Od Korczaka do Hüthera

Kim jesteśmy. jpg„Nie takie ważne, żeby człowiek dużo wiedział, ale żeby dobrze wiedział. Nie żeby umiał na pamięć, ale żeby rozumiał, nie żeby go coś troszkę obchodziło, ale żeby go coś naprawdę zajmowało.”
Janusz Korczak

„Nie zmuszajmy do aktywności, ale wyzwalajmy aktywność. Nie każmy myśleć, lecz twórzmy warunki do myślenia. Nie żądajmy, lecz przekonujmy. Pozwólmy dziecku pytać i powoli rozwijajmy jego umysł tak, by samo wiedzieć chciało.”
Janusz Korczak

Janusz Korczak zwraca uwagę na dwa sposoby uczenia się. Pierwszy to wymuszone z zewnątrz mechaniczne przerabianie materiału, drugi to nauka z zaangażowaniem, wykorzystująca potencjał uczącej się jednostki. Korczak przeciwstawia nauce rozumianej jako akt woli, naukę rozumianą jako akt przymusu. W stanie zachwytu, gdy coś dziecko naprawdę interesuje i porusza, w jego mózgu uwalniane są substancje chemiczne, które ułatwiają zapamiętywanie. Gdy materiał jest na lekcji zwyczajnie przerabiany, gdy uczeń uczy się na pamięć, a lekcja go „troszkę obchodzi”, jego mózg pracuje zupełnie inaczej niż wtedy, gdy „coś go naprawdę zajmuje”, gdy się na tym naprawdę koncentruje i gdy rozumie omawiane zagadnienia. Neurobiolog Gerald Hüther autor książki „Kim jesteśmy – a kim moglibyśmy być” wyjaśnia, co dzieje się w naszych mózgach, gdy coś nas naprawdę porusza. „Aby powstało nowe połączenie sieciowe, a istniejące już sieci mogły zostać poszerzone i ustabilizowane, nie wystarczy po prostu bardzo często ich używać. Gdyby tak było, moglibyśmy nauczyć się wszystkiego, gdybyśmy tylko wystarczająco długo trenowali. Ale nie możemy nauczyć się wszystkiego. Uczymy się tylko tego, co jest dla nas istotne. A o tym, co jest naprawdę ważne dla człowieka, czym się interesuje – jako dziecko lub starzec – i tym samym może podchodzić do tego z entuzjazmem, nie decyduje „środowisko” – to leży całkowicie w gestii jednostki.
Ten fakt znamy wszyscy: gdy komuś naprawdę na czymś zależy, wkłada w to wysiłek, aby osiągnąć sukces. Człowiek koncentruje uwagę na obiekcie swoich dążeń, tłumi tez wszelkie inne potrzeby, opracowuje strategie i sporządza plan, aby naprawdę zrealizować to, co dla niego ważne. A kiedy to wszystko rzeczywiście się powiedzie, człowiek jest wniebowzięty ze względu na samego siebie, na to, co rzeczywiście osiągnął, a być może także i ze względu na wszystkich innych ludzi bez których wsparcia cel ten nie mógłby zostać osiągnięty. Jest wiele bardzo różnych sieci neuronalnych, które są aktywowane w stanie entuzjazmu. I zawsze wtedy, gdy człowiek naprawdę zapała do czegoś entuzjazmem, kiedy bardzo się tym przejmuje, a potem to się wyjątkowo dobrze udaje, wówczas w śródmózgowiu aktywowana jest pewna grupa komórek nerwowych. Wydzielają one z końcówek swoich długich wypustek koktajl neuroplastycznych substancji semiochemicznych. Ku utrapieniu wszystkich dzielnych obowiązkowiczów oraz tzw. „porządnych” nigdy się to nie zdarza podczas rutynowego działania mózgu, kiedy człowiek przerabia to, co sobie założył. Dzieje się to tylko w cudownych stanach zachwytu.” (str. 95)
Janusz Korczak, w przytoczonym na początku cytacie, wskazuje na dwa różne podejścia do nauki, a profesor neurobiologii Gerald Hüther wyjaśnia, na czym polega różnica między nimi. Można posadzić dzieci w ławkach, realizować program i sprawdzać, ile się nauczyły. Ale w czasie takiej nauki nigdy nie rozwiną swojego potencjału. Dlatego Korczak upomina się lekcje, na których dziecko „coś naprawdę zajmuje”. Nauczyciel może w sformalizowany sposób, zgodnie z zasadami tradycyjnej metodyki, realizować program. Ale może też starać się poruszyć uczniów, zarazić ich własnymi fascynacjami, zachęcić do stawiania pytań, tworzenia hipotez i szukania własnych rozwiązań. W obu przypadkach mózgi uczniów pracują w inny sposób.
Jeśli dziś wielu uczniom brakuje motywacji do nauki, to dzieje się tak właśnie na skutek zbyt mechanicznego i zbyt sformalizowanego podejścia do nauczania. Nasze mózgi zostały stworzone do uczenia się i niczego nie robią lepiej, ale nie zostały stworzone do przerabiania materiału, uczenia się bez zrozumienia na pamięć i opanowania wszystkiego, co eksperci wpisali do podstaw programowych.
Gdy zamiast zmuszać uczniów do nauki, zadbamy o to, by to, czego mają się nauczyć „naprawdę ich zajmowało”, nikną problemy z motywacją. „Musisz” zabija „chcę”. Im więcej mówimy im, że muszą, tym bardziej pokazują nam, że zawsze mają wybór. Mogą się naprawdę uczyć i rozwijać swój potencjał, ale mogą też jedynie symulować naukę.
Korczak i Hüther stawiają pytanie, dlaczego dzieci mogą robić to, co je interesuje dopiero po szkole, a nie w szkole.
Na koniec warto przytoczyć jeszcze cytat z książki Jespera Juula „Kryzys szkoły”.Jeśli spojrzymy na statystyki, to okaże się, że osiemdziesiąt procent najbardziej kreatywnych ludzi, którzy odegrali ważną rolę w życiu społecznym, naukowym czy politycznym miało wielkie problemy w szkole. Byli dyslektykami albo wręcz nie dokończyli szkolnej edukacji. I w to akurat większość rodziców nie chce uwierzyć. Wydaje im się, że przyszłość naszego społeczeństwa należy do wzorowych uczniów z pierwszej ławki, którzy są zawsze przygotowani do lekcji i mają odrobione wszystkie prace domowe, a do tego grzecznie mówią „dziękuję” i „proszę”. gdyby tak naprawdę było, nasza przyszłość nie wyglądałaby różowo.” (str. 24)
Jako rodzice możemy oczekiwać od naszych dzieci, że ze wszystkich przedmiotów powinni mieć jak najwyższe oceny, ale możemy też życzyć sobie, żeby odkryły w sobie jakąś pasję i czymś się zainteresowały. Jako nauczyciele możemy narzekać, że nasi uczniowie nie mają motywacji do nauki i obmyślać jeszcze bardziej wyrafinowane metody zmuszenia ich do nauki, ale możemy pójść inną drogą i zacząć szukać metod, które wykorzystają naturalną ciekawość poznawczą, w którą natura wyposażyła wszystkich ludzi. Jedno jest pewne, nasze dzieci wykorzystają w pełni swój potencjał i rozwiną talenty, gdy same uznają, że chcą coś wiedzieć. Możemy je zmusić do symulowania nauki, do wyuczenia się czegoś na pamięć, ale nie wymusimy ani rozumienia, ani opartej na nim efektywnej nauki.
Stworzyliśmy szkoły, w których nie ma miejsca na zainteresowania dzieci, w którym całym procesem steruje narzucona i uczniom i nauczycielom sztywna podstawa programowa. Część uczniów potrafi się dostosować i robi to, czego się od nich oczekuje. Ale duża grupa uczniów w tym zewnątrzsterownym systemie traci motywację i chęć do tak zorganizowanej nauki. W tej grupie najprawdopodobniej są ci najbardziej kreatywni.
Warto zadać sobie pytanie, czy możliwe jest uelastycznienie podstaw programowych, dzięki któremu nauczyciele mogliby uwzględniać nie tylko problemy i trudności, ale również zainteresowania uczniów.

Comments ( 6 )
  1. Ktoś mógłby postawić zarzut, że Marzena napisała oczywiste prawdy na temat oczywistych spraw. Ale czy to źle, skoro te oczywistości nie mogą się przebić do naszych głów i naszych szkół ? Właśnie dlatego musimy powtarzać i rozpowszechniać te „oczywistości”.
    Wyjmuję jedną z nich: „Pozwólmy dziecku pytać” . Szkoła jest tak skonstruowana, że dziecko musi odpowiadać. Ja jestem od zadawania pytań, ty od odpowiadania. I to jest uważane za oczywiste. Szkoła nie uczy zadawania pytań, nawet tych elementarnych. Zróbcie eksperyment: namówcie swoich znajomych uczniów żeby zadali na lekcji pytanie: „czy może pan/pani wytłumaczyć jeszcze raz, bo nie zrozumiałam/łem ?” Niech potem opowiedzą wam o reakcji nauczyciela. Na początku pierwsza trudność: ilu uczniów odważy się zdać to pytanie ?
    Zadawanie pytań jest podstawową czynnością umysłową i werbalną gatunki homo sapiens. Jakie są skutki dwunastoletniego ćwiczenie się w nie zadawaniu pytań ?

    • Marzena Żylińska Post author

      To prawda. To są oczywistości, ale … nie dla wszystkich. Wciąż jeszcze są ludzie, którzy na moim FB piszą: Mój ojciec uczył się w szkole na pamięć i wszystko dziś pamięta, więc pani nie pisze głupot o potrzebie rozumienia.
      A zadawanie pytań, to naprawdę poważny problem. Gdy jeszcze prowadziłam seminarium metodyczne, a moi studenci musieli hospitować wiele różnych lekcji, zrobiliśmy małe badanie. Studenci przez kilka miesięcy notowali wszelkie możliwe pytania, które zadawali swoim nauczycielom uczniowie. Zebraliśmy obserwacje z ponad 1000 lekcji. Pytania były podzielone na kategorie: np. pytania organizacyjne, (np. Do kiedy trzeba przynieść pieniądze na wycieczkę?), pytania o powtórzenie informacji) itp. Jedną z kategorii były prawdziwe pytania. Tych w naszym zestawieniu było ponad dwadzieścia. Większość z nich pojawiła się na lekcjach jednego nauczyciela. Co o tym sądzić?

  2. Niesamowity jest wynik waszego badania – znamienny i zasmucający. Proponuję poszerzyć nasze fundamentalne zasady – myślę, więc jestem + kocham, więc jestem (patrz: Maria Łopatkowa) – o kolejną: pytam, więc jestem.

  3. joanna

    Pani Marzeno,
    ile razy watpie w swojego syna czytam Pani artykuly, wraca do mnie wiara we wlasne dziecko. Dziecko, ktore idzie po dosc wyboistej drodze edukacji. Mam nadzieje, ze dojdzie do celu : pasji, ktora pozwoli mu byc szczesliwym czlowiekiem.

    • Marzena Żylińska Post author

      Pani Joanno,

      to wspaniałe uczucie wiedzieć, że pomaga się dzieciom! Gdy czyta się książki Korczaka, Montessori, Steinera, Freineta …… to z każdej strony przebija wiara w dziecko. Myślę, że naszym największym błędem jest brak tej wiary i przekonanie, że my dorośli wiemy lepiej i że możemy zmuszać dzieci, by realizowały nasz plan. Ja sama i nasz zespół Budzącej się szkoły chcemy przekonać i rodziców i nauczycieli, by starali się wychowywać samosterowne jednostki.
      Niektórym dorosłym wydaje się, że przeciwieństwem dyscypliny, narzucanej dzieciom przez dorosłych, jest chaos. A my chcemy pokazać, że zewnętrzną, narzuconą dzieciom strukturę, można zastąpić strukturą wewnętrzną. Ale, żeby z dzieci wyrosły samosterowne jednostki, muszą mieć okazję, by poczuć skutki własnych wyborów.
      Idąc po wyboistej drodze też można dojść do celu, ale dziecko musi mieć obok siebie dorosłych, którzy w nie wierzą, którzy je wspierają i rozumieją, że nie da się przejść przez życie bez popełniania błędów. Dziś lepiej niż kiedykolwiek dotąd rozumiem, jak bardzo nasze dzieci potrzebują naszej wiary w nie.

  4. Agnieszka

    Co prawda czytam to wszystko z wielkim zainteresowaniem, sama jestem zwolenniczką otwartego podejścia szkoły do ucznia, ale mam wręcz odwrotne odczucia niż pani Joanna. To, co pisze pani Marzena, bardzo mnie przygnębia. Każdego dnia doświadczam starego, zeskorupiałego systemu szkolnego moich dzieci, zwłaszcza młodszego (które za kilka dni pójdzie do szóstej klasy). Niechęci dyrekcji, obaw nauczycieli, niezrozumienia innych rodziców. Do głowy im nie przychodzi, że można coś więcej, lepiej, inaczej.
    No cóż: „ludzie ludziom zgotowali ten los”.

Post comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.