Wprowadzanie kultury uczenia się – relacja z Łodzi

Znów chciałabym napisać o reformowaniu systemu edukacji, czyli o przechodzeniu od kultury nauczania do kultury uczenia się. Tym razem zamieszczam relację Zosi Wrześniewskiej z Łodzi, która na swoich lekcjach konsekwentnie wprowadza metodę edukatorium.
Zadanie nie jest proste, bo szkoła przyzwyczaiła uczniów do tego, że są obsługiwani. W kulturze uczenia się uczniowie nie tylko są na lekcjach aktywni, ale przejmują również odpowiedzialność za swój proces uczenia się. Im później następuje odejście od kultury nauczania i przejście do kultury uczenia się, tym proces ten jest trudniejszy. Ale to, co dobre jest trudne!
Zosia obiecała, że będzie regularnie spisywać swoje doświadczenia i spostrzeżenia i będzie się z nami nimi dzielić. Tę relację można potraktować jako małe badanie, ponieważ nauczycielka zastosowała ten sam sprawdzian w grupach, które pracowały różnymi metodami. Proszę przeczytać, jak wypadło porównanie wyników uczniów pracujących tradycyjną metodą i metodą edukatorium.

Zofia Wrześniewska – od 13 lat nauczyciel historii i WOS w Zespole Szkół Gastronomicznych w Łodzi, zaangażowana w idee BsS.

Od konferencji, zorganizowanej przez BsS minął już przeszło miesiąc. Miałam przyjemność prowadzić po niej warsztaty dla nauczycieli, na których dzieliłam się swoimi doświadczeniami z pracy z edukatorium. Moją pierwszą refleksją zaraz po, była obawa, czy na jednorazowym przedsięwzięciu się nie skończy. Na szczęście się nie skończyło!!! Na stronie BsS nauczyciele pisali o ogromnym zastrzyku energii, jaki otrzymali, o budzącej się w nich zmianie. Dzieje się…  Ja przygotowuję kolejne edukatoria dla moich uczniów, staram się, by zrozumieli dlaczego ważne jest odejście od kultury nauczania i przejście do kultury uczenia się. I są pierwsze efekty. Jestem już po sprawdzeniu tego, czego nauczyli się samodzielnie (przy moim wsparciu oczywiście ) i sama nie spodziewałam się, że wyjdzie aż tak dobrze. Wykorzystałam sprawdzian, który ułożyłam rok temu – dla klasy, uczonej tradycyjnymi metodami, teraz napisali go uczniowie „poedukatoryjni”. Oto wyniki:

oceny I A – 2015 (21 os.) „przededukatoryjni” I A – 2016 (20 os.)
„poedukatoryjni”
bdb 1 (5%) 2 (10%)
db 2 6
dst 6 7
dp 7 4
ndst 5 (25%) 1 (5%)

Są one dla mnie szalenie motywujące i dodające energii do dalszych działań – oznaczają bowiem, że to, co robię ma sens i moi uczniowie na tym korzystają.
Oczywiście skłamałabym, gdybym napisała jedynie o pozytywach. Są też pewne obszary do rozwoju… Nie wszyscy przyjmują nową formę uczenia się. Nawet moja osobista (wychowawcza) I klasa po pierwszym dziale z wykorzystaniem edukatorium chciała powrotu do tradycyjnej formy lekcji, jaką znają z gimnazjum. Jak to określili: „żeby tak pani dyktowała, a my będziemy pisać”. Takie lekcje są jednak nudne także dla mnie, stąd „niestety” musieli przyjąć, że ta opcja nie wchodzi w grę i docieramy się teraz z edukatorium. Trochę (na ich potrzeby) je zmodyfikowałam, bardziej kontroluję na lekcji, co robią, wspólnie podsumowujemy kolejne części – mam nadzieję, że w ten sposób wypracujemy model odpowiadający im a jednocześnie angażujący i pobudzający ich aktywność.
Problemem jest niestety to, że edukatoria to wciąż w mojej szkole rzadkość. Moje lekcje uczniowie traktują trochę jak oddech od tego, co na co dzień, przez co „odpuszczają”, trudniej im przestawić się, że to oni decydują, jak i kiedy się będą uczyć i im więcej zrobią na lekcji, tym mniej będą musieli uzupełnić w domu. Są przyzwyczajeni, że to nauczyciel wskazuje co, jak i kiedy a jak nie uważają, to przy odrobinie szczęście przesiedzą lekcję a wszystkiego nauczą się w domu. W takim modelu trwają od ponad 9 lat. Dlatego tak ważne jest, by stworzyć kompleksowo nową kulturę uczenia się od podstawówki po maturę.
Oprócz nas trzech (3 nauczycielki uczące w Zespole Szkół Gastronomicznych w Łodzi, przp. mż), przygotowujących edukatoria na konferencję, inni nauczyciele są wierni bardziej tradycyjnym formom. Mam tu na myśli przedmioty ogólnokształcące, teoretyczne. W mojej szkole (technikum) są też warsztaty, zajęcia z praktycznej nauki zawodu i tam to działa – uczniowie pracują w różnych grupach wiekowych (są bowiem łączone klasy: np. II z III), uczniowie przez praktykę poznają swój przyszły zawód. Skoro to działa tam, skoro działa na moich lekcjach, to moim marzeniem jest, by działało na wszystkich. Stąd podobne warsztaty do tych ze SP 81, zorganizowałam też dla grupy nauczycieli w swojej szkole. Do naszej trójki, dołączyło kolejnych 10 belfrów – mam nadzieję, że spróbują czegoś nowego. W trakcie warsztatów wymieniliśmy doświadczenia, okazało się, że metodę otwieraczy (pytań otwierających, których celem jest przyciągnięcie uwagi uczniów) stosują także inne nauczycielki, matematyczki podawały przykład reklam banków, które kuszą klientów wysokim oprocentowaniem. Nasi uczniowie na matematyce zastanawiają się, który kredyt jest najlepszy i zanim się obejrzą rozwiązują zadania z %:)
Wiem jednak, że im intensywniej będziemy wymieniać się doświadczeniami, spotykać, wzajemne inspirować, tym większa szansa, że zmiana w polskiej szkole będzie większa, głębsza, trwalsza. Stąd tak ważne, żeby idee BsS stale rozszerzać i podgrzewać edukacyjną atmosferę!

Comments ( 7 )
  1. Aleksandra

    Dobrze jest czytać, że w publicznych szkołach też są podejmowane takie działania. Jest to tym bardziej wiarygodne, że we wpisie jest mowa o lekcji historii w szkole gastronomicznej – a więc ani „elytarne liceum” ani uczniowe, po których można by oczekiwac pasji do historii.
    Mam kilka pytań, jako całkowity laik. Jak uczniowie godzą się z faktem, że po ciekawej i aktywizującej pracy w formie edukatorium muszą jednak napisać cos tak typowego jak test, i to na ocenę? W ogóle szczególnie trudne wydaje mi się połączenie tych dwu rzeczywistości: nauki odchodzącej od konwencjonalnych, blokujących uczenie się metod i konieczności sprawdzenia wyników w tradycyjnej formie testu czy klasówki na ocenę. A jak mentalnie radzi sobie z tym nauczyciel? Czy to nie odbiera satysfakcji z uczenia?
    Druga sprawa to temat poruszony już przez Autorkę, czyli jak przekonac uczniów do aktywnej formy pracy, czyli do przejęcia odpowiedzialności za swoją naukę, kiedy mówimy o szkole średniej, w której mamy uczniów już „zepsutych” przez lata pasywnej, nudnej nauki „pod sprawdzian i zaliczenie”. To chyba najtrudniejsze – w klasie będzie kilkoro, którzy świetnie się wpasowali w tradycyjny system szkolny z jego opresyjnością, umieją go „obsługiwać” i się w nim poruszać. Co za tym idzie, jako tzw „dobrzy uczniowie” wcale nie muszą przejawiac entuzjazmu do innowacji. Będzie też grupa takich, którzy się nie wpasowali, ale lata przykrych doświadczeń pozbawiła ich jakiejkolwiek nadziei na zmianę i wiary w to, że w szkole mogą się dobrze czuć.
    Ponieważ w szkole średniej mówimy już o „prawie dorosłych”, więc zastanawiam się, na ile i w jaki sposób nauczyciel ma jeszcze „supermoce”, aby taką dorosłą młodzież wychować w kierunku pasji do zdobywania wiedzy.

  2. Marzena Żylińska Post author

    Pani Olu,

    bardzo trafnie scharakteryzowała Pani postawy uczniów. Rzeczywiście, wprowadzanie nowych metod na wyższych etapach jest dużo trudniejsze, bo uczniowie są już przyzwyczajeni do pasywnej roli i do tego, że w szkole „są obsługiwani”.

    Pani pytania są bardzo ciekawe. Zosia widać tu dziś nie zajrzała, ale poproszę ją, że odpowiedziała na Pani pytania.

    Pozdrawiam ciepło,

  3. Zofia Wrześniewska

    Już zajrzałam i nadrabiam zaległości:)
    Oczywiście ma Pani rację, że moi uczniowie przez 9 lat tkwili już w systemie. Pisałam o tym, że tak ważne jest, by zmienić kompleksowo podejście (od podstawówki do matury). Na moją korzyść działa jednak element zaskoczenia i zaciekawienia. Dla większości to zupełnie coś nowego, nieznanego, przez zwykłą ciekawość podejmują współpracę. Natomiast moim największym problemem jest to, żeby „przestawić” ich na samodzielne myślenie i podejmowanie decyzji – tłumaczę, że im więcej zrobią sami, im więcej opracują, poszukają na lekcji, tym mniej będą mieli nauki w domu. Potrzeba jednak czasu, żeby stało się to dla nich normą. Na pewno utrudnia fakt, że takie formy uczenia się, to wciąż wyjątki:(
    Z pełną odpowiedzialnością mogę jednak stwierdzić, że moi uczniowie lubią pracę w grupach, czują się bezpieczniej i pracują. Obserwuję ich, krążę po klasie i widzę ich zaangażowanie. Tych, zerkających ukradkiem na FB nie ma więcej niż na tradycyjnej lekcji, myślę, że nawet jest ich zdecydowanie mniej.
    A co do ocen i sprawdzianów, to niestety (póki co) tkwię w obowiązującym systemie, jestem rozliczana z ocen. Mam jednak nadzieję, że to sprawa rozwojowa i z czasem uda mi się odejść od przymusu oceniania, wypracuję inny – swój system. Proszę trzymać kciuki! Najważniejsze dla mnie, by ciągle dostosowywać się do potrzeb moich uczniów, aktywizować ich, sprawić, by moje lekcje były dla nich atrakcją – stąd moje poszukiwania, rozwój – na szczęście edukatorium daje taką możliwość.

    • Marzena Żylińska Post author

      Zosiu,

      a ja myślę, że z czasem opracujemy również nowe, inne metody sprawdzania wiedzy. Ja już mam pewne doświadczenia w tym zakresie, ale nie od razu Rzym zbudowano. Trzeba nowe rozwiązania wprowadzać stopniowo. W każdym razie spostrzeżenie pani Aleksandry jest jak najbardziej słuszne. Metody pracy są z kultury uczenia się, a sprawdzian z kultury nauczania.

    • Aleksandra

      Dziękuję bardzo za odpowiedź. Temat mnie naprawdę intryguje, szczególnie w kontekście starszej młodzieży, bo sama już taką mam na stanie. W dodatku ja byłam własnie taka uczennicą, która świetnie nauczyła sie obsługiwac system, w związku z tym nie przemęczając się uzyskiwałam dobre wyniki i spokój. Pół biedy o tyle, że środowisko, w jakim rosłam, obfitowało w zachęty do nauki i poszerzania horyzontów, z czego korzystałam. Szkoła w moim nastoletnim światopoglądzie to było coś „obok” nauki, z czym trzeba sobie poradzić jak najmniejszym kosztem, żeby miec czas na prawdziwe ciekawe rzeczy. Faktycznie, większość wiedzy zdobyłam poza szkołą. Na pierwszy rzut oka to niezła sytuacja, ale tak naprawdę fatalna, tacy „dobrzy uczniowie” godzą się gładko na marnowanie 8 godzin życia dziennie.
      Stąd moje pytania własnie. Bo gdyby mi – takiej niby dobrej uczennicy – ktoś zaproponował jakieś powazne zaangażowanie się w lekcje w duchu np edukatorium, to byłabym głęboko oburzona, że ktos mi zakłóca mój spokój i prześlizgiwanie się…
      Oceny to już kompletny pat. Czasem mam wrażenie, że tak tkwimy w przekonaniu, że bez oceny (alfa)numerycznej uczeń nie będzie w stanie wiedziec, co umie, co z pewnością odbije się na jego przyszłym życiu, że zupełnie nie widzimy innych rozwiązań. Tzn. ja nie widzę, chociaż od oceniania odeszłabym od zaraz.
      Czy ja tutaj już gdzieś pisałam o pewnej szkole podstawowej, w której – wbrew przepisom chyba – na pierwszym zebraniu w 1 klasie wychowawczyni zaproponowała rodzicom, żeby jednak stosowac normalną 6-stopniową skalę, bo dzieciaczki wtedy wiedzą i rodzice też wiedzą, nad czym pracować no i szok w 4 klasie mniejszy. Chyba nie muszę mówić, że rodzice radośnie przyklasnęli (to tak a propos barier ze strony rodziców, nie tylko nauczycieli)

  4. Marzena Żylińska Post author

    Pani Olu, poruszyła Pani wiele ważnych wątków!
    Odniosę się do ostatniego tematu, czyli do rodziców, którzy chcą mieć taką szkołę, jakiej sami chodzili i do jakiej chodzili ich rodzice, dziadkowie, pradziadkowie … Co prawda pracują już w innych firmach, inaczej robią zakupy, ale … szkoła ma pozostać taka, jaka zawsze była. Takie informacje płyną ze wszystkich szkół, które próbują coś zmieniać. Opór stawiają tylko jednostki, ale to są zazwyczaj osoby bardzo zdecydowane, głośne dominujące. Myślę, że to wyzwanie na kolejne lata. Jak rozmawiać z rodzicami, którzy nie chcą w szkołach żadnych zmian, którzy stawiają na rywalizację i dla których wypełnianie zeszytów ćwiczeń i robienie testów jest nauką, a wszystko inne to marnowanie czasu. Jak z takimi osobami rozmawiać, jak ich przekonać, że dzieci mają prawo do normalnego życia?

  5. Zofia Wrześniewska

    Dla mnie, stawianie ocen jest dość niekomfortowe. Ideałem byłoby, gdybym nie musiała tego robić. Niestety na razie nie mam pomysłu, jak obejść system – choć go poszukuję i jestem otwarta na wszelkie podpowiedzi.
    Oczywiście widzę różnicę w postawie moich uczniów, którzy angażują się w edukatoryjne zadania, z chęcią podejmują ze mną dyskusję, ostatnio zorganizowaliśmy rozprawę sądową, gdzie oprócz profesjonalnego i rzetelnego przygotowania z ich strony, ujawniły się też prawdziwe talenty aktorskie. A to wszystko zwieńczone komentarzem: więcej takich lekcji! Feedback od młodzieży mam bardzo pozytywny, niestety prędzej, czy później pada pytania: „ale to na ocenę?” Nie potrafię zmienić tego sposobu myślenia. Oczywiście, rozmawiając z rodzicami, spotykam się z taką samą reakcją. Myślę, że rzeczywiście potrzeba (niestety) lat, aby zmienić nastawienie nas wszystkich: uczniów, nauczycieli, rodziców. Strasznie głęboko zakorzenione jest w nas przeświadczenie, że każde zadanie, które wykonamy trzeba ocenić i że przypisanie cyferki: 1 lub 5 nada zadaniu pewnej rangi.
    Cieszę się, że coraz więcej komentarzy wskazujących, że z oceniania najlepiej zrezygnować – jeśli chcemy zmienić system edukacji. Niestety nie wiem, jak się od niego uwolnić…

Post comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.