Minął rok mojego zaangażowania w ruch Budzącej się Szkoły. Rok intensywny w działania, w uczenie, rozwijanie moich umiejętności i kompetencji nauczycielskich. Mam nadzieję, że rok z korzyścią dla moich uczniów. Sygnały, jakie od nich otrzymuję, ewaluacja, którą zrobiliśmy na ostatnich czerwcowych zajęciach, wskazują że ten kierunek jest dla nich właściwy, że im odpowiada i dobrze czują się na moich lekcjach. Mam więc nadzieję, że uprawnione jest nazywanie mnie nauczycielem w drodze
Zastanawiam się jednak, co powstrzymuje wielu nauczycieli przed przejściem na „jasną stronę mocy”? Dlaczego wciąż wielu tkwi w tradycyjnym modelu edukacji i nie dostrzega lub nie chce dostrzec korzyści, płynących z nauczania przyjaznego mózgowi? Zbliża się koniec roku szkolnego, pora rozliczeń, deklaracji. Apeluję więc do wszystkich moich koleżanek i kolegów po fachu, by nie bali się zrobić pierwszego kroku w kierunku budzenia się, by chcieli przyjrzeć się krytycznie swojej pracy i zastanowili, co jest najlepsze dla ich uczniów. Zmiana wymaga odwagi, szczególnie jeśli przeciera się szlaki w swojej szkole. Bez wyraźnego wsparcia dyrektora, bez „zielonego światła” będzie Wam trudno, ale nie oznacza to, że jest to niemożliwe. Wiem też, że zmiana powoduje często obawy, towarzyszą jej negatywne emocje. Nie oznacza ona jednak, że do tej pory byliśmy złymi nauczycielami. Nie! Ja, swoją pracę, od zawsze starałam się wykonywać jak najlepiej. Kiedyś wydawało mi się, że to „najlepiej”, to: bycie barwnym wykładowcą, całkowite „obsługiwanie” edukacyjne ucznia i skrupulatne ocenianie. Tak przygotowały mnie do roli nauczyciela studia. A ja wykonywałam swoją pracę z pełnym zaangażowaniem. Z czasem, analizując moje relacje z uczniami, obserwując, co przynosi efekty, odkrywałam, że inne metody przyciągają uczniów: wykład, ale z dużym marginesem dyskusji, rezygnacja z obowiązkowych prac domowych na rzecz prac dla chętnych, projektów, czy zadań długoterminowych, praca w grupach. Początkowo bardziej intuicyjnie, początkowo bez wiedzy o tym, jak działa nasz mózg, ale na podstawie obserwacji moich uczniów, modyfikowałam swoje „nauczycielstwo”. Jeśli dostrzegacie analogię ze swoją drogą zawodową, to nie bójcie się zrobić kolejnego kroku. Nikt nie oceni, nie potępi Waszego dotychczasowego dorobku. Ważne, żeby uświadomić sobie, że stare metody po prostu się nie sprawdzają. Frekwencja w naszych szkołach jest coraz niższa, polscy uczniowie nie lubią szkoły. To pokazuje, że zmiany są konieczne, bo tradycyjna edukacja nie jest w stanie sprostać wymaganiom współczesnego świata.
Cieszy mnie niezwykle fakt, że obudzonych nauczycieli jest coraz więcej, że coraz częściej pojawiają się te pozytywne przykłady tego, jak wygląda szkoła, co dzieje się na lekcjach, ale niestety to wierzchołek góry lodowej.
Życząc miłych wakacji, mam nadzieję, że liczba obudzonych nauczycieli będzie stale rosła i kolejni dołączą do nas od września 2017 r. Warto! Warto dla uczniów i dla własnej satysfakcji!
A zacząć można od dobrej lektury. Ja właśnie kupiłam sobie „Kreatywne szkoły” Kena Robinsona. Na początek wakacji… Tym, którzy zaczynają swoją przygodę z budzeniem się, gorąco polecam książki dr Marzeny Żylińskiej, dr Marka Kaczmarzyka, prof. Joachima Bauera, czy „Kryzys szkoły” Jespera Juula, który kilka lat temu dał mi ogromną motywację do rozwoju i zmian.
tel.: 792 688 020
e-mail: kontakt(at)budzacasieszkola.pl
Odwiedź nas również na Facebooku
facebook.com/budzacasieszkola/
© 2015 Sofarider Inc. All rights reserved. WordPress theme by Dameer DJ.
Zamierzam obudzić moją szkołę. Zaczęłam od swoich uczniów. Teraz pozostaje „tylko” przekonać nauczycieli. Chyba mogę liczyć na poparcie dyrektora.
Pani Iwono, trzymam kciuki! Ważne, by sobie uświadomić, jaką chce się iść drogą. Uczniowie dołączą w naturalny sposób, bo to po prostu dla nich będzie lepsze. Pozostaje zarażać innych nauczycieli. Powodzenia!