Rola pytań w edukacji

„Tak jak dla Sokratesa, również dla każdego nauczyciela powinno być jasne, że nie ma nic ważniejszego dla rozwijania dialogu, a w ostatecznym rozrachunku – myślenia, niż strategie pytań, które wykorzystuje sam nauczyciel i którymi posługiwać się uczy własnych uczniów.”

R.J. Sternberg i L Spear-Swerling

 

 Zdaniem wielu psychologów pytania to ważny element procesu uczenia się. Mają one wpływ na rozwój mózgu i myślenia, na sposób rozwiązywania problemów, a nawet na poziom inteligencji. Dzieci uczą się poprzez aktywność i właśnie poprzez zadawanie pytań, ale wiele zależy również od tego, jakie pytania zadają im ich opiekunowie i w jaki sposób to robią. Dlatego fenomenem tym powinni zainteresować się zarówno rodzice, jak również nauczyciele. Niestety na seminariach metodycznych nie poświęca sie temu zagadnieniu wiele uwagi. Dobrze zadane pytania stymulują rozwój uczniów i zachęcają do pracy, źle zadane blokują i zamykają drogę do sukcesu. Dlatego warto poświęcić pytaniom trochę uwagi i nauczyć się dobrze wykorzystywać to narzędzie.

 

Kto pyta, nie błądzi.

Kto się uczy, ten zadaje pytania. Fenomen ten wiąże się z naturalną i występującą u każdego dziecka, ciekawością poznawczą. Dzieci chcą poznawać i rozumieć otaczający je świat, dlatego zadają niezliczoną ilość pytań. W ten sposób się uczą. Sytuacja zmienia się radykalnie, gdy przekraczają szkolne progi. Tu wymaga się od nich, że będą spokojnie siedzieć w ławce i wykonywać polecenia nauczyciela.  Oznacza to, że muszą zapanować nie tylko nad potrzebą ruchu, ale również nad wrodzoną ciekawością poznawczą, co w praktyce często oznacza jej tłumienie.

Choć można by się spodziewać, że osoby, które wiedzą więcej, będą odpowiadać na pytania osób, które wiedzą mniej, w szkole jest dokładnie odwrotnie. Pytania zadają tu przede wszystkim nauczyciele. Jednak pytanie pytaniu nierówne. Jedne prowokują do myślenia, stawiania hipotez, rozbudzają ciekawość i intrygują, inne zaś wywołują reakcję obronną a nawet stres i wręcz prowadzą do wycofania. Te ostatnie to pytania wymagające jedynie reprodukcji podanej wcześniej wiedzy. Nauczyciele muszą zdawać sobie sprawę, jakie efekty wywołują konkretne pytania. Dobre nie tylko kierują uwagę uczniów na omawiane zagadnienie, ale również wprowadzają ich w stan gotowości do nauki. Dzięki intrygującemu pytaniu w mózgu uczniów wydzielają się neuroprzekaźniki, bez których nie może zachodzić proces uczenia się. Nauczycielowi, który potrafi zadać takie kluczowe, otwierające pytanie, dużo łatwiej jest zrealizować zaplanowane cele niż osobie, która na początku lekcji nie zdoła zaintrygować uczniów i skierować  ich uwagi na omawiany temat. Bez przesady można powiedzieć, że dobre pytanie otwierające, to połowa sukcesu. Przygotowując się do lekcji nauczyciel musi nie tylko zastanowić się, o co chce spytać, ale powinien również zadbać o odpowiednią formę. Zadanie tylko na pozór jest łatwe i początkowo może niewprawionym osobom sprawiać wiele problemów, bo wymaga przezwyciężenia przyzwyczajeń i zejścia z wydeptanej przez lata ścieżki. Dlatego pierwsze kroki łatwiej robić w grupie. W przyszłym tygodniu nadarzy się ku temu dobra okazja. W piątek (28.05.) w III. LO w Sopocie odbędzie się konferencja poświęcona roli pytań w edukacji.

Będę wdzięczna za podanie przykładowych pytań tzw. otwierających/kluczowych, którymi można rozpocząć lekcję lub które nauczyciel może zadać w trakcie lekcji. Pytania mogą dotyczyć wszystkich przedmiotów.

 

 

JAK ZADAWAĆ PYTANIA, ABY POBUDZIĆ MYŚLENIE DZIECKA, czyli pytanie jako przynęta dla rozwijającego się umysłu.

 

Program

12. Spotkania Autorskie  –  Międzynarodowa Konferencja poświęcona        znaczeniu  pytań w rozwoju dziecka.

Miejsce: Sopot, ul. Kolberga 15

 

JAK ZADAWAĆ PYTANIA, ABY POBUDZIĆ MYŚLENIE DZIECKA, czyli pytanie jako przynęta dla rozwijającego się umysłu.

Organizatorzy:

Urząd Miasta Sopotu;

Szkoła Podstawowa nr 9 w Sopocie;

Urząd Miasta Karlshamn – Szwecja

 

Miejsce: aula III LO  w Sopocie

13.30  Jak pracowaliśmy na poprzednich Spotkaniach Autorskich?

13.40 Neurodydaktyka:  Mózg ucznia  miejscem pracy nauczyciela.

dr Marzena Żylińska, NKJO Toruń

14.25 Pytania

14.30.  Jak zadawać pytania, aby nie wywoływać w uczniu postawy obronnej. Ewa Orłowska, Ośrodek Rozwoju Edukacji, Warszawa

15.15 Pytania

15.20  Uczenie się przez odkrywanie:

„Dobry początek to połowa roboty” oraz prezentacja pracy w szwedzkich szkołach.

Nauczyciele ze szkół podstawowych w Karlshamn, Szwecja

15.50  Pytania

15.55  Przerwa kawowa

16.15  Prace warszatowe w zespołach: JAK ZADAWAĆ PYTANIA,  ABY POBUDZIĆ MYŚLENIE DZIECKA.

Miejsce: Szkoła Podstawowa nr 9

17.00  Prezentacja rozwiązań  wypracowanych w grupach.

Miejsce: Aula III LO w Sopocie.

17.30  Zakończenie i podsumowanie konferencji.

Miejsce: Aula III LO w Sopocie

 

Informacja dla osób zainteresowanych moją książką „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi”

Ponieważ na rynku jest jeszcze inne wydanie „Neurodydaktyki” informuję, że prawa do mojej książki ma jedynie Wydawnictwo Naukowe UMK i tylko pod zawartymi w tej książce tezami mogę się podpisać. Za błędy zawarte w innym wydaniu, nie ponoszę odpowiedzialności. Swoim nazwiskiem firmuję jedynie „Neurodydaktykę” z pokazaną tu okładką. Jeśli ktoś chce przeczytać MOJĄ książkę, to proszę korzystać z wydania z  granatowym profilem twarzy.  Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych stanowi, iż to autor odpowiada za treść i formę swojego dzieła. Ja miałam wpływ jedynie na formę i treść książki wydanej przez Wydawnictwo Naukowe UMK.

Neurodydaktyka

Kiążkę można kupić przez internet np. tu:

http://www.kopernikanska.pl/prod_193628_Neurodydaktyka_Nauczanie_i_uczenie_sie_przyjazne_mozgowi.html

Comments ( 0 )
  1. Marcin Zaród

    Fajne spotkanie, mam wrażenie, że właśnie dzięki takiej drobnicy nasza edukacja ma jeszcze jakąś szansę.

  2. mazylinska Post author

    Takich inicjatyw jest bardzo dużo, problem w tym, że dla mózgów uczniów liczy się to, co robią na co dzień. Jeden czy dwa projekty edukacyjne w roku, to dobra rzecz, tak samo, jak wycieczka do lasu czy przeprowadzony eksperyment, ale z punktu widzenia zmiany sieci neuronalnej te „fajerwerki” nie równoważą tysięcy godzin spędzonych w ławce na uzupełnianiu luk w kartach pracy lub zeszytach ćwiczen. Wszystkie te dobre pomysły zaczną działać dopiero wtedy, gdy będą dominującą formą pracy. Neurony uczą się wolno i potrzebują wielu powtórzeń.

  3. Marcin Zaród

    To samo twierdzę w rozmowach z Ksawerym. Partyzantka edukacyjna nie rozwiąże problemu.

    • mazylinska Post author

      Tak, masz rację. W tym właśnie tkwi problem. Dlatego pojedynczemu nauczycielowi tak trudno jest dokonać zmian. Z punktu widzenia mózgu liczy się przede wszystkim to, co trwa długo i jest powtarzane. Jednorazowe akcje mogą pozostawić przyjemne wspomnienia, ale nie prowadzą do utworzenia w mózgu nowych szlaków. Podobnie jest z nauczycielem działającym w pojedynkę. Trzeba zmienić system! Metoda projektu nie może być organizowaną raz na trzy lata akcją, takim kwiatkiem do korzucha, ale metodą stosowaną w codziennej praktyce szkolnej. Dopiero wtedy może coś zmienić.

  4. Metoda projektu, jak każda inna metoda, jest NARZĘDZIEM, a nie wytrychem, załatwiającym w magiczny sposób bolączki szkoły. Jeśli nauczyciele jej nie stosują, to nie dlatego, że są niedouczonymi w nowoczesnych metodach głupkami, tylko dlatego, że ta metoda nie przystaje do ich celów. I chwała im za ten opór!
    Nie metody i młotki (Masłowa) tworzą efekt, ale celowe, świadome i rozsądne dążenie do celu.

    Powtórzę raz jeszcze: celem dzisiejszej szkoły (sama to nie raz zdiagnozowałaś) jest przygotowanie uczniów do osiągnięcia najlepszych wyników w testach. Póki nie usuniesz tego celu (albo zastępując go innym, w co wątpię, żeby było to sensowne, albo zostawiając cel otwarty zdrowemu rozsądkowi nauczyciela lub dyrektora/właściciela szkoły), to NARZUCANIE metod nie doprowadzi do pożądanego przez Ciebie skutku, tylko do sabotowania tych narzędzi (tak jak dziś projekty gimnazjalne są sabotowane) i powiększenia frustracji wszystkich tych, którzy zmuszeni będą w grze pozorów.

    • mazylinska Post author

      Xawer,

      metoda projektu, to był przykład. Chodzi mi o to, że pracując nad projektem uczeń nie wkuwa wiedzy na pamięć, ale ćwiczy jest zastosowanie. Ale masz rację, że dziś zachowanie nauczycieli stosujących głównie metody podawcze, jest racjonale. Jak długo będziemy mieć testy sprawdzające samą wiedzę, a nie zdolność jej zastosowania, tak długo projekty nie będą miały w szkole racji bytu.
      A co do ogólnego celu edukacji, będącego drogowskazem wytyczającym główny kierunek, to będę się upierać, że bez niego wciąż będziemy błądzić we mgle. Bez celu nie wiadomo, dokąd chcemy dojść, co chccemy mierzyć testami, jakich ludzi chcemy wychować. Jestem przekonana, że obecne problemy edukacji biorą się stąd, że dziś nie mając żadnego własnego celu, ślepo naśladujemy to, co dzieje się u innych.

    • n.sz.

      I tu bym dyskutowała.Jest wielu wspaniałych nauczycieli ale są i tacy,którzy od -nastu,-sięciu lat uczą tak samo.Sięgają do tych samych notatek,bazują na tych samych utartych schematach,nie tolerują dyskusji,pytań,które burzą ich „ustalony” porządek rzeczy.Wątpliwości i pytania nazywają pyskowaniem i traktują jak kwestionowanie ich kompetencji i swoistej nieomylności.Może warto zacząć szerzej propagować nową edukację także wśród nauczycieli?

  5. Obawiam się, że w ogromnej większości przypadków dzisiejsze projekty gimnazjalne są jeszcze gorszą stratą czasu co siedzenie w ławkach. Neurony nie maja tu nic do rzeczy. Projekty są działalnościa zbędną, obcą i niespójną z celami szkoły, którą realizuje się wyłącznie z powodu konieczności wypełnienia formalnego wymogu.

    Nauczyciele i uczniowie, którym taki styl odpowiada – używają ich nie raz na trzy lata, a raz na trzy tygodnie. Ale to musi być ich decyzja i wybór, a nie narzucony odgórnie sposób działania.

    Bardzo się cieszę, że jako społeczeństwo nie wiemy dokąd chcemy iść.
    Wielki Marsz.
    Nie widzę tez powodu, byśmy cokolwiek mierzyli testami.
    I cieszę się, że państwo w którym żyję nie ma wizji wychowywania swoich obywateli według swojego uznania. Tzn. martwię się, że takie zapędy od czasu do czasu miewa i trochę nadmiernie mu zależy na moim zbawieniu. Ale jakoś mam przekonanie, że to państwo powinno być emanacją obywateli, a nie prole być ukształtowani i wychowani według państwowej wizji.

    Zgadzam się natomiast w pełni, że polska edukacja ślepo naśladuje to, co robią inne edukacje, a te też działają ślepo.
    Feynman określił to jako „Cargo cult science”. Do pedagogiki (i jej praktyki w systemach edukacyjnych) ta paralela pasuje doskonale.

    • mazylinska Post author

      Jesli dobrze Cię rozumiem, to Twoim zdaniem edukacja może obejść się bez celu czy misji która będzie wytyczać główny kierunek wszelkich działań? Taki cel pozwoliłby na weryfikowanie celów zawartych dziś w podstawach programowych. Bez tego można tam wpisywać wszystko. I tak się właśnie dzieje!

  6. Tak właśnie uważam. Cele powinni indywidualnie definiować rodzice i wybierać sobie szkoły jakie chcą – a szkoły tworzyć możliwie szeroką ofertę odpowiadająca na to zapotrzebowanie rodziców.

    A podstawy programowe ustalane centralnie nie powinny być programami jakichkolwiek szkół, tylko wymogami minimum, do dowolnego obudowania i rozszerzenia przez szkoły.
    Tak, jak państwo ustala i egzekwuje normy higieniczno-sanitarne, ale nie wpisuje niczego żadnej restauracji do jej menu.

    Doprawdy cieszę się, że państwo nie ma „dalekodystansowej wizji żywieniowej”, którą ja bym musiał jeść pod przymusem prawnym.

    • mazylinska Post author

      @ Ksawery

      Piszesz: „Tak, jak państwo ustala i egzekwuje normy higieniczno-sanitarne, ale nie wpisuje niczego żadnej restauracji do jej menu.”

      I właśnie o to chodzi 🙂 Dziś nie mamy ogólnego celu (takich norm higieniczno-sanitarnych), ale mamy drobiazgowe menu dla każdej klasy. Ja bym chciała, żeby było na odwrót! Żebyśmy zdefiniowali ogólny cel dla wszystkich. Pozostając przy Twoim porównaniu, że żywimy dzieci zdrowo, a nie tanim fast foodem. Taki edukacyjny fast food to właśnie wykute bez sensu i zrozumienia fakty i fakciki, z których mózg nie moze stworzyć żadnej sensownej całości.
      Bez określenia kierunku, żaden statek nie dopłynie do portu. Nasza edukacja przypomina mi dziś taki statek. Wszyscy na i pod pokładem ciężko pracują, ale bez kompasu i bez określenia celu i kierunku, statek nie może nigdzie dopłynąć..

  7. Marcin Zaród

    @ Xawer

    „Zgadzam się natomiast w pełni, że polska edukacja ślepo naśladuje to, co robią inne edukacje, a te też działają ślepo.”

    Mylisz się. Polska edukacja potrafi ślepo naśladować tylko proste praktyki (testy). Tam, gdzie trzeba zrobić coś bardziej systemowego (np. kształcenie nauczycieli), polska edukacja świetnie powiela swoje stare błędy.

    – Zmiany w podstawie programowej w Finlandii czy w Japonii są testowane w szkołach ćwiczeń i konsultowane z nauczycielami-praktykami.
    – Zmiany w podręcznikach do fizyki w Japonii przechodzą ślepe peer-review.
    – Podawałem Ci już wzięte argumenty z solidnych badań socjlogicznych (PISA) (duża, losowa próbka, metodologia do wglądu).

    Co w tych metodach ślepego? Tzn – gdzie w tych przykładach (cytowanych w naszych dyskusjach) widzisz naukę „cargo”? Aha – żadne z nas nie twierdzi, że metody te będą działały bezpośrednio przeniesione w warunki polskie. Ja za to twierdzę, że warto uczyć się na błędach innych (i np. próbować uniknąć skutków testocentryzmu i segregacji ze szkolnictwa ogólnego w Kalifornii). Skoro różne metody działają to czemu ich nie testować u nas? Nie stać nas na wyważanie otwartych drzwi.

    „Cele powinni indywidualnie definiować rodzice i wybierać sobie szkoły jakie chcą – a szkoły tworzyć możliwie szeroką ofertę odpowiadająca na to zapotrzebowanie rodziców.”

    To jeden element. Drugi to system finansowania. Trzeci to kształcenie nauczycieli. Czwarty to wsparcie pedagogiczne, bo edukacja słabo reaguje na bodźce wolnorynkowe (wsparcie =/ nadzór!)

    • mazylinska Post author

      @ Marcin
      Masz zupełna rację. W edukacji działa prawo naczyń połączonych. Pominięcie jednego elementu, np. kształcenia nauczycieli, wpływa na całość. Dlatego ta reforma jest tak trudna. Ja też poszłabym drogą szkół ćwiczeń. Najpierw sprawdzić, potem wprowadzać.

      @ Ksawery
      Edukacja to wiele małych statków, z których żaden nie dopłynie do żadnego portu, jeśli wcześniej nikt nie określi celu. Jak juz pisałam, przymierzam sie do takiego tekstu, w którym spróbuję okreslić ten kierunek. Musi on być na tyle elastyczny, że każda szkoła będzie go mogła wypełnić własnymi treściami. dziś nie mamy kierunku i DLATEGO ministerstwo określa drobiazgowo wspólne dla wszystkich treści nauczania. Jeśli zaś chodzi o tę oś, o której myślę, to oczywiście nie będą to żadne konkretne treści, bo te są dziś wymienne.

  8. „Ja bym chciała, żeby było na odwrót! Żebyśmy zdefiniowali ogólny cel dla wszystkich.”

    Proszę uprzejmie: „Zadaniem edukacji jest wspieranie obywateli w ich indywidualnych dążeniach do osiągnięcia (lub przekazania ich dzieciom) takiego wykształcenia, jakie sami sobie wybierają”.
    Jeśli uszczegółowisz to o jakikolwiek konkret, czego Jaś ma być uczony i co ma wynieść ze szkoły, to już wpiszesz się w ciąg myśli społecznej podporządkowującej jednostki społeczeństwu: od Likurga po Lenina, w którym państwo czuje sie uprawnione do wyznaczania celów obywatelom i egzekwowaniem, by obywatele te cele wypełniali. Jaś przestanie być wtedy podmiotem edukacji, a stanie się na powrót tym, czym jest dziś: przedmiotem działań szkoły.

    „Bez określenia kierunku, żaden statek nie dopłynie do portu…” Bardzo mi się podoba ta metafora. Masz rację. Tyle, że zakładając, że edukacja jest jednym statkiem, który ma dopłynąć do jednego portu, przyjmujesz wizję totalitarną. Tysiąc mniejszych stateczków dopłynie do trzystu różnych portów: tych którzy lubią słońce i ciepło zawiozą na Korfu, a mnie (i jak zrozumiałem również Marcina) na Lofoty. Zadaniem państwa nie jest określanie celu podróży dla całej wielkiej flotylli, tylko egzekwowanie norm bezpieczeństwa w ruchu morskim i prowadzenie kontroli celnej i paszportowej w portach, a nawet prowadzenie akcji ratunkowych, gdy zdarzy się katastrofa i jakiś prom zacznie tonąć.

    @Marcin:
    Przestrzegam przed traktowaniem PISA jako wyznacznika jakości edukacji. O ile można się zgodzić, że jednorazowy pomiar PISA niesie pewną wartość poznawczą, o tyle regularne stosowanie go w połączeniu z dużym nagłośnieniem spowodowało, że osiągnięcie wyniku w testach PISA stało się celem organizatorów edukacji w różnych krajach. I ten cel jest realizowany.
    A mnie, rodzica, ani trochę nie obchodzi, czy Polska dobrze wypada w testach PISA, czy źle. Obchodzi mnie czy MOJE dziecko wyniesie z tej szkoły to, czego JA oczekuję od jego edukacji.

    To, że zmiany w Japonii, czy paru innych krajach, są testowane przed ich wdrożeniem na szeroką skalę, nie oznacza, że jest to podejście prowadzące do podniesienia jakości edukacji. Jest to podejście prowadzące w najlepszym razie do realizacji celu mierzonego użytą procedurą testującą. Bardzo jestem ciekaw, na ile ta procedura testująca jest zgodna z oczekiwaniami edukacyjnymi pewnego konkretnego żywego Japończyka, który ma posłać swoje dziecko do szkoły. Już samo to, że są jednoznacznie określone świadczy, że nie mogą być zgodne z oczekiwaniami RÓŻNYCH rodziców.

    Efektem jest właśnie cargo-cult: włożono dużo pracy i zbudowano pas startowy z liści palmowych, przeszły nawet kontrolę jakości w naszej procedurze układania liści — ale samolot nie wylądował i nie przywiózł wymarzonych paczek (czyli uczniowie dzisiejsi 20-latkowie w Japonii wcale nie dają sobie w życiu lepiej rady, niż ci, którzy mieli 20 lat w roku 1970).
    Zostały osiągnięte cele „pośrednie” – wyniki PISA. Ale cel „ostateczny” – czyli poprawa przygotowania 20-latków do dalszego życia nie został osiągnięty ani trochę. Wprost przeciwnie. Poziom frustracji wśród młodego pokolenia Japończyków jest dużo większy, niż wśród pokolenia ich rodziców czy dziadków.

    „Skoro różne metody działają…” – A działają? Jakoś (poza krajami III świata, gdzie wychodzi się z powszechnego analfabetyzmu) nie widzę, żeby gdziekolwiek w rozwiniętym świecie edukacja odnosiła jakiekolwiek sukcesy. Raczej w jednych krajach degradacja edukacji postępuje szybciej, niż w innych. Ale nie znam kraju, w którym na masową skalę dzisiejsi absolwenci liceów mają lepszą wyprawkę na życie, niż mieli ich rodzice czy dziadkowie.

  9. n.sz.

    To,co mnie uderza,tym bardziej im bardziej zagłębiam się w temat to fakt,że jest tak wiele osób,tak wiele gotowych i przygotowywanych projektów,w tak wielu środowiskach jest to temat niezwykle żywotny-i ci wszyscy ludzie nie potrafią się zjednoczyć i dokonać prawdziwego przełomu w Polsce! Wiem to,właściwie znam przyczyny,ale ich po prostu nie rozumiem,bo choć sama nie jestem wolna od różnego rodzaju uprzedzeń czy przekonań(jestem tylko człowiekiem,jednak;)) to święcie wierzę,że jest moment,poziom nasycenia ideą,powyżej którego przestaje się patrzeć i myśleć prywatą!Przez „prywatę” rozumiem przede wszystkim warunkowanie działań :”nie z tymi ludźmi”,”nie tędy”,”nie w taki sposób”,ktoś przypisze sobie cały efekt pracy”. Podejmując próby zorientowania się w temacie,próbując rozeznać podejście do mojego „projektu” zdarzyło mi się rozmawiać z kilkoma osobami i ze smutkiem pomyślałam wtedy,że nic się nie uda,opadły mi ręce,ale…to było chwilowe.
    Jak już Pani wspomniałam pomysł przyszedł mi do głowy po pierwszym obejrzeniu http://www.youtube.com/watch?v=oVEkNVmPBcg&feature=share – (na pewno Pani to zna),potem przyszły kolejne.Rozeznałam trochę temat i..kolejna refleksja-wyważamy otwarte drzwi!
    W 1998 roku Rząd Wielkie Brytanii powołał Narodowy Komitet Doradczy ds.Twórczej i Kulturowej Edukacji,na czele którego stanął właśnie Ken Robinson,jesteśmy w trakcie tłumaczenia tego raportu( niestety nie znam angielskiego:(),ale już z lektury [pierwszych stron jasno wynika,że idea rewolucyjnych,czy poważnych zmian w systemie edukacji była niezwykle bliska tym osobom.Pani praca,poglądy,podobnie jak wielu innych osób to bliźniacza idea Robinsona,może nawet ta sama:)
    Nie jestem akademikiem,więc proszę mi darować,ale logicznym wydawałoby się korzystać z dorobku innych,pytanie więc:dlaczego wyważamy poniekąd otwarte,no może uchylone drzwi?
    Święcie wierzę,że można,że da się,że TRZEBA stworzyć NOWY System Edukacji! W chwili,gdy jesteśmy częścią wspólnej Europy patrzę dalej i myślę,że można by tym (za chwilę) zarazić inne kraje i zunifikować,zrównać,ujednolicić ten system kształcenia,żeby nasze dzieci miały jedną kolebkę.

    • mazylinska Post author

      @ n.Sz.
      Jest już bardzo późno, a ja rano jadę do Sopotu, więc piszę krótko, choć temat niezmiernie ważny. Nie sądzę, żeby udało się wprowadzić nowy system jednocześnie we wszystkich krajach Europy. Wszędzie mówi się wprawdzie o potrzebie zmian, ale wszystkie systemy są niezmiernie odporne na zmiany. Ciągle przeprowadza się reformy, ale zmienia się tyle, żeby nic się nie zmieniło. Niemieccy pracodawcy powołali kilka lat temu inicjatywę „Wymyślić szkołę od nowa” (Schule neu denken). Są przekonani, że urzędnicy i politycy zupełnie nie rozumieją potrzeb obecnego świata i zmiany mogą wprowadzić jedynie osoby niezwiązane z edukacją. U nas jest podobnie. Dziś już wszyscy widzą mankamenty obecnego modelu, a ministerstwo uparcie milczy. To nie są ludzie gotowi do zmian, otwarci na nowe wyzwania, mający pomysły na nowa szkołę.
      Trzeba wymyślić szkołę od nowa! Ale ktoś musi zrobić pierwszy krok i pokazać, że można zupełnie inaczej. Kraj, który zrobi pierwszy krok i uwolni potencjał kreatywności dzieci, zyska na długie lata ekonomiczną przewagę nad innymi. Ja bardzo bym chciała, żeby tym krajem była Polska. Ale osoby odpowiedzialne za edukację każą nam myśleć, że my możemy jedynie naśladować innych.

      Ale jestem ciekawa, co Pani ma na myśli pisząc o „prywacie”? Ja problem widzę inaczej. Jest wiele osób, które chcą radykalnych zmian w edukacji, ale:
      1) wizje są różne i trudno o konsensus,
      2) nasz system edukacyjny jest w gestii polityków i urzędników, ani rodzice, ani żadne inne grupy nie mają ŻADNYCH możliwości wpływania na jego kształt.

      Stąd warto wszędzie zadawać pytanie: „Czyja jest edukacja?” i drugie ważne: „Kto jest beneficjentem obecnego modelu?”

      @ Aneta

      Prosze napisać kilka zdań o książce „Pstryk” 🙂 Co jest jej siłą?

      • n.sz.

        „1) wizje są różne i trudno o konsensus”-właśnie,to jest poniekąd ta „prywata”,w każdym razie jej znaczący element.Owe „osoby,które chcą radykalnych zmian” są tak przywiązane do swoich „wizji” i tak na ich punkcie zafiksowane,że nie ma mowy o wypracowaniu wspólnej i mówieniu jednym głosem,a to warunek niezbędny,by być usłyszanym!

        2)I to się nie zmieni,bo edukacja jest ich-polityków i urzędników działających w schemacie „obecnego modelu”,zapewniających produkt finalny dla przemysłu(biznesu),który jest „beneficjentem obecnego modelu”.

        • n.sz.

          A rozwiązanie,zgodnie z Brzytwą Ockhama jest proste! :

          -Koordynacja projektów,przedsięwzięć,pomysłów,wizji.
          -Akceptacja obecnego systemu decyzyjnego i znalezienie w jego ramach czynników sprzyjających.

          Mam pomysł,wiem co chcę osiągnąć
          Nie wiem czy mi się uda (z bólem zakładam „porażkę”,ale jednak zakładam)

          Czekanie,aż przyjdzie „właściwy” moment,aż sytuacja będzie sprzyjająca,aż „edukacjoniści” się dogadają,aż decyzyjność będzie wolna od politycznych i światopoglądowych uwarunkowań-to czekanie na NIGDY!

          • mazylinska Post author

            @ n.sz.
            Pisze Pani, że rozwiązania zgodnie z Brzytwą Ockhama są proste. Ale z drugiej strony wiadomo również, że: Everything should be as simple as possible, but not simpler.

            Ustawienie systemu edukacji na nowym fundamencie wymaga uwzględnienia wielu czynników i – co mnie ostatnio bardzo zajmuje – określenia celów. Planuję jeden z kolejnych wpisów poświęcić temu zagadnieniu.
            Ciekawa jestem Pani wizji edukacji. Jak w Pani optyce powinny wyglądać cele nauczania?

            Nie za bardzo rozumiem też, czy naprawdę sądzi Pani, że pracodawcy są dziś beneficjemntami obecnego modelu edukacyjnego?

            Pisze Pani, że trzeba zjednoczyć poczynania edukacjonistów (dobre słowo 🙂 ALE JAK TO ZROBIĆ? MA PANI NA TO POMYSŁ?

            @ Waldek Z.

            Wróciłam właśnie z konferencji w Sopocie i chciałabym napisać w najbliższych dniach o tym, do jakich wniosków doszliśmy. W tym następnym wpisie odniosę się do podanych przez Pana przykładów. Są bardzo interesujące.

          • n.sz.

            Pani Marzeno,ale ja też nie mówię o niczym,co byłoby nie możliwe.Naturalnie „niemożliwe” z mojego punktu widzenia:)
            Rozeznając się w temacie,natrafiłam na wiele zbieżnych wizji przyszłości,opierając się( w skrócie) na wystąpieniu (PTE 2009)Jana Szomburga Jr.: Polska ma 4 opcje:
            1.powielenie drogi,którą przebyły USA I Europa Zachodnia(idą nią Chiny i Indie):koncentrowanie się na naukach fizycznych,matematycznych,biologicznych i inżynierii
            2.Nierezygnowanie z nauk ścisłych i przyrodniczych,lecz zamiast roli wiodącej przyjęcie roli uzupełniającej.
            3.Przeskoczenie etapu społeczeństwa naukowego(faza,w którą wchodzą USA) i obranie kierunku na społeczeństwo postnaukowe.
            4.Brak polityki proinnowacyjnej.
            Ja widzę dla Polski opcję 3-społeczeństwo POSTNAUKOWE.
            W tym kierunku,według mnie powinien zmierzać nowy system edukacji: takie kształcenie,które przygotuje nas,pokaże możliwości,,da nam umiejętności „odpowiedniego wykorzystania wynalezionych już technologii,filtrując je przez pryzmat rozumienia zagadnień z zakresu psychologii,socjologii i kulturoznawstwa.Ci,którzy w gąszczu popwstających innowacji technologicznych będą potrafili wybrać odpowiednie z nich i dostosować do potrzeb poszczególnych osób,grup,społeczeństw,kultur,osiągną największy sukces”.
            Postawienie na myślenie dywergencyjne,kreatywność,likwidacja rozdziału uczenia się i emocji..bilokacja…:)
            Mamy szansę,musimy zrobić co się da,żeby ją wykorzystać.Musimy wyzbyć się uprzedzeń,opracować jedną wizję systemu edukacji i zająć się jej wdrażaniem zanim zrobią to inni,albo zostaniemy przy 4.opcji J.Szomburga.
            I na koniec : nieobecni nie mają racji,ani prawa do krytyki!-to do tych,którzy nie umieją lub nie chcą współpracować.

          • mazylinska Post author

            n.sz.
            Punkt 4, czyli brak polityki innowacyjnej jest dziś w szkołach konsekwentnie realizowany! Pani Natalio, ja też nie myślę, że zmiana systemu edukacyjnego na proinnowacyjny i oparty na naturalnej ciekawości poznawczej jest niemożliwy, ale zajmując się tym od wielu lat, widzę, na jaką skałę natrafiamy.
            Moją wizję edukacji opisałam w wielu tekstach. Znaleźć ją można np. w wydawanym przez Jana Szomburga Pomorskim Przeglądzie Gospodarczym http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=8&sqi=2&ved=0CGIQFjAH&url=http%3A%2F%2Fakademiadzieci.files.wordpress.com%2F2010%2F09%2Fppg-4-201047.pdf&ei=VkS7T5OQI5DN4QTDw7mmCQ&usg=AFQjCNFIZA3v-aLM-MBCwYG19H2TADKfcw&sig2=s7onfrX65ddsHYTp2rxXkA.
            Tekst nosi tytuł: „W stronę nowej kultury nauczania i uczenia się”. Piszę tam właśnie o związku między edukacją a gospodarką. Jesienią powinna być gotowa moja „Neurodydaktyka”, w której wyjaśniam, dlaczego obecny model edukacyjny tak bardzo utrudnia mózgowi naukę.

            Pytanie brzmi więc: JAK ZAINICJOWAĆ PROCES ZMIAN??????????? Czy ma Pani jakiś pomysł, co zrobić, by osoby decydujące o edukacji chciały tego słuchać? Czy zna Pani sposób na przekonanie ich, że powielanie cudzych rozwiązań nie prowadzi do sukcesu? Czy ma Pani jakiś pomysł na to, co zrobić, by o edukacji mogły decydować osoby z wizją, które rozumieją potrzeby XXI wieku?
            Osób, które rozumieją, że edukację trzeba zmienić jest wiele, ale na razie nikt nie wie, jak rozbić tę skamielinę? Jak się do tego zabrać???????? Czy ma Pani na to pomysł?

            @Xawer
            A kto dziś decyduje o tym, czego i jak muszą się uczyć moje dzieci? Czy przedstawiciele pracodawców byliby gorsi niż edukacyjni eksperci? Dlaczego?

  10. Agnieszka

    1. Co byś zrobił/a gdybyś się dowiedział/a, że masz przed soba jeszcze tylko jeden dzień życia?
    2. Jak byś napisał „mama” po polsku? A jak powinno się napisać ten wyraz po niemiecku? Czy w pisowni jest cos co Cię dziwi?
    3.Czy w języku polskim mamy określony szyk zdania? A jak to wygląda w języku niemieckim? Który język jest bardziej rygorystyczny, jeśli chodzi o szyk zdania?
    4 Jak przeczytasz liczbę 22 po polsku a jak po niemiecku? Jaka jest różnica? Jak uważasz, który sposób jest prostszy? Jak to jest w innych znanych Wam językach?
    5 Dlaczego Niemcy piszą rzeczowniki wielką literą? A jak to jest z innymi językami?

  11. Agnieszka

    6. Po polsku można powiedzieć: „Byłam w kinie.”, a po niemiecku „Ich war im Kino.” Kto to mówi? Kto jest podmiotem w tym zdaniu?
    7. Jak myślicie, w którym języku deklinacja rzeczowników jest łatwiejsza? Dlaczego? (Uczniowie podają swoje propozycje). Nauczyciel prosi dwóch uczniów o odmianę jakiegoś rzeczownika, np. „pies” po polsku i po niemiecku.

  12. wiola, Marzena, Paulina

    Pytania mogą również pomóc przy ciekawym rozpoczęciu lekcji. Oto kilka przykładów:
    1.Kto wygra Euro 2012?
    2. Jakie produkty widziałeś w sklepach z logo Euro 2012?
    3.Czy ,,Koko, koko Euro spoko” jest dobrą piosenką na Euro? Odpowiedź uzasadnij.
    4. Czy wyobrażacie sobie, że jest taka restauracja, w której je się po ciemku?
    5. Jaki jest twój wymarzony prezent?
    6.Jakie dzikie zwierzę chciałbyś mieć w domu i dlaczego?

  13. L./ M.

    Pytania mogą być też bardzo ciekawą formą zadań domowych:

    1) Jakie kolory występują na fladze niemieckiej? Jak sądzicie, co one oznaczają?

    2) Jakich niemieckich aktorów możemy zobaczyć w hollywoodzkich filmach?

    3) Czy geniuszom takim jak Einstein potrzebna jest szkoła?

    4) Z jakiego powodu, waszym zdaniem, warto pojechać do Niemiec?

    5) Gdzie zbudowano pierwszą wieżę telewizyjną?

    6) Czy można powiedzieć, że jakiś język jest łatwy lub trudny?
    Które języki, waszym zdaniem, są łatwe, które trudne?

    7) Dlaczego Niemcy kojarzone są z piwem?

    8 ) Co oznacza w języku niemieckim, a co w języku polskim słowo „Kriminalist”?

    9) Czy znasz słowa, które tak samo brzmią w języku polskim i niemieckim/ angielskim?

  14. Marcin Zaród

    „Raczej w jednych krajach degradacja edukacji postępuje szybciej, niż w innych.”

    Ponieważ to temat szerszy niż edukacja to nie zamierzam zagłębiać się w dyskusję.

    „Zadaniem państwa nie jest określanie celu podróży dla całej wielkiej flotylli, tylko egzekwowanie norm bezpieczeństwa w ruchu morskim i prowadzenie kontroli celnej i paszportowej w portach, a nawet prowadzenie akcji ratunkowych, gdy zdarzy się katastrofa i jakiś prom zacznie tonąć.”

    Ponownie nie widzę gruntu do dyskusji, bo mamy inne założenia: Uważam, że niesłusznie lekceważysz rolę „spajającą” edukacji. Ja wierzę w minimalne wymagania (bo jakiś fundament musi być wspólny dla wszystkich). Oczywiście rodzice powinni współtworzyć szkoły, ale zdecydowanie bardziej odpowiada mi model „silnej” polityki edukacyjno-społecznej niż postulowane przez Ciebie minimum.

    Wg. mnie problem leży na znalezieniu narzędzi pomagających szkole a jej nie obciążających. Ty postulujesz wariant mocniej wycofanego państwa, ja wolę wariant silniejszego. Z tym, że siła nie wyraża się w papierkach i kontrolach, ale w dobrych narzędziach proponowanych (nie wymaganych) przez MEN.

    MEN ma być jak dobry projekt przęsła w moście – ma rozpraszać większe naprężenia na szerszy system (opiekę społeczną, NGOsy) a nie je powiększać (kumulować papierki). Dla mnie EOT.

    Jedna fajna rzecz wynika z tych dyskusji – widać wyraźnie jak bardzo edukacja jest związana z gospodarką, polityką społeczną czy karną. W co drugiej mojej dyskusji z Xawerem wychodzimy poza poletko pedagogiczne.

  15. Nie lekceważę cechy spajającej edukacji i, przyznaję państwu prawo do tworzenia wymogów minimum. Pisałem już o tym w dyskusji o założeniach edukacji: http://osswiata.pl/stojda/2012/01/06/cele-edukacji/

    Nie da się wyłączyć z dyskusji o edukacji sporu ideowego i sporu o fundamentalne założenia państwa i ich przełożenie na system prawny, w tym i dyskusji o wolności indywidualnej i prawie do dbania o swoje dzieci bardziej niż o szczęście powszechne.
    Podobnie jak z dyskusji o najlepszym sposobie zapewnienia ludziom właściwej jakości (i we właściwej ilości) papieru toaletowego.
    O ile Ministerstwo Handlu Wewnętrznego i Usług zniknęło szczęśliwie wraz z przemianą ustrojową, a za to pojawił się papier toaletowy, dziwnie miękki, a nawet pachnący, o tyle Ministerstwo Edukacji trzyma się świetnie i nawet w ostatnich latach umacnia swój monopol na zapewnianie wszystkim badziewia.

    Dyskusja o kształcie edukacji nie może sprowadzać się do niemego przyjęcia założenia o państwowej urawniłowce i zajmowaniu się wyłącznie tym, jak państwo ma z niego korzystać. W tej dyskusji musi być miejsce (a moim zdaniem wyłącznie on ma sens) na nurt: jak zdemonopolizować ten koszmarny monopol i zastąpić PAŃSTWOWĄ edukację, edukacją OBYWATELSKĄ.
    Powszechność edukacji nie jest tożsama z tym, że każdy chodzi do takiej samej szkoły.
    Podobnie, jak powszechny dostęp do odzieży nie oznacza, że w wszyscy mają chodzić w identycznych maoistowskich mundurkach. A ja byłbym nawet za tym, żeby i nudystom dać spokój.

  16. Aneta

    A ja polecam książkę „Pstryk” – jak wprowadzać zmiany.

  17. WaldemarZ

    Jedną z cech charakterystycznych pytań i problemów w realnym świecie jest fakt, że zwykle mają one więcej niż jedną prawdziwą odpowiedź. Problemy i pytania, które posiadają jedną prawdziwą odpowiedź są problemami zamkniętymi. Problemy i pytania, które posiadają więcej niż jedną prawdziwą odpowiedź są pytaniami otwartymi. Pytania otwarte wymagają myślenia i samodzielnych decyzji. Większość realnych i praktycznych problemów to są pytania otwarte.

    Przykłady z matematyki w pierwszej klasie szkoły podstawowej.

    A. Pytanie zamknięte (jedna poprawna odpowiedź)
    Dziecko ma w kieszeni 5 groszy i 2 grosze. Ile groszy ma dziecko w kieszeni? (Odp. 7 groszy)

    B. Pytanie otwarte (więcej niż jedna poprawna odpowiedź)
    „Dziecko ma w kieszeni 7 groszy. Jakie monety może mieć dziecko w kieszeni? Przedstaw swoje myślenie w słowach, na rysunku i przy pomocy papierowych monet .”

    Pytanie B. jest pytaniem „na myślenie” w dosłownym znaczeniu tego słowa, gdyż każe uczniowi przedstawić swoje myślenie (napisać, narysować i przedstawić z wykorzystaniem pomocy dydaktycznej papierowych monet). W ten sposób uczeń uczy się dwóch bardzo ważnych rzeczy na temat „myślenia”:

    a) Moje myślenie da się przedstawić konkretnie w różnej postaci: w słowach, na rysunku lub przy pomocy fizycznych przedmiotów, jak monety.

    b) Szkoła, nauczyciel, oczekują ode mnie myślenia.

    Fakt, że pytanie B. jest również pytaniem otwartym, powoduje, że jest to pytanie na myślenie w głębszym sensie. Dziecko może znaleźć jedną odpowiedź, którą może uzasadnić operacją dodawania (5 groszy + 1 grosz + 1 grosz = 7 groszy), lub też może znaleźć dwie lub więcej możliwych odpowiedzi. Znalezienie i opisanie dwóch możliwych odpowiedzi wymaga większego wysiłku intelektualnego, niż podanie jednej odpowiedzi. Oznacza to, że każde zadanie otwarte ma tę zaletę, że pozwala wykazać się jakimś stopniem myślenia niemal każdemu uczniowi, właśnie dlatego, że jest otwarte.

    Pytanie C. jest zmodyfikowanym pytaniem B., które można wykorzystać w trzeciej klasie, lub dla uczniów zdolniejszych w pierwszej lub drugiej klasie.

    C. Pytanie otwarte (na myślenie logiczne)
    „Dziecko ma w kieszeni 7 groszy. Jakie monety może mieć dziecko w kieszeni? Przedstaw swoje myślenie w słowach, na rysunku i przy pomocy papierowych monet. Ile możliwych odpowiedzi ma to zadanie?”

    • Od kilkunastu lat prowadzę konkurs WYSPA ZAGADEK w którym pytania otwarte dają szanse dziecku na samodzielne przemyślenie swojej odpowiedzi i jednocześnie są szansą dla nauczyciela dosłownie na „wyjście ze swojego przedmiotu”.
      Dla wielu dzieci to często pierwsza samodzielna próba określenia swojej tożsamości czy wyprawa do pierwszego zaplanawania doświadczenia. Podane przykłady zadań otwartych z monetami mogą być także pierwszym takim szlifem. Nie stworzymy niczego nowego dopóki nie otworzymy naszych pytań ale i naszego umysłu. DAVID PAGE powiedział na temat uczenia matematyki: jeżeli dzieci dają błędne odpowiedzi, to dzieje się tak często wcale nie dlatego, że się mylą, bo one odpowiadają na inne pytanie i naszym zadaniem jest wykryć na jakie pytanie w istocie one odpowiadają.

  18. Bardzo mi się podoba ta dyskusja.

    Dlaczego „papierowych monet”? Czy stoi za tym głębsza myśl abstrahowania od realności fizycznej (na to chyba za wcześnie…)
    Co za problem dać im garść monet wartą dwa złote?

    Na pierwszą klasę podstawówki to zbyt wcześnie, ale z trochę starszymi (nawet dziesięciolatkiem) pobawiłbym się tez w językowa i logiczna egzegezę pytania A. Takich wprawek z logiki bardzo brakuje w szkole. Nawet dorośli ludzie często wpadają w pułapki wynikające z niezrozumienia zdań, albo ze świadomej manipulacji, wprowadzonej przez autora wypowiedzi.

    Co to znaczy, że ma „5 groszy i 2 grosze”?

    1. Że ma pięciogroszówkę i dwugroszówkę?
    Ma więc te dwie monety, ale nie wiemy, czy poza tym ma jakieś „grosze”.

    2. Że sięgając do kieszeni może wyjąć z niej pięć „groszy”. I może też wyjąć dwa „grosze”?
    Ma więc w kieszeni dowolna liczbę „groszy” większą równą pięciu.

    3. Czy zdanie: „dziecko ma 5 groszy i 2 grosze” oznacza, że nie ma żadnych innych monet?

    etc.

  19. mazylinska Post author

    @ Marcin i Xawer

    Marcin pisze: „Jedna fajna rzecz wynika z tych dyskusji – widać wyraźnie jak bardzo edukacja jest związana z gospodarką, polityką społeczną czy karną.”
    Xawer pisze: „Nie da się wyłączyć z dyskusji o edukacji sporu ideowego i sporu o fundamentalne założenia państwa i ich przełożenie na system prawny, w tym i dyskusji o wolności indywidualnej i prawie do dbania o swoje dzieci bardziej niż o szczęście powszechne.”

    Więc już wiemy, że dyskutując o edukacji, nie można ograniczać sie do samej edukacji. Dyskusja o celach również musi uwzgledniać aspekty wychodzace daleko poza edukację.
    kto więc powinien współdecydować o celach realizowanych w dzisiejszych szkołach? Pracodawcy? Rodzice? Ktos jeszcze?
    Marcin chciałby, żeby szkoły wyrównywały szanse i budowały wspólnotę, Xawer to skrajny indywidualista, więc stawia na indywidualizm i wolność.
    Co ciekawe, dzisiejsze szkoły nie realizują żadnego z tych celów.

  20. Marzeno, jakie prawo do stawiania celów Twojemu dziecku ma właściciel firmy budowlanej – największy pracodawca w miasteczku?
    Oczywiście – potraktuj „miasteczko” jako symbol, podpisz pod nim nawet całą Polskę.

    Wyłącznie same dzieci mają takie prawo (a póki są małe – ich rodzice czy prawni opiekunowie, działający w domniemaniu najlepszej woli i staranności).

    I nie chodzi tu o mój indywidualizm, tylko o oś-świeceniowy fundament obywatelskiego państwa prawa z jego millowską definicją wolności.
    Amerykańska Deklaracja Niepodległości (również oś-świeceniowa) gwarantuje każdemu prawo do podążania za szczęściem (Pursuit of Happines) i zobowiązuje państwo do obrony tego fundamentalnego prawa obywatelskiego, ale nie nakłada na państwo obowiązku uszczęśliwienia każdego.

    Oświata i oświecenie mają nie tylko wspólny żródłosłów, ale i wspólną proweniencję filozoficzną. Zwłaszcza Edukacja Obywatelska, u której gościmy, powinna ten fundament uznawać również za swój własny. „Obywatelskość” oznacza szanowanie praw obywatelskich, a w tym podstawowego prawa każdego człowieka do decydowania w swoich własnych sprawach.

    Wiesław mówi o „szacunku i dialogu”, ja mam podejście minimalistyczne, wystarczyłby mi szacunek, a dialogu tylko tyle, ile jest naturalną pochodną tego szacunku. Ten szacunek do ucznia każe przyznawać mu podmiotowość, a nie dyskutować ponad jego głową z pracodawcami i kimś jeszcze jak ustawić tę taśmę produkcyjną, przetwarzającą noworodki w proli roboczych.

    Nie ma mowy o jakimkolwiek szacunku dla człowieka, jeśli ktokolwiek poza nim samym definiuje jego cele.

    W polskim (i niemal wszystkich innych) porządku prawnym rodzice są uprawnieni do składania deklaracji woli w imieniu małoletnich dzieci. Uznajmy to prawo. Wyłącznie oni mogą za to dziecko decydować. A jeśli niektórzy z nich tymi decyzjami działają na szkodę swoich dzieci, to niech sąd odbierze im prawa rodzicielskie.

  21. EwaM

    Jakie litery są równocześnie liczbami? (Temat dotyczący rzymskiego zapisu liczb)

  22. Ania Sz. Ania deOS gr.II

    Witamy, Po przeczytaniu dość licznej ilości komentarzy, chcemy zwrócić uwagę że nie trzeba od razu snuć nie wiadomo jak wielkich planów w stronę zmian w naszej polskiej edukacji. Niech zachętą do zmian, będzie zrozumienie przez jak największą ilość nauczycieli istotę pytań kluczowych. Obie jesteśmy nauczycielkami wychowania przedszkolnego i obie stosujemy metodę projektu, której formę wyjściową stanowią właśnie tego typu pytania. Jesteśmy naocznymi świadkami tego, jak „nasze” dzieci otwierają się na poznawanie świata ale to nie wszystko. Pytania te, wzbudzają także większą ciekawość w dziecku co powoduje, także stawianie kolejnych pytań. Piszecie Państwo na blogu o zmianach ekonomicznych i politycznych naszej gospodarki, a przecież nie wszystko od tego zależy. To jak prowadzone są nasze dzieci, zależy w głównej mierze od nas samych czyli nauczycieli. Stawianie pytań otwartych nie wymaga przecież żadnych nakładów finansowych i nikt nam tego nie zabrania. Może czas na refleksje…….

  23. Daria- PPiW

    Uczę języka angielskiego w klasach I-III. Każde zajęcia zaczynam zapisaniem tematu na tablicy.Każdy nowy temat zaczynam dyskusją a uczniowie sami zadają mi pytania..czy źle robię?

    • Marzena Żylińska Post author

      Jeśli uczniowie potrafią po angielsku dyskutować, to robi Pani wszystko bardzo dobrze! Większość polskich uczniów potrafi tylko uzupełniać luki w zeszytach ćwiczeń, ale mówić nie potrafią.

  24. „Niech zachętą do zmian, będzie zrozumienie przez jak największą ilość nauczycieli istotę pytań kluczowych. Obie jesteśmy nauczycielkami wychowania przedszkolnego i obie stosujemy metodę projektu, której formę wyjściową stanowią właśnie tego typu pytania. Jesteśmy naocznymi świadkami tego, jak „nasze” dzieci otwierają się na poznawanie świata ale to nie wszystko. Pytania te, wzbudzają także większą ciekawość w dziecku co powoduje, także stawianie kolejnych pytań.”

    Chciałbym usłyszeć/przeczytać ten tekst z jedną modyfikacją: żeby zamiast „wychowania przedszkolnego” było – „szkoły podstawowej”, lub „gimnazjum”, lub „liceum”. Czy jest to możliwe ?

  25. Justyna M gr.1

    Jeżeli chodzi o ten artykuł, to się zgadzam z autorem tekstu. Ponieważ poprzez wielokrotne pytania wynikające z ust dzieci, dzieci mogą zdobywać wiedzę na różne zagadnienia oraz uczyć się wiele ciekawych rzeczy otaczających się dookoła nich. Poprzez zadawanie pytań dzieci stają się aktywniejsze na lekcji, skupiają uwagę co do nich mówi nauczyciel i cieszą się że mogą uczestniczyć w lekcji. Nauczyciel powinien tak sprecyzować pytania, aby dzieciom łatwo było na nie odpowiedzieć.

Reply to Marcin Zaród CANCEL?

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.