej przez siebie dziedzinie powinien być po prostu dobry. Ale oprócz tego musi mieć kilka innych, ważnych dla tego zawodu cech, takich jak afirmacja życia, zdolność łatwego nawiązywania kontaktów i właściwego postępowania z ludźmi, umiłowanie dzieci i młodzieży, a także odpowiednie poczucie humoru.” Warto poświęcić nieco uwagi humorowi, bo już Alexander S. Neil, twórca szkół Summerhill twierdził, że zatrudniając nowego nauczyciela do pracy, nie pyta go o jego kwalifikacje czy referencje – wszystko to sa sprawy drugorzędne – ale interesuje go jedynie to, czy kandydat ma poczucie humoru, czy potrafi patrzeć na siebie samego z autoironią. Ludzie bez poczucia humoru – twierdzi Neil – są niebezpieczni dla dzieci.
Jeden z rozdziałów książki Joachima Bauera nosi tytuł „Jak przetrwać na szkolnej arenie”. Aby przetrwać i nie zapłacić za to zdrowiem, nauczyciele powinni wiedzieć, jak budować z uczniami relacje, które stworzą fundament dla efektywnej nauki, a to oznacz umiejętność nawiązywania kontaktu z bardzo różnymi dziećmi. Jedne są spokojne, bez protestów przyjmują to, co mówi nauczyciel, niczego nie kwestionują i chętnie wykonują wszystkie polecenia. Ale do szkół wysyłamy nie tylko dzieci grzeczne i uległe, ale również te niesforne, o dużej potrzebie autonomii, kreatywne, krytycznie myślące, chcące chodzić własnymi ścieżkami i odkrywać świat na własną rękę. Te dzieci chcą działać, włączają się do pracy wtedy, gdy mogą być aktywne i gdy coś je zainteresuje. Jednak gdy lekcja jest podawcza, to głośno i ostentacyjnie wyrażają swoje niezadowolenie. Dzieje się tak dlatego, że nuda jest dla mózgu bardzo trudnym stanem. Duński terapeuta Jesper Juul w książce „Kryzys szkoły” wyjaśnia ten mechanizm, tłumacząc, że agresywne zachowania, to prośba o uwagę.
Uczniowie w ten sposób zwracają uwagę na to, że się nudzą i że jest to dla nich niezwykle trudny stan. „Naszym nauczycielom wiedzie się źle i wiemy, dlaczego: dlatego, że są zmuszeni do wykonywania zadań, do których nie zostali przygotowani.” (Jesper Juul, „Kryzys szkoły”, str. 64. „Szkoły są jak rodziny: dzieciom jest tak samo dobrze, jak dorosłym. Jeśli dorosłym wiedzie się źle, to i dzieci będą się źle czuły” mówi Juul i twierdzi, że najpierw musimy wesprzeć i wzmocnić nauczycieli. Oczywiście w szkołach pracuje wiele osób, które mają naturalny autorytet i potrafią zapanować nad dziećmi i młodzieżą. Takie osoby nie są surowymi i autorytarnymi nauczycielami. One potrafią pociągnąć za sobą młodych ludzi tworząc na swoich lekcjach przyjazny klimat i zarażając ich swoimi fascynacjami.
Badacze mózgu przekonują, że aby móc w szkole rozwinąć swój potencjał, dzieci potrzebują dorosłych, którzy pomogą im rozwinąć poczucie własnej wartości. Aby to było możliwe, dziecko musi czuć, że jest dla opiekuna (rodzica, wychowawcy, nauczyciela) ważne. Właśnie bycie zauważonym pełni kluczową rolę w nawiązywaniu wspierających relacji. „Jeśli dziecko nie czuje, że ma dla kogoś znaczenie, nie tylko nie uruchomi w sobie motywacji, ale nie będzie się też zdrowo rozwijać. Budowanie stabilnej więzi z młodym człowiekiem, nie oznacza bynajmniej obchodzenia się z nim jak z jajkiem. Dzieci, właśnie dlatego, że chcą być akceptowane, liczą na precyzyjne informacje na temat naszych oczekiwań wobec nich. Jako rodzice, pedagodzy i mentorzy, powinniśmy więc pielęgnować w dzieciach nie to, co jest dla nas wygodne i zaspokaja naszą potrzebę władzy; musimy rozwijać w nich te cechy osobowości, dzięki którym będą sobie w życiu radzić:
• entuzjazm, kreatywność;
• zaradność, gotowość niesienia pomocy, krytyczne myślenie, pracowitość;
• wytrwałość;
• nieprzekupność, umiejętność rozwiązywania konfliktów, empatię, uczciwość, tężyznę fizyczną.”
Brak poczucia własnej wartości niesie z sobą wiele negatywnych skutków, twierdzi Joachim Bauer. Do najczęstszych należą stany lękowe lub / i depresja. Konsekwencją stanów lękowych są często odruchy obronne w postaci agresji.
Jako dorośli bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak nasze zachowanie wpływa na dzieci. Książką, która bodaj najlepiej wyjaśnia te zależności są „Mądrzy rodzice” Margot Sundarland. Jej współautorem jest amerykański neurobiolog Jaak Paanksepp.
Dziecko potrzebuje granic, zasad i musi się dowiedzieć, jakie zachowanie jest akceptowane, a jakie nie, ale surowa dyscyplina utrudnia socjalizację (Mądrzy rodzice, M. Sundarland, str. 164). „Jeżeli krytycyzm i rozkazy stanowią większą część interakcji rodzica z dzieckiem, jest pewne, że zarówno dla rodzica, jak i dziecka wspólne życie będzie koszmarem. Dziecko nauczy się wszystkiego na temat relacji opartych na władzy i kontroli, a za mało na temat relacji opartych na cieple, życzliwości i współpracy. (str. 161)
Opisane zależności dotyczą nie tylko rodziny, ale i szkolnej klasy. Niestety metodom dyscyplinowania wciąż poświęcamy zbyt mało uwagi, a osoby wychowane w surowej dyscyplinie przenoszą znane im wzorce na kolejne pokolenia. „Metody dyscyplinowania dziecka, to niezmiernie poważna kwestia wpływająca nie tylko na dziecko, ale także na całe społeczeństwo. Jeżeli chodzi o wychowanie, społeczeństwo zbiera to, co posiało, stres bowiem kształtuje mózg w sposób predestynujący do zachowań antyspołecznych. W ten sposób zasady współżycia oparte na autorytarnych wzorcach przenoszone są z pokolenia na pokolenie. Książka Margot Sundarland pozwala też zrozumieć, dlaczego tak bardzo różnimy się w kwestiach związanych z wychowaniem. Kto sam nie doświadczył w dzieciństwie modelu opartego na miłości, akceptacji i wzajemnym szacunku, ten jest przekonany, że człowieka można wychować tylko poprzez wymuszanie pożądanych zachowań. Człowiek upokarzany i zawstydzany w dzieciństwie, jako dorosły też będzie upokarzał innych. Jeśli nie chcemy wychować małych tyranów, to musimy dostarczyć naszym dzieciom odpowiednich wzorców zachowania. Dostarczając wzorców opartych na władzy, dominacji i kontroli wychowujemy dzieci, które te właśnie wzorce przeniosą na kolejne generacje. Będą wprawdzie uległe wtedy, gdy za złe zachowanie będzie im grozić kara, ale nie będą miały przekonania, że pewnych rzeczy się nie robi, bo zwyczajnie są złe.
W maju 2017 roku w Polsce na zaproszenie Budzącej Się Szkoły będzie gościć prof. Joachim Bauer. W czasie jego pobytu zorganizowane zostanie szkolenie dla trenerów, którzy chcą pomagać nauczycielom w radzeniu sobie z konfliktami i budowaniu relacji pozwalających na zakończenie wojen z uczniami. Jeśli do szkoły wysyłamy wszystkie dzieci, również te z dużą potrzebą autonomii, to nauczyciele muszą umieć nawiązać relacje również z nimi. leży to w interesie i dzieci i samych nauczycieli. jest jeszcze jeden, całkiem ważny argument. To w końcu te najbardziej krytyczne i autonomiczne jednostki, a nie najgrzeczniejsi i najlepsi uczniowie, dokonują największych odkryć i wynalazków. A poza tym powinno nam wszystkim zależeć na tym, by nasze dzieci były nie tylko mądrymi, ale i dobrymi ludźmi. Jak to zrobić, by były lepsze od nas?
tel.: 792 688 020
e-mail: kontakt(at)budzacasieszkola.pl
Odwiedź nas również na Facebooku
facebook.com/budzacasieszkola/
© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.
Pani Marzeno! Pani komentarz do historii Mikołaja jest bardzo interesującym spojrzeniem na sytuację nauczycieli. Całkowicie pokrywa się z moimi obserwacjami, jako matki. Nauczyciele najczęściej nie wiedzą, jak radzić sobie w sytuacjach trudnych, nikt ich tego nie nauczył. Nie wiedzą, że nie muszą odkrywać Ameryki, że już dawno temu opracowano skuteczne narzędzia pozwalające rozwiązać wiele typowych szkolnych „problemów”. Kłopot polega też na tym, że bardzo niewielu z nich tej wiedzy szuka. Bo, moim zdaniem, pół biedy, gdy ktoś popełnia błędy, ale zdaje sobie z tego sprawę, jest gotowy na zmianę, wsłuchuje się w racje innych. Samoświadomość to bardzo dobry grunt pod rozwój. A ile tej samoświadomości jest w polskich nauczycielach? Miejmy nadzieję, że coraz więcej.
Uważam, że bardzo ważnym elementem reformy systemu oświaty w Polsce jest odbudowa prestiżu zawodu nauczyciela. Żeby do tego zawodu trafiały wyłącznie osoby wyposażone w cechy, o których Pani pisze, nastawione na tworzenie pozytywnych, przyjaznych relacji z uczniami, zorientowane na ich dobro, otwarte na dialog, mające silne poczucie własnej wartości, którym nie zachwieje pozwolenie ośmiolatkowi na przespacerowanie się w trakcie lekcji. Jednakże wymaga to wielu lat. Obecnie mamy to, co mamy. Kilkusettysięczny, bardzo niejednorodny zasób kadry nauczycielskiej. Trzeba w jakiś sposób ośmielić tych ludzi do zmian, do pracy nad własnym rozwojem. Pokazać im, że na otwarciu się na różnorodność, na ujrzeniu w dziecku człowieka, którego trzeba i warto szanować, na zejściu z piedestału, mogą tylko zyskać. Nauczyciele, a przede wszystkim uczniowie.
„Proszę syna przebadać, bo gdy zajęcia go zainteresują bardzo się angażuje, a następnego dnia nie chce pracować.”
Czyli: proszę przebadać dziecko, bo jest normalne i nas to niepokoi.
Szkoda gadać.
Z jednej strony mam świadomość, że nauczyciele również są ofiarami systemu. Z drugiej strony – są dorośli. Dorosly człowiek, w dodatku pełniący tak odpowiedzialną rolę wobec dzieci, ma obowiązek pracować nad stanem swojej wiedzy, rozwijać się. Praca nauczyciela jest niezwykle wymagająca, nie można spocząć na laurach, trzeba się cały czas douczać. W dodatku to zawód wyczerpujący emocjonalnie i fizycznie. Adepci zawodu powinni mieć taką świadomość. Jeśli komuś się nie chce, nie potrafi, nie ma siły – niech wybierze inny zawód. Tymczasem w sytuacji, gdy nauczyciel ma trudności z jednym uczniem czy też całą klasą, cała sprawa jest „adresowana” do dzieci i rodziców – nie takie, niedobre, trudne etc. Nauczyciele powinni otrzymywac regularne wsparcie psychologiczne, powinni miec gdzie się wygadać, skonsultować. Tymczasem czegos takiego nie ma, a wiadza znacznej części psychologów i pedagogów jest tez mocno przeterminowana. W takiej sytuacji wszystkie strony konfliktu pozostają bez wsparcia, co widać w opowieści mamy Mikołaja.
Dyscyplina – czemu nie, ale jej źródło musi tkwic gdzie indziej, nie w „paru klapsach”.
Współczuję Mikołajowi, współczuję jego mamie. Współczuję też pani nauczycielce, bo byc może przez tkwienie w błędnych schematach nie może odczuwac satysfakcji z wykonywanej pracy.
Najsmutniejsze w tym jest, jak świat dorosłych łatwo definiuje trochę nietypowe dziecko terminologią typową dla świata dorosłych – to mówienie o premedytacji, celowym złym zachowaniu. W ten sposob własnie uczymy dziecko, że może być złe.
PS. Na pocieszenie – my też usłyszeliśmy niedawno że trzymamy synka pod kloszem, głaszczemy po główce a on potrzebuje „kopa”, bo gdy robi to, co lubi, to się angażuje :).
Zalecenie dania kopa dziecku usłyszeliśmy od nauczycielki, z której próbowaliśmy wyciągnąć jakies pomysły na obudzenie entuzjazmu syna do jej pzedmiotu.
Wszystko to prawda, ale nauczyciel sam sobie wybiera miejsce pracy i może z niego zrezygnować; dziecko nie może. I na tym polega dramat dziecka, które trafia na dorosłego, który nie potrafi nawiązać prawidłowych relacji. Mikołaj to przecież ośmiolatek, małe, wrażliwe dziecko. Musimy pamiętać, że za relacje dziecko – dorosły odpowiedzialność zawsze ponosi dorosły.
My jako BSS staramy się pokazywać, jak prowadzić lekcje, żeby dzieci były aktywne i mogły się zaangażować. To najlepszy sposób na takich Mikołajków 🙂 Nuda boli, mówią neurobiolodzy. Nuda to największy wróg dobrej edukacji. Gdy dzieci są zainteresowane tym, co dzieje się na lekcji, większość problemów znika.
Mamy olbrzymi problem z problemami w szkole (czyli metaproblem): mamy trudności z poszukiwaniem, wychwytywaniem, rejestrowaniem, diagnozowaniem, omawianiem i rozwiązywaniem problemów, sprzeczności i konfliktów na terenie szkoły. Co więcej, nie „lubimy” ich, nie przyznajemy się do nich, boimy się ich, nie uznajemy, nie uwypuklamy, unikamy, staramy się omijać, bagatelizować, zamiatać pod dywan. „W naszej szkole nie ma poważnych problemów i konfliktów”. Nie mamy w szkole mechanizmów i instytucji zajmujących się konfliktami. Nie tworzymy postaw i nawyków nastawionych na poszukiwanie i rozwiązywanie problemów. Nie potrafimy tworzyć SZKOŁY SZACUNKU I I DIALOGU.
Na szczęście są wyjątki, i w tym jest nadzieja. Niestety MEN i pani Zalewska koniecznie chcą przeszkadzać owym wyjątkowym nauczycielom, dyrektorom i szkołom.
Ja nie do końca rozumiem postawę wychowawczyni (choć właściwie powinnam napisać: w ogóle nie rozumiem). Wychowawca to rzecznik swoich uczniów, strażnik ich spokoju i dobrego samopoczucia w szkole. Oczywiście nie oznacza to, że jest to recepta na wszystko i dobry wychowawca uniknie problemów. One będą, ale należy szukać rozwiązań a nie przerzucać całą odpowiedzialność na rodziców [ tu też dostrzegam niekonsekwencję: „grzeczne” dzieci to zasługa nauczyciela a „niegrzeczne” to wina rodziców]. Zgadzam się z komentarzem p. Karoliny, że uświadomienie sobie, co jest źle, to pierwszy krok do tego, aby móc coś naprawić. To jest rola wychowawcy i nauczyciela – poszukiwać tej drogi do swoich uczniów, by zapewnić im jak najbardziej komfortowe warunki. Nawet jak trzeba pokonać kilka zakrętów, to warto! Już sam dialog z klasą mógłby dużo pomóc, by Mikołaj nie czuł się wyobcowany a pozostałe dzieci nie nastawiały się do niego negatywnie – przecież klasa to wszystkie dzieci, wszystkie tak samo ważne i wszystkie z tymi samymi prawami. Napuszczanie na siebie dzieci i rodziców jest dla mnie zachowaniem, na które niestety nie znajduję usprawiedliwienia.
Jako Budząca Się Szkoła chcemy zająć się problemem relacji i problemem wykluczenia w szkole. Profesor bauer, który w maju 2017 roku przyjedzie na nasze zaproszenie do Polski przekonuje, że wykluczenie lub jego groźba to dla każdego człowieka największe zagrożenie. Nasz mózg reaguje na groźbę wykluczenia tak samo, jak na groźbę bólu fizycznego. Nauczyciele powinni wiedzieć, że grożenie brakiem promocji, to grożenie wykluczeniem z dotychczasowego środowiska. To najtrudniejsza sytuacja, z jaką dzieci nie mogą sobie nie radzić.
To bardzo ważne, by nauczyciele umieli tworzyć relacje, które umożliwiają efektywną naukę. Z naszego doświadczenia wynika, że największym zagrożeniem w naszych szkołach jest nuda. Gdy dzieci się nudzą, często przeszkadzają na lekcjach. Złe zachowania występują dużo rzadziej, gdy uczniowie dostają zadania wymagające autonomii i kreatywności. Ciekawe zadania są dużo skuteczniejsze niż uwagi i groźby. Mówimy tu przecież o kilkulatkach.
Pani Marzeno,
chciałabym dołożyć jeszcze jedną historię ze szkoły mojego dziecka. Proszę sobie wyobrazić, że dzieci wybierają przewodniczącego klasy, ale pani na ich wybór się nie zgadza, bo „Ten chłopiec jest niegrzeczny, a niegrzeczne dziecko nie może być przewodniczącym klasy.” Potem pani tłumaczy, że: „Dzieci są jak majtkowie. Mogą pozostawać na statku, jeśli pracują i są posłuszni.
– A wiecie, co robi się z nieposłusznymi matkami?
-Wyrzuca się ich za burtę.”
– Czyli co? – pytają dzieci.
-Wyrzuca ich ich do wody, żeby utonęli? –
Pani zmienia temat.
A innego dnia prosi, by dzieci na przerwie obserwowały niegrzecznego chłopca i mówiły jej, co on złego zrobił na przerwie.
Po zakończeniu przerwy, dzieci stoją przed stołem pani i …
Czy mam dalej opowiadać?
A najgorsze jest to, że sprawy tego dziecka i jego rodziców (bo jego zachowanie spowodowane jest tym, że w domu nie ma dyscypliny, gdyby chłopiec dostawał w domu w skórę, to wiedziałby w szkole, jak się zachowywać i siedziałby na lekcjach cicho, zamiast wciąż zadawać pytania) omawiane są regularnie z kilkoma chętnymi do wychowywania cudzych dzieci rodzicami (głównie matkami).
I co można zrobić?
Otwarcie nie stanę po stronie mamy tego zaszczutego chłopca, bo moje dziecko będzie kolejne do wyrzucenia ze szkoły.
Bo tej nauczycielce chodzi tylko o to, by usunąć z jej karnej i ułożonej klasy „nieposłusznych majtków. Dla niej dobre dziecko, to uległe dziecko. A gdy jakieś nie daje się złamać i stawia opór, to mobilizuje przeciw niemu i dzieci i ich rodziców.
A co na to pani dyrektor? Chyba można się domyślić, ze ona również uważa, że dzieci mają być posłuszne i uległe.
Moje dziecko opowiada, że ten chłopiec wcale nie robi jakichś strasznych rzeczy, ale odezwie się, kiedy nie trzeba, zaśmieje się, gdy pani go strofuje, no i nie chce siedzieć długo w ławce. Jednym słowem jest strasznie niewychowany. Raz, gdy inne dzieci chodziły za nim na przerwie, żeby donieść pani, opluł nawet innego chłopca. Więc naprawdę jest straszny i trzeba się go ze szkoły pozbyć, tylko że ta jego mama chyba nie rozumie, o co pai chodzi …
o Matko!
Błagam, proszę reagować! To nieprawda, że Pańskie dziecko będzie następne: jeśli zareaguje się wystarczająco mocno – nie będzie konsekwencji, bo tego typu ludzie tak naprawdę boją się afery wokół siebie.
Proszę takie historie publikować w prasie, proszę pisać skargi. Tak być nie może…
Post scriptum: Mikołaj własnie napisał sprawdzian przekrojowy podsumowujący pół roku w drugiej klasie. Napisał najlepiej w całej klasie. Wychowawczyni jest zdumiona i nie wie, jak to możliwe. Przecież ona w Mikołaju żadnego potencjału nie widzi. No comments…
No piękny artykuł. Szkoda, że wszyscy czytający potrafią się w tym dopatrzeć jedynie winy nauczycieli, złego szkolnictwa.
Ja czytam ten artykuł i widzę, że to dziecko jest miłe, inteligentne ale tylko wtedy kiedy robi to co chce. Zmienia się kiedy ktoś zwróci mu uwagę lub chce coś powiedzieć – brzmi to jak wspaniałe w tej chwili „bezstresowe wychowanie” – czyli dziecko może sobie robić co chce, cytuję „przeklina, pluje, wygłupia się podczas lekcji”, ale nikt nie może mu zwrócić uwagi bo zaraz jest posądzany o atak na biedne dziecko.
Skoro nie tylko nauczyciele zauważyli, że coś jest nie tak to może pora się zastanowić i z innej perspektywy spojrzeć na swoje dziecko. Bo narazie to wygląda na to, że w całej szkole wszyscy nauczyciele są źli, całe szkolnictwo jest złe, rodzice dzieci z klasy są źli i tylko jeden osobnik na całym świecie jest w tym wszystkim nieskazitelny.
Ja rozumiem, ze dziecko jest inteligentne, potrzebuje ruchu, aktywności, spontaniczności oraz uwagi ludzi z jego otoczenia i nie można mu tego odbierać.
Ale nie mylmy inteligencji i chęci pokazania się z chamstwem i brakami w kulturze osobistej. Nie uważam, że wszyscy nauczyciele są super, może nie wszyscy zostali stworzeni do tego zawodu ale nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Są nauczyciele lepsi i gorsi o czym mama nauczycielka zapewne wie. Tak samo jak wie, że życia nie da się przeżyć nie przestrzegając żadnych zasad. Co takie dziecko, które zawsze może robić co chce, wszystko kręci się wokół niego, nikt nie może mu zwrócić uwagi, nie można nic od niego wymagać zrobi w dorosłym życiu? Pójdzie do pracy i obrazi się na pracodawcę, ze ten kazał mu coś zrobić. Przyjdzie z mamą na skargę bo na budowie obowiązuje zasada noszenia kasku na głowie, a on tego nie lubi. Wjedzie sobie na skrzyżowaniu na czerwonym świetle bo zasady nie dla niego, a to fajne wygłupy, a może jeszcze napluje na policjanta, który zwróci mu uwagę, że nie przestrzega zasad.
Bardzo łatwo jest wyrwać z kontekstu kilka uwag i nie przedstawiać całej prawdy. Nie wiem jak ludzie czytający ten artykuł mogą być tak ślepi i widzieć tylko złego nauczyciela. Sam jestem ojcem i z różnymi pedagogami miałem doczynienia ale zawsze biorę pod uwagę, że moje dziecko też nie musi być święte i nauczyciel ma prawo, a nawet obowiązek zwrócić mu uwagę kiedy przekracza granice dobrego smaku czy bezpieczeństwa. Jak sądzę nie tylko ja, ale też inni rodzice wymagają od swoich dzieci przestrzegania jakichś zasad. No chyba, ze dziecko w domu może robić co chce i tego jest nauczone to nie dziwmy się, że wydaje mu się iż w szkole może robić tak samo. ale w takim wypadku nie widzę tu winy nauczyciela tylko rodzica. I może niektórzy tego nie widzą, ale tak jest: „RODZICU, MOŻESZ BYĆ WINNY TEGO, ŻE ŹLE WYCHOWAŁEŚ SWOJE DZIECKO”. Jeśli ktoś nie potrafi tego zrozumieć, że jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy, nawet w wychowaniu naszych dzieci, to jest to bardzo smutne. Bo gdy wiemy, ze robimy coś źle zawsze jest miejsce na poprawę, ale gdy tego nie widzimy to nie ma tutaj o czym mówić.
Panie Robercie!
Zasada noszenia kasku na budowie jest sensowna, bo służy bezpieczeństwu. Podobnie zakaz przechodzenia przez jezdnię na czerwonym świetle. Czemu ma służyć nakazanie ośmiolatkowi bezwzględnego siedzenia w ławce? Albo zakaz zadawania pytań? Albo nakaz natychmiastowego wykonywania wszystkich poleceń? To są zasady, które mają zapewnić spokój nauczycielowi. Żeby mógł realizować swój pomysł na lekcję, nie oglądając się na to, jak na ten pomysł reagują dzieci. A metoda nauczania poprzez przekazywanie wiedzy NIE DZIAŁA. Czyli nie służy dzieciom, które w szkole powinny być w centrum zainteresowania. Trwale uczymy się jedynie tego, czego CHCEMY się nauczyć, tego co nas prawdziwie interesuje. Każdy z nas jest tego żywym dowodem.
Panie Robercie, tu nie chodzi o żadne bezstresowe wychowanie, ale o budowanie zdrowych, empatycznych relacji opartych na szacunku dla dziecka, jego integralności, prawa do własnego zdania, prawa do emocji. A Mikołaj, który wychowuje się właśnie w takiej atmosferze, nie jest agresywny w stosunku do innych dzieci. Nie zachowuje się w sposób zagrażający czyjemukolwiek bezpieczeństwu. Jest inteligentny, kreatywny i ma odwagę głośno wyrażać swoje zdanie. Grzech niewybaczalny w 90% polskich szkół.
Witam
Tak się składa, ze ja odniosłem się do informacji zawartych w artykule, w którym nie było mowy o przytoczonych przez Panią rzeczach:
„Czemu ma służyć nakazanie ośmiolatkowi bezwzględnego siedzenia w ławce? Albo zakaz zadawania pytań? Albo nakaz natychmiastowego wykonywania wszystkich poleceń?”
Była natomiast informacja:
„Na ostatnim zebraniu dowiedziałam się od innych rodziców, że mój syn demoralizuje ich dzieci (przeklina, pluje, wygłupia się podczas lekcji).”
Czy wynika z Pani wypowiedzi, że są to rzeczy, na które na lekcji nauczyciel ma nie zwracać uwagi? Bo ja jakbym miał dziecko w tej samej klasie nie byłbym zadowolony, że jakiś 8-latek przeklina, pluje lub nie wiadomo co jeszcze robi przy mpim dziecku. I uważam, ze w takiej sytuacji nauczyciel powinien bezwględnie zareagować, a co ważniejsze zareagować powinien rodzic. Skoro jednak nauczyciel nie ma poparcia rodzica, i dziecko w domu słyszy, że wszystko robi dobrze to takie sytuacje się powtarzają i nasilają. A tym samym przeszkadzają w zdobywaniu wiedzy i uczestnictwie w lekcji innym uczniom.
Nie wierzę, ze 90% nauczycieli wymaga bezwzględnego posłuszeństwa, zakazu zadawania pytań, czy natychmiastowego wykonywania wszystkich poleceń itp. szczególnie, że sam mam dziecko w szkole podstawowej.
Jednakże internet jest znakomitym miejscem aby takie szkalujące rzeczy wypisywać bez żadnych konsekwencji.
Myślę, że jest to już klasyka szkolnictwa, że gdy dziecku coś nieodpowiada w szkole to zawsze jest to wina nauczyciela: „Bo się na mnie uwziął”.
Więc jeszcze raz powiem. Nie popieram tego aby zmuszać dziecko do czegoś w szkole. Ale pamiętajmy, ze zarówno nauczyciela obowiązują zasady, jak również ucznia.
I nigdy nie zaakcetuję faktu, że przeklinanie, plucie, bicie czy inne niestosowne zachowanie w szkole jest czymś normalnym.
Panie Robercie!
Oczywiście można, a nawet należy zareagować w sytuacji, gdy dziecko bije, pluje na inne dzieci lub przeklina. Trzeba się zastanowić, dlaczego to robi. Dotrzeć do sedna problemu. Niedopuszczalne jest szykanowanie, wyszydzanie, straszenie uczniów, napuszczanie innych dzieci, żeby tego jednego miały pod szczególną kontrolą i donosiły o wszystkim, co zrobi. Niedopuszczalne jest rozmawianie o jednym dziecku z rodzicami innych dzieci i nastawianie ich przeciwko temu dziecku. To wszystko jest też niedopuszczalne w relacjach między dorosłymi. Z tym, że między dorosłymi, przynajmniej w teorii, zachodzi pewna wstępna równość. Jaką szansę w starciu z agresywną wychowawczynią może mieć ośmiolatek.
Co do tego, że w 90% polskich szkół nie akceptuje się wyrażania przez uczniów własnego zdania – podtrzymuję to stwierdzenie. Takie mam doświadczenia, słyszę o tym od wielu rodziców i specjalistów działających w szkolnictwie zawodowo. Zresztą uczniowie nie wyrażają przecież swojego zdania, tylko „pyskują”. Nieprawdaż?
Jeszcze nigdy nie słyszałem od nikogo wyrażenia, ze dzieci „pyskują” więc znowu się z Panią nie zgodzę, gdyż jak widzę zrobiła Pani jeden wielki worek i wrzuca do niego wszystkich, na wierzch wyciągając tylko negatywy. zatem jakakolwiek dalsza dyskusja w tej kwestii nie ma sensu.
Zgodzę się natomiast z Panią, że skoro dziecko się tak zachowuje to trzeba spróbować dotrzeć do sedna problemu dlaczego tak się dzieje. I czy tutaj nie powinna nawiązać się nić współpracy pomiędzy rodzicem i nauczycielem? Pamiętajmy, że rodzic spędza więcej czasu z dzieckiem i lepiej je zna, niż nauczyciel spędzający z nim jedynie kilkanaście godzin tygodniowo.
Jak czytam ten artykuł to nie widzę prób znalezienia problemu. Jest raczej stwierdzenie, że problemu nie ma, bo takie zachowanie to objaw tego, że Mikołaj jest spontaniczny, ma własne zdanie, nie lubi gdy ktoś się z nim nie zgadza i wszyscy wkoło mają to zaakceptować.
Nie wiem w jakich latach Pani chodziła do podstawówki, ale jak mniemam nie było wtedy „budzących się szkół” i jak myślę pomimo tego udało się Pani skończyć szkołę i może ma Pani nawet jakieś miłe wspomnienia z tego okresu.
A może się mylę? I skoro w 90% szkół jest złe nauczanie, to zapewne 90% dorosłych ludzi nadal ma traumę przed podstawówką, boją się o tym mówić, niczego się nie nauczyli, nie potrafią wyrażać własnego zdania i są straceni dla społeczeństwa?
Jeśli tak to mam niesamowite szczęście bo jestem akurat w tych pozostałych 10%.
I pomimo iż kończyłem podstawówkę w latach 80-tych gdzie nikt nie słyszał o budzących się szkołach to jednak udało mi się być szczęśliwym i osiągnąć sukces. I w dużej mierze jest to zasługa nauczycieli, którzy mnie uczyli, a byli zapewne bardziej surowi i wymagający niż obecni nauczyciele.
A żeby nie było tak nostalgicznie to coś na poprawę humoru:
http://img4.demotywatoryfb.pl//uploads/201701/1483474246_ssqbiz_600.jpg
I jeszcze trochę na poważnie, a trochę żartobliwie:
http://jak-osiagnac-sukces.blogspot.com/2013/10/14-zasad-bila-gatesa-dzieki-ktorym.html
W internecie od wielu lat krążą te zasady. Przypomniały mi się kiedy czytam takie artykuły lub komentarze jak powyżej. Tak jak pisałem wcześniej nie wyobrażam sobie jak dziecko, które nie jest nauczone przestrzegania zasad i na wszystko ma pozwalane ma sobie poradzić w przyszłym życiu.
Szczególnie zwróciłbym uwagę na punkty:
„Zasada 1: Życie nie jest fair – przyzwyczaj się do tego!
Zasada 2: Świat nie dba o Twoją samoocenę. Świat będzie oczekiwał, że czegoś dokonasz ZANIM będziesz z siebie zadowolony.
Nie jesteś pępkiem wszechświata. Trzeba zadbać o to o co ja tylko mogę zadbać.
Zasada 4: Jeśli myślisz, że twój nauczyciel jest surowy, poczekaj aż będziesz miał szefa.
Zasada 7: Zanim się urodziłeś, twoi rodzice nie byli tak nudni jak teraz. Stali się tacy od płacenia twoich rachunków, prania twoich rzeczy i wysłuchiwania twojego gadania o tym, jaki twoim zdaniem jesteś super. Więc zanim zaczniesz zbawiać lasy tropikalne przed pasożytami z pokolenia twoich rodziców, spróbuj pozbyć się robactwa z szafy we własnym pokoju.
Zasada 8: Może twoja szkoła wyeliminowała zwycięzców i pokonanych, ale życie NIE. W niektórych szkołach zniesiono oceny niedopuszczające i można próbować TYLE RAZY ile się chce, żeby wpaść na właściwą odpowiedź. To w najmniejszym stopniu nie przypomina CZEGOKOLWIEK w prawdziwym życiu.
Ta zasada bardziej dotyczy amerykańskiego wychowania, lub wychowania bezstresowego. W prawdziwym życiu możesz czasami przegrać. Ale ważne jest, że się zawsze podnosisz i wracasz do gry!”
W naszych szkołach odchodzimy od oceniania, bo to przerwa w procesie uczenia się.
Ciągłe ocenianie i kontrolowanie postępów potrzebne jest wtedy, gdy ktoś wierzy, że dzieci uczą się tylko wtedy, gdy są do tego zmuszane. My wierzymy, że uczenie się jest najbardziej naturalną potrzebą człowieka. I nasze doświadczenia to potwierdzają. Im mniej oceniania i presji, tym lepsze wyniki i tym więcej motywacji wewnętrznej.
Joachim Bauer mówi o pedagogice hydraulicznej: Im większy nacisk, tym większy opór. Bo „musisz” zabija „chcę”.
Szkoła między dopaminą a kortyzolem, trzeba coś wybrać.
My wybieramy dopaminę, staramy się uczniów zainteresować tematem, rozbudzić fascynacje i zaproponować zadania wymagające autonomii i kreatywności i to działa. We wszystkich szkołach, które to wprowadzają.
I bardzo dobrze, że chcą Państwo zainteresować dzieci tematem, rozbudzić fascynacje. I znam wielu nauczycieli, którzy w „niebudzących się” szkołach też tak robi.
Natomiast ja mówię o tym, że chamstwo i brak kultury osobistej u 8-latka nie powinien być tolerowany, gdyż to nie jest objaw inteligencji czy otwartości tylko po prostu zwykły brak szacunku do ludzi (zarówno innych dzieci jak i nauczyciela).
A z mojej strony mam pytanie, ponieważ napisała Pani, ze ten system we wszystkich szkołach, które to wprowadzają działa.
Jak długo już funkcjonują takie szkoły? Ile osób ukończyło Państwa szkołę i weszło w dorosłość?
Pani Karolino, to niestety bardzo często stosowany zarzut. Gdy postulujemy wprowadzenie na lekcji dobrych relacji i oparcie ich na wzajemnym szacunku, często w odpowiedzi słyszymy ironiczny komentarz: „wychowanie bezstresowe.
Koleżanka opowiadała mi ostatnio taką historię.
Na szkoleniu dla nauczycieli przytoczyła słowa Janusza Korczaka „Nie ma dzieci, są ludzie.” Jedna z pań powiedziała wtedy ze śmiechem: „U nas funkcjonuje inne powiedzenie, „Dzieci i ryby głosu nie mają.” Niestety wiele osób tak sądzi, choć nie wszyscy głośno to powiedzą. Dużo pracy przed nami, żeby udało się zrealizować marzenia Korczaka i żebyśmy dzieci traktowali jak ludzi.
Czy mogę wiedzieć dlaczego mój komentarz wysłany 18 grudnia nie pojawił się na stronie?
Przepraszam, Pana komentarz został zakwalifikowany jako spam. Czasami tak się zdarza.
Chyba wiem, o którą panią chodzi.
Przepraszam, że się nie podpisuję, ale mam w tej szkole dziecko.
Bardzo bym chciała, żebyśmy jako rodzice mogli liczyć a współpracę ze szkołą i pomoc nauczycieli. Tak się często zdarza. Starsza córka ma w swojej szkole naprawdę świetnych nauczycieli, ale jeśli dziecko z 1-3 trafi na toksycznego nauczyciela, to jest ogromny problem.
Chyba wiem, o jaką szkołę i jaką nauczycielkę chodzi. To nauczycielka mojego dziecka. Rzeczywiście zwalcza dzieci, które nie chcą się jej podporządkować, a wychwala pod niebiosa te posłuszne. Nie to jest jednak najgorsze. Najgorsze jest to, że organizuje przeciwko Mikołajowi i jego rodzicom innych rodziców. To nie ona powiedziała na spotkaniu mamie Mikołaja, że nie byłoby problemu z zachowaniem chłopca, gdyby Mikołaj był w domu dyscyplinowany i gdyby czasami dostał w skórę, to powiedziała jedna z mam. Tak to sobie ta pani z rodzicami uzgadnia. Nie zazdroszczę mamie Mikołaja i chętnie bym ją wsparła, ale … wtedy i moje dziecko miałoby problemy. Biję się z myślami, co zrobić, ale co można zrobić, gdy ma się w szkole zakładnika, a nauczycielka to bezwzględna osoba. Nie chcę, by moje metody wychowawcze i sprawy mojej rodziny były omawiane na spotkaniach z innymi rodzicami.
i nie bedę jej niestety bronić, bo na razie moje dziecko nie ma problemów.
Proszę pomyśleć jak niektórzy ludzie potrafią ryzykować dla innych. Jak niektórzy ryzykowali życie swoje i najbliższych w obronie innych. Proszę o tym poczytać, a natychmiast zmieni Pani punkt odniesienia i nie będzie się bać, stanąć w obronie – właśnie, kogo? Tak naprawdę nie w obronie Mikołaja tylko w obronie swojego dziecka. Bo to właśnie Pani dziecko obserwuje te sytuacje, bierze w nich udział i po swojemu wyciąga wnioski. Czy chciałaby Pani, aby w przyszłości syn/córka była taką właśnie nauczycielką i stosowała takie właśnie metody wobec innych dzieci?
Z taką nauczycielką się nie wygra.
Pani Marzeno,
mój syn nie ma na mię Mikołaj, ale to mogłaby być i nasza historia. Mój syn też denerwuje swoją nauczycielkę, głównie dlatego, że jest nadpobudliwy. Pani uważa, że robi to jej na złość. Wszystko, co robi, robi właśnie jej na złość. Tak samo myśli pani dyrektor.
Gdy byliśmy u niej na rozmowie ostrym głosem pytała mojego siedmiolatka: „Odpowiedz, dlaczego nie siedzisz grzecznie w ławce, gdy pani każe? Dlaczego się wiercisz? Dlaczego rozmawiasz? Czy ty dziecko znasz regulamin szkoły?”
Po tej rozmowie straciłam wiarę w to, że ludzie pracujący w szkole mają jakiekolwiek przygotowanie pedagogiczne. Czy nauczycieli nie uczy się, że dzieci mają i mogą mieć różne dysfunkcje? Czy oni nie rozumieją, że metody pracy trzeba dostosować do dziecka i jego możliwości?
A najgorszy jest ten brak szacunku! Czy to jest szkoła, czy więzienie? Więźniowie chyba mogą się ruszać.
Moje rozmowy z tą panią wywołują u mnie głebokie przygnębienie. Ona wciąż mi mówi, czego oczekuje od mojego dziecka. Ostatnio zmusiła go do podpisania kontraktu. Oczywiście w tym kontrakcie chodzi tylko o prawa pani, o potrzebach mojego syna nie ma i nie było mowy.
Płakać się chce, gdy trafi się na takiego „nauczyciela”, który nie rozumie, że małe dzieci potrzebują wsparcia, a nie tresury.
W ostatnich dniach pojawiło się pod tym wpisem wiele komentarzy, które zatrzymałam.
Najpierw zatrzymał je system antyspamowy, a to ze względu na dziwne adresy mailowe typu crnwb635@wp.pl. Wszystkie podpisane są podobne: „mama dziecka”, „zatroskany rodzic” itp.
Maile te, choć wysyłane przez różne osoby zawierają bardzo podobne lub takie same określenia i wszystkie z jednej strony ostro atakują Mikołaja i jego mamę, a z drugiej bronią nauczycielki. Ponieważ odbieram te maile jako anonimowy atak na dziecko, nie dopuszczam ich do publikacji.
Zatrzymane maile traktuję jako zorganizowany atak dorosłych na dziecko, dziecko być może trudne, być może z problemami, ale dziecko. Z tych maili wynika, że najlepiej by było, gdyby Mikołaj ze szkoły odszedł.
Wyobrażam sobie, co o Mikołaju myślą dzieci rodziców, którzy tak bezpardonowo go atakują i którzy piszą niewyobrażalnie długie maile, w których przytaczają opinie nauczycielki. Jak te dzieci traktują chłopca w szkole, co mu mówią? Jak w takiej sytuacji poczułby się człowiek dorosły? Jak określa się taki sposób postępowania w miejscach pracy? Czy w takich warunkach dziecko ma jakiekolwiek szanse n normalne funkcjonowanie, czy może się bronić?
Powtórzę, najważniejszym zadaniem nauczyciela jest dawać każdemu dziecku wsparcie. Jeśli pojawiają się problemy, to nauczyciel rozmawia o nich z rodzicem dziecka i wspólnie szukają rozwiązań. Wykluczanie nie jest sposobem rozwiązywania problemów, szczególnie gdy wykluczanie dotyczy ośmiolatka.
Ktoś napisał, że Mikołaj najlepiej z całej klasy napisał przekrojowy test i panią to bardzo zdziwiło. Mnie nie dziwi. Najbardziej kreatywne i twórcze jednostki często miały problemy w szkole. Szczególnie w szkole, w której od dzieci wymaga się w pierwszym rzędzie uległości. Niepokorne dzieci często są wyjątkowo twórcze i kreatywne i dlatego buntują się przeciwko rutynie i nudzie.
Rodzicom, którzy z taką zaciekłością atakują ośmiolatka, chciałabym jeszcze przekazać coś moim zdaniem najważniejszego.
Nauczcie swoje dzieci realizować ich marzenia, w przeciwnym razie w przyszłości ktoś zatrudni je do realizacji własnych. Z grzecznych i uległych dzieci nie wyrastają odkrywcy, szefowie firm czy ludzie, którzy zmieniają świat. Z uległych wypełniaczy obowiązków wyrastają ludzie, którzy pracować będą na innych i zamiast realizować swój plan na własne życie, będą pokornie wypełniać cudze polecenia. To nie 5 i 6 zapewniają dzieciom sukces, ale to czy mają swoje pasję i potrafią je realizować.
Większość ludzi, którzy dokonali czegoś wielkiego, w szkole miała ogromne problemy. Być może najbardziej pasowałby tu przykład Thomasa Edisona, którego nauczyciel wyrzucił ze szkoły, bo nie rokował i nauczyciel stwierdził, że szkoda jego cennego czasu na takiego nieuka, który nie dość że nie odrabia zadań domowych, to przeszkadza na lekcjach, niegrzecznie się odzywa i wciąż zadaje jakieś pytania.
Nie wiem, co wyrośnie z Mikołaja, ale wiem, że jeśli wszystkie dzieci wysyłamy do szkoły, to szkoła nie może być miejscem, które kogokolwiek przekreśla.
Wiem też od osób znających Mikołaja (znajomi), że to dziecko, które potrzebuje dużo uwagi i gdy tylko ją dostaje, bardzo chętnie współpracuje. Wszyscy też powtarzają, że to dziecko wyjątkowo mądre i kreatywne. Takie inne.
Wiem też, że gdy pojawiają się problemy, to trzeba je rozwiązywać, uczyć przestrzegania zasad, okazywania innym szacunku, a to wymaga czasu, wykluczenie nie jest akceptowalnym rozwiązaniem.
Witam,
W takim razie stwierdzam, że ten blog to jedna wielka żenada. Jak może Pani blokować wypowiedzi innych ludzi? To znaczy, że artykuł, który jest anonimowym atakiem na wychowawcę, innych nauczycieli i całe szkolnictwo jest jak najbardziej w porządku?
Ale jeśli ktoś ma odmienne zdanie to ma siedzieć cicho? A może te osoby nie atakują Mikołaja i jego matki tylko po prostu piszą prawdę, a cały ten artykuł to jedno wielkie kłamstwo? Ale po co dać komuś możliwość obrony i prawo do wypowiedzenia się.
Jeśli tego właśnie uczycie dzieci w swoich „Budzących się szkołach” to gratuluję. Niby stwierdzacie, że każdy powinien być otwarty, szczerze komentować i mówić to co myśli, ale innym na to nie pozwalacie.
Pani Marzeno, może warto się zastanowić czy zna Pani całą prawdę o Mikołaju. Bo z mojej perspektywy wygląda to następująco:
1. Nie zna Pani prawdziwej historii Mikołaja i całkowicie popiera to co przekazała Pani jego mama. I wtedy bardzo niefajne jest to, że Ci co mogą powiedzieć jak wygląda sytuacja naprawdę nie są dopuszczani do głosu.
2. Albo zna Pani całą historię i popiera kłamstwa, które są zawarte w artykule. Co jest jeszcze gorsze bo poprzez kłamstwo i nieprawdziwe historie krzywdzi Pani zarówno Mikołaja jak i inne osoby z nim związane. A do tego jakie to daje świadectwo „Budzącym się szkołom” skoro wykorzystuje Pani kłamliwą historię do promowania własnych ideałów?
3. Albo jeśli cała historia Mikołaja jest prawdziwa to skąd tyle ataków? Powinna w takim razie obronić się sama i wzbudzać współczucie u czytających ją ludzi?
Każdy może napisać, co myśli ale nie anonimowo.
Anonimy wyrzuca się do kosza. Zapewne zna Pan tę zasadę. W sieci też panują pewne zasady.
Ja wyrobiłam sobie zdanie na podstawie uwag wpisywanych Mikołajowi i jako metodyk, który przez ponad 20 lat przygotowywał przyszłych nauczycieli do zawodu, potrafię wyrobić sobie na tej podstawie zdanie o sytuacji. Uwagi to najlepsza wizytówka nauczyciela. Przez długie lata je zbierałam i analizowałam i wiem, że mówią o nauczycielu wszystko. Co ciekawe, niewiele mówią o uczniach, ale o ich autorach więcej niżby chcieli. Często się zdarza, że ten sam uczeń jest skrajnie różnie oceniany przez różnych nauczycieli.
Takich rzeczy, które nauczycielka pisała Mikołajowi, nie wolno pisać żadnemu dziecku, nawet gdy ma problemy z zachowaniem. Nauczyciel musi postępować profesjonalne i obowiązują go wysokie standardy etyczne. Nauczyciel nie może działać na szkodę dziecka.
Pisze Pan, że ja nie znam całej prawdy, a czy przyszło Panu do głowy, że Pana też to dotyczy? Czy zna Pan kogoś, kto zna całą prawdę?
I proszę sobie jeszcze wyobrazić, że kiedyś w jakiejś innej szkole, ktoś potraktuje Pana dziecko tak, jak dziś traktowany jest Mikołaj. Strasznie by to Pana bolało. Powie Pan, że to niemożliwe, bo Pana dziecko układne, zawsze grzeczne i zawsze robi to, czego się od niego oczekuje. Ale wtedy wykazałby się Pan ogromną dozą naiwności, a Pan nie jest naiwny, prawda?
Mam przyjaciółkę, ma doktorat z biologii i bardzo odpowiedzialną pracę, jest spokojnym i wyjątkowo dobrym człowiekiem. Szybko robi karierę. Jest mądra, pracowita i bardzo kreatywna. W szkole nigdy nie miała problemów, do czasu, gdy trafiła na pewną nauczycielkę, której podpadła tym, że nie chciała uczyć się słowo w słowo na pamięć definicji. Im bardziej nauczycielka próbowała zmusić ją do uczenia się na pamięć, tym większy opór stawiała. Oddawała sens definicji własnymi słowami. I dostawała 2 za 2 i w końcu również 2 na koniec roku (wtedy to była najniższa ocena) z biologii, co oznaczało konieczność powtarzania klasy. Ale nie to było najgorsze, najgorsze było poniewieranie dziewczyny, opowiadanie o jej „strasznym” zachowaniu i charakterze innym nauczycielom i rodzicom. A tego nauczycielowi robić nie wolno! Więc zmieniła szkołę, powtórzyła klasę i u nowej nauczycielki mogła uczyć się tak, jak chciała. Nagle straszna, butna, arogancka i niewychowana dziewczyna zmieniła się w pilną i ułożoną uczennicę, jaką zawsze była. Cała jej „buta” i „arogancja” brała się z tego, że nie chciała się podporządkować i próbowała bronić swoją godność.
Takich historii mogłabym opowiedzieć Panu wiele. Jeden nauczyciel potrafi z ucznia wydobyć to, co najlepsze, a inny, próbując ucznia zmusić do posłuszeństwa, budzi w nim tylko bunt i gniew. A potem mając tak wiele przykładów złego zachowania (efekt Pigmaliona). Słyszał Pan o efekcie Pigmaliona? dziecko, któremu przypina się określoną łatkę, zaczyna się w ten sposób zachowywać.
Ostatni raz odpowiadam na Pana komentarz. Pan również obraża mnie anonimowo. Poza tym, nasza dyskusja nie ma sensu, bo nawet nie wiem, czy myślimy o tym samym chłopcu. Ale zawsze jestem bardzo podejrzliwa, gdy inni rodzice tak bardzo angażują się w karanie cudzych dzieci.
Pozdrawiam,
Marzena Żylińska
Witam,
Chciałem tylko sprostować kilka uwag.
1. Internet jest anonimowy. I tutaj nic Pani na to nie poradzi. I może mi Pani jeszcze powie, że mama chłopca komentuje ten post pod swoim imieniem, a nie anonimowo?
2. Pani uważa, że uwagi nic nie mówią o uczniu tylko o nauczycielu? Przecież to beznadziejne. Co o nauczycielu mówi Pani uwaga „Dziecko pluje na innych na lekcji”? Pewnie to, że dziecko „wyraziło siebie” – tak, wyraziło siebie jako chamskie i źle wychowane.
3. Nie piszę, że nie zna Pani całej prawdy. To była jedna z trzech wywnioskowanych przeze mnie możliwości. Trzecią z nich była, że sytuacja jest prawdziwa. To Pani wie, która z tych trzech sugestii jest prawdą. Ale skoro napisała Pani artykuł na podstawie uwag z dzienniczka?
4. Moje dzieci nie są idealne. I nie będą. Ale znam granice dobrego smaku i kultury osobistej. I nie będę ich bronił za wszelką cenę jeśli je przekroczą tylko dlatego, że są to moje dzieci.
Cieszę się, że nie będzie Pani więcej komentować moich wypowiedzi bo to rzeczywiście nie ma sensu. Blog ten to KOŁO WZAJEMNYCH ZAINTERESOWAŃ gdzie do głosu dopuszczani są tylko nieliczni zgadzający się z Panią, a Ci o odmiennym zdaniu nie.
Dziękuję zatem, że ja zostałem dopuszczony do tego elitarnego grona i mogę wyrażać tutaj swoje zdanie.
Pozdrawiam serdecznie w nowym roku i życzę dalszych sukcesów w swojej pracy. A następne pokolenia zweryfikują czy była to praca słuszna.
Witam Wszystkich
Przeczytałam całą dyskusję i przyznam, ze jest ona emocjonująca. Zastanawiałam się , dlaczego historia Mikołaja obudziła takie emocje. Oczywiście, nie znam odpowiedzi na to pytanie ale z reakcji wnioskuję, że dotyka czegoś bardzo głębokiego w naszej kulturze uczenia. Przekonań. Przekonań, które każdy z nas nosi w sobie, które zostały mu wpojone przez dziadków, rodziców, nauczycieli i inne ważne emocjonalnie osoby. Często są to przekonania wchłonięte przez nas kiedy byliśmy dziećmi i przez to funkcjonujące w naszym życiu i wpływające na nas niejako automatycznie, bez głębszej refleksji. Od wielu pokoleń nasza szkoła funkcjonuje w systemie pruskim i takie też są u większości z nas przekonania, Dotyczą tego, że dziecko powinno być posłuszne, nie zadawać pytań, nie dyskutować z nauczycielem, wypełniać polecenia, reagować na dzwonek. A jaki powinien być nauczyciel? Tutaj jakby mniej tych przekonań i utartych schematów. W systemie pruskim nauczyciel jest autorytetem z racji pełnionej funkcji. Nikt nie zastanawia się nad jego postawą życiową, kulturą osobistą, poziomem agresywności itd. Trudno jest schodzić z utartych ścieżek i wydeptywać nowe, potrzebna jest do tego ciekawość, odwaga i całkiem spora liczba osób , aby ścieżka ta została porządnie utrwalona. Życzę powodzenia całemu ruchowi „Budzących się szkół”
Dość łatwo jest linczować nauczyciela. Z tekstu wyłania się obraz chłopca anioła…bez wad. Jego rodzice również wad nie posiadają, a może właśnie to podejście wychowawcze nie do końca się sprawdziło. Może brak umiejętności odnalezienia się w grupie nie wynika z błędów nauczyciela, a z błędów wychowawczych. Chłopiec w grupie nie jest już oczkiem w głowie, nie jest jedynym, na którym skupia się świat. No i pojawiają się wymagania grupy i nauczyciela, a do tej pory to chłopiec stawiał wymagania i łaskawie po wymianie zdań decydował czy i co będzie robił…Egzystencja w grupie wymaga kompromisów, z którymi młody człowiek ma ewidentny kłopot.
Mikołaj nie jest dzieckiem bez wad, takich dzieci nie ma. Ale rzeczywiście jest dzieckiem nietypowym. Mam już relacje innych osób, które opiekowały się grupą Mikołaja w czasie ferii zimowych. Nie było z nim kłopotów, podejście wychowawcze się sprawdziło 🙂 Napiszę o tym tekst i omówię sposób zachowania chłopca, bo bardzo mnie przypadek Mikołaja poruszył. Nie chodzi tu przecież o jedno dziecko, ale o ogromną grupę dzieci, które potrzebują innego, nieschematycznego podejścia. Nauczyciele są na studiach przygotowywani do pracy z takimi dziećmi i wielu potrafi ułożyć sobie relacje. Ponieważ przez wiele lat prowadziłam seminaria metodyczne i organizowałam praktyki pedagogiczne wiem, że jest pewna niewielka grupa nauczycieli, których głównym celem jest wymuszanie posłuszeństwa. Taki nauczyciel nie próbuje dziecku pomóc, nie zmienia metod, nie wprowadza indywidualizacji, nie prosi o przebadanie go przez fachowców, nie rozmawia z nim, ale eskaluje problemy i wywiera coraz większą presję. Przekaz jest jasny: Ja niczego nie zmienię, to ty musisz się dostosować do moich oczekiwań. O podejściu najlepiej świadczą wpisywane dziecku uwagi i ton prowadzonych z rodzicami rozmów. Przekaz jest jasny: Proszę zmusić syna, by 45 minut siedział posłusznie w ławce! Ja metod nie zmienię. Jeśli się na lekcji nudzi, jeśli nie może wysiedzieć w ławce, to znaczy że coś z nim nie tak. Nauczyciel wywiera coraz większą presję i na dziecko i na rodziców. Z małych problemów robią się ogromne. A z dziecka, które jest wprawdzie nietypowe, które potrzebuje więcej swobody i kontaktu, robi się potwora, który zagraża bezpieczeństwu innych. Mamie Mikołaja powiedziano ostatnio, że popchnął inne dziecko na korytarzu i brzydko się wyrażał. Tak robi, gdy się bardzo zdenerwuje. I możliwe są tu dwa różne podejścia!
1. No własnie to zdeprawowany, agresywny chłopiec i trzeba go nauczyć dyscypliny.
2. To wrażliwy ośmiolatek, który nie wytrzymuje presji. Trzeba z nim porozmawiać, poświęcić mu nieco więcej czasu i znaleźć rozwiązania. Na półkoloniach wychowawcy wybrali tę drogę i szybko znaleźli rozwiązania. te relacje i przykłady zachowania chłopca są niezmiernie ciekawe i pokazują jego potrzeby. Gdy są one zaspokojone, problemy znikają.
I tu znów możliwe są dwa podejścia:
1. Ja mam w klasie ponad 20 uczniów i nie mam czasu zajmować się potrzebami każdego z nich. To dzieci mają się dostosować, w końcu gdzieś muszą zobaczyć, co to dyscyplina.
2. Ja jestem w szkole po to, by pomagać uczniom. Dzieci mają różne potrzeby, nie wszystkie wymagają tyle samo uwagi. Staram się poznać ich potrzeby i je zaspokoić.
Problem powstaje tam, gdzie repertuar metodyczny nauczyciela jest ograniczony.
Jednak najbardziej interesujący jest sposób, w jaki na Mikołaja reaguje jego wychowawczyni. A zasada wygląda tak, że za relacje dziecko- dorosły odpowiedzialność ponosi zawsze dorosły. Gdy opiekunowie mają odpowiednie umiejętności, z chłopcem nie ma problemów i dobrze funkcjonuje w grupie.
W każdej szkole kluczową rolą odgrywa dyrektor. To od niego często zależy, że dzieciom z problemami próbuje się pomóc. Indywidualizacja nie może być dziś traktowana jako fanaberia. Rolą szkoły jest pomoc dzieciom. Wszystkim, również tym, wymagającym indywidualnego podejścia. Źle się dzieje, gdy tej pomocy się odmawia, sugerując, że z dzieckiem coś jest nie tak i wywierając na nie coraz większą presję.
Ale od dyrektora zależy dużo więcej. Są szkoły, w których nauczyciele mają wsparcie dyrekcji w szukaniu nowych, lepszych dla dzieci rozwiązań. Są jednak i takie, w których nauczycielowi zabrania się nawet innego niż tradycyjny ustawienia ławek. Powinno się o tym mówić i takie przypadki nagłaśniać, w przeciwnym razie nigdy nie zmienimy modelu szkoły. W szkole Mikołaja pracuje wielu świetnych i oddanych uczniom nauczycieli, którzy niestety też nie czują się tam dobrze. To, co opowiadają, jest symptomatyczne.
Zastanawia mnie tylko to, że jest Pan kolejnym rodzicem, który tak bardzo interesuje się Mikołajem. I wiem, że nie jest to przypadek. A przepisy są tu bardzo jasne. Problemów dziecka nie można omawiać z obcymi osobami. Nie można organizować spotkań, na których z obcymi osobami nauczyciel omawia strategię postępowania wobec dziecka. Nie można też namawiać matki dziecka, by je biła. To namawianie do przestępstwa.
Coraz lepiej poznaję historię Mikołaja, zbieram informacje. Mam już relacje kilku różnych osób. Coraz więcej wiem, o jego środowisku. To bogaty materiał i … poruszający.
Stanowczo nadinterpretuje pani przekaz nie biorąc pod uwagę okoliczności. Zdecydowane dążenie do piętnowania zachowania nauczyciela jest proste, wręcz banalne. Przytacza pani półkolonie, nie dodając, że organizatorem byli rodzice i znajomi nauczyciele. Nie ulega wątpliwości, że w grupie znanych sobie osób, przy uznanych przez chłopca warunkach będzie funkcjonował prawidłowo. I tu nie ma o czym pisać. Podawanie tego przykładu bez szerszego kontekstu jak Pani to uczyniła jest zwykłym nadużyciem. Pomijając podstawy metodologiczne, którymi próbuje Pani udowodnić tezę o złej woli nauczyciela zastanawiający jest fakt, że nie analizuje Pani, nie próbuje zastanowić się czy nie ma błędów w wychowaniu. Może właśnie to, że Mikołaj tak się zachowuje jest wynikiem sposobu wychowywania. Może wychowywanie jedynie w radosnej atmosferze, przy konsyliacyjnym podejmowaniu wszelkich decyzji powoduje przykre doświadczenia w zderzeniu z nowym środowiskiem, otoczeniem, grupą, która zawsze będzie wywierać presję. Bazowanie w tekście na opinii rodzica, bez kontaktu z nauczycielem sprawia, że ten tekst nie ma wartości merytorycznych. To wróżenie z fusów… Zastanawia mnie fakt, że skoro nauczyciel ma mieć złe podejście to czemu tylko do Mikołaja? Dzieci wrażliwych, wymagających indywidualnego podejścia jest wiele. Stanowisko mamy Mikołaja jest symptomatyczne: Jesteśmy super, Mikołaj jest wspaniały, a nauczyciel, reszta dzieci i ich rodzice są „beeee”, bo Mikołaj sobie nie radzi. Może jednak Mikołaj nie chce, bo pierwszym warunkiem jest zgoda na wykonanie czynności, która mu nie odpowiada, a może nie chce, bo do tej pory nie musiał robić nicz czego nie chciał…. Nie ulega wątpliwości, że w życiu nie będzie wykonywał jedynie radosnych zadań, na które łaskawie wyrazi zgodę. Moim zdaniem, a podpiera się Pani doświadczeniem zawodowym, dlatego też wspomnę, że jestem socjologiem komunikacji, Mikołaj powinien spotkać się ze specjalistą psychologiem dziecięcym. Potem takie spotkanie powinno się odbyć z rodzicami i nauczycielem. Cała reszta to bicie piany, radosne utwierdzanie rodziców w stanowisku, w którym tkwią, a które może być (nie twierdzę, że jest) błędne. Niestety brakuje refleksji. Na koniec, żeby była jasność nie bronię nauczyciela, ani sposobu jego pracy, bo go nie znam. Nie uważam również, żeby system przygotowania nauczycieli, pracy etc był właściwy, jednak nie zawsze winę ponosi nauczyciel.
Panie Konradzie, teraz to Pan sobie ze mnie żartuje!
Napisał Pan: „Na koniec, żeby była jasność nie bronię nauczyciela, ani sposobu jego pracy, bo go nie znam.”
Ne broni Pan nauczyciela? Tylko atakuje Mikołaja, którego jak rozumiem, też Pan nie zna.
To skąd Pan czerpie tak szczegółowe informacje, np. o półkoloniach, w których brał udział Mikołaj, czy o jego zachowaniu na lekcjach? Czy pan nie widzi, że to jest niespójne?
Ale w jednym ma Pan rację. Rzeczywiście w przyjaznym środowisku Mikołaj nie sprawia problemów, chętnie współpracuje i z opiekunami i z innymi dziećmi. Co stoi na przeszkodzie, by mu takie przyjazne warunki w szkole tworzyć?
A jeśli tak dobrze zna Pan temat i wie, jak wyglądały półkolonie, to może zna Pan również wyniki przeprowadzonej na koniec wśród rodziców i dzieci ankiety? Na pytanie, czy na półkoloniach się dzieciom podobało, odpowiedzi brzmiały „Tak”. W uzasadnieniu wiele osób napisało, że nikt nie krzyczał. To nie były pojedyncze przypadki. Również odpowiedzi rodziców dużo mówią. Były i takie: Mój syn jeszcze nigdy z taką chęcią nie szedł do szkoły. A dla mnie dobra szkoła, to szkoła, do której dzieci lubią chodzić. Takie są szkoły należące do naszej inicjatywy.
Dodam jeszcze, że to bardzo dziwne, że te wszystkie komentarze broniące nauczycielki, których osoby piszące rzekomo nie znają, wysyłane są z fejkowych kont, a wiele z nich (najostrzejsze zatrzymałam) pochodzi z tego samego komputera.
Szanowna Pani,
1. nie piszę jak to Pani napisała z „fejkowego” konta. Wypraszam sobie tego typu insynuacje.
2. Nie bronię nauczyciela/nauczycielki.
3. Nie atakuję Mikołaja.
4. Jestem analitykiem tekstu i to co Pani pisze jest tendencyjne, mocno stronnicze i wąskie w swym zakresie. Nie widzę z Pani strony choćby próby kontaktu z nauczycielem, nie widzę próby zastanowienia się czy nie ma błędów wychowawczych, nie widzę analizy adaptacji Mikołaja.
5. Dla Pani wiadomości w tej sprawie korespondowałem z mamą Mikołaja dość obszernie i gwarantuję, że mogę to potwierdzić. Wiedzę czerpię jedynie z tekstów Pani i mamy Mikołaja, dlatego też mam wątpliwości i zadaję pytania. Pani moich wątpliwości nie rozwiewa. Co więcej mam wrażenie, że to wykorzystywanie historii chłopca na poparcie postawionej tezy. W tym punkcie się zgadzamy to jest niespójne. Dlatego pytam, dlatego mam wątpliwości do jakże łatwo ferowanych wyroków, łatwo potwierdzanych tez, wybiórczo przedstawianych zdarzeń. O zimowiskach wiem od mamy i pierwsze pytanie jakie zadałem to kto je organizował. Pani skrzętnie ten aspekt pominęła…Co z tego, że po półkoloniach dzieci i rodzice wypełnili pozytywnie coś co Pani nazywa ankietą. (żeby była jasność dla mnie jest to konkretne badanie, które musi spełnić konkretne kryteria, nie zaś kartka z kilkoma pytaniami). Półkolonie zwykle są przyjemniejsze od szkoły. Tak jak wakacje od codziennych zajęć.
6. Czemu sądzi Pani, że w szkole nie ma takich warunków? Może powody są inne. Może problemem jest nadopiekuńczość rodziców, a może brak przygotowania Mikołaja do poruszania się w nowym, niesprzyjającym otoczeniu.
7. Skoro problemem jest teraz dyrektor, szkoła i nauczyciele oraz inni rodzice i ich dzieci to rozwiązanie jest chyba tylko jedno: przepisać Mikołaja do innej, najlepiej wskazanej przez Panią szkoły… tylko co jeśli w tym nowym i jakże przyjaznym otoczeniu Mikołaj się nie zaadaptuje?
8. Biorąc się za tego typu publikację moim zdaniem warto byłoby skontaktować się z nauczycielem i zaprezentować jego stanowisko. Tego pani nie czyni, nie ma nawet takiej chęci. Więc jak chciałaby Pani pomóc Mikołajowi? Nie dziwi Pani jednoznaczność teksu i wypowiedzi mamy i Pani? Proszę przeczytać tekst z dystansu. Ja rozumiem emocje mamy. Od Pani oczekiwałbym jednak dążenia do obiektywizacji problemu. Nie podważam opinii, że nauczyciel nie radzi sobie z Mikołajem. Mam jedynie wątpliwości czy to jedyny powód.
8.Kończąc pragnę zapewnić, że indywidualne podejście do nauczania, pozytywne wzmacnianie, nauka w radosnej i przyjaznej atmosferze są dla mnie równie istotne. Życzyłbym sobie takich szkół i nauczycieli zaangażowanych, zafascynowanych pracą, którzy indywidualnie podchodzą do każdego ucznia. W tym względzie popieram wszelkie działania zmierzające w tym kierunku. Życzę również Mikołajowi i jego rodzicom jak najlepiej i mam nadzieję, że znajdą rozwiązanie dręczących ich problemów,
Napisał Pan: ” rozwiązanie jest chyba tylko jedno: przepisać Mikołaja do innej, najlepiej wskazanej przez Panią szkoły… . ”
Tak, takie rozwiązanie sugeruje się mamie Mikołaja już od dłuższego czasu.
Fragment ostatni jest niegodny gentlemana, przykro mi, że używa Pan pomówień.
Ja żadnej szkoły nie wskazuję. Tym bardziej, że Mikołaj chce zostać w swojej. On ma bardzo dobre relacje z innymi dziećmi, ma tam swoich kolegów i dlatego jego mama tak walczy, by mógł w swojej szkole zostać.
Widzę, że chcąc pokazać, na czym opieram moje opnie, będę musiała opublikować tu inne uwagi, jakie dostał Mikołaj. To, co na piśmie jest najbardziej obiektywne. Wtedy będzie się Pan mógł przekonać, jak „straszne” są grzechy Mikołaja i za co jest karany. Nie chciałam już ciągnąć tego wątku, ale Pan tak agresywnie atakuje, że chyba nie będę miała wyboru.
Szanowna Pani,
o jakich pomówieniach pani pisze: o tym, że nie rozmawia pani z nauczycielem? Tendencyjność pani tekstu jest ewidentna i prosta do wykazania.
Tu należałoby się zastanowić czy przenoszenie Mikołaja to nie ucieczka, czy pozostawienie innych dzieci pod okiem tego pedagoga jest właściwe… o tych działaniach nic Pani nie pisze.
Publikując inne uwagi jedynie potwierdzi pani stawianą w moich wpisach tezę o stronniczym podejściu. Zwracam również uwagę, że w żadnym razie nie odnoszę się, ani nie podnoszę jakichkolwiek „grzechów” Mikołaja. Czytając wpisy poszczególnych osób zastanawiam się czemu sami nie przenieśli dzieci, czemu nauczyciel jeszcze pracuje. Nie wiem czy kontaktowała się pani z nauczycielem, nie ma o tym wzmianki, a dla obiektywnego oglądu wydaje się to konieczne. Chociażby dlatego, że pozostawienie pozostałych dzieci pod okiem potwora nauczyciela uważam w takim razie za niedopatrzenie, a w zasadzie za działanie na szkodę pozostałych dzieci. Ze stwierdzeniem, że to co na piśmie jest najbardziej obiektywne niestety nie mogę się zgodzić. Tekst prezentowany przez panią jest napisany, a obiektywności niestety w nim mało, ale tu być może potrzebny jest dziennikarski szlif. Proszę nie odbierać tego jako jakikolwiek atak. Nie ma to jednakże znaczenia. Ja mam nadzieję, że mama osiągnie cel i Mikołaj będzie mógł funkcjonować w szkole w bezpieczny dla siebie sposób. Jeżeli ten tekst i pani działania, zaangażowanie i rady pomogą tym lepiej. Serdecznie pozdrawiam.
Wydaje mi się, że przyjął Pan jedno błędne założenie, że p. Marzena Żylińska nie dostrzega problemu funkcjonowania Mikołaja w szkole tylko z zasady krytykuje nauczycielkę i szkołę. A to nie tak. Mama Mikołaja zdaje sobie sprawę z tego, że jego zachowanie czasami różni się od zachowania innych dzieci. To nie oznacza, że jest gorsze, że należy je wyeliminować. Po prostu jest inne i trzeba znaleźć na nie sposób. I to jest rola nauczyciela. Jeśli wychowawczyni ma obawy, czy sobie poradzi, to powinna poprosić o pomoc, a nie pozbyć się problemu przez napuszczanie na siebie rodziców. Poza tym, skoro wiemy już, czym różni się mózg dziecka od mózgu dorosłego, to powinniśmy z tej wiedzy korzystać i jak słusznie powiedział w jednym ze swoich wykładów dr Marek Kaczmarzyk: „Za rozwiązanie konfliktu dorosły-dziecko, zawsze odpowiada dorosły”. Dlatego tak duża jest rola rodziców, nauczycieli, wychowawców (dorosłych) i to oni powinni szukać rozwiązań, pomagać odnajdywać się dzieciom w sytuacjach trudnych.
Nikt nie przeczy, że istnieje problem (w przeciwnym razie mama Mikołaja nie zdecydowałaby się na opisanie swojej historii). Trzeba sobie jednak odpowiedzieć na pytanie: czy ma je rozwiązać wychowawczyni, czy Mikołaj? Odpowiedź jest jasna. I o to chodzi: szkoła jest miejscem, w którym pedagog/psycholog, dyrektor, wychowawca powinni zrobić wszystko, by pomóc w naprawieniu tych relacji.
Ma Pani rację, że odpowiada dorosły. Ja jedynie pragnę zasugerować, że nauczyciel to nie jedyny dorosły w tej sprawie.
Cześć Konrad. Cieszę się, że zainteresowała Cię ta sprawa w szkole moich dzieci.
W życiu ważne jest przestrzeganie żelaznych reguł 🙂 Popatrzmy na fakty. Mikołaj dostał uwagę do zeszytu, że rozmawia na stołówce i rozśmiesza inne dzieci (fb budzącej z 14 XII 2016). Dzieci w naturalny sposób robią to, co dorośli. Pamiętam, że jak się spotykaliśmy (Ty, ja i przyjaciele) przy jednym stole, to po to żeby rozmawiać – znakomite przekąski były tylko świetnym dodatkiem. Śmialiśmy się z dowcipów i anegdot – także o tej szkole (sic!). Dzieci razem z nami.
Czy w domach innych dzieci i nauczycieli jest inaczej? Czy milczą na spotkaniach rodzinnych, imieninach, Wigiliach? Czy nikomu nie „wyrwał” się śmiech?
Czy inne dzieci też mają takie uwagi w zeszytach i które – bo rozmawiają i śmieją się prawie wszystkie? Czy nauczyciele, którzy też rozmawiają i śmieją się na tej samej stołówce stolik obok mają akta osobowe przepełnione naganami?
Ja ze swojej strony, w ramach eksperymentu, zaproponuję złożenie ślubów milczenia, bo będzie właśnie ślub w rodzinie. Na weselu albo żarcie, albo żarty! Pozdrawiam Cię, polecam kontakt na priv. na fb – opowiem Ci parę historyjek z życia szkoły – uśmiejesz się jakie problemy można wymyśleć i jak argumentować 🙂
Witam.
Panie Igorze, jak rozumiem sformułowanie „W życiu ważne jest przestrzeganie żelaznych reguł” to z Pana strony ironia? – bo właśnie o to tutaj chodzi, że Mikołaj nie przestrzega żadnych reguł siejąc zgorszenie i obrzydzenie wśród rówieśników. I to właśnie z takimi zachowaniami się nie zgadzam.
Bardzo chętnie zobaczyłbym inne uwagi skierowane do tego ucznia – bo jak narazie została wybrana jedna o rozmowie podczas posiłku, którą w prosty sposób możecie wyśmiewać.
Historia Mikołaja doskonale obrazuje kryzys obecnego modelu szkolnictwa. W liście Mamy Mikołaja i komentarzach osób, które się z nią solidaryzują nie widzę ataku na nauczyciela. Widzę natomiast ogromną troskę o całe społeczności szkolne: dzieci, rodziców i… nauczycieli właśnie. Przecież to nie wina nauczycieli, że nie otrzymują odpowiedniego przygotowania do zawodu! Brakuje im całej masy kompetencji. Jednak w wielu przypadkach najgorszy jest fakt, że nie zdają sobie z tego kompletnie sprawy. To właśnie wówczas brną w pułapkę stosowania w kółko tych samych, nieskutecznych metod. A to rodzi u nauczycieli stres i frustrację. Żal mi ich i cieszę się, że BSS daje im alternatywę. Oby jak najszybciej z niej skorzystali z pożytkiem dla naszych dzieci oraz ich samych.
Póki co jednak stary model ciągle jeszcze mocno się trzyma dzięki m.in. Panom Robertom, którzy mawiają, że skoro sami taką szkołę skończyli i wyszli na ludzi, to ona nie jest taka zła 🙂 Czyżby Panie Robercie? 🙂 Proszę rozejrzeć się wokół… Naprawdę jest Pan taki idealny? Naprawdę świat jest taki idealny? Moim zdaniem warto aby nasze dzieci poszły inną drogą i tworzyły inny, lepszy świat. Pisze Pan, że przyszłe pokolenia zweryfikują czy mieliśmy rację. Oczywiście, że tak. I one również będą wdrażać zmiany w systemie tworzonym przez ich rodziców. Warto jednak dostrzec, że obecny system już dawno został skompromitowany przez słabą jakość pokoleń, które wykształcił (tak, tak, to mowa o nas i naszych dziadkach i rodzicach). I mimo, że został stworzony przez naszych pradziadków, to ciągle mocno się trzyma… Ciągle się zastanawiam jakim cudem, w środowisku tak dynamicznego postępu jakim jest nasz świat, istnieje tak konserwatywny i odporny na wszelkie zmiany bastion jak polski system edukacji 🙂 Pan Robert pyta od kiedy funkcjonują Budzące się szkoły oraz ile dzieci wyszło z nich w dorosłość, skoro Pani Marzena pisze, że ten model działa. Panie Robercie, o tym, że ten model działa wiemy już teraz z wielu powodów, ale mój ulubiony to ten, że dzieci lubią do takich szkół chodzić i efektywniej się w nich uczą.
Pan Konrad pisze m.in., że egzystencja w grupie wymaga kompromisów. Panie Konradzie, to jedynie Pana przekonanie i próba prezentowania swoich opinii w formie faktów. To ewidentne nadużycie i nie powinno się zdarzyć w merytorycznej dyskusji. Na marginesie dodam, że kompromis jest już porzucony przez specjalistów ds. przywództwa, bo ustawiając strony w pozycji „przegrany – przegrany” jest mało efektywny. Większość dużych organizacji rynkowych stawia obecnie na współpracę jako formę rozwiązywania konfliktów. Dzięki temu bowiem, zapewnia się stronom pozycję „wygrany – wygrany” i optymalizuje się efektywność zarządzania. Do szkół to jeszcze niestety nie dotarło 🙁 Pisze Pan również o sobie: „jestem socjologiem komunikacji”, „jestem analitykiem tekstu”… Ubawiłem się 🙂 Ten blog jest przecież pełen pedagogów, psychologów, menedżerów itp., których wizytówki są świadectwem poważnych pozycji społecznych i zawodowych. Naprawdę liczył Pan na zrobienie wrażenia? 🙂 Przypomnę więc, że autorytetu nie buduje się poprzez deklarację 🙂 Na autorytet trzeba zapracować, w tym wypadku poziomem wypowiedzi.
Na koniec krótka historia z mojego życia rodzinnego. Poprosiłem syna (już nastolatka) żeby przeczytał cały wątek dotyczący Mikołaja. Wypowiedzi obu Panów zrobiły na nim piorunujące wrażenie! Najpierw się uśmiał, a potem spoważniał i powiedział: „Tato, ich wypowiedzi są wystarczającym powodem żeby stary system zaorać!”. Wiem, wiem, dr Karczmarzyk powiedziałby, że to taki typowy nastoletni nonkonformizm 🙂 Ja jednak już nastolatkiem nie jestem, a jednak też uważam, że coś w tym jest 😉 Panowie, więcej luzu życzę i odwagi do dawania dzieciom przestrzeni do urządzania sobie życia po swojemu. One wiedzą znacznie lepiej niż Wy czego im w życiu potrzeba!
A nauczycielom życzę spotkania na swojej drodze zawodowej idei BSS. Będzie się im wówczas lżej i przyjemniej pracowało i wreszcie masowo będą się stawać dla swoich uczniów Kapitanami (pamiętacie Państwo Johna Keatinga?) 😉
Wszystkiego dobrego!
To prawda, że odejście od tradycyjnego modelu szkoły sprawia, że dzieci chętniej chodzą do szkoły i efektywniej się uczą. Ale to samo dotyczy nauczycieli. Oni też męczą się w systemie opartym na kulturze nauczania i narzucaniu uczniom tego, co mają robić. Nie jestem pewna, kto bardziej nie lubi obecnego modelu szkoły, nauczyciele czy uczniowie. W każdym razie zyskują obie strony, bo nauczyciele i uczniowie to naczynia połączone. Gdy uczniowie czują się w szkole dobrze, to tak samo czują się nauczyciele. A frustracje jednych przenoszone są na drugą stronę. Dlatego musimy stworzyć szkołę, która będzie przyjazna uczniom, wtedy i praca nauczycieli będzie przyjemniejsza. Tylko trzeba się nauczyć podejścia win – win. W naszej kulturze jest to jednak coś nowego, bo nasze społeczeństwo jest oparte na innych zasadach. No ale jeśli chcemy, żeby świat był lepszy …
Witam.
Panie Jarosławie. Nie jestem idealny – nigdy tak nie twierdziłem. A może jednak jestem? Przecież to nie ma znaczenia, gdyż to nie ja jestem tematem tego artykułu.
W swoich wypowiedziach chciałem zwrócić uwagę na bezczelne i obrzydliwe zachowanie Mikołaja, o którym Pani Żylińska napisała w artykule. Ale tego tematu nikt nie podjął – widocznie jest niewygodny.
Ale jak widzę artykuł jest napisany po to aby móc w nim zareklamować kilka książek i przemycić ideę budzących się szkół. Więc może warto było wspomnieć, ze jest to artykuł sponsorowany.
Niejeden raz już było tutaj poruszone, ze skoro Pani Żylińska ma stały kontakt z opisaną rodziną to niech przybliży informcje co się zmieniło od czasu napisania artykułu. Czy ktoś podjał jakieś działania? Czy Mikołaj nadal chodzi do tej szkoły czy jednak ją zmienił? Czy udało się znaleźć jakiś kompromis?
Sam pisałem o tym, że wszystkie strony powinny współpracować aby rozwiązać ten konflikt. Ale jak widzę Mikołaj najlepiej zachowuje się w środowisku, w którym może robić co chce i na wszystko mu się pozwala, a w taki sposób nie da się nic osiągnąć.
Panie Robercie, należy oddzielić kwestię zachowania Mikołaja, które pan tak bezkompromisowo określa jako „bezczelne i obrzydliwe” od zachowania nauczyciela. Żadne zachowanie ucznia nie upoważnia nauczyciela do przezywania i wyszydzania ucznia, do ośmieszania go i krytykowania przed całą klasą, do zastraszania, do nastawiania przeciwko niemu kolegów i rodziców innych dzieci. Nauczyciel powinien wspólnie z rodzicami ustalić, z czego wynikają reakcje Mikołaja, z jakich niezaspokojonych potrzeb i jak pomóc mu znaleźć inne strategie radzenia sobie w sytuacjach dla niego trudnych. Takie zachowania nauczyciela, jak opisane w powyższym wpisie, nie pomagają dziecku, a powodują, że czuje się coraz gorzej, a co za tym idzie – coraz gorzej reaguje. Jak widać przez półtora roku szkolnej kariery Mikołaja, bezczelne i obrzydliwe zachowanie nauczyciela w stosunku do ośmioletniego dziecka oprócz traumy szkolnej nie przyniosło żadnych pozytywnych rezultatów. A nauczyciel nie zmienia swojej strategii i nadal zachowuje się bezczelnie i obrzydliwie. Bo co? Bo on tu rządzi? Bo zawsze ma rację? Bo ma być tak, jak on chce i już? Bo nie potrafi się przyznać do błędu i niemocy?
Dlaczego uważa pan, że niewłaściwe zachowanie dziecka upoważnia dorosłego do przemocy psychicznej i dręczenia?
Dlaczego dziecko ma wykonywać natychmiast wszelkie polecenia nauczyciela? Nawet te, które są dla niego niezrozumiałe i bezsensowne?
Dlaczego dzieci w szkole mają być podporządkowane dorosłym? Przecież to one są w szkole najważniejsze!
I o tym właśnie rozmawiamy na tym blogu: jak stworzyć dzieciom życzliwe i przyjazne warunki do nauki? Wszystkim dzieciom, także tym, które wymykają się standardom „grzeczności”. Pan widzi w reakcjach Mikołaja tylko efekt końcowy „obrzydliwe zachowanie”, które musi się zmienić. Wrażliwy i zaangażowany pedagog zainteresuje się, jakie są przyczyny tego zachowania, jakie swoje potrzeby sygnalizuje w ten sposób dziecko. Pomoże dziecku poradzić sobie z uczuciami, które go przepełniają.
A co do „artykułów sponsorowanych”, to proszę zwrócić uwagę, że blog pani Marzeny znajduje się na stronie Budzącej się Szkoły, więc chyba jest to oczywiste, że właśnie idee BsS promuje.
Chciałem tylko zauważyć, że w artykule przedstawiona jest jednostronna opowieść mamy Mikołaja, która nie wiem czy jest w pełni prawdziwa i obiektywna.
Osoby, które chciały się wypowiedzieć w tym temacie i może zmieniłoby to mój osąd zostały zablokowane przez Panią Żylińską. Tym samym utwierdza mnie to w przekonaniu, że coś tutaj jest nie tak.
Skoro wychowawca w tej klasie jest taki zły to gdzie są wypowiedzi innych rodziców. Klasa zapewne liczy ponad 20 osób, więc to jest grupa 40-50 rodziców. Wszyscy są zmuszani przez wychowawczynię do popierania jej, siedzenia cicho i dręczenia Mikołaja? Zdaje sobie Pani sprawę jak to absurdalnie brzmi?
Pan uważa, że mamy tutaj przyjąć rolę sędziego? Przesłuchać świadków? ustalić fakty?
Moim zdaniem rozważamy tutaj opisany przypadek tak, jak go dostajemy: mama podzieliła się swoimi rozterkami. Opisała sytuację trudną, przede wszystkim dla jej dziecka, ale także dla niej i dla nauczyciela. I o tym wiele osób tutaj, łącznie z panią Żylińską pisało: że nauczyciele kompletnie nie potrafią sobie radzić w sytuacjach niestandardowych. Że nikt ich tego nie nauczył. Że wobec tego, napotykając opór ze strony dziecka, reagują agresywnie, naruszają godność dziecka i jego granice, a na celu mają jedno: zachowanie status quo. Żeby nauczyciel był górą. Żeby przykroić smarkacza do swoich oczekiwań. A może myślą, że tak trzeba? Na tym blogu spotyka się wiele osób, które nie akceptują takiej postawy nauczycieli. Rozmawiamy tutaj o szkole, o tym, jak powinna wyglądać, żeby była super. Niestety, wiele osób, w tym także nauczycieli, cały czas lansuje pogląd, że szkoła już teraz byłaby super, gdyby nie uczniowie, którzy są bezczelni, leniwi i nie widzą nic poza swoimi smartfonami. Bardzo to wygodne, bo taka postawa nie wymaga żadnej pracy nad sobą. Wymaga tylko od rodziców pracy nad dziećmi, żeby je przykroić do oczekiwań nauczyciela, żeby mu nie przeszkadzały, siedziały cicho i spełniały oczekiwania. Tylko jakie społeczeństwo od lat z takich szkół wypuszczamy? Bierne, zakompleksione, niepewne siebie i swojego zdania, bezrefleksyjnie ufające autorytetom, bazujące na przekonaniach i stereotypach, nie potrafiące poddawać tego, co do niego dociera konstruktywnej krytyce. Naprawdę taki jest pan z siebie zadowolony i nie widzi tego wszystkiego dokoła?
A gdyby na tym blogu pojawił się wpis nauczycielki: słuchajcie, mam taką nietypową sytuację w klasie, dziecko rozśmiesza inne dzieci, nie reaguje na polecenia, rozwala mi lekcję itp. itd. To co? Też byśmy dociekali, czy to prawda? Domagali się wysłuchania dziecka? Czy po prostu spróbowali coś poradzić? Tylko, że nauczyciele, którzy umieją się przyznać, że z czymś mają problem i szukają pomocy to pojedyncze przypadki.
Panie Robercie, czy zechciałby Pan wskazać które konkretnie zachowania chłopca uważa Pan za bezczelne i obrzydliwe? Będzie wtedy możliwe: odniesienie się merytoryczne do Pana słów i dobór przykładów „pomysłów” administracji szkoły i nauczycieli na rozwiązanie problemu 🙂
W artykule jest zawarte, że Mikołaj pluje, przeklina czy też wygłupia się podczas lekcji i demoralizuje inne dzieci w klasie.
Dla mnie już to nie są akceptowalne zachowania, a nawet nie próbuję wnikać co się kryje pod „wygłupia się podczas lekcji” lub jakie inne zachowania występują na zajęciach, o których nie ma słowa w artykule.
W artykule jest napisane wyłącznie tyle, że inni rodzice mówią, że Mikołaj to zrobił. Są to tylko niepotwierdzone opinie. Mówią, że Mikołaj pluje; mówią, że demoralizuje (nie mówią jak). Mówią, że dzieci przeklinają i że Mikołaj jest temu winny. Oni kłamią, bo im sie Mikołaj nie podoba. Przestaną, kiedy ich dziecko przestanie się podobać – spokojnie, to tylko kwestia czasu.
Dobrze jest mówić o faktach. Pan już Mikołaja osądził i nie chce Pan „wnikać”. I ma Pan do tego prawo. Do wiary w takie opinie, do wyrażania swoich. Pan tak. Nauczyciel natomiast ma obowiązek „wnikać”. Ma obowiązek ustalić fakty. Ma obowiązek dociec przyczyn konkretnych zachowań, jeżeli takie rzeczywiście miały miejsce. Nie wolno natomiast nauczycielowi faktów preparować i nimi manipulować.
Obiecałem przykład. Na przerwie kolega daje Mikołajowi kuksańca łokciem w żebra. Stojący na wprost nauczyciel nie reaguje. Kolega ponawia, tylko mocniej. Nauczyciel reaguje – śmieje się. Kolega dokłada trochę niutonów siły i powtarza. Kolega się śmieje, nauczyciel się śmieje, Mikołaj daje kuksańca łokciem w żebra koledze. Afera! Nauczyciel opowiada historię pobicia rodzicowi kolegi Mikołaja, skarga i larum! Mikołaj jest bandziorem, który wszystkich bije! Jest niebezpieczny i agresywny! O koledze cisza.
Tę relację znam z ust poruszonych rodziców czworga innych dzieci. Pytał Pan o innych rodziców – potwierdzam Pana obawy. Tak, są zastraszani i boją się, że ich dzieci spotka to, co spotyka Mikołaja. Powiedzieli mi to otwarcie i ja to rozumiem. Czy Mikołaj pluje? Tak! Np. w toalecie, jak odchrząknął. Jak ktoś lubi podglądać innych w łazience, to musi się liczyć z ryzykiem zobaczenia obrazków innych niż na wystawie w kwiaciarni. Wspomniani rodzice czworga dzieci nie znają natomiast wydarzenia typu Mikołaj pluje… NA KOGOŚ. Czytamy pluje i już mamy gotową historię. Już znamy winnego, bezczelne, obrzydliwe i nawet nam się nie chce „wnikać”.
Proszę sobie wyobrazić, że historia z kuksańcem spotyka Pana dziecko (albo, że ma Pan dziecko, które taka niesprawiedliwość dotknęła). To najukochańszy dla Pana człowiek. Czasem grzeczny, czasem nie. Czasem zdrowy, czasem chory. Czasem się śmieje, czasem smuci. Czasem wszystko robi genialnie, a czasem się myli. To dziecko właśnie tę historię Panu opowiedziało – płacząc, bo nie rozumie dlaczego dorośli tak kłamią. Zna Pan to dziecko i wie Pan, że jest uczciwe, życzliwe, mądre i szlachetne – dokładnie takie, jak Pan. Pan to dziecko po prostu kocha! I wierzy Pan, że ktoś Was zrozumie, doda otuchy, żeby wesprzeć Was w tej jawnej niesprawiedliwości. Jest Pan otwarty na każdą wskazówkę, poradę, bo w szkole kilkanaście „kompromisów” zostało złamanych i widzi Pan bezsens dalszych rozmów, bo wszyscy traktują Pana tak, jak Pana dziecko – kłamią, manipulują i zastraszają.
A teraz proszę przeczytać swoje wpisy.
Jak czytam Pana wpis to mam wrażenie, że jest Pan adwokatem, a to jest mowa końcowa na jakiejś rozprawie. Piękna, wzruszająca, trafiająca do serca i sumienia. Jednak jak to z adwokatami bywa bez względu na to czy bronią winnego czy niewinnego ich mowy końcowe są zawsze rzewne.
Jednakże zgodzę się z Panem odnośnie złego traktowania dziecka w szkole – gdyby ktoś tak robił z moim dzieckiem, jak najbardziej szukałbym sprawiedliwości. Skoro więc Mikołaj i jego rodzice są tak bardzo poszkodowani, znikąd nie otrzymują pomocy to może powinni jej szukać gdzie indziej. Z takim szykanowaniem, zatruwaniem im życia i rzeczą świadków na pewno wygrałaby sprawę w sądzie.
Mam kilkoro przyjaciół z palestry i wiem, że z adwokatami bywa tak, jak Pan pisze. Ze mną, zwykłym inżynierem-humanistą, tak nie jest. Cieszę się, że udało nam się znaleźć porozumienie w ujęciu podmiotowym.
Sprawnie zdefiniowaliśmy wspólnie warunki brzegowe zadania. Z jednej strony pseudodialog – administracja tej anonimowej lokalizacji (co ciekawe, kierownictwo i nauczyciele skrupulatnie śledzą ten wątek; niektórzy „trzymają za nas kciuki”, inni werbalizują potępienie za upublicznienie problemu, chociaż nie padła nigdy nazwa szkoły, czy miasta) utraciła zdolność mówienia prawdy i wywiązywania się z najprostszych uzgodnień. Z drugiej strony sąd – tu nawet świadkowie nie byliby potrzebni, wystarczą dokumenty (!!!) – dwie rozprawy i w kwartał mamy przewietrzone gabinety. Ale kontakt z Wymiarem Sprawiedliwości uważam za rozwiązanie owszem, czasem konieczne, ale jednak ostateczne. Rozwiązanie, które odległe jest od oczekiwanego przez nas: wygrany-wygrany. Na pewno jest przestrzeń między tymi granicami. Może mógłby Pan (lub inni czytelnicy), zupełnie niezobowiązująco, coś zasugerować na zasadzie burzy mózgów, spontanicznego pomysłu? Może ktoś z tej lub innej szkoły włączy się do rozmowy? Może komuś udało się sprawnie i bezboleśnie rozwiązać gdzieś w innym miejscu podobny problem? Rodzice chętnie podejmiemą próbę porozumienia, ale o dużym prawdopodobieństwie skuteczności, bo w szkole chłopak ma codziennie „jazdę”. To przestało być uciążliwe. To stało się okrutne. Pozdrawiam.
Panie Igorze,
nie ma sensu przekonywać pana Roberta, nie poruszy Pan jego serca. Proszę zobacz, ile ironii i sarkazmu jest w jego wypowiedziach. Tyle sobie zadaje trudu, by atakować małego chłopca, którego raczej nie zna i by komentować problemy, które go osobiście nie dotyczą. Ileż czasu na to poświęca! Dla niego Mikołaj jest złym dzieckiem, dla którego nie ma w szkole miejsca. Usłyszałam ostatnio najnowszą historię. Brak słów, brak słów … Świat wokół nas stał się niewyobrażalnie okrutny i wszystkie chwyty są dozwolone, ale tu chodzi o dziecko, które ma 8 lat i wobec którego również wszystkie chwyty są dozwolone. Płakać się chce …, gdy człowiek sobie uświadamia, że nie ma w tej szkole nikogo, kto by dziecku pomógł.
Pani Marzeno,
Tego czy Pan Igor poruszy moje serce czy też nie, nie moze Pani wiedzieć gdyż mnie Pani nie zna. Ocenia Pani mnie po wpisach pod jednym artykułem. Tak samo jak ocenia Pani nauczycieli Mikołaja po ich wpisach w jego dzienniczku. A taka ocena jest bezwartościowa.
Pisze Pani, że usłyszała najnowszą historię i brak Pani słów. Czy jako osoba, która bardzo aktywnie udziela się w pomoc rodzinie Mikołaja zadała Pani sobie trud aby zebrać opinie obu stron? Mogę się założyć, że ponownie wysłuchała Pani jednej strony i wystawia osąd.
I lekkie sprostowanie – może jestem ironiczny, a moje wypowiedzi są sarkastyczne ale nigdy nie napisałem, że dla Mikołaja nie ma miejsca w szkole. Należy mu pomóc i jestem pewien, że takie próby są podejmowane, ale o tym napisać Pani przecież nie może bo wówczas zawaliłby się cały budowany tutaj obraz niekompetencji i zacofania nauczyciela i szkolnictwa.
Swoją drogą jestem bardzo ciekawy jaka historia spotkała Mikołaja, na którą Pani brakuje słów – rozumiem, ze nie podzieli się Pani tą historią tutaj gdyż obawia się, że będzie to okazją dla mnie do kolejnych ironicznych i sarkastycznych wypowiedzi?
Witam,
Myślę, że zakończę komentowanie tego posta – do niczego to nie doprowadzi, a czas spędzony na czytaniu wypowiedzi zebranych tu ludzi lepiej wykorzystać na przebywanie z rodziną.
Tak jak napisał Pan Igor – być może już „osądziłem” Mikołaja i mogę teraz się przepychać komentarzami z innymi i próbować udowodnić kto ma rację ale jest to nierealne.
Na koniec tylko krótkie podsumowanie artykułu i komentarzy pod nim – każdy może ocenić czy brzmi to realnie czy absurdalnie:
1. Jeden NAUCZYCIEL, który szykanuje, ośmiesza, wyszydza, kompromituje, zastrasza, kłamie na temat Mikołaja.
2. Jeden NAUCZYCIEL, który nastawie 20-kilku uczniów przeciwko Mikołajowi.
3. Jeden NAUCZYCIEL, który zmusza około 50 rodziców do kłamania i szerzenie nieprawdziwych informacji na temat Mikołaja.
4. Jeden NAUCZYCIEL, który być może nakazuje innym nauczycielom również wyśmiewać i kompromitować Mikołaja.
5. Jeden NAUCZYCIEL, który być może nakazuje Dyrekcji szkoły nie reagować na to co on i inni nauczyciele robią.
6. RODZICE Mikołaja, którzy jako jedyni mówią prawdę.
7. RODZICE Mikołaja, którzy mają zastraszane, szykanowane, ośmieszane, bite, kompromitowane dziecko postanawiając mu pomóc pisząc BLOGA na ten temat.
8. Na szczęście dla Mikołaja tylko na tym BLOGU są ludzie, którzy widzą, ze wszyscy inni kłamią i tylko oni piszą prawdę, a kłamliwe wypowiedzi innych osób są blokowane.
9. RODZICE Mikołaja nie zgłoszą się do KURATORIUM bo na pewno ono też boi się tej jednej NAUCZYCIELKI.
1. Nie jeden 🙂 Chociaż sprawa dotyczy klasy II. i tam nie ma zbyt wielu kontaktu z klasą, ale nie jeden.
2. To jest akurat banalnie proste.
3. Wystarczy 5 „troskliwych” mam.
4. Tu widzimy spory udział administracji – przykład idzie z góry.
5. Czyt. pkt 4. Fakt, administracja podsyca konflikt.
6. Rodzice Mikołaja mówią prawdę – nie jedyni, ja też na przykład.
7. Rodzice Mikołaja nie piszą tego blogu. Postanawiając mu pomóc zwrócili się o radę do p. Żylińskiej.
8. Na szczęście dla Mikołaja nie tylko na tym blogu są ludzie, którzy widzą, że szkoła kłamie. To, że hejt i agresja są moderowane, to akurat obowiązek administratora.
9. Tu Pana zawiodę. Kuratorium jest ostatnio stałym gościem w tej szkole. Ani Kuratorium, ani organ prowadzący, ani Ministerstwo Edukacji Narodowej, ani Ministerstwo Zdrowia i inni nie boją się ani nauczycielki, ani administracji. Coraz więcej rodziców w tej szkole też jest znudzonych sposobem traktowania dzieci. Wielu przepisało dzieci do innych szkół. Według mnie to nie jest metoda.
Trochę poniosła Pana fantazja – mówmy o faktach. Na razie, to wypunktował Pan swoje opinie, domysły i przypuszczenia, które są nieprawdziwe. I próbuje Pan manipulować archaicznymi technikami jak z broszury „I ty zostaniesz socjologiem komunikacji w weekend”. Moje dzieci też były brutalnie atakowane w tej szkole przez dorosłych. Też jesteśmy oszukiwani, wyszydzani i atakowani. Teraz czekam, że napisze mi Pan, że ja też kłamię; że wie Pan lepiej ode mnie co spotkało mnie i moje dzieci. Wprowadźmy do naszych rozważań odrobinę logiki i powagi.