Fundamentale pytanie o cele: Po co uczniowie mają czytać książki? Czego mają się nauczyć?
W ostatnim poście w tym roku chciałabym napisać coś jeszcze o roli literatury w szkole i zrobić to w oparciu i komentarze do wpisu: „Szkolne lektury a poziom czytelnictwa w Polsce”. Po pierwsze dlatego, że Wiesław Mariański, mój sąsiad z blogowiska CEO, zachęca do stawiania pytania o cele, a po drugie dlatego, że w komentarzach poruszonych zostało wiele ciekawych i wartych rozwinięcia wątków.
Ksawery Stojda napisał:
„Fundamentalne pytanie do polonistów: po co przerabia się lektury?”
Odpowiadając na to pytanie napisałam:
„Jeśli chcemy wychować małych profesorów literaturoznawstawa, to trzeba znać genezę utworu, tło historyczne epoki, typowe motywy, pierwowzory postaci, wiedzieć, jaki to gatunek literacki, ile sylab jest w jednym wersie, jakie rymy, itp. Inaczej rzecz się ma, gdy naszym celem nie jest wychowanie teoretyków literatury, ale wyrobienie nawyku czytania i umiejętności obcowania z literaturą i pokazanie, jak przyjemnym zajęciem może być czytanie i dyskutowanie o książkach. Wtedy trzeba zadbać o to, by na lekcji toczyły się ciekawe rozmowy i spory, a uczniowie uczyli się dyskutować, mądrze się z sobą spierać i bronić własnych racji. Nauczyciel chcący pokazać, że literaturę rozumieć może zwykły człowiek, powinien akceptować każdą logiczną i spójną interperetację, którą uczniowie potrafią poprzeć cytatami. Jeśli jednak chce się w uczniach wyrobić przeświadczenie, że sami swoimi rozumkami niczego nie są w stanie zrozumieć, wtedy za poprawne uznaje się standardowe banały z bryków.” W takim przypadku nie chodzi o to, by samodzielnie myśleć i interpretować utwory, ale o bezmyślne powtarzanie frazesów.
Podejście do lektur i sposób ich omawiania wpisuje się w szerszy kontekst i sposób funkcjonowania naszych szkół. Jak już pisałam, nasze szkoły są dziś mocno zbiurokratyzowane, sformalizowane i odhumanizowane, coraz trudniej rozwijać w nich indywidualizm, coraz więcej w nich schematów i rutyny. Rzutuje to nawet na podejście do sztuki. Taki model mocno utrudnia naukę, bo z badań nad mózgiem wynika, że to nie fakty, dane i daty, są tym, co nas najbardziej porusza, ale inni ludzie i ich historie. I to właśnie można znaleźć w literaturze! Wydawać by się więc mogło, że lekcje języka polskiego, już z samej natury rzeczy, powinny być przyjazne mózgowi. Skupiając się na ciekawych historiach opowiadających o ludzkich losach, uczniowie mieliby możliwość robienia tego, co wszystkim ludziom sprawia przyjemność.
W dobrych książkach świat nie jest czarno-biały, a bohaterowie nie są jednowymiarowi. To jedna z cech literatury wysokiej. Pozwala to na prowadzenie dyskusji i sporów, dzięki którym można poruszać trudne problemy, a nawet uczyć się na cudzych błędach. Choć wszyscy czytają tę samą książkę, każdy może mieć na jej temat inne zdanie, inaczej oceniać bohaterów, inaczej postrzegać problemy. To bardzo ważne, by w szkole nauczyć młodych ludzi, że świat nie jest czarno-biały, że ten sam człowiek może być w różnych sytuacjach raz dobry, a raz zły, że te same zdarzenia można patrzeć z różnych punktów widzenia W przypadku literatury wysokiej nie ma zerojedynkowych interpretacji, a podejście ośmieszone przez Witolda Gombrowicza: „Dlaczego Słowacki wielkim poetą był?”, pownno już dawno odejść do lamusa. Jednak obecne testy maturalne opierają się właśnie na zerojedynkowym kluczu. Najwyższą ilość punktów dostaje się za udzielanie najbardziej schematycznych i typowych odpowiedzi, które można znaleźć w kompendiach i brykach. Jak w takiej sytuacji powinien zachować się nauczyciel? Czy powinien zachęcać uczniów do poszukiwania własnych interpretacji i prowadzenia dyskusji – to sprawia przecież największą przyjemność, a więc powinno stanowić zachętę do sięgania po kolejne książki, czy raczej powiniem uczyć „pod testy”, czyli wymagać jedynie słuszej interpretacji, której należy wyuczyć się na pamięć.
Nauka jest efektywna wtedy, gdy jest przyjemna – pisałam już o tym wiele razy. Gdy to, co dzieje się na lekcji prowadzi do wydzielania dopaminy, człowiek dąży do powtórzenia takich doświadczeń. Szkolny kontakt z literaturą, jeśli ma otworzyć młodych ludzi na ten rodzaj kontaktu ze sztuką i wyrobić w nich nawyk czytania, powinien pokazywać, że ksiązki to przyjemność, a nie przykry obowiązek. Dlatego trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, jakie cele są dziś priorytetem? Czy chcemy przygotować uczniów do roli historyków literatury, którzy powinni znać wszystkie epoki literackie, ich przedstawicieli, najważniejsze utwory i tło historyczne, czy raczej chcemy wyrobić w uczniach nawyk czytania i przygotować ich do samodzielnego odbioru literatury.
Na cele możemy patrzeć z dwóch punktów wiedzenia:
1) deklaracji i zamierzeń,
2) efektów.
Nawet najszlachetniejsze i najbardziej wartościowe cele nic nie są warte, gdy pozostają jedynie zapisem na papierze. Na listę lektur można wpisać wszystko, ale nikogo nie można zmusić do czytania książek, których przeczytać nie chce. Uczniowie zawsze mają wybór i jak wynika z zacytowanych wcześniej badań dotyczących poziomu czytelnictwa, książek coraz częściej nie czytają. Wiele wskazuje na to, że lepiej przestać udawać, że można ich do czegokolwiek zmusić, dać im ten wybór oficjalnie i pozwolić, by z dłuższej listy wybierali te pozycje, które sami uznają za ciekawe. Przeprowadzając własną sondę pytałam znajomych uczniów o najlepsze i najnudniejsze lektury, bardzo często w odpowiedzi na oba pytania usłyszałam „Quo vadis”. Jaki płynie z tego wniosek?
Pozostaje jeszcze pytanie, czy lekcje języka polskiego powinny przygotowywać do kontaktu z literaturą jako taką, czy raczej powinny pozostać kursem historii literatury i kto powinien o tym decydować? Osoby decydujące o formule kursu języka polskiego muszą zdawać sobie sprawę z tego, że od ich decyzji zależy, czy Polacy będą chcieli czytać książki czy też nie. Może warto spojrzeć na problem lektur nie przez pryzmat zamierzonych celów, ale owoców.
Informacja dla osób zainteresowanych moją książką „Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi”
Ponieważ na rynku jest jeszcze inne wydanie „Neurodydaktyki” informuję, że prawa do mojej książki ma jedynie Wydawnictwo Naukowe UMK i tylko pod zawartymi w tej książce tezami mogę się podpisać. Za błędy zawarte w innym wydaniu, nie ponoszę odpowiedzialności. Swoim nazwiskiem firmuję jedynie „Neurodydaktykę” z pokazaną tu okładką. Jeśli ktoś chce przeczytać MOJĄ książkę, to proszę korzystać z wydania z granatowym profilem twarzy. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych stanowi, iż to autor odpowiada za treść i formę swojego dzieła. Ja miałam wpływ jedynie na formę i treść książki wydanej przez Wydawnictwo Naukowe UMK.
Kiążkę można kupić przez internet np. tu:
http://www.kopernikanska.pl/prod_193628_Neurodydaktyka_Nauczanie_i_uczenie_sie_przyjazne_mozgowi.html
Blogi Oś świata: |
tel.: 792 688 020
e-mail: kontakt(at)budzacasieszkola.pl
Odwiedź nas również na Facebooku
facebook.com/budzacasieszkola/
© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.
Z okazji nadchodzącego nowego roku życzę Pani (oraz sobie) aby wszystkie przedstawione tu postulaty kiedyś weszły w życie. Czytając/słuchając Pani wypowiedzi i zastanawiając się nad własną ścieżką edukacji jestem przekonany że ma Pani rację.
Kiedyś interesowałem się wieloma zagadnieniami które przedstawiane były w szkole. Do dziś pozostało tylko jedno z nich – najsilniejsze i obecne jeszcze zanim rozpocząłem swoją edukację.
Zapał do fizyki odebrano mi przez naukę w stylu „królik z kapelusza” (czyli „skąd wziął się ten wzór?! – pomyślało 30 uczniów.”).
Zapał do Chemii odebrano mi setkami wzorów i brakiem chociażby jednego doświadczenia.
Zapał do literatury odebrał mi polonista. Odkąd trafiłem pod „jego skrzydła” obrzydła mi cała poezja, stopniowo zaczęła spadać ilość książek które czytałem. Z codziennego czytania zszedłem do jednej książki tygodniowo. Następnie z jednej książki tygodniowo spadłem do jednej książki miesięcznie. Teraz tylko cudem jestem w stanie zmusić się do przeczytania czegoś. To, co niegdyś mnie inspirowało oraz wzbogacało mój umysł, dziś jest dla mnie niezwykle nudne i męczące.
Jakiś czas temu polonista pokazał nam „odważną pracę” swojej uczennicy sprzed wielu lat i z poprzedniego systemu. Z czasów, gdy jeszcze nie pisano „pod klucz”. Co zrobił po pokazaniu nam tej pracy?
Chyba zapomniał o niej i po kilku miesiącach przyszedł do nas z arkuszami maturalnymi. Prace sprawdzał pod względem ilości słów (ilość zamiast jakości? Co na to Ignacy Krasicki wraz ze swymi bajkami?) oraz… klucza.
Ach, jak tęsknię za moją poprzednią nauczycielką – zamiast klucza było własne zdanie, zamiast całogodzinnej tyrady o „dzisiejszej młodzieży” – zwrócenie uwagi na popełnione błędy w spokojny sposób.
Zamiast stresu („Jak ja miałem na imię?”) lekcja prowadzona profesjonalnie i spokojnie („aż chce się iść”).
Z każdym dniem nauki w szkole moje zainteresowania coraz bardziej odchodzą od zagadnień tam przedstawianych. Jednak, jak sama pani powiedziała: „Jasiu, tu nikogo nie interesuje, co ciebie interesuje…”.
Mam nadzieję że to, co utraciłem w szkole, uda mi się odkryć na nowo.
Wspomniała Pani w swoim wpisie o sposobie prowadzenia lekcji odnośnie lektur – nic dodać, nic ująć. Można jeszcze tylko wspomnieć o nadzwyczaj inteligentnych pomysłach polonistów: „wykuj kilka wierszy na pamięć i zinterpretuj je. Naucz się na pamięć kontrowersyjnego tekstu, niekoniecznie zgodnego z twoimi własnymi poglądami”.
Na zakończenie mam dla Pani dobrą nowinę.
Pośród nauczycieli „starej daty” miałem przyjemność spotkać osobę uwielbianą przez pokolenia uczniów, kochającą uczyć, traktującą ucznia jak przyjaciela – nie wroga. Nauczyciela wykształconego niezwykle dobrze nie tylko pod względem nauczanego przedmiotu, ale także samych sposobów skutecznego nauczania. Nauczyciela, który chce by uczeń rozumiał i nauczył się, a nie wykuł.
Oby tacy nauczyciele nie byli jednostkami, a szkoła stanie się wspaniałym miejscem dla przyszłych pokoleń.
Życzę wszystkim i sobie
– aby każdy dzień był świętem
– żeby niezadowolenie przekształcało się w skuteczne działanie
Somebody – Dlaczego ci nauczyciele tak robią ? Bo popycha ich do tego system. Oni zachowują się bardzo racjonalnie. Nauczyciel dostaje pieniądze za wykonywanie zadań i poleceń wymyślonych w Warszawie. On nie jest współtwórcą procesu edukacji. Jest wykonawcą-egzekutorem. Jego najważniejsze zadania, to:
– realizacja programu
– bezbłędna dokumentacja
– odpowiednia ilość i jakość ocen
– przygotowanie do matury
– wykonywanie zaleceń i poleceń
– unikanie wszelkich konfliktów
Nie widzę innego rozwiązania jak ‚szkoła autonomiczna’. Jak zrobić szkołę autonomiczną w Polsce ? Nie wiem. Trzeba o nią walczyć. Problem jest w tym, że do walki potrzeba dwóch stron. Jedną jest MEN, ale brakuje drugiej.
@Wiesław Mariański – Wiem że nie powinienem winić za to nauczycieli, jednak mimowolnie odczuwam niechęć do nich. Co widzę jako uczeń? Nauczyciela,”Egzekutora”. Nie widzę natomiast urzędników którzy program i biurokrację tworzyli. Widzę też nieraz że część z nauczycieli ma ogromną wiedzę, ale nie może nam jej przekazać. Dość popularny sytuacja w szkołach: uczniowie: „Nie rozumiemy tematu, czy możemy go powtórzyć?”
nauczyciel: „Nie, muszę zrealizować program i nie mamy czasu. Będzie kontrola i co potem zrobić…”. Gdy jest to przedmiot typu geografia czy informatyka to nie jest to aż tak wielkim problemem, ale gdy coś takiego stanie się na matematyce to jest już nadzwyczaj szkodliwe – braki z jednej dziedziny ciągną się za uczniem aż do końca jego edukacji.
somebody
Świetnie to opisujesz. Marzy mi się protest uczniów. Piszą krótki list mówiący jakiej szkoły nie chcą i jakiej szkoły chcą. Ten list „przybijają” do drzwi dyrektora, kuratora lub ministra. Jestem pewien, że taki list narobiłby sporo szumu, trzeba by tylko postarać się żeby dotarł do odpowiednich mediów.
Jest jeden problem. Gdy proponuję mojej córce – zbuntuj się, ja ciebie poprę – ona mówi: nie mam czasu, muszę uczyć się do sprawdzianu.
@ Wiesław
Właśnie, potrzeba dziś nowego Lutra, który przybiłby (dziś lepiej przykleić taśmą klejącą 🙂 swoje tezy do drzwi!!!
Jak będziemy mieć więcej nauczycieli i uczniów, którzy będą chcieli włączyć się do akcji zmieniania szkół, to ogłosimy taki dzień tez i wezwiemy wszystkich do pisania i przyklejania!!!
Już się cieszę 🙂
@somebody
Pięknie Ci dziękuję za życzenia i za komentarz!!! Dobrze to opisałeś. Jak będziemy mieć więcej uczniów chcących włączyć się w proces reformowania szkół, to będzie można zorganizować oddolny ruch. Razem z nauczycielami to będzie ogromna siła! Jeśli chcemy, by nasze marzenia się spełniły, to musimy działać. Ty możesz propagować nasze blogi wśród innych uczniów. A może chcielibyście mieć własny? Trzeba łączyć siły, bez tego ani rusz!
„Gdy proponuję mojej córce – zbuntuj się, ja ciebie poprę – ona mówi: nie mam czasu, muszę uczyć się do sprawdzianu.”
Wiesławie – nie wiń o to szkoły! Szkoła była wyłącznie sprawdzianem – czy Twoja córka ma w sobie asertywność, czy jej nie ma.
Gdybyś Ty wychowywał ją przez całe jej życie do asertywności, nonkonformizmu i krytycyzmu – żadna szkoła by tego nie była w stanie popsuć. A jeśli popsuła, to prawdziwe dorosłe życie popsułoby tym bardziej. Im wcześniej to zauważyliście, tym lepiej rokuje poprawie.
Od szkoły możemy wymagać, żeby tak, czy inaczej kształtowała dzieci z marginesu. Ale jeśli dziecko z „dobrej rodziny” (rodziny Wiesława) ma uwewnętrznioną jakąś postawę, to z pewnością nie jest ona ani winą ani zasługą szkoły!
Z pewnym opóźnieniem i ja chciałabym przyłączyć się do życzeń noworocznych … za to opóźnienie przepraszam , ale okres świąteczno-noworoczny spędzałam na marginesie cywilizacji … i byłam raczej poza zasięgiem … : – )))
Może wspólnymi siłami znajdziemy odpowiedź na słusznie przez Pana Ksawerego zadane i przez wiele osób tu rozważane pytanie:
„Po co przerabia się lektury?”
Swojej indywidualnej odpowiedzi na to pytanie szukałam bardzo długo. Przez pierwszych 20 lat pracy byłam przekonana, że ją doskonale znam. Potem nastąpił kilkuletni kryzys … a po kryzysie nowe odkrycia … : – )))
Już wkrótce ogólnopolska Noc Biologów. Przeglądałem tematy wykładów, ćwiczeń oraz warsztatów. Natrafiłem na wykład którego temat brzmi mniej w ten sposób: „Zastosowanie Neurobiologi w nauczaniu”. Będzie ciekawie.
@Wiesław Mariański – Odnośnie sprawdzianów. Mój nauczyciel historii kiedyś robił co 3-4 lekcje niezapowiedziane, 5-10min kartkówki. Uczniowie nie wiedzieli kiedy będzie sprawdzana wiedza jaką posiadają, więc uczyli się z lekcji na lekcję. Same zajęcia też były dość ciekawe.
@mazylinska – Największe nadzieję należy pokładać w klasach typu biol-chem z racji zainteresowań uczniów tam uczęszczających (czyli nie mojej). Moim zdaniem przydałaby się akcja na serwisach typu Facebook.
W ostatnich dwóch latach można było zaobserwować ile akcji zostało z jego pomocą zorganizowanych. Nie należy także bagatelizować serwisów takich jak n.p. „Wykop” czy pracy blogerów zajmujących się popularyzacją nauki. Tą stronę oraz audycję w radiu odkryłem właśnie dzięki innemu blogowi.
@somebody
A gdziei kiedy ta Noc Biologów ma się odbyć? Kto poprowadzi wykład „Zastosowanie Neurobiologi w nauczaniu”?
Czy możemy tu liczyć na relację?
@somebody
„Największe nadzieję należy pokładać w klasach typu biol-chem z racji zainteresowań uczniów tam uczęszczających” – nie należy 🙂 Sam chodziłem na biol-chema, a uczyłem się filozofii z racji zainteresowań a nie wpływu neurobiologii na uczenie się 🙂 W dodatku większość osób w tych klasach patrzy tylko na to, aby rozwiązywać jak najwięcej testów – na medycynę ciężko się dostać. A to jest zazwyczaj celem dla osób z biol-chemów.
Moim zdaniem nie powinno się uderzać do profili klasowych, ale ogólnie do szkół i ich uczniów. Właśnie przez takie serwisy jak facebook, wykop, a przypuszczam, że chwytliwa reklama w obrazkowej postaci wklejana na kwejka także mogłaby coś zdziałać.
Noc Biologów? Mniejsza o to gdzie! Kiedy?
@ Michał
Dlaczego tak jest? Gdzie leży Twoim zdaniem problem? Po stronie uczniów, nauczycieli, programu?
Po każdej ze stron. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Przyjmijmy, że mówimy o Aktywności – obojętnie czy chodzi o czytanie, zainteresowania, itd, niech ten termin obejmie wszelkie działania poza nauką do matury i sprawdzianów.
Piszę głównie w oparciu o moje doświadczenia.
Uczniowie w LO nie zawsze mają nakreślone cele. Moje zostały przekreślone po pierwszym semestrze – stwierdziłem, że biologia to jednak nie to. Ci, którzy celów nie mają (jak ja wtedy) wykazują jakąś Aktywność – czy to w konkursach, czy zgłębiając różnego rodzaju zagadnienia poza wymaganymi przez nauczycieli (ja czytałem o filozofach, moja koleżanka „pożerała” Dostojewskiego). Jednak Ci, którzy mają cel (a znaczna większość mojej klasy miała -> medycyna) skupiają się na osiągnięciu go. Jest to zupełnie naturalne: mam cel, więc motywuję się do jego osiągnięcia. Oczywiście są wyjątki 🙂
Po stronie uczniów jedynym problemem jest sztywność, zawężone zainteresowania, brak chęci do spojrzenia na coś zupełnie nowego i odrębnego.
Nauczyciele są różni. Stąd ciężko uogólniać, lecz ja bym podzielił ich na tych, którzy kochają swój przedmiot i nauczanie oraz na tych drugich. Ci „z powołaniem” potrafią nie tylko motywować i dobrze uczyć, ale także wspominają o dodatkowych możliwościach rozszerzania swojej wiedzy (moja polonistka puszczała nam Kaczmarskiego, Gintrowskiego, to dzięki niej zainteresowałem się filozofią, a później psychologią).
Niestety – nauczyciele nie są w stanie działać zbyt Aktywnie. System pozwala im jedynie nakreślać możliwości działań Aktywnych, ale nie pozwala na ich poszerzanie. Chyba, że po godzinach pracy.
Co można zarzucić nauczycielom? To co zwykle, że nie wszyscy potrafią przekazywać wiedzę, że nie wszyscy mają ją dostateczną (ekspercką w swojej dziedzinie, ale jednocześnie bardzo szeroką wiedzę ogólną!).
System to coś, co narzuca ramy na pracę i Aktywność uczniów i nauczycieli. Sam system jednak nie jest taki zły jak go widzimy. System chce nauczyć uczniów wiedzy, propaguje korzystanie z aktywnych metod i wszelką Aktywność. Jednak jest niewystarczający, ponieważ sam siebie ograniczył. Czym? Jednolitym sprawdzaniem wiedzy – zewnętrzną maturą.
Moim zdaniem główny problem Aktywności leży w zewnętrznym sprawdzaniu wiedzy, od którego zależy dostanie się na studia. Jego plusem jest to, że uczelnie nie muszą robić wstępnych testów na kandydatach (Ci to mieli w szkole, Ci nie; jego wujek wykłada, znał pytania po znajomości, ect.).
Jednocześnie matura i ograniczanie ilości godzin lekcyjnych (plus zwiększanie ilości materiału, bądź pozostawianie go w tej samej formie) zmusza nauczycieli do uczenia jedynie pod maturę. Nie ma czasu na Aktywność. Stąd uczniowie, zniechęcani przez produkt Systemu, przez brak zainteresowania szkół ich Aktywnością przestają ją podejmować.
W ten sposób znów wracamy do wiele razy poruszanego tematu – egzaminy dla chętnych, a rekrutacja na podstawie różnych egzaminów i Aktywności.
Niestety, to znów zahacza o koneksje, kumoterstwo i niesprawiedliwość.
To zbyt rozległy temat 🙂
@Autorka – Mam jedno pytanie.
Zaintrygowały mnie słowa pewnego nauczyciela, które wypowiedział podczas jednej z szkolnych akademii. Mianowicie obawiał się on wówczas, że kiedyś znikną szkoły, a kontakt z uczniem będzie wyglądał zupełnie inaczej.
Zastanawiam się, czy naprawdę wyszłoby to nam na złe? Czy nauczanie przez n.p. Skype byłoby korzystne dla ucznia czy wręcz przeciwnie? Jakie byłyby pozytywne i negatywne skutki takiej decyzji? Jakie zmiany mogłyby zajść w uczniach z pkt. widzenia psychologa czy neurobiologa?
@Michał – Noc biologów będzie 13-ego stycznia – radzę poszukać informacji na stronach miejscowych uczelni bo na niektóre zajęcia wymagają rezerwacji.
@ somebody
Myślę, że mogę odpowiedzieć na to pytanie, bo od wielu lat zajmuję się też e-learningiem i prowadzę seminaria dla nauczycieli w formule blended learning (forma mieszana: tradycyjne spotkania i e-learning). Pracujemy z platformą edukacyjną Moodle i oczywiście wykorzystujemy skypa.
Po paru latach zbierania doświadczeń nie mam najmniejszych wątpliwości, że szkoła w tradycyjnej formule, tzn. f2f jest potrzebna i nauczanie na odległośc nie może jej zastąpić. I piszę to mimo bardzo dobrych efektów pracy z Moodlem. E-learning jest doskonałym wynalazkiem, ale ja go traktuję jak protezę. Prawdziwe spotkanie, rozmowa, współpraca z innymi osobami w świecie realnym są zawsze lepsze. Ale jeśli uczestnicy szkolenia pochodzą z różnych miejscowości rozsianych po całej Polsce, to trudno jest się spotykać i jeżdzić co tydzień.
Prowadzenie zajęć z wykorzystaniem nowych technologii wymaga też dużo wyższych kompetencji od nauczyciela; nie tylko kompetencji medialnej, ale również interpersonalnej i metodycznej (e-learning wymaga zupełnie innej metodyki). Niezmiernie pracochłonne jest przygotowanie materiałów i monitorowanie wszystkiego, co dzieje się w czasie trwania kursu. Każdy uczestnik powinien dostać feedback, wsparcie, wskazówki. Godzina pracy uczniów / studentów w przypadku 10-osobowej grupy, to 3 godziny pracy dla prowadzącego. Niektórym osobom wydaje się, że e-learning jest tańszą formą nauczania. Wystarczy z materiałów zrobić pdf-y wstawić do Moodla i gotowe. Nic bardziej mylnego!
No i zostają jeszcze neurony lustrzane, które rozwijają się tylko poprzez kontakty w realnym świecie. Badania pokazują też, że uczniowie najwięcej uczą się od siebie nawzajem.
Widzę że w kilku miejscach popełniłem błędy interpunkcyjne.
Przepraszam za nie i proszę o poprawienie przez osobę z odp. uprawnieniami.
Dobranoc.
@mazylinska – Dziękuje za odpowiedź. Rozwiała Pani moje wątpliwości.
@mazylinska – Umknął mi Pani post.
Wykład z neurodydaktyki poprowadzi dr Marek Kaczmarzyk
Temat: „Neurodydaktyka praktyczna. Co neurobiologia zmieni w szkole?”.
Też mam zamiar wybrać się na ten wykład, szczególnie, że to w Katowicach, więc nie mam daleko 🙂
Somebody jeśli nie wybierasz się na kolejne wykłady, bądź zajęcia, to możemy przedyskutować ten temat po prezentacji dr Kaczmarzyka. W Katowicach będę do ok 20:45 (parę minut po 21 mam pociąg powrotny).
@Michał – Dziękuje za propozycję ale wolę nie mieszać życia „realnego” z internetem. Na wykładzie powinienem być, chyba że poprzedni się przeciągnie i się nie wyrobię 🙂
Właśnie odnalazłem w necie pewną akcję mającą na celu zwrócić uwagę społeczeństwa na fakt, że książka wiąże się z… seksem.
http://www.nieczytasz.pl/
http://www.facebook.com/nieczytasz?sk=info
Pomysł ciekawy, oryginalny i jednocześnie ekscentryczny. Osoby czytające raczej powiedzą: „Jasne! Kupno nowej książki to bardzo ważny moment. Oglądanie okładek, zapach świeżego druku i rozterki. Którą wybrać.”
Moim zdaniem osób nie-czytatych akcja raczej nie ruszy, nie wzbudzi zainteresowania, choć kto wie? Może kogoś zaintryguje.
Dziś o 20:05 na kanale 2 TVP nadawano „Historię literatury według Kabaretu Moralnego Niepokoju”. Skecze na temat lektur – dla mnie prawdziwy hit.
Świetnie przedstawione, zabawnie, pełne humoru. W szczególności Don Kichot marzący o ataku na Elektrownię atomową.
Oczywiście bez znajomości lektur ciężko byłoby oglądać, ale jednak – jak ważne jest przedstawianie lektur w ciekawy sposób!
Zastanawiam się, czy pokazanie w szkole fragmentu tego programu, zaraz po omówieniu książki, mogłoby wzbudzić w młodych ciekawość do lektur?
Kolejna próba promocji literatury (tym razem do czytania w internecie):
http://socjomania.pl/jestem-wolny-spotkajmy-sie-w-internecie/
@ Michał
Niestety nie oglądałam 🙁 Świetny pomysł, wszystko, co pomaga odejść od rutynowego, szkolnego banału jest dobre i czyni wiedzę atrakcyjniejszą. Być może Kabaret Moralnego Niepokoju pozwoli na nieodpłatne wykorzystanie tego programu w szkole? Zrobiliby wtedy duzo i dla czytelnictwa i dla siebie, bo uczniowie uczyliby się kontaktu z takim rodzajem rozrywki, a jak wiadomo modele możliwych zachowań powstają najintensywniej w dzieciństwie.
Świetny ten portal, który podałeś! Przeczytałam tam:
„W sieci pełno jest standardowych biogramów i życiorysów mistrzów i mistrzyń pióra. Dlatego ambicją akcji nie było stworzenie kolejnego serwisu informacyjnego, lecz alternatywnej wersji wiedzy podręcznikowej. Ponieważ zachęcamy do czytania w internecie – nowym medium, teksty autorów i autorek nieżyjących od przynajmniej 70 lat, musieliśmy uczynić te postaci atrakcyjnymi.”
O to właśnie chodzi i to powinna robić szkoła, zastanawiać się, jak uczynić autorów omawianych utworów atrakcyjnymi. Bo przecież byli to niebanalni, intensywnie żyjący ludzie, których życie kipiało od emocji, których na próżno szukać w podręcznikach, a które tak ułatwiają naukę. Trzeba ten portal rozpropagować!