O egzaminie gimnazjalnym słów kilka

Przyglądając się szkole z różnych punktów widzenia (i siedzenia :-)) coraz częściej mam wrażenie, że mamy do czynienia z systemem tyleż fikcyjnym, co absurdalnym. Dziś chciałabym opisać jeden przykład. Jeśli się mylę, proszę, poprawcie mnie!

Rzecz dotyczy egzaminu gimnazjalnego, który przeprowadzany jest na początku kwietnia , a obejmuje materiał z trzyletniego cyklu kształcenia. Oznacza to, że uczniowie cały materiał klasy trzeciej muszą zrealizować do końca marca, podczas, gdy rok szkolny trwa 12 tygodni dłużej. Program jest przecież przewidziany na cały rok szkolny, a nie od września do końca marca.

Jeśli dałoby się w tym czasie rzeczywiście zrealizować cały materiał, to co robić po egzaminie? Przyglądając się podstawie programowej do gimnazjum, z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, śmiem twierdzić, że całego ogromu ambitnych celów, w tak krótkim czasie zrealizować się nie da. A gdy czytam posty na blogu pani Zofii Godlewskiej na temat matematyki (uczniowie nie potrafią liczyć) lub opinie profesorów wyższych uczelni na temat poziomu studentów (patrz. „Szkoła buja w obłokach” Jana Hartmana à http://wyborcza.pl/1,75515,6485258,Szkola_buja_w_oblokach.html), to nabieram całkowitej pewności, że owa podstawa programowa jest szkodliwą fikcją. Może i polscy uczniowie potrafią rozwiązywać testy (choć z zadaniami problemowymi sobie nie radzą), ale streszczenie mało kto umie napisać.

Wracając do egaminu gimnazjalnego. Dwa lub trzy lata temu doszło do sytuacji, gdy uczniowie mieli napisać charakterystykę bohaterów dwóch podanych utworów. Problem w tym, że zadanie to miało charaktem kompetencyjny, tzn. miało sprawdzać nie znajomość lektur, a umiejętność pisania. Nie trzeba być genialnym matematykiem, by przewidzieć, że zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, w całym kraju będą takie klasy, które żadnej z dwóch podanych lektur do końca marca nie zdążą omówić. Lista lektur przewidziana jest wszak na cały rok szkolny. Osoby, które nie przeczytały obu lektur, choć potrafiły pisać doskonałe charakterystyki, punktów nie dostały. Co gorsza, zadanie to było wysoko punktowane, miało wszak sprawdzać ważną kompetencję, jaką jest umiejętność pisania.

O zdarzeniu media dużo pisały, ale o interes uczniów nikt nie zadbał. Wielu osobom zabrakło punktów i nie dostały się do wybranych liceów. W szkołach zarządzono kontrole i drobiazgowo sprawdzano, czy nauczyciele wpisali do dziennika wszystkie tematy. Temat wpisany, znaczy materiał „przerobiony”. Nikt nie pytał, czy w takim tempie omawianie kolejnych zagadnień ma jakikolwiek sens. Nauczyciel, który wpisał do dziennika wszystkie tematy, nie miał problemów. Miał i wciąż może je mieć osoba, która dostosowuje tempo do możliwości uczniów. W dzisiejszym, testocentrycznym systemie edukacji, punktem odniesienia jest program i wymagania egzaminacyjne, a nie uczniowie. Dlatego warto zadać pytanie: Uczeń dla szkoły, czy szkoła dla ucznia? Kto do kogo / czego powinien się dostosować?

Zaistniały problem ministrialni urzędnicy postanowili przerzucić na uczniów i nauczycieli, a drogą do poprawy sytuacji miało być więcej drobiazgowych kontroli. Nigdzie nie znalazłam informacji, że był to zupełnie podstawowy błąd testu. Albo sprawdza się kompetencje (umiejętność pisania), albo wiadomości (znajomość lektur). Choć przyczyną porażki wielu uczniów była nieznajomość dwóch lektur (na których przeczytanie teoretycznie mieli czas do końca roku szkolnego), to wynik testu pokazywał, że nie potrafią napisać charakterystyki.

 

W moim przeświadczeniu, egzamin obejmujący cały materiał, może być przeprowadzany dopiero po zakończeniu roku szkolnego. A Wy jak sądzicie? Komu służy obecna sytuacja? Kto traci? Dla kogo taka sytuacja jest dobra?

Nauczyciele to potężna grupa zawodowa licząca ponad 600 tysięcy osób. Dlaczego godzimy się na takie absurdy?

Informacja dla osób zainteresowanych moją książką „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi”

Ponieważ na rynku jest jeszcze inne wydanie „Neurodydaktyki” informuję, że prawa do mojej książki ma jedynie Wydawnictwo Naukowe UMK i tylko pod zawartymi w tej książce tezami mogę się podpisać. Za błędy zawarte w innym wydaniu, nie ponoszę odpowiedzialności. Swoim nazwiskiem firmuję jedynie „Neurodydaktykę” z pokazaną tu okładką. Jeśli ktoś chce przeczytać MOJĄ książkę, to proszę korzystać z wydania z  granatowym profilem twarzy.  Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych stanowi, iż to autor odpowiada za treść i formę swojego dzieła. Ja miałam wpływ jedynie na formę i treść książki wydanej przez Wydawnictwo Naukowe UMK.

Neurodydaktyka

Kiążkę można kupić przez internet np. tu:

http://www.kopernikanska.pl/prod_193628_Neurodydaktyka_Nauczanie_i_uczenie_sie_przyjazne_mozgowi.html

Blogi Oś świata:
Jacek Strzemieczny Oś świata Jacka …
Danuta Sterna Moja oś świata
Marzena Żylińska Neourony w szkolnej ławce
Witold Szwajkowski Prawo do rozumienia
Wiesław Mariański Głos rodzica
Ewa Borgosz Do przyszłości
Ksawery Stojda Kolokolo Bird
Anetta, Grażyna Czas na przedszkole
Zofia Godlewska Patrząc na … szkołę
Strona główna blogów Oś świata

Comments ( 0 )
  1. „Nauczyciele to potężna grupa zawodowa licząca ponad 600 tysięcy osób. Dlaczego godzimy się na takie absurdy?’

    Może właśnie dlatego, że to potężna grupa zawodowa, z ZNP i Kartą Nauczyciela, więc jest w stanie skutecznie zablokować jakąkolwiek próbę zmiany?

    A co te absurdy szkodzą nauczycielom? One szkodzą uczniom i społeczeństwu, ale nauczycielom jest niezwykle wygodnie wypełniać rubryki w dzienniku i ‚realizować program’ zamiast uczyć czegoś sensownego.

    Nauczyciele (600,000 grupa) oczywiście dba o wszystko co najlepsze dla ucznia, uczeń ich oczkiem w głowie, nieba mu przychylić i wyedukować tu samych Einsteinów! Ale gdy przychodzi do jakichkolwiek działań, wyborów, decyzji, to grupa tych, którym zależy na dobru uczniów jest już zdecydowanie mniejsza, niż to 600,000. I nie ma ze sobą Z.Broniarza i jego organizacji.

  2. Michał

    Niestety podzielam zdanie Ksawerego, jak często zresztą 🙂
    Grupa nauczycieli, która chciałaby coś zmienić, jest znacznie mniejsza niż ta prezentowana.

    Wiele już rozmawialiśmy o testach – są one błędne. Egzaminy, o ile być powinny, to z pewnością w innej formie. Dyskusja o egzaminie gimnazjalnym toczy się także na blogu Pani Danuty Sterny:
    http://osswiata.nq.pl/sterna/2011/12/08/egzamin-gimnazjalny/

    Zadajmy sobie pytanie: Jak zreformować szkolnictwo, aby było idealne? Oczywiście ideału nie osiągniemy, ale dążyć do niego możemy.
    1. Egzaminy – zniesienie, czy modernizacja?
    2. Karta nauczyciela – co z tym fantem? W pewnym sensie jest plusem, w innym to zbiór praw negujących wolność rynku.
    3. Autonomia szkół – całkowita, czy jednak pod kuratelą MEN?
    4. MEN – zlikwidować, czy ograniczyć do nadzoru? Jeśli nadzór, to do jakich standardów powinien się odwoływać?
    5. Finansowanie szkół – stałe finanse, według osiągnięć (jakich?), czy może pod ilość uczni?

    Ale to oczywiście wiele wiele tematów 🙂

  3. W. Szwajkowski

    Nauczyciele to NAJPOTĘŻNIEJSZA grupa zawodowa. Doliczając do tego ich rodziny oraz trudną do zmierzenia, ale pewnie jakąś niebagatelną siłę opiniotwórczą, jako autorytetów w lokalnych środowiskach, mamy zmultiplikowany, potencjalnie potężny elektorat mogący zaważyć na wynikach wyborów. Nie wiem co prawda ilu nauczycieli chodzi na wybory, ale teoretycznie wszyscy powinni, jako świadomi obywatele.

    Nie wiem też, czy tak bardzo potrzebują pana Broniarza, bo władzy samej zależy, żeby dobrze odczytywać nie oficjalnie głoszone, ale rzeczywiste oczekiwania zdecydowanej większości nauczycieli. Jak widać, robi to skutecznie, skoro o ewidentnych absurdach systemu możemy sobie tylko podyskutować na blogach i konferencjach, a rozsądne głosy postulujące zmiany są ignorowane, bo władza wie, że nie stoi za nimi większość środowiska.

  4. „Dlaczego godzimy się na absurdy w szkole ?” Dlaczego lepsze nie wypiera gorszego w oświacie ? (może prawo Kopernika jest odpowiedzią ?). Jan Szomburg postawił pytanie: gdzie przyłożyć dźwignię, aby ruszyć ten głaz ? Łatwiej jest snuć refleksje, pisać prace magisterskie lub rozprawy doktorskie na ten temat, niż podać spójną i klarowną receptę.
    W szkole spotykają się cztery grupy: nauczyciele, rodzice, eksperci i władze. Niezadowolonych i oczekujących radykalnych zmian można spotkać tylko w pierwszych trzech zespołach. Naturalną właściwością władzy jest zadowolenie z tego co jest, powolne udoskonalanie i utrwalanie systemu. Dlatego nie należy kierować pretensji do władz, że nie biorą się za reformowanie oświaty, za budowanie nowego modelu, opartego na autonomii szkół. To nie jest zadanie dla urzędników i polityków. Tym bardziej, że nauczyciele, eksperci i rodzice „milczą”. Użyłem cudzysłowu, bo przecież zewsząd płyną głosy krytyki i propozycje ulepszeń. Ale to są tylko OPOWIEŚCI. My OPOWIADAMY o absurdach edukacji, my OPOWIADAMY o pomysłach na nowy model edukacji. Uważam, że opowiadanie, na kongresach, seminariach, w publikacjach i w mediach, jest bliższe milczeniu, niż działaniu. Zacytuję jednego z ekspertów edukacji: „… fajnie jest krytykować szkołę, po trochu ją podgryzać i z tego po trosze żyć…. Czasem się obawiam, że tak właśnie czynię….”. Mamy jakąś dziwną lukę między opowiadaniem a działaniem na rzecz rewolucji oświatowej. Nie mamy organizacji, przywódców, lobbingu, stowarzyszeń, zbierania podpisów, petycji, protestów, listy żądań i postulatów. Dlaczego politycy i urzędnicy mieliby coś robić, jeśli nikt od nie słyszą, że ktoś od nich tego oczekuje, jeśli nikt nie przedstawił im listy żądań, jeśli nikt ich nie molestuje ?
    W tym momencie chciałbym usłyszeć głos ekspertów od lobbingu i przewrotów – historyka, socjologa, politologa, psychologa i praktyka. Na stronie głównej naszego portalu widnieje taki tekst: „Nigdy nie wątp, że mała grupa myślących i oddanych obywateli może zmienić świat. Tak naprawdę, to jedyne co go kiedykolwiek zmieniło”.
    Tak to pamiętam, tak to leciało … . Każdy radykalny proces, każda rewolta, każda przemiana, były zapoczątkowany przez garstkę entuzjastów. Nigdy przez tłum typu 600.000 ludzi. Dopiero ta garstka pociągnęła za sobą tłumy. (Nota bene to jest fajny temat na interdyscyplinarny projekt licealny. Spieszcie się, póki żyją wśród nas praktycy).
    Co to oznacza w praktyce ? Dopóki nie wyłoni się, spośród tłumu OPOWIADACZY, grupa, garstka ludzi, którzy będą chcieli spotkać się nie po to, aby OPOWIADAĆ o oświacie i o udoskonalaniu nauczyciela, lecz żeby ułożyć listę postulatów-żądań, realny plan przekształceń oraz plan wspólnych DZIAŁAŃ, tak długo będziemy trwać w obecnym stanie.
    Co to są te DZIAŁANIA ? – Petycje, manifesty i manifestacje, 2 miliony podpisów, kampania nieposłuszeństwa, lobbing, nagłośnienie w mediach, gromadzenie sojuszników, … .

  5. W. Szwajkowski

    Panie Wiesławie,

    To jest jedna metoda, myślę, że właściwa. Ale powinna być uzupełniona o jeszcze inne DZIAŁANIA, czyli zdecydowane przeciwstawianie się absurdom i patologiom systemu edukacji, dotykającym konkretnych uczniów, nauczycieli i rodziców. Uderzając skutecznie w przejawy patologii, dotykające konkretnych osób, osłabia się sam system, a przynajmniej zmniejsza liczbę jego zwolenników.

    Prawo generalnie mamy nie najgorsze. Ważne jest, aby ci którzy je naruszają nie mieli poczucia bezpieczeństwa i świętego spokoju. Niestety, wielu rodziców uczniów i nauczycieli po kilku bezskutecznych próbach wycofuje się indywidualnych z działań w imię dochodzenia swoich słusznych praw, bo nie znajduje dla nich żadnego wsparcia. A nawet jeden zakończony sukcesem precedens uruchamia grupę naśladowców i powoduje wycofanie się zwolenników zamordyzmu/centralizmu w oświacie na bezpieczniejsze dla ogółu pozycje.

  6. Michał

    Wydaje mi się, że taka grupa mogłaby się zebrać i działać. Wymogiem dla jej powstania jest istnienie dwóch osób:
    1. Osoby, która znajdzie miejsce do dyskusji i tworzenia (Google Docs?), a także zajmie się organizowaniem pracy, prowadzeniem dyskusji.
    2. Pierwszy naśladowca, ponieważ to od niego zaczyna się proces kuli śnieżnej, która narasta 🙂

    • mazylinska Post author

      Michał, jeśli mowa o Google Docs, to może Ty zaczniesz? Czy na Twoim roku nie ma jeszcze jakiegoś fantasty, któremu marzy się zmienianie szkoły? Trzeba zacząć tworzyć sieć, to prawda.
      Wiesław pisze, żeby przejść od gadania i pisania 😉 do działania. O tak, zgadzam się. Ale ostatecznie wszystko rozbija się o stanowisko ministra edukacji. To minister jednoosobowo decyduje o tym, jak funkcjonują szkoły. Dlatego tak ważne jest, kto obejmuje to stanowisko. Ale czy my możemy mieć jakikolwiek wpływ na decyzje obecnej pani minister? Czy możemy mieć wpływ na wybór następnego ministra? Jak lobbować?
      Ja sama kształcę przyszłych nauczycieli, tworzę materiały nowej generacji do nauki języka niemieckiego (Webquesty i interaktywne zadania), piszę teksty dla uczniów (takie, żeby chciało się wiedzieć, co będzie dalej – bazujące na wnioskach płynących z badań nad mózgiem), piszę artykuły i książki, prowadzę seminaria, ale to wszystko mało! O polityce wobec szkół decydują politycy. Może powinniśmy założyć własną PARTIĘ????????? Może zapisać się do już istniejących i lobbować na rzecz zmian w oświacie. Najpierw musimy mieć hasła i program. Jakiehasła, jaki program??? Gdzie, jak go tworzyć program? Tu, na blogowisku? Kto chciałby zająć się moderowaniem? Kto jest za tworzeniem partii? Czy można tworzyć partię bez pieniędzy? Jak zebrać pieniądze? Czy uda się stworzyć 5 postulatów, co do których wszyscy się zgodzimy? Dwie poprzednie reformy edukacji nie wyszły, choć były doskonale pomyślane. Na reformie KENu i przedwojennej, jędrzejowiczowskiej, NAPRAWDĘ można oprzeć koleją. Nawet Piaget wyrażał się o tej ostatniej z największym uznaniem. A my dziś ślepo kopiujemy poczynaniach tych krajów, w których krtytyków funkcjonujących tam systemów jest coraz więcej. My musimy pójść własną drogą, ucząc się na błędach innych nacji. Po co mamy je powielać?

  7. Panie Witoldzie. To o czym Pan pisze dotyka obszaru-kompetencji, o której mówi się bardzo niewiele: postawy odwagi. Kształtowanie tej postawy jest bardzo daleko od priorytetowych zainteresowań obecnego systemu edukacji. Czasem mam wrażenie, że słowo ‚odwaga’ ma dla szkoły znaczenie pejoratywne. Odważny = nieodpowiedzialny awanturnik. Obym się mylił.

  8. Michale, dokładnie tak samo to widzę. Tak opisałem to w „moim” projekcie SZKOŁA SZACUNKU I DIALOGU („nierealnym, naiwnym, utopijnym”). W ten sposób można rozpocząć konstruowanie nowego modelu edukacji od dołu, w wielu szkołach osobno. Tak, minimum to dwie osoby, do których przyłączałyby się następne. To nie jest wcale nowy pomysł, jest stary jak świat.

  9. W. Szwajkowski

    Pani Marzeno, nie wyobrażam sobie istotnej zmiany szkoły bez udziału rodziców. A ich aktywność i gotowość do działania została mocno osłabiona poprzez poszatkowanie procesu edukacji na trzyletnie okresy. Zmiana wymaga działań długofalowych, co najmniej kilkuletnich. Zanim rodzic zorientuje się, że coś nie jest w porządku w nowej szkole, mija rok. Gdy zacznie coś robić mija kolejny i na horyzoncie już matura lub egzamin gimnazjalny. Mało kto chce ryzykować zadzieraniem ze szkołą w ostatniej klasie, a po ukończeniu szkoły przez dziecko, prawie nikt nie ma motywacji, żeby kontynuować walkę z systemem.

    Panie Wiesławie, jakaś forma odwagi zdecydowanie jest przydatna, ale jest to raczej taki płytszy rodzaj odwagi. Taki np., żeby nie bać się przeciwstawić się niekompetentnemu szefowi w korporacji, ryzykując brakiem awansu i gorszym samochodem służbowym. Do skutecznej walki z przejawami patologii potrzebna jest przede wszystkim determinacja, konsekwencja, gotowość wgłębiania się w meandry prawa i trochę szczęścia. Bardzo pomaga też niekompetencja i arogancja urzędników z drugiej strony, o co – na szczęście – nie tak trudno.

    Z opinią, że dla obecnej szkoły „odwaga” ma znaczenie pejoratywne w pełni się zgadzam.

  10. Michał

    Bezpośrednio na moim roku? Raczej nie. Są osoby studiujące jednocześnie psychologię i pedagogikę, ale czy zechcą w coś więcej się angażować? Nie wiem.
    Aktualnie jestem na etapie zgłębiania nurtów psychoterapii w Kole Psychoterapii, zdobywam doświadczenie praktyczne jako wolontariusz w poradni, a do tego staram się nawiązać kontakt z kimś z Samorządu Studenckiego, aby móc się dowiedzieć jak wygląda reaktywacja Koła Edukacji Alternatywnej, które upadło dwa lata temu (opiekun Koła już nie pracuje, więc jest to tym bardziej trudne).
    Jednak jeśli mi się to uda, to z pewnością o tym napiszę 🙂 Może uda nam się zawiązać jakiś kontakt.

    Co do pytania o partię – bez finansowego wsparcia nie da się tak długo pracować. Sparcie też będzie trudne do zdobycia. Kto je da? Wydawnictwa szkolne? Ich żyłą złota są podręczniki, vademeca i wszystko, to co jest potrzebne w testowaniu. Jeśli naszym postulatem jest zaprzestanie testowania, uczenie metodą projektową i zmiana podręczników… To mamy wydawnictwa przeciwko sobie 🙂

  11. Michał

    Zapomniałem o jeszcze jednym pytaniu.

    Gdzie tworzyć takie postulaty? Na blogu?
    Nie bardzo. Nie jest to najlepsze miejsce do dyskusji i wspólnego tworzenia. Dlatego zaproponowałem Google Docs – z tego co wiem, jest tam możliwość czatowania, a także jednoczesnej moderacji plików (czy tego samego? Wątpię, ale z pewnością różnych, a także oglądania moderacji).

  12. mazylinska Post author

    Znów tyle ciekawych i ważnych wątków zostało poruszonych, a ja nie miałam czasu, żeby na nie odpowiedzieć.
    Panie Witoldzie, oczywiście, że rodzice są niezmiernie ważni. I prawdą jest, że w dzisiejszych szkołach nie mogą odegrać żadnej istotnej roli, bo system nie przewidział dla nich nic poza tym, że przyjdą na wywiadówkę, siądą przy małych stoliczkach, na małych krzesełkach (tak to wygląda, gdy ich dzieci są w klasach 1-3) i posłuchają, co nauczyciele mają im do powiedzenia.
    Ale szkoły można zmienić tylko wspólnie, gdy wreszcie uczniowie, nauczyciele i rodzice będą mogli współpracować z sobą jak partnerzy.

    Michał, sądzę, że pierwszą wersję postulatów trzeba wypracować w mniejszym gronie i dopiero potem wyjść z tym na zewnątrz. Dlatego myślę, że blog nie jest złym rozwiązaniem. Klaudia i Wiesław na pewno zaproponują pierwsze postulaty.
    Zdaję sobie jednak sprawę, że nie będzie łatwo znaleźć 10 postulatów, co do których wśród nas będzie panować zgoda, ale trzeba zacząć.
    Instytucjonalne wsparcie dostaniemy, bo w akcję zmieniania edukacji włączył się Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową i jego szef Jan Szomburg. Ale im będzie więcej środowisk przekonanych do zmian, tym lepiej.

  13. Pani Marzeno, a czy wzięła Pani pod uwagę, że jeśli egzamin miałby miejsce po zakończeniu roku szkolnego, dajmy na to 25. czerwca lub jakoś w czerwcu, to kiedy uczniowie dostali by wyniki egzaminów, które są rozsyłane nie wiem po jaką cholere po całym województwie? kiedy zdążyłaby zostać przeprowadzona rekrutacja do szkół ponadgimnazjalnych, a wreszcie czy egzaminatorom chciałoby się poprawiać prace w wakacje? Niestety ale nie zgadzam się z pani zdaniem, a ilość lektur i materiał wymagany do napisania egzaminu powinny być dopasowane do czasu przygotowawczego a lista lektur nie powinna być za długa, bo po roku bodaj po 2 miesiacach 3/4 uczniów nie będą już pamiętali, o czym były te „przymusowe” lektury. Polska edukacja to niestety kicz na każdym polu kształcenia.

    • mazylinska Post author

      Odp. na post Grin_for_Education
      Chciałabym odpowiedzieć pytaniem. Czy chciałaby Pani / Pan dostać od swojego szefa zadanie na 9 miesięcy, którego wykonanie zostanie sprawdzone 10 tygodni wcześniej?
      Ja chciałaby żyć w świecie, w którym ludzie kierują się imperatywem moralnym Kanta (Postępuj tak, aby na podstawie twojego zachowania można było sformułować ogólną zasadę. Innymi słowy, postępuj tak, jak sam chciałbyś być traktowany.)
      Szkoła ma nie tylko uczyć, ale ma również wychowywać i dostarczać wzorców moralnych. Jakich zworców dziś dostarcza, czego uczy, gdy sprawdza całość materiału 10 tygodni przed terminem? Jak traktuje uczniów i nauczycieli?
      Z punktu widzenia systemu takie postępowanie jest wygodne. Trzeba mieć czas na sprawdzenie, na odwołania, na rekrutację …… System testocentryczny mma się dobrze, niestety kosztem uczniów i nauczycieli.
      Można sobie wyobrazić różne rozwiązania, np. na testach sprawdza się tylko część wiedzy przewidzianej do realizacji w trzeciej klasie gimnazum. Każde rozwiązanie ma jakieś zalety i jakieś wady. Trzeba jednak znaleźć UCZCIWE rozwiązanie i traktować uczniów tak, aby ze szkoły mogli wynieść dobre wzorce zachowania.

  14. hannah

    Bardzo żałuję,że tak późno tu trafiłam.
    Jestem nauczycielką, dyrektorem, egzaminatorem, rodzicem.
    Co do postulatów – część już się wyklarowała, ja chętnie się podpiszę pod nimi obiema rękami:
    1. wszystkie egzaminy zewnętrzne po zakończeniu roku szkolnego(matury, egzaminy gimnazjalne, sprawdziany w klasie VI). Jak ktoś nie zdąży zrobić naboru na rok następny, trudno, niech zamknie szkołę.Inni zdążą.
    2.PRAWDZIWA reforma podręczników – dość pseudogniotów do tumanienia dzieci, dość w książkach okienek do wypełniania , dość udawania,że nauczyciele w szkole są sami w stanie ocenić przydatność programów i podręczników, dość naciągania ministerstwa na opinie „ekspertów”, którzy w podręcznikach szkolnych przełkną każdy idiotyzm, byle tylko honorarium za opinię było wystarczająco duże.
    3. dość udawania,że szkoły podchodzą do ucznia indywidualnie, przecież to w obecnym systemie niemożliwe. Albo uczmy rozwiązywania zunifikowanych testów i zapomnijmy o indywidualizacji albo indywidualizujmy i nie testujmy wszystkich tym samym narzędziem.
    4. więcej zaufania dla szkół = więcej autonomii. Ale można być autonomicznym, gdy się nie zależy od widzimisię organu prowadzącego, np. gminy. Dość już udawania,że oświata jest dla samorządów ważna. Może dla niektórych jest, ale dla większości to strata pieniędzy i czasu na jakieś fanaberie.

  15. @ hannah:

    1 – pełna zgoda;

    2 – od robotnika budowlanego oczekujemy, że potrafi w Leroy-Merlin wybrać młotek i kombinerki właściwe do realizacji zleconego mu celu. Jeśli nauczyciele nie potrafią ocenić jakości podręczników, to oznacza, że są niekompetentni. Należy centralnie dbać nie o jakość podręczników, tylko o jakość nauczycieli i ich należy PRAWDZIWIE zreformować.

    3 – oczywiście: „dość udawania” – tu pełna zgoda. Chorobą szkoły jest hipokryzja: rozbieżność pomiędzy celami deklarowanymi a realizowanymi.

    4- odnoszę wrażenie, że gminy (przynajmniej te kilka znanych mi) w dużo większym stopniu przejmują się losem i przyszłością dzieci, niż władze centralne. I również w większym stopniu, niż same szkoły. Alternatywą dla nadzoru samorządów jest nadzór centralny. To byłoby jeszcze gorsze. Chyba, że postuluje Pani (co, będąc zadeklarowanym liberałem, byłbym gotów poprzeć) pełną prywatyzację szkolnictwa, wprowadzenie bonu edukacyjnego i głosowanie nogami jako jedyną formę kontroli jakości wobec szkół – doprowadzenie do bankructwa tych, z których rodzice przeniosą uczniów gdzie indziej.
    Nie ma nic gorszego (w jakiejkolwiek dziedzinie życia) niż autonomia przy zagwarantowanym finansowaniu.

  16. mazylinska Post author

    @ hannah

    Bardzo się cieszę, że do naszego grona blogowiczów dołączyła kolejna nauczycielka 🙂 Im będzie nas więcej, tym będziemy bardziej słyszalni. Ja też uważam, że najpoważniejszym problemem dziesiejszej szkoły jest uprawianie fikcji. Obecny system jej sprzyja. Agnieszka (nauczycielka z gimnazjum) w pierwszym tekście poświęcony lekturom opisała, jak skończyła się ich próba rozmowy z organem prowadzącym na temat problemów szkoły.Więcej o problemach na pewno z nikim rozmawiać nie będą!

    Najtrudniej mają Ci, którzy w tym zbiurokratyzowanym i odhumanizowanym tworze edukacyjnym próbują traktować uczniów indywidualnie i dostrzegać ich talenty. Na zakończenie szkoły wszyscy mają być tak samo sformatowani.
    Profesor Zbigniew Kwieciński napisał kiedyś artykuł, który nosił tytuł: „Szkoła tak naprawdę jest oszustwem”.

    Hannah pisze: „dość pseudogniotów do tumanienia dzieci, dość w książkach okienek do wypełniania”…” W takim razie polecam mój artykuł w grudniowym numerze Psychologii w Szkole – „Dlaczego ściągi są lepsze niż zeszyty ćwiczeń”.

  17. Laszka

    Spotkłam się już wcześniej z artykułami i wideo pani Marzeny. Bardzo ciekawe! Tutaj trafiłam przypadkiem – jak to często bywa – szukając czegoś innego. Z zainteresowaniem przeczytałam komentarze i nieomal odzwierciedlały one moje własne odczucia. Dlaczego my, nauczyciele, godzimy się jak potulne owieczki na wszelki wymysły MEN. Dlaczego nie potrafimy sprzeciwić się kolejnym rozporządzeniom i zmianom, często proponowanym przez ludzi, którzy śmiem twierdzić, być może nie mają pojęcia jak wygląda praca w szkole. Gdyby wiedzieli, bowiem, zapewne większość ich wymysłów albo by nie powstała, albo byłaby porządnie dopracowana. Choćby sprawa projektów. Wszyscy mają realizować. Pytanie np kiedy??? Była pani Minister obiecywała, że zajmie się ułatwieniem realizacji projektów, ale na obiecankach się skończyło. W krajach, w których projekty realizowane są z sukcesem często przydzielane sa np dodatkowe godziny – na projekt własnie. Dlaczego nie u nas? Ministerstwo wprowadza masę dodatkowych obowiązków dla nauczycieli, natomiast, mam wrażenie, nie dba o nas zupełnie. Kilka miesięcy temu, sfrustrowana, stworzyłam nawet projekt nowej witryny internetowej MEN (https://drive.google.com/file/d/0B7L9oWJrUw9GdkptRzh3ZTYtRDg/view?usp=sharing).
    Jak widzę, od ostatniego postu tutaj minęło kilka lat – czy może jest już jakas strona osób protestujących??? Ja myślałam o stronie np. na portalu Facebook na początek. Chętnie bym dołączyła! Pozdrawiam serdecznie!

Post comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.