Zabawa okiem neurobiologa
Niedocenianie roli zwykłych zabaw jest jednym z największych błędów popełnianych przez dorosłych. Zabawa nie jest stratą czasu, to właśnie wtedy dziecko najintensywniej się uczy.
Roli swobodnej zabawy nie można przecenić, bo tworzy ona fundament, na którym w późniejszych latach oparta zostanie cała konstrukcja wiedzy, w tym również wiedzy zdobywanej w szkole. Istnieje ścisły związek między doświadczeniami zbieranymi przez dziecko za pomocą zmysłów i zdolnością do abstrakcyjnego rozumowania. Rozumienie tych zależności jest niezbędne dla stworzenia środowiska umożliwiającego pełny rozwój potencjału dzieci. Profesor neurobiologii Gerald Hüther mówi, że dziecko bogate, to dziecko bogate w doświadczenia. Im więcej różnych doświadczeń, im więcej obserwacji i eksperymentów, tym większa szansa na sukces tak w szkole, jak również w życiu.
Natura wyposażyła nas w różny zmysły i każdy z nich to jedna droga prowadząca do mózgu. Inne struktury aktywne są wtedy, gdy dziecko dotyka czegoś palcami, inne, gdy obserwuje nieznane zjawiska, inne, gdy chodzi po zwalonym drzewie, próbując zachować równowagę i jeszcze inne, gdy nasłuchuje w lesie echa. Ale w każdym z tych przypadków mózg na podstawie obserwowanych zjawisk tworzy ogólne reguły. Powie ktoś, że dwulatek wrzucający do stawu szyszki, kawałki drewna i kamyki, niczego się nie uczy. A jednak jest inaczej. Dziecko na podstawie własnych obserwacji wyciąga wniosek, że niektóre przedmioty utrzymują się na wodzie, a inne toną. Czteroletnie dziecko zjeżdżające na sankach doświadcza tego, czym jest przyspieszenie, tarcie czy opór powietrza. Zauważa, że gdy położy się na sankach to jedzie szybciej, niż wtedy, gdy siedzi. Sanki nabierają szybkości, gdy wjadą na oblodzoną powierzchnię i hamują, gdy pod płozami zajdzie się piasek. Gdy w szkole, już jako uczeń, usłyszy takie pojęcia jak tarcie, czy opór, ich mózgi będą mogło nawiązać do zapisanych w mózgu doświadczeń. Właśnie ta możliwość łączenia abstrakcyjnych pojęć z wcześniejszymi fizycznymi, zmysłowymi doznaniami, ułatwia rozumienie. Intuicyjnie czuło to wielu reformatorów edukacji.
O tym, że manipulowanie przedmiotami ułatwia rozumienie wiedziała nie tylko Maria Montessori, Celestin Freinet czy Friedrich Fröbel, który uważał, że zabawa jest najwyższym stopniem rozwoju dziecka, ale również Komeniusz i Pestalozzi (uczenie się głową, sercem i ręką). Dziwić może jedynie fakt, iż wiedza dotycząca roli swobodnej zabawy w rozwoju dziecka, do dziś nie przeniknęła do edukacyjnego głównego nurtu. Szkoły i przedszkola funkcjonujące w oparciu o idee pedagogiki Montessori, czy Freineta, to wciąż jeszcze niszowe rozwiązania dla dzieci z lepiej sytuowanych rodzin. I choć dziś idee reformatorów edukacji znajdują potwierdzenie w licznych publikacjach neurobiologów, w naszych przedszkolach i szkołach dzieci wciąż jeszcze mają za mało możliwości, by swobodnie eksperymentować i poznawać świat z pomocą własnych zmysłów, a nie z pomocą werbalnego przekazu. Stworzenie środowiska edukacyjnego umożliwiającego samodzielne odkrywanie świata z pewnością jest bardziej kosztowne, niż usadzenie dzieci na dywaniku lub w ławkach i przekazywanie im wiedzy w sposób werbalny. Ale czyż nasze dzieci nie zasługują na to, by pieniądze przeznaczone na edukację, wydać na to, co to one skorzystały? W każdym przedszkolu i każdej szkole powinny być sale warsztatowe, przy każdej placówce powinny znajdować się ogrody. Szkoda, że wciąż nie chcemy przeznaczyć pieniędzy na ich stworzenie.
O zależnościach między poznawane świata za pomocą zmysłów a procesami uczenia się w najbardziej praktyczny sposób pisze polska neurobiolog Katarzyna Mitros. Jej dwie książki „Urodzony matematyk. Zabawy rozwijające zdolności umysłowe najmłodszych” i „Jak wychować geniusza przez zabawę. Dziecko twórcze i radosne” to kopalnia wiedzy i inspiracji dla rodziców i nauczycieli uczących w przedszkolach i klasach 1-3.
W książkach Katarzyny Mitros niezwykle cenne jest połączenia przykładów zabaw z komentarzem dla rodziców, który pozwoli im zrozumieć, jak aktywności dzieci wpływają na zmiany zachodzące w ich mózgach.
Po lekturze książek Katarzyny Mitros żaden rodzic, ani żaden nauczyciel z pewnością nie powie, że dziś dzieci się tylko bawiły.
Ja sama często powtarzam: Jeśli chcemy zrobić dla dzieci więcej, zróbmy mniej! Natura dała im wszystko, by mogły same odkrywać świat, ale potrzebują jeszcze opiekunów, którzy im to umożliwią.
tel.: 792 688 020
e-mail: kontakt(at)budzacasieszkola.pl
Odwiedź nas również na Facebooku
facebook.com/budzacasieszkola/
© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.
Hasło działa w dwie strony. Bardzo często słyszę od rodziców następujące słowa „po co uczyć dzieci tego czy tamtego, niech się bawią a na naukę jeszcze przyjdzie czas, jeszcze im się tej nauki odechce; po to są dziećmi żeby się bawiły”. Z tymże przez zabawę rodzice owi zwykle mają na myśli wynowywanie tych samych czynności, w tych samych miejscach, przez pierwszych 6 lat życia.
Działa to również w drugą stronę – czyli bardziej o czym traktuje artykuł – że zabawa jest traktowana jako marnotrawienie czasu (bo przecież w tym czasie dziecko mogłoby się tyyyle nauczyć).
Pokutuje tu dużo – przede wszystkim, moim zdaniem, demonizowanie nauki jako tej wymagającej, trudnej czynności, która z definicji musi być żmudna by przynosić rezultaty. A skoro zabawa jest prosta i przyjemna, to pewnie niczego nie uczy. Och jak bardzo zdziwiliby się wszyscy ci rodzice, dowiedziawszy się, że tylko „radosny” mózg jest w stanie przyswajać skutecznie nową wiedzę czy nabywać umiejętności.
I dlatego trzeba dużo mówić o roli zabawy w rozwoju dziecka. To zadziwiające, jak mało na ten temat jako społeczeństwo wiemy i ile rzeczy, w dobrej wierze, robimy źle.
Dzieci to mali odkrywcy. Codziennie się czegoś uczą, dostrzegają i zapamiętują wiele szczegółów. Zabawa jest podstawową formą działalności dziecka, Zaspokaja ona indywidualne jak i społeczne potrzeby. Pozwala mu też poznawać otaczającą go rzeczywistość i dostosowywać ją do własnych potrzeb. Wyrabia w dziecku charakter i nastawienie do świata.
Zabawa nie powinna być traktowana jako wypełniacz czasu. Powinna być kreatywna i wspierać dziecko na każdym etapie rozwoju.
Zabawa podczas lekcji, to u mnie przede wszystkim radosny przerywnik: tańczymy, śpiewamy, ostatnio nagrywamy Manekin Challenge.
Od miesiąca jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami piasku kinetycznego. Rewelacja! Pasuje do każdych zajęć. W zeszłym tygodniu klasa VI kombinowała, co trzeba było odbudować w II RP? Podsumowaniem było zadanie: wybierz najważniejszy element odbudowy państwa i zrób jego symbol i przygotuj krótką wypowiedź, uzasadniającą twój wybór. Powstały m.in.: konstytucja, uściśnięte ręce (sojusze), dzwonek, zeszyt (edukacja), złotówka (reforma waluty). Efektem była znakomita wiedza uczniów na kolejnej lekcji. Chętnie wykorzystuję metodę kolażu do tematu: Niebo (na religii). Uczniowie z kolorowych gazet wycinają to, co im się kojarzy z czymś dobrym, radosnym i przyklejają na kartce. Tak powstaje ich wyobrażenie Nieba. W klasie mamy puzzle z mapą 1939r. Na razie dzieci układają je w grupach, na czas; nie mniej kształt II RP zostaje w głowach. Na rysunkach figur damskiej i męskiej naklejamy ze szmatek, wstążek ubiory z danej epoki. Jutro w gimnazjum robimy „Kapsułę czasu”: w Ziemię może uderzyć meteoryt, możemy nie przetrwać. Trzeba potomnym zostawić 5 najważniejszych wynalazków człowieka. Które? I w jakiej formie?
Wiem, że nie są to zabawy typu doświadczalnego; takie, które są opisane na blogu. Wydaje mi się, że takie zabawy z historii to gry miejskie, np.: co roku z Koleżanką z zaprzyjaźnionej szkoły robimy Kościuszkowską Grę Miejską. Chodzimy z dziećmi na Cmentarz Powązkowski, szukając grobów, tych, o których się uczyliśmy. I mam ten komfort, że mogę uczestniczyć z uczniami w zajęciach edukacyjnych, gdzie główną metodą jest zabawa: w Domu Spotkań z Historią, Muzeum Polin, Przystanku Historia IPN, Muzeum Narodowym; a ostatnio byliśmy w Fotoplastikonie na lekcji o dawnej Warszawie. Super!
Czytamy i piszemy tu o dzieciach, tych najmłodszych i to jakby oczywiste, że one się uczą bawiąc i powinny bawić się ucząc. Nauczyciele z powołaniem to rozumieją i potrafią wykorzystać do tego każde warunki (takim przykładem jest nasza Hania). Mnie zastanawia w jakim wieku zabawa zanika z procesu edukacji, bo że tak się dzieje nie mam wątpliwości. I co wtedy z dziećmi, które w klasach młodszych dobrze się bawiły? Nagle są tego pozbawione i przestają lubić szkołę. A jeśli nadal się bawią, to w której klasie przestaną? A co ze studentami? Czy wykładowca proponujący zabawę zostanie odebrany pozytywnie czy raczej sceptycznie? Na zajęciach językowych to widzę, ale np. anatomia na wesoło? Taka myśl.
Pani Roksano,
mózg uczy się najintensywniej wtedy, gdy zapomina, że się uczy. Ja pracując ze studentami często stosowałam na seminariach metodycznych formy, które można określić jako zabawę. Podstawowym wyznacznikiem zabawy jest kreatywność i fakt, ze nikt nami nie steruje, e możemy sami decydować o tym, jak pracujemy. I zabawa daje jeszcze radość, nie ma w niej stresu, bo błąd nie jest problemem. Takie formy pracy można stosować na każdym poziomie edukacji. Jest tylko jeden problem, żeby je wymyślić, trzeba być kreatywnym 😉 A tego dzisiejsze szkoły nie rozwijają. Kreatywność to dla mnie kluczowa kompetencja w zawodzie nauczyciela.
Zabawa jest fundamentem nauki. Dziecko od najmłodszych lat uczy się w zawrotną szybkością właśnie poprzez zabawę. Dopiero później kiedy zamiast naturalnie, kierowane ciekawością bawić się wiedzą, dziecko „musi” się uczyć zaczyna się problem.
Zaczynając lekcję od słów „dziś nauczymy się” kończę ją w tym samym momencie. Gromkie „łeeee”, „nie chcemy się uczyć” rozlegało się po klasie. Natomiast kiedy te same aktywności ubieram w „zabawę”, konkurs, zadanie specjalne do wykonania sprawa wygląda już zdecydowanie inaczej. Zabawę gubimy gdzieś po drodze… W 1-3 jest ona na porządku dziennym, 4 klasa też jeszcze „ma prawo”, natomiast starszym nie wypada…
Zgdadzam się tu z Roksaną.
Spotkałam się w Gimnazjum ze stwierdzeniem „Zabawy na warsztatach są bez sensu, nic się nie nauczą, tylko się rozpanoszą. Prezentacja, pogadanka. Głupie zabawy zostaw dla podstawówki. Tu pracuje się inaczej”.
Hmm… Dlaczego zgubiliśmy sens nauki przez zabawę? Myśle, że jest tu mały problem z definicją. Nauka, to przecież zabawa. Poznajemy nowe z entuzjazmem, zainteresowaniem, ciekawością, ochotą, więc nie powinno być problemu. Ale jeśli zabawę traktujemy jako frywolne, bezcelowe działanie pozbawione sensu i kiernku, to coś w tym jest.
Sama już nie wiem… Robimy błąd w definicji, w myśleniu… A może sami trochę sobie zabraniamy się bawić „bo dorosłym nie wypada” i naszych uczniów „udorosławiamy”.
Oczywiście, że BAWIĘ się na plastyce niemal non stop 🙂 Na historii podobnie. Tworze z dzieciakami mapy z masy solnej, wykorzystuję przyprawy do określania miesjc skąd pochodzą. Buduję makiety grodów, bo chętniej i więcej zapamiętają lepiąc, niż gdyby tylko słuchali. Wykorzystuję wszystko co znajdę, bo im większy bałagam i zamęt, tym lepsza zabawa. Dla mnie też, ponieważ nie raz wychodze z zajęć upaprana.
Bardzo często na swoich zajęciach odwołuję się do doświadczeń moich uczniów, na podstawie których wspólnie wyjaśniamy różne zjawiska czy procesy. Na przykład na lekcji o skórze człowieka uczniowie wykonują zadanie, w którym z zamkniętymi oczami rozpoznają kolejne przedmioty brane do ręki – kostka lodu, piłka twarda czy miękka, szorstka gąbka, drewniany klocek itp; jest to super zabawa sprawiająca wiele radości, ale jednocześnie pozwalająca zapamiętywać jak działają receptory w skórze. Uważam, że stwierdzenie „Nauka przez zabawę ” jest ponadczasowe, sprawdza się w każdej sytuacji, w każdym wieku, na każdym etapie edukacyjnym. Dotkniesz, poczujesz, posmakujesz, zobaczysz i „zapiszesz” w swojej pamięci.
Sale warsztatowe, ogrody….marzenia (podobno niekiedy się spełniają). Swoją salę lekcyjną w dywanik, większość zabawek, gier, mikroskop wyposażyłam sama, bo niestety nawet na takie podstawowe rzeczy nie było w danym momencie pieniędzy. Pamiętam wielką akcję sprzed kilku lat sporządzania katalogów naszych życzeń, co do wyposażenia sal ( w związku z jakimś programem unijnym)- i tak naprawdę na tym się skończyło. To co otrzymałyśmy, to nie był to o co prosiłyśmy, no i były tego symboliczne ilości. No, ale może kiedyś…
W zeszłym roku , w piękny majowy dzień podreptałam do sali nauczycieli w-fu i poprosiłam o piłki do siatki. Wraz z moimi uczniami wyszliśmy ze szkoły i na boisku odbijaliśmy piłki jednocześnie powtarzając angielskie czasowniki nieregularne. Było dużo zabawy i chęci przyjęcia piłki tj. odmienienia czasownika. (czasownik podawałam ja albo osoba , która nie odbiła piłki.) Tę lekcję zrealizowałam z 2-gą klasą gimnazjum, tę lekcję uznaliśmy za udaną.
Opisując ważny dla mnie cytat z FC BUDZĄCEJ SIĘ SZKOŁY już odniosłam się do roli zabawy w procesie edukacji. Dlatego też nie chcę się powtarzać , bo myślę , że każdy z nas zdaje sobie sprawę jak wiele można nauczyć się podczas zabawy i jak można świetnie bawić się w trakcie nauki. U mnie te dwa procesy są bardzo skorelowane. Pracując w edukacji wczesnoszkolnej uważam to za bardzo naturalne. Mogłabym przytoczyć wiele przykładów codziennych zajęć… ale wspomnę o kole matematycznym na które ,( przed Halloween ) przyniosłam dynie.
Oglądaliśmy ją, ważyliśmy, mierzyliśmy obwód. Potem wykroiliśmy oczy, usta i to zważyliśmy. Odejmowaliśmy wykrojoną masę od pozostałości, obliczaliśmy wycięty procent. Następnie dynia została podzielona na połowę, później na ćwiartkę, na osiem równych części. Wykonywane czynności popieraliśmy stosownymi obliczeniami. Dzieciaki pracowały w przejęciu. Same podawały propozycje kolejnych ćwiczeń i były tak zwyczajnie zadowolone. Nieco zdziwieni byli rodzice, kiedy odbierali swoje dzieci po zajęciach z kawałkiem dyni i nożem plastikowym w ręku. W tamtym tygodniu (tuż przed dniem babci i dziadka) przynosiliśmy na zajęcia zdjęcia i po jednym ulubionym przedmiocie babci i dziadka. Później to grupowaliśmy, przeliczaliśmy i tworzyliśmy zadania w oparciu o szacunkowy wiek , wagę itp. dziadków. Tym razem rodziców zdziwiło stwierdzenie dzieci, że ” obliczaliśmy dziadków” ale jeszcze bardziej zdumiał ich fakt, że na kolejnych zajęciach wybieramy się do sklepu.
Pani Marleno,
genialne! Właśnie o to chodzi! O intensywna naukę bez jakiejkolwiek presji. dzieci pracują najintensywniej jak tylko można, uczą się, ale uważają, że się bawią, bo wszystko przebiega w miłej i radosnej atmosferze.
Moja praca opiera się na materiale przeznaczonym dla starszych dzieci/młodzieży. Jest więc bardzo” oderwana” od doświadczeń z czasów dziecięcych. I bardzo często rozbieżność między oczekiwanym a posiadanym zasobem wiedzy to dosłownie przepaść. Matematyka , która przechodzi w tym czasie w wymiar abstrakcyjny staje się dla takiego ucznia wyzwaniem nieosiągalnym.
Bywa, że uczniowie szkoły ponadgimnazjalnej nie znają tabliczki mnożenia. Po tylu latach porażek, ponowna próba nauczenia tej tabliczki jest z góry skazana na przegraną. Istnieje wewnętrzna blokada, która nie pozwala na sukces . Opracowałam szereg gier karcianych, które pozwalają na naukę tabliczki mnożenia w sposób możliwie jak najmniej dotkliwy. I to przynosi oczekiwany rezultat. A dodatkowo… świetną zabawę… I przede wszystkim działa…. na motywację, na pozytywne nastawienie, na szybkość przyswajanej wiedzy i nasze dobre relacje.
Zabawa jest super! Odniosę się do tabliczki mnożenia. Dzieciaki już w pierwszej klasie uwielbiają bawić się w „kaczki”. Siedzą w kręgu i po kolei mówią, jak ktoś się pomyli zaczynają od początku:
Jedna kaczka
z dwiema nogami
skacze do wody
plusk
klaśnięcie
dwie kaczki
z czterema nogami
skaczą do wody
plusk, plusk
klaśnięcie, klaśnięcie
itd….
uwielbiają, pomagają sobie i podpowiadają na migi kolegom, którzy się gubią, pobijają rekordy klasowe, doszli chyba do 12 kaczek ( to wcale nie jest takie łatwe). Ostatnio wymyśliliśmy, ze zrobimy pieski, potem owady i pająki. Mamy wielokrotności 4, 6, 8. Kiedy potem „na sucho” zapisujemy w zeszycie wielokrotności liczb mają uśmiechy na twarzach, potem tylko wprowadzenie znaku mnożenia i gotowe, mnożenie wcale nie jest straszne 🙂
Na początku lat 90 moja szkola zaczęła współpracować z Towarzystwem Szkół Twórczych. Udalo mi się z koleżankami wprowadzić różne innowacje. Przez sześć lat prowadziłam klasę autorską w oparciu o koncepcję pedagogiczną Freineta. Stosowałam te techniki, które mozna było przenieść na grunt polskiej szkoły. tzn.: swobodne teksty, doświadczenia poszukujące, (które pozwalają dziecku pełnić rolę badacza, odkrywcy i małego naukowca), żywy teatr, gazetkę, korespondencję. Było to dla mnie niezwykłe doświadczenie, ale przede wszystkim zabawa, do której dołączyki rodzice i ich przyjaciele. Do dzisiaj stosuję niektóre techniki, zwłaszcza na języku polskim i w klasach młodszych. W gimnazjum wykorzystuję program Marka Szurawskiego „Interaktywny trening pamięci”, wprowadzając m.in. łańcuchową technikę skojarzeń, albo technikę słów zastępczych. Jest to dla nich świetna zabawa, dzięki niej rozwijają wyobraźnię i tworcze myślenie, ćwiczą pamięć i mogą wreszcie pozwolić sobie na swobodę myślenia.
Nie zdarzylo mi się, żebym musiala komuś wyjaśniać istotę zabawy, albo przekonywać kogoś, w szkole czy na uczelni o wplywie zabawy na wszechstronny rozwój dziecka. Myślę, że mamy świadome społeczeństwo, Pracuję ponad 30 lat i dobrze się bawię, moi uczniowie również. Czego Wszystkim życzę. (Oczywiście po 30 latach pracy, bo teraz mam wrażenie, że bawicie się przednio.)
Pracuję z osobami zaburzonymi psychicznie i wiem, że poprzez zabawy zachęcamy nie tylko dzieci do nauki, ale i dorosłych.
W pracy z dorosłymi, co więcej ze szczególnymi potrzebami, wymagana jest doza kreatywności, ale także prostota i klarowność w metodach, sposobie przekazywanych treści,
aby dorosłe osoby zmotywowały się do pracy i nauki.
Oprócz kreatywności pożądana jest głównie osobowość i dużo empatii u prowadzącego. Pomaga to w odkrywaniu tego, czego potrzebują uczestnicy moich zajęć. Oczywiście… wszystko, co dobre i owocne wymaga wytrwałości i wiele cierpliwości i pokory, a nauka poprzez zabawę ma szansę przyczynić się do tego, że komuś zechce się po raz kolejny wstać z łóżka
i po prostu żyć.
Klimat zabawy wzmacnia poczucie przynależności i poprawia nastrój indywidualny, a także w grupie…dzięki temu uczestnicy chętniej współpracują i czują się wolni mimo słabości, czy chwilowej niemocy.
Pozdrawiam =)
Błędne pojęcie zabawy przez rodziców szczególnie ujawniło się, gdy należało podjąć decyzję o posłaniu 6 -latka do szkoły. Ci rodzice, którzy chcieli swoją pociechę wcześniej zobaczyć w ławce szkolnej argumentowali to, ze w przedszkolu to tylko zabawa i klocki, w szkole to już poważna nauka. Ale czyż zabawa nie może być poważna, a nauka zabawna???? Te kwestie nie powinny się wykluczać, a rodzicom koniec dzieciństwa kojarzy się podjęciem nauki w I klasie. A przecież to dopiero początek zabawy w naukę. Po prostu fantastyczna przygoda poznawania świata dookolnego.
Artykuł 31. Konwencji o prawach dziecka przyjętej przez Organizację Narodów Zjednoczonych w 1989 r. gwarantuje dzieciom prawo do wypoczynku i czasu wolnego, uczestnictwa w zabawach i zajęciach rekreacyjnych stosownie do wieku dziecka, oraz do nieskrępowanego uczestniczenia w życiu kulturalnym i artystycznym. Podkreślona tym samym zostaje rola zabawy w procesie prawidłowego rozwoju psychicznego dzieci. Przecież to Konfucjusz powiedział:
„Powiedz mi, a zapomnę.
Pokaż mi, a zapamiętam.
Pozwól mi zrobić, a zrozumiem”
Nie ma lepszego sposobu, by dowiedzieć się, jak poznawczo, społecznie i emocjonalnie funkcjonuje dziecko, niż wspólna gra planszowa lub zabawa. Czas spędzony razem na rozrywce pozwala zobaczyć, jak dziecko znosi porażkę i wygraną, czy rozumie, jakiego rodzaju wsparcia należy udzielić przegranemu, a jak przyjąć gratulacje. Im bardziej zróżnicowane i złożone zasady, tym więcej procesów umysłowych musi zaangażować młody człowiek, aby z sukcesem uczestniczyć w grze. Mądrzy dorośli wiedzą, że chcąc nauczyć dziecko lepiej zapamiętywać i skupiać uwagę, zwiększyć jego wiedzę i rozwinąć szkolne umiejętności, najlepiej jest posłużyć się właśnie zabawą.